Mam gorączkę kiedy to piszę. Nie gorączkę na NBA, nie gorączkę na to co się stało w South Beach, nie gorączkę na to co przyniesie przyszłość dla trzykrotnych mistrzów NBA.
Zwyczajnie jestem chory i leżę w łóżku. Pomiędzy łyknięciem antybiotyku, a popiciem go wodą zdałem sobie sprawę, że już tydzień nic nie napisałem.
A to źle. Bardzo źle. Może to doprowadzić do rozleniwienia i odpuszczenie sobie tego małego ołtarza mojej grafomanii.
Więc jak gorączka to Heat. Żar się leje z nieba w tropikalnym Miami. Ja się gotuję pod kołdrą. Prawie to samo. Brakuje tylko drinka z parasolką i letniej orzeźwiającej bryzy.
A! No i wczoraj pozyskali Joe Johnsona...