środa, 23 marca 2016

San Antonio Spurs: W cieniu

Prawie każdy rozpływa się nad wynikami drużyny z Oakland. Warriors wytyczyli nowe trendy jeżeli chodzi o podbój ligi. Młody kolektyw nastawiony na szybką koszykówkę szturmem zdobywa serca fanów i psuje humor reszcie ligi dodatkowo wpędza starych kibiców w białą gorączkę przez możliwość pobicia nieśmiertelnego rekordu ikonicznych Bulls.

Jednak gdzieś w cieniu tego wszystkiego stoją bohaterowie dzisiejszego tekstu, którzy również zaliczają historyczny dla swojej organizacji sezon.

Są to weterani z San Antonio. Dowcipów na temat ich wieku powstało więcej niż memów o Aleksandrze Kwaśniewskim. Pośmiać się jest zawsze zdrowo. Jedni śmieją się przez zęby z czystej zawiści. Inni śmieją się sarkastycznie tłumiąc złość, a jeszcze inni śmieją się przez łzy, a ich serca napędza strach.

Jednak jesteśmy świadkami nie tylko kolejnego świetnego sezonu w wykonaniu ekipy z Texasu, ale również na naszych oczach dokonuje się wymiana pokoleniowa w najlepiej poukładanej organizacji w lidze.



Takie fajne zdjęcie wybrałem by przyciągało uwagę. Trochę symboliczne: na pierwszym planie mamy przyszłość tej drużyny w postaci Kawhi Leonarda oraz LaMarcusa Aldridge'a. W tle majaczy przyszły członek Galerii Sław - Tim Duncan, który ma już 101 lat, ale i tak gra lepiej niż niejeden podkoszowy w lidze. Na tym właśnie polega geniusz tej organizacji, którą na wstępnie nazwałem najlepiej poukładaną w lidze. Każdy element tutaj do siebie pasuje. Starsze - jeszcze na chodzie - części są stopniowo zastępowane przez nówki sztuki, które czasami mają jeszcze gwarancję.

W czasie pisania tego tekstu mają bilans 59-11 i jeszcze 12 spotkań przed sobą. Pobicie rekordu organizacji czyli 63-19 uzyskanego w sezonie 2005-2006 jest tylko kwestią czasu. Teoretycznie zachowują jeszcze szanse na to by również pobić rekord Bulls. Musieliby wygrać wszystkie spotkania do końca sezonu. Czekać na nich będą m.in. dwa spotkania z Thunder oraz Warriors. Jak wiemy Gregg Popovich nie przywiązuje wielkiej wagi do tego co się dzieje w sezonie regularnym i prawdziwy atak przeprowadza dopiero w rozgrywkach posezonowych. Zatem całkiem możliwe, że teraz lekko wyhamuje ten rozpędzony pociąg by zawodnicy odpoczęli sobie przed PO. Dziś zaliczyli potknięcie z Hornets i dla szkoleniowca Spurs może to być znak by już teraz zjechać na bocznicę.

Ten młody trzon opierać się będzie na parze Leonard - Aldridge. Pierwszy już samym swoim usposobieniem idealnie psuje do organizacji która 5 lat temu oddała za niego George'a Hilla do Indiany w dzień draftu. Stoicki spokój i opanowanie na najwyższym poziomie idą w parze z żelazną konsekwencją. Bardzo mi tym imponuje. Teraz w dobie mediów społecznościowych, kiedy to byle kto może zostać gwiazdą, on zachowuje się normalnie i - moim zdaniem - jak na profesjonalistę przystało. Kiedy była słynna akcja oblewania się lodowatą wodą i nominowaniem innych do zrobienia tego samego wielu koszykarzy oraz ludzi powiązanych z NBA robiło z wielką radością. Zamieszczali filmy w sieci i podobno w ten sposób zbierali pieniądze na szczytny cel. Wówczas Leonard zamknął się w siłowni by być jeszcze lepszym w nadchodzącym sezonie. O ile mnie pamięć nie myli był świeżo upieczonym MVP finałów, w których zatrzymał LeBrona Jamesa. Dzięki temu dorobił się chyba najlepszej "ksywy" w środowisku: "King Slayer". Jego mobilność, zasięg ramion oraz ogromne dłonie tworzą z niego jednego z najlepszych (no dobra najlepszego) obrońcę w lidze. Zaraz rozlegną się głosy o Draymondzie Greenie, ale dla mnie to właśnie Kawhi jest nr 1.

Ktoś w San Antonio pomyślał, że miło by było gdyby do tej elitarnej defensywy dorzucił też atak. Z każdym sezonem podwyższał swoją średnią punktów. W tym zatrzymał się na 20.8 oczkach na mecz. Sesje wideo gdzie podglądał samego Michaela Jordana oraz treningi rzutowe pod okiem specjalistów dały imponujący rezultat. Kiedy piłka idzie do Leonarda ten bierze obrońcę na plecy i zaczyna się balet. Doszło już do tego, że zaczynają go podwajać, a reszta czeka łaskawie na odegranie na wolną pozycję, by podać do innego kolegi będącego na jeszcze czystszej pozycji. Tak się dzieli piłką w SAS. Ale nawet kiedy musi wykończyć akcję robi to skutecznie, gdyż trafia 50% z gry, 46% zza łuku oraz 88% z linii rzutów wolnych. Chłopak ma dopiero 24 lata i jeszcze wiele czasu na rozwinięcie się ofensywnie. Byle nie było to kosztem pogorszenia obrony jak u Jimmy'ego Butlera.

Drugi z wymienionej dwójki przyszedł w lato. Pomachał na pożegnanie Portland i wybrał pewną ofertę San Antonio. Na początku musiał się wdrożyć w system gry. Prasa przez pewien okres zastanawiała się czy aby to jest najlepszy wybór dla Spurs. Aldridge wyglądał na ospałego z widoczną nadwagą. Niczym nie przypominał tej ofensywnej maszyny, która ciągnęła Blazers przed te wszystkie lata. Jednak kiedy tryby rozruszały się na dobre i proces adaptacyjny dobiegł końca nikt nie ma wątpliwości co do tego jak ważną postacią jest i jak ważną postacią będzie LaMarcus w rotacji Popa. Rzuca mniej ale piłka odnajduje drogę do kosza zacznie częściej. Przebywa na parkiecie 5 minut mniej niż przez całą swoją karierę z wyjątkiem debiutanckiego sezonu. Statystyki spadły w porównaniu z poprzednimi sezonami, ale kiedy ogranicza się czas gry i trafia do organizacji która jest kolektywem i nie trzeba wszystkiego robić samemu to zrozumiałe. 17.9 punktów, 8.6 zbiórek, 1.5 asysta oraz 1.1 blok na mecz to jego średnie za ten sezon. Czy jeżeli w tym sezonie założy pierścień na palec ktoś będzie pamiętać, że zdobywał o 6 punktów mniej niż w sezonie poprzednim? Cytując klasyka "Nie wydaje mnie się".


"Dodatkiem" do nich miał być Danny Green. Jak to się mawia w obecnej NBA: 3&D z krwi i kości. Niestety tego 3 strasznie mało z jego strony w tym sezonie. Zrezygnował z kilku milionów dolarów od innych klubów i pozostał wierny organizacji, która go wychowała i poniekąd stworzyła. Wybrany w końcówce draftu przez Cavaliers nie zagrzał u nich miejsca. Kiedy w końcu trafił krętymi ścieżkami do SAS, zrobili z niego znakomitego obrońcę i snajpera za 3. W tym sezonie jednak nie może się wstrzelić. Dotychczasowa średnia w rzutach zza łuku wynosi 42%. Teraz jest to jedynie 37%. Jednak obrona pozostała. W ostatnim meczu na szczycie kiedy we własnej hali podejmowali Golden State Warriros wyłączył z gry Stephena Curry'ego. Mam nadzieję, że odnajdzie formę przed nadchodzącymi play-off's.

Stare ale w ciąż jare Big 3 w postaci Tima Duncana, Manu Ginobiliego oraz Tony'ego Parkera ma się świetnie. Zwłaszcza ten ostatni przeżywa mały renesans formy. Ale nie ma co się dziwić, skoro jest najmłodszy z tej trójki. Ma na liczniku 33 lata, ale w nogach pewnie z 5 więcej. Pomimo to jego gra wygląda lepiej niż sezon temu. 39 letni Timy dalej jedną z czołowych postaci tej ligi. Mając dookoła siebie tylu podkoszowych może sobie pozwolić na odpoczynek. Nie musi forsować się z silniejszymi i młodszymi rywalami. Jak to się mówi: ma czas by się zatrzymać i powąchać kwiatek. Na PO będzie gotowy w 100% i to jest kolejny plus bycia w takiej organizacji jak Spurs. Z kolei 38 letni Manu Gino wrócił po kontuzji i próbuje wdrożyć się w ponownie do gry. Może nie jest to już czołówka rezerwowych jak to bywało w latach poprzednich, ale Pop ufa mu na tyle, że daje mu pograć duże minuty. Jedni krzyczą, że to błąd i trener jest lekko stronniczy. Ja uważam, że warto mieć na parkiecie kogoś z doświadczeniem. I żeby mi ktoś zaraz w komentarzach nie wypomniał Jose Calderona z moich nieszczęsnych Knicks: nie ma porównania pomiędzy tymi dwoma zawodnikami więc ten tego...

Gdyby średnia wieku była jeszcze za niska SAS postanowiło podpisać 2 weteranów, którzy odeszli z Minnesoty. Tak o to szeregi Ostróg zasilił 39 letni Andre "Profesor" Miller oraz 32 letni Kevin Martin. Pierwszy to doświadczenie i pewna marka w lidze. Drugi to dziura w obronie, ale kiedy trzeba złoży ten swój pokraczny rzut i ukąsi z dystansu.

Tą wesołą gromadkę dopełniają Patrick Mills, który w odczuciu wielu fanów już teraz powinien być głównym rozgrywającym, a nie wsparciem z ławki. Dalej jest dwójka młodych i dobrze zapowiadających się graczy w postaci Jonathona Simmonsa oraz Kyle'a Andersona. Pierwszy to nie wybrany w drafcie twór do kształtowania przez sztab Spurs. Drugi zamknął pierwszą rundę draftu dwa lata temu i pyka sobie po 14 min w meczu. Za kilka lat mogą to być solidni zawodnicy w sam raz na ławkę. W sumie to już są...

W lato dołączył także David West. Zostawił na stole ponad 10 mln dolarów i za minimum dla weterana przyszedł wspomagać ławkę Spurs. To kolejny dowód na to, jak działa ta organizacja. Kiedy inni kłócą się i obrażają za kilka dolarów różnicy na kontrakcie, ktoś kto śmiało mógłby być wyjściowym graczem w 3/4 klubów NBA, zostawia kasę i idzie za grosze grać z ławki. Jedni powiedzą idzie za łatwym pierścieniem, ale czy w obliczu walki z Warriros, Thunder czy nawet Cavaliers w finale będzie to łatwy spacer? Raczej nie. Paliwa w baku mu jeszcze trochę zostało i np: dla takich Toronto Raptors mógłby być wisienką na torcie i MOŻE dać im finał ligi o ile duet Lowry-DeRozan znowu się nie zablokują w PO.

I na koniec tej wesołej gromadki został Boban Marjanovic. Serbski center, który podbił serca kibiców na całym świecie. Jest brzydki jak kupa po jagodach, a reakcja Psycho T na jego wygląd jest już kultowa. Na kontynencie Europejskim ma niezliczoną ilość nagród oraz tytułów. Tutaj jest gościem od grania w "garbage time" ale właśnie przez to jest o nim tak głośno. Jego przelicznik mojej ulubionej statystyki PER36 robi piorunujące wrażenie. Normalnie kręci 4.7 punkty oraz 3.2 zbiórki. Jednak kiedy podstawimy mój ukochany przelicznik wychodzi z niego potwór: 22 punkty, 15.1 zbiórek, 1.6 asysta, 1 przechwyt oraz 1.7 blok na mecz. Nic tylko po sezonie składać milionowe oferty...

A! Bym zapomniał! Jest jeszcze Boris Diaw. Ale jego status w drużynie oraz stan umysłu najlepiej opisuje poniższe zdjęcie:


Jeżeli gracz ma w swojej szafce maszynkę do espresso wiedz, że to nie są żarty.

I tak o to przedstawia się obraz tegorocznych Komandosów Popa. Z zespołami średniej klasy oraz tymi z ligowych nizin jadą jak Derek Fisher z cudzymi żonami. Mają pierwszą obronę w lidze, która dewastuje maluczkich. Jednak kiedy dochodzi do potyczki z tymi na szczycie Spurs wyglądają niezbyt przekonująco. Moim zdaniem jest to zasłona dymna trenera, który nie chce pokazać całego wachlarza przed rozgrywkami posezonowymi. Z Oklahomą mają bilans 1-1 i jeszcze 2 mecze do rozegrania. Z ziomkami wielkiego krula zakończyli potyczkę 1-1. Z obecnymi mistrzami i prawdopodobnymi przeciwnikami w finale konferencji również są 1-1 i mają jeszcze 2 spotkania do rozegrania. Wspomnę jeszcze Clippers z którymi mają bilans 2-1 oraz Raptors z którymi wygrali pierwszy mecz a na drugie starcie jeszcze czekają.

Do czego to doszło, że Raptors wymienia się jednym tchem z najlepszymi w tej lidze? To właśnie jest NBA. "To jest taniec to jest życie".

Patrząc na te wyniki nie jest źle. W swój trans wszedł Aldridge, który od końca stycznia gra znakomite zawody. Dużo krytyki spadło na Ostrogi za ostatni mecz z ekipą z Oakland. Zarzucano im, że pomimo iż Warriros byli w b2b oraz ograniczeni kadrowo, nie udało się ich pokonać jak to się mówi "z przytupem". Śmiech na sali.

Nie liczy się to, że zatrzymali Golden State na najniższej zdobyczy punktowej w tym sezonie. Nie liczy się to, że Stephen Curry oraz Klay Thompson trafili razem 2 trójki w całym meczu na 19 prób. Nie liczy się to, że zdominowali deski wygrywając 53 do 37. Nie było blowoutu więc coś w tej maszynie musi szwankować.

Ach ci znafcy. Zawsze wiedzą lepiej...

Przed nimi bardzo ciężkie zakończenie sezonu. Jak wspomniałem na początku nie martwię się o to czy pobiją rekord klubu. Zrobią to z palcem w nosie. Czeka ich kilka niewygodnych potyczek, które mogą zabrać im trochę siły. Tutaj dopatruję szansy na odpoczynek. 2 miejsce na Zachodzie mają gwarantowane. Przewagę własnego parkietu również. Na chwilę obecną nie mają kontuzjowanych graczy. Pozostaje jedynie dograć w zdrowiu RS i nie przemęczyć się zbytnio.

Gregg obiecał podczas rekrutacji Aldridge'a, że nawet kiedy Duncan zakończy karierę ten zostanie na stołku trenerskim w SAS. Teraz na dodatek został następcą Mike'a Krzyżewskiego jako HC kadry USA. Poza prestiżem i wielką odpowiedzialnością będzie mieć niczym nieskrępowany dostęp do najlepszych graczy w NBA.

Skoro o tym mowa: poszła plotka o przenosinach Ala Horforda do Spurs tego lata. Jak zwykle czekamy na jakieś potwierdzenie.

Nie będę ukrywać, że to właśnie im kibicuję w drodze po mistrzostwo. Gdyby Knicks byli w grze (hahahahahahahahaha) to wyglądałoby to inaczej, a tak niech dziadki mają coś od życia. Moja przygoda z tą organizacją była bardzo kręta. Najpierw odczuwałem zobojętnienie i wręcz nudę patrząc na ich grę. Później złość kiedy pokonali Knicks w finałach. Następnie mój gniew podsyciło odprawianie z kwitkiem Jasona Kidda i jego New Jersey Nets. Ale kiedy szał na monster dunki i widowiskową grę przemija i człowiek zaczyna się interesować bardziej taktyką i tym co się dzieje na boisku zaczyna doceniać i nawet skrycie się podkochiwać w tym co robią Spurs już od tylu lat. Wisienką na torcie była anihilacja Miami w finale 2 lata temu. Wzięli srogi odwet za porażkę i zakończyli panowanie BIG 3. A może to była klimatyzacja? Fani krula wiedzą lepiej.

Z tym cieniem w tytule może trochę przesadziłem ale mam nadzieję, że wiecie o co mi chodziło.

Oby im się!

Następny wpis będzie o Knicks. Za dużo złości we mnie kipi żebym ją tłamsił w sobie. To nie jest zdrowe i strasznie frustrujące.

Dziś muzycznie będzie klasycznie. Klasyk jak Tim Duncan: nie do zajebania!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz