poniedziałek, 8 sierpnia 2016

NBA: Podsumowanie Sezonu 2015/2016: Central Division

Podsumowań ciąg dalszy. 

Dziś powracamy z wycieczki po Pacyfiku. Wracamy w dobrym humorze, opaleni i z masą piasku w bagażach. Naszym miejscem przesiadkowym będzie samo Centrum. Jak to mawiają w Warszawskich SKMkach "City Center". Bawi mnie to za każdym razem...

Zawsze uważałem tą dywizję za coś dziwnego. Sam nie wiem czemu, ale oczyma wyobraźni widzę rednecka z Indiany z kłosem zboża w ustach. Opoja z Wisconsin z wielkim brzuchem i jeszcze większym kuflem piwa. Zahukanego mieszkańca Ohio. "Stalkera" przedzierającego się przez Detroit oraz człowieka który ma twarz usmarowaną pizzą w koszulce Michaela Jordana. 

Taki swojski klimat można by pomyśleć. Ale jest w nim coś niepokojącego, czego nie potrafię wyjaśnić. Jakiś chłód bije od tych zespołów i o ile Bucks ogrzewają moje serce, tak reszta już niekoniecznie...




Cleveland Cavaliers: Bilans 57-25 (1 miejsce na Wschodzie) 

Nie ma się co pieścić. Zaczynamy od obecnych mistrzów NBA, którzy dokonali niemożliwego i posłali na deski kolosa z milionem punktów życia. Śmierdziało od nich od samego początku sezonu. Dziwne i przepłacone kontrakty załatwiane po znajomości. Rzekome tarcia w zespole oraz ciągłe bycie na świeczniku nie polepszały wcale sprawy. Doszło do szykanowania Kevina Love'a i próby zrobienia z niego kozła ofiarnego. Następnie zwolniono z posady trenera Davida Blatta i zastąpiono go kolejnym "znajomym" LeBrona Jamesa - Tyronnem Lue, który to miał kopać dołki pod Blattem. Wszystko co działo się w Cavs - kręciło się w wokół Jamesa. A on  mają na to wywalone jak kościół na wiernych - robił swoje i nie zważał na opinię publiczną. Krzywe akcje z naciskiem na nowy kontrakt dla Tristana Thompsona, ściąganie kolegów do drużyny czy olewanie poleceń szkoleniowca to tylko początek. Ale hej! pomimo, że dalej uważam go za buca i patafiana nie można mu odmówić jednego: dalej jest najlepszym obecnie koszykarzem w lidze. Dotrzymał słowa i podarował rodzinnemu Ohio pierwsze w historii mistrzostwo ligi. Czy teraz ktoś poza hejterami monarchy i Davidem Blattem pamięta o takich niuansach? J.R Smith do tej pory podobno biega pijany i bez koszulki.

W PO mieli spacer i do finału przegrali tylko 2 spotkania. W finale dokonali rzeczy nie możliwej i uciekli spod młota oprawcy przy stanie 3-1 i ostatecznie wygrali. Czemu piszę w liczbie mnogiej, a nie o samym LBJ? Bo w przeciwieństwie do roku poprzedniego miał wsparcie, które okazało się kluczowe. Pierwszym którego powinno się pochwalić był Kyrie Irving. Rozgrywający szalał po atakowanej stronie parkietu. W RS rozegrał tylko 53 spotkania, ale w PO stawił się na wszystkie potyczki i uzbierał średnią na poziomie: 25.2 punktów, 3 zbiórek, 4.7 asysty, 1.7 przechwyt. Do tego dodał 47% z gry oraz 44% zza łuku.

Dwóch podkoszowych w postaci Kevina i Tristana też zasługuje na akapit. Pierwszy był przydatnym zawodnikiem w RS i to on wspomagał LBJ podczas absencji Irvinga. Akcje rozciągające obronę gdzie stał sobie w rogu i czekał na podanie cieszyły oko, gdyż elegancko dzielili się piłką. Jego obrona to był koszmar i wiedzieli, że w PO coś trzeba z tym zrobić. Ostatecznie zagrał jedną dobrą akcję w obronie przeciwko Stephenowi Curry'emu, który w decydującym momencie spudłował rzut. Winy odkupione...

TT z kolei był na świeczniku od czasu podpisania kontrowersyjnego kontraktu przed sezonem. Statystyki w postaci 7.8 punktów oraz 9 zbiórek nie robiły na nikim wrażenia. Od zawodników z taką ilością zer na koncie wymaga się znacznie więcej. Jednak jego pomoc w obronie i zaangażowanie w grę robią z niego cichego bohatera finałów.

I na koniec deser: Richard Jefferson po raz kolejny pokazał palec wszystkich tym - którzy uważają, że mądrość weterana jest przeceniana.

  
Indiana Pacers: Bilans 45-37 (7 miejsce na Wschodzie)

Larry Bird to jest gość. Ubzdurał sobie w głowie, że teraz jego Pacers będą grać niższym składem i będą to robić o wiele szybciej. Ma chłop swoje zasady i jak coś powie - ma to być zrobione. Niby wszyscy byli zadowoleni, ale powracający po kontuzji Paul George miał trochę inne zdanie na ten temat, kiedy musiał zagrać kilka meczy na pozycji nr 4. Gwiazda pokręciła nosem, pożaliła się w mediach jaki to jego los jest zły i przewrotny, ale kiedy przyszło do gry w RS PG13 wykręcił najlepsze statystki w karierze. Zdobywał średnio 23.1 punkty, 7 zbiórek, 4.1 asysty i blisko 2 przechwyty na mecz. W PO nawet podbił kilka zdobyczy i chyba ostatecznie przekonał się, że wizja "Legendy" nie jest taka zła jak ją na samym początku odbierał.

Jednak Frank Vogel - ówczesny trener, który można powiedzieć był kreatorem wizji Indiany jako defensywnego giganta nie do końca lubił taką szybką i chaotyczną grę. Robił dobrą minę do złej gry i starał się wprowadzać usprawnienia narzucane z siódmego rzędu gdzie siedział Prezydent klubu. Indiana w defensywie pozostała w czołówce ligi (3 miejsce) jednak atak dalej kulał (25 miejsce). Zawiódł w głównej mierze sprowadzony przed sezonem Monta Ellis, który miał się okazać fantastycznym punktującym i wolnym elektronem tworzącym sam sobie okazję do rzutu. Właśnie kogoś takiego potrzebowali by dodać do George'a Hilla, który nie potrzebował tyle piłki w rękach i mógł ją oddać Ellisowi. Ten eksperyment jednał się udał głównie przez miałką grę Monty'ego, który praktycznie nie istniał na parkiecie.

Bird próbował ratować sytuację i sprowadził do drużyny Ty Lawsona, który został zwolniony z Rockets za walenie nafty i nikły wkład w pracę na parkiecie. Miał to być świeży start dla gracza który nie tak dawno zdobywał w Denver 15 punktów i rozdawał ponad 10 asyst. Ale każdy kto był w górach wie, że tam alkohol wchodzi do organizmu inaczej niż gdziekolwiek indziej. W gorącym Houston mu się nie ułożyło, a w Indianie spotkała go kontuzja. Była to pierwsza przymiarka do szybszego rozgrywającego, który nie boi się rzucać - ponieważ jak wiemy Hilla już nie ma w Indianie i został zastąpiony przez Jeffa Teague'a. Kolejny krok do szybszej koszykówki.

Warto wspomnieć też o nabytku z draftu, który już teraz elektryzuje swoją postawą w lidze. Z 11 wyborem Pacers sięgnęli po Mylesa Turnera, który już w debiutanckim sezonie pokazał, że ma papiery na grę w obronie i potencjał w ataku. Mobilność oraz gra na półdystansie i (coraz śmielsza) na dystansie sprawia, że może okazać się ważnym ogniwem w zmianie stylu gry drużyny.

Transformacja wymagała ofiar przez co Pacers zakończyli sezon na 7 pozycji. Sparowało ich to z piastującymi drugą pozycję w tabeli Raptors. Seria zakończyła się w 7 meczach na rzecz ekipy z Kanady i była tak okropna i nużąca, że aż trudno mi do niej wracać myślami. Opisałem ją w podsumowaniu PO do którego Was odsyłam.

Po sezonie został zwolniony Vogel i oddano Hilla w zamian za Teague'a. Będzie ciekawie w Indianie w nadchodzącym sezonie...

  
Detroit Pistons: Bilans 44-38 (8 miejsce na Wschodzie)

Stan Van Gundy kontuje swoją krucjatę mającą na celu odbudowę potęgi Pistons. Udało mu się w drugim roku pracy wrócić z drużyną z Mo-Town do PO po ponad sześcioletniej przerwie. Dalej szuka idealnego ustawienia oraz odpowiednich graczy, przez co można przeoczyć ogrom pracy jaki włożył w ulepszenie drużyny. Ale czy słusznie? Cytując klasyka "nie wydaje mnie się"

Po pierwsze: znam takich co kręcą nosem na podpisanie Reggiego Jackosna, ale taki rozgrywający nadaje się idealnie do systemu SVG. Z miejsca stał się najlepiej punktującym graczem Pistons, a za cenę prawie 15 mln dolarów (za nadchodzący sezon - później jego wypłata będzie rosła o milion rocznie) można powiedzieć, że to mała kradzież. Jest czasami jeźdźcem bez głowy, ale moim zdaniem do Detroit pasuje idealnie.

Po drugie: Oddać Brandona Jenningsa, który miał jakieś "ale" na wchodzenie z ławki oraz grającego poniżej oczekiwań Ersana Ilyasowę za Tobiasa Harrisa i jego miły dla salary kontrakt jest dowodem na to, że SVG miał jakieś animozje do włodarzy Orlando i zwyczajne ich okradł. Harris z miejsca poprawił swoje statystyki grając dla Tłoków.

Po trzecie: pod jego okiem uznawany za gorszego z bliźniaków - Marcus Morris wiele razy dawał dobre minuty i sprawdził się w roli takiej oszukanej stretch foru, dając Andre Drummondowi więcej miejsca pod koszem na rozpychanie się swoim owłosionym cielskiem.

Po czwarte: wybrał w drafcie Stanleya Johnsona. Wiem, że chłopak nie pokazał nic specjalnego w czasie sezonu regularnego, ale miewał przebłyski dobrej gry. Rozegrał 73 spotkania z czego 6 zaczynał w wyjściowym składzie. Średnio przez 23 minuty na boisk zdobywał: 8.1 punktów, 4.2 zbiórki oraz 1.6 asystę. Może to niewiele, ale radzę obejrzeć starcie Pistons z Cavs w pierwszej rundzie PO. Znakomicie uprzykrzał życie LeBronowi Jamesowi. Wierzę bardzo w tego chłopaka i wierzę również w to, że SVG zadba o jego rozwój.

To sezon Piston w malutkiej pigułce. Przed jej zażyciem warto wspomnieć o potężnym początku roku w wykonaniu Andre Drummonda, który kosił zbiorki i dobitki na obydwu tablicach jak opętany. Szkoda, że wraz z dalszym trwaniem sezonu trochę przysiadł, ale miło było spoglądać na jego statystyki na poziomie 20-20.

SVG wzmocnił Pistons w czasie tego off-season i jestem bardzo ciekaw jak to wszystko się poukłada pod strzechami "The Pallace".


Milwaukee Bucks: Bilans 33-49 (12 miejsce na Wschodzie)

Koziołkom Matołkom z piwnego Wisconsin nie udało się powtórzyć sukcesu z roku poprzedniego. Z najgorszej drużyny w lidze przeistoczyli się w ekipę godną walki w PO, która w pierwszej rundzie napsuła dużo krwi Bykom z Wietrznego Miasta. Lecz to było rok temu. Brakowało wsparcia w ataku i lepszej obsady na pozycji środkowego. Kiedy Greg Monroe ogłosił, że olewa Knicks oraz Lakers i wybiera drużynę Jasona Kidda snuto plany o potędze Bucks którzy jak mogło się wydawać - pozyskali brakujący element układanki. Dziś Monroe i jego archaiczny styl gry są dostępni na handel, a w mieście produkuje się etykiety z piwem dla nowego króla.

Antek z Grecji - bo o nim jest mowa - zniszczył totalnie końcówką sezonu, ale o tym za chwilę.

Kidd próbował wsadzić uzdolnionego w ofensywie centra do swojej "ludzkiej ośmiornicy" jednak za wiele z tego nie wynikało. Ten upośledzony w defensywie klocek absorbował za dużo kolegów z drużyny, którzy musieli tuszować jego braki w obronie. Stracono na walkę z tym dobre pół sezonu. Równomiernie trwał bój na pozycji rozgrywającego. Michael Carter-Williams nie spełnił mokrych snów o nowym Kiddzie na parkietach NBA. Zamiast tego wchodził z ławki i miał swoje kilka minut chwały, jednak jego nazwisko znajduje się koło Grega na liście transferowej.

Kiedy zaczęto mówić o zmianach w klubie Kidd - jak przystało na starego cwaniaka - wyczuł, że zmiany mogą dosięgnąć i jego. Postawił wszystko na jedną kartę i oddał prowadzenie gry w ręce Giannisa - czym w moich oczach uratował się od zwolnienia. Antek do spółki z Jabari Parkerem - który po ASG na dobre pozbył się rdzy po kontuzji - stworzyli jeden z najlepszych duetów w lidze, od których nie można było oderwać oczu. Pierwszy zakończył sezon z dorobkiem 16.9 punktów, 7.7 zbiórek, 4.3 asysty, 1.2 przechwytu oraz 1.4 bloku na mecz. Po ASG kiedy to dostał do rąk piłkę z przyzwoleniem prowadzenia gry jest statystyki prezentowały się tak: 18.8 punktów, 8.6 zbiórek, 7.2 asyst, 1.4 przechwyt oraz 1,9 blok na mecz.

Parker, który wracał po ciężkiej kontuzji gdzieś do początku stycznia starał się zrzucić rdzę i nauczyć się grać w najlepszej lidze świata. Kręciło się to w okolicach 10 punktów i 4 zbiórek na mecz. Jednak od stycznia przerodziło się to w 16 punktów, 5.8 zbiórek, 2 asysty, 1.1 przechwyt na mecz. Razem z Giannisem byli znakomici w grze z kontry i to oni ciągnęli ten wózek pod koniec sezonu.

Greg Monroe na papierze prezentował się dobrze. Statystkom nie można było nic zarzucić, jednak jego nieudolność w obronie skreśla go z miejsca w dalszym egzystowaniu w szeregach Bucks. Ma ewidentną kosą z Khrisem Middletonem który jest jednym z trzech (Obok Antka i Parkera) najlepszych graczy Milwaukee, więc im szybciej się go pozbędą tym lepiej.

Kulał atak a zwłaszcza rozciąganie gry. W tym aspekcie miał pomóc wybrany w drafcie Rashad Vaughn - który na uczelni UNLV zdobywał średnio 17.8 punktów trafiając 48% z gry oraz 38% za 3. Pomimo, że rozegrał aż 70 meczy w sezonie i spędzał średnio 14 minut na parkiecie jego statystyki zamknęły się na 3.1 punktach i 1.3 zbiórce przy koszmarnych 30% z gry i 29% za 3. Niby 17 pick więc oczekiwać od niego nie można było wiele, ale niesmak pozostał.

Nie udało się awansować do PO i wyszła trochę nędza. Kidd uratował stołek oddając gałę w ręce Anta, natomiast GM Bucks - John Hammond już "uczy" swojego następcę.

Nie mogę się doczekać nowego sezonu mojej drugiej ulubionej drużyny w NBA. Pozyskali ciekawego gracza w drafcie i dokonali znakomitych wzmocnień w off-season. Niech ktoś bierze Monroe i jedziemy z koksem!


Chicago Bulls: Bilans 42-40 (9 miejsce na Wschodzie)

Nowy trener, nowe nadzieje, nowy system, stary skład, stare niesnaski, zakute łby właścicieli i głośny śmiech Toma Thibodeau. To jest takie jedno zdanie, które przychodzi mi do głowy kiedy myślę o podsumowaniu minionego sezonu.

TT został zwolniony ze stanowiska głównego szkoleniowca. On oraz zarząd mieli ze sobą "cichą" wojnę, którą w końcu postanowili przerwać włodarze zwalniając go z trenerskiego stołka. Jego miejsce zajął Fred Hoiberg, który przeszedł do NBA z uniwersytetu Iowa State i miał być kimś w rodzaju Brada Stevensa - młodego trenera, który swoim świeżym okiem odmieni losy drużyny. Jednak zamiast rewolucji i wskoczenia na wyższy poziom Byki nie awansowały do play-off's pierwszy raz od 8 lat, a na ich chaotyczną grę nie dało się patrzeć, a sami zawodnicy czasami mówili w prasie, że tęsknią za twardą ręką Toma i nie akceptują trenera-przyjaciela Freda.

Hoiberg zadanie miał bardzo proste: utrzymać defensywę na takim poziomie jaką ją zastał po objęciu klubu i poprawić atak. Jak nie trudno się domyślić obydwie rzeczy się posypały pomimo jakiś schematów w obronie jakie odziedziczył po poprzedniku oraz nie wykorzystał potencjału ludzkiego jakim dysponował w ofensywie.

Najmilej wspominam z tamtego sezonu dwójkową grę Jimmy'ego Butlera oraz Pau Gasola. Center znakomicie odnajdywał ścinającego pod kosz skrzydłowego dzięki czemu ich wspólną grę podziwiało się na kilku płaszczyznach. Butler wyrósł na lidera zespołu, co nie do końca spodobało się powracającemu w końcu w zdrowiu (66 meczy zawsze coś!) Derrickowi Rose'owi. Wyniknął pomiędzy nimi mały kwas, który jak wiemy zakończył się transferem "twarzy" Bulls do Knicks. Jimmy zdobywał średnio 20.9 punktów, 5.3 zbiórek, 4.8 asysty, 1.6 przechwyt przy 45% z gry i 31% za 3.

Wyróżnię obok Jimmy'ego wspomnianego Gasola. Wielu fanów Bulls wieszało na nim psy, ale gdyby nie on ten sezon wyglądałby jeszcze gorzej dla ekipy z Wietrznego Miasta. Joakim Noah zagrał tylko 29 spotkań. Nikola Mirotic maił gorący początek sezonu, ale później im dalej w last tym było gorzej. Wieczny rezerwowy - Taj Gibson - walczył dzielnie, ale jego starania nie mogły już pomóc rozbitej drużynie.

Z debiutantów można było pooglądać sobie wielkie oczy Bobby'ego Portisa, który miał przebłyski naprawdę fajnej gry. Jest w nim potencjał i ja na miejscu włodarzy Bulls uwolniłbym Gibsona i jego minuty przekazał na rzecz młodego skrzydłowego. Mogli to zrobić już podczas okienka transferowego, ale oddali tylko Kapitana Kirka za Justina Holidaya w trójstronnej wymianie. Wówczas jeszcze liczyli się w walce o PO i może nie chcieli przekreślać tej szansy.

Ogólnie sezon o którym powinni jak najszybciej zapomnieć, ale nadchodzący nie zapowiada się wcale lepiej...


I zostały dwie dywizje do opisania.

Jak ktoś liczy to co piszę powinien wiedzieć, że zbliżam się z ilością postów do pełnej, tłustej liczby. Pewien licznik też już dawno się przekręcił więc w następnym tekście będzie coś nowego i niespotykanego do tej pory na moim blogu. Wszystko w ramach małej celebracji jaką sobie urządzę. Ale już nie piszę nic więcej na ten temat i zostawiam Was pełnych mam nadzieję niecierpliwości!

Czekajcie a będzie Wam dane! Czy jakoś tak...

Czym się tu pożegnać? Trochę na smutno, ale mam nadzieję, że docenicie ten utwór...



2 komentarze: