Jak już pewnie wiecie Bucks zostają w Milwaukee. Wszystkie ważne i mniej ważne głosownia zostały przeprowadzone. Tajne stowarzyszenia bractw piwnych z Wisconsin podpisało cyrografy krwią kozła, napluli sobie na rękę i ubrani w czarne szaty w kazamatach swoich piwnic przypieczętowali powstanie nowej hali swojego zespołu.
Z jednej strony bardzo się cieszę, że tak zasłużona drużyna w której barwach grało tylu znakomitych zawodników nie zniknie z mapy NBA. Teraz mają jedną z najciekawszych młodych ekip i szkoda by było gdyby Milwaukee zostało pozbawione przyjemności z kibicowania zespołowi Jasona Kidda.
Z drugiej strony oszukane niegdyś w podobny sposób Seattle dalej musi czekać na kaprys komisarza dotyczący powiększenia ligi o dodatkowe zespoły. Liga bez SuperSonics nie jest już tym samym czym była wcześniej. Znakomite nazwiska czekają zawieszone w próżni by ich koszulki znalazły się pod kopułą hali w deszczowym mieście.
Dziś trochę z nostalgii, trochę z tęsknoty postaram się przedstawić Wam sylwetkę jednej z niezaprzeczalnych gwiazd Seattle SuperSonics lat 90 tych jakim bez wątpienia był Shawn Kemp.