sobota, 9 stycznia 2016

Indiana Pacers: Larry i jego plan...

Dokonał tego. Nie wiem jak, ale znowu tego dokonał. Jak dostajesz przydomek "Legenda" to nie ma w kij dmuchał. Popatrzył na to co się dzieje w lidze,  trochę zamieszał, trochę odpuścił, dobrze wybrał i teraz może sobie siedzieć i obserwować, ale mam nadzieję, że trzyma rękę na pulsie i jest gotowy do małych modyfikacji.

Po rocznym marazmie (bez swojej największej gwiazdy prawie weszli do PO, więc nie jeden klub chciałby mieć taką zapaść) ponowie tak poukładał klocki tak by do siebie pasowały. Oglądając ich grę można odnieść wrażenie, że czasami coś jest spasowane na siłę, ale na chwilę obecną zajmują 6 miejsce w konferencji i nie powinno to być zaskoczeniem.

Gdyby wszystko grało i buczało, pewien monarcha znowu musiałby oglądać się przez ramię podczas wspinaczki na Wschodzie.

Oczywiście, że temu co się dzieje w Pacers sprzyja kilka rzeczy, które zaraz postaram się wymienić, ale nigdy nie jest tak, że nie może być lepiej. 

Może uda mi się to podsumować...




Zanim przejdę do pana ze zdjęcia powyżej kilka słów o Larrym. Doradzałem Pacers tankowanie po tym co spotkało Paula George'a. Przemawiały za tym wszystkie znaki na niebie i ziemi. Nawet początek sezonu jakby starał się dać do zrozumienia, że powinni trochę odpuścić i przesunąć się trochę w loterii draftowej. Kontuzje Davida Westa oraz George'a Hilla dały im furtkę by to zrobić w białych rękawiczkach i na dodatek: mieć znakomitą wymówkę gdyby ktoś chciał posądzić Larry'ego Birda o pójście na skróty. Kontuzje się zdarzają. Zawsze w przypadku Hilla oraz Westa można było ich przytrzymać trochę dłużej, przegrać kilka ekstra spotkań, a później udawać szaleńczą pogoń za najlepszą 8 Wschodu, ale udawać coś w stylu Blake'a Griffina kiedy jest faulowany. 

Jak było i co postanowił wiemy. Szacunek za to i chyba już nikomu nie będę doradzał tankowania. A może tak? Bo gdy to robię, zawsze dla przyszłych "tank comanderów" dobrze się dzieje. 

Skoro już jestem przy temacie draftu, to kilka słów o ich tegorocznym wyborze jakim jest Myles Turner. Pomimo, że nie tankowali to i tak przytulili 11 wybór w pierwszej rundzie. Jegomość Turner to center, który lubuje się w blokowaniu przeciwników i podobno rzucaniu z półdystansu i za 3. Jak na razie zagrał tylko 13 meczy i to wszystkie z ławki. Powstrzymała go kontuzja i dotychczas klepie sobie piłkę przez 15 min w meczu. Rzucać za 3 jak na razie też nie rzuca, ale taki ktoś pasuje do tego co teraz się dzieje w Pacers o czym za chwilkę.

5.8 punktów, 3.8 zbiórek i 1 blok na mecz. W PER36 wygląda jeszcze lepiej: 13.8 punktów, 9 zbiórek i 2.4 bloki na mecz. Ale ta statystyka jest dla mnie do tej pory tak bezużyteczna, że przytaczam ją tylko jako ciekawostkę. Daje młodemu czas na rozwinięcie się, i wejście na stałe do pierwszego składu.

Bądźmy szczerzy: Ian Mahinmi oraz Jordan Hill to są nazwiska, które spokojnie można odesłać na ławkę i młody to może zrobić. Pytanie na ile ufa mu Frank Vogel by powierzyć mu miejsce w wyjściowym składzie? To temat na przyszłość, bo może zrodzi się mojej głowie jakieś podsumowanie debiutantów? Kto wie, kto wie...

Ale przejdźmy do meritum czyli formy rekonwalescenta PG-13. Powrócił w glorii i chwale i wszedł z miejsca na poziom MVP. Nie obyło się bez zgrzytów. Larry i Frank wymyślili sobie grę w taki oszukany small ball w którym George miałby grać na pozycji silnego skrzydłowego. Dlatego postawiono w drafcie na bardziej mobilnego Turnera i pozbyto się za frytki Roya Hibberta. Na początku był pozytywnie do tego nastawiony, wierzył w nowy plan i z pewnością nie mógł się doczekać kiedy znowu zacznie grać. Jednak też dało się wczytać między wierszami, że jednak ma co do tego wątpliwości, ale nie chce roztaczać złej energii wokół klubu. Poprzedni flirt z kilkoma meczami w sezonie pozwolił mu pozbyć się rdzy i sumienniej przepracować lato. Szczerze to nie wymagałem od niego aż takiego wkładu w grę, ale przyznaję, że pozytywnie mnie zaskoczył w pierwszych tygodniach sezonu.

Najpierw smaczek z pre-season: pierwszy mecz grali z Pelikanami i tam Paul robił co chciał z Davisem. Ale Alvin Gentry nie z takich Blake'ów Gryffinów prawie MVP robił i wysłał na idola Indiany kogoś tam bardziej mobilnego. George się zziajał, zmęczył i popłakał trochę w mediach na to, ze jednak PF to nie jest jego bajka. Vogel coś tam odpowiedział w odwecie, ale utrzymane w tonie "nie pękaj, będzie bajlando". Przyszedł 2 mecz rozgrzewkowy i zapłakany Paul trafił w pierwszej kwarcie 20 punktów. Tak o to zaczyna się historia tego sezonu.

PG-13 wszedł w sezon jak Norek do Krawczyków. Bez oporów rzucam statystykami: 24.6 punkty (najwięcej w karierze) 7.7 zbiórek (najwięcej w karierze) 3.9 asyst (drugi wynik w karierze) oraz 1.7 przechwyt (trzeci wynik w karierze). Do tego rzuca ze skutecznością 41% (co jest jego 2 od końca wynikiem w karierze) ale za to zza łuku trafia 40% (co jest jego 2 najlepszym wynikiem w karierze, ale poprzedni wynosi .409 a ten .401, ale ten pierwszy jest wyliczony tylko z 6 gier jakie rozegrał po powrocie z poprzedniego sezonu).

To może robić wrażenie, czyż nie?


Zdarzają mu się słabsze mecze, ale to są wypadki przy pracy. Trzyma pewien poziom, a co za tym idzie drużyna ma w nim ogromne wsparcie. Aż miło się go ogląda i z niedowierzaniem patrzy jak szybko doszedł do siebie po tak poważnej kontuzji.

Ale wsparcie też jest ważne, bo samumu to można co najwyżej po kumpli zadzwonić, by wygrać nie jeden, nie dwa, nie trzy... Pomoc przyszła nieoczekiwanie ze strony C.J Milesa, który rozgrywa najlepszy sezon w swojej karierze. Niby nie robi nic specjalnego, bo jego statystyki poza punktami nie przekraczają 3, ale daje ten czynnik X, który jest tak ważny w grze zespołowej i często tak niedoceniany.

Dalej mamy duet George Hill - Monta Ellis po którym - pisząc szczerze - spodziewałem się więcej. Pierwszy to dobry obrońca, który potrafi przymierzyć zza łuku oraz może grać bez piłki. Drugi to strzelec, który może ukąsić przeciwnika na kilka różnych sposobów, ale by być efektywnym musi mieć pomarańczę w rękach, ale nie zabiera jej tylko dla siebie. Monta dobrze podaje i potrafi szukać partnerów o czym świadczą jego statystki asyst w trakcie jego kariery. Ale czasami robi się z niego bezmózgiego golema, który ma tylko i wyłącznie parcie na kosz.

Oglądając kilka meczy miałem wrażenie, że obydwaj zupełnie do siebie nie pasują będąc na boisku, a wręcz czasami sobie przeszkadzają. Trochę inaczej wyobrażałem sobie ich współpracę, ale może z tej mąki będzie jeszcze chleb i Vogel trochę to w ataku poustawia.

Warto wspomnieć również jeszcze 2 nazwiska: Rodney Stuckey oraz Lavoy Allen. Pierwszy kontynuuje przyzwoita grę z ławki, którą zapoczątkował w poprzednim sezonie. Jest 5 strzelcem drużyny ze średnią 10 punktów na mecz. Strasznie jednak spadły jego średnie rzutowe.

Allen to walczak na PF, który ostatnio zaczyna grać trochę w pierwszym składzie. Wcześniej rzeźbił sobie coś tam w 76ers, ale ci bez żalu oddali go do Pacers. Jak wspomniałem gra teraz w pierwszej piątce i te jego 5.3 punktów, 5.5 zbiórek i 1.1 asysta nie wyglądają źle w ciągu ponad 21 min spędzanych na parkiecie. Powrót do większego ustawienia spowodowane jest to kontuzją C.J Milesa, ale może warto pomyśleć nad pozostawieniem takiego stanu rzeczy?

O co mi chodzi? Skoro już udowodnili, że potrafią grać nisko i wychodzi im to nawet przyzwoicie, teraz powinni się rozejrzeć za kimś pod kosz, kto nie będzie ociężałym klockiem, który zabiłby szybkie granie, ale mógłby grać jako center w small-ballu, oraz jako PF kiedy to George przechodzi na swoją nominalną pozycję. Do głowy - sam nie wiem czemu - ale przychodzi mi Markieff Morris.

Kieff wydaje mi się idealnym elementem pasującym do ich układanki. Jak wspomniałem - można go ustawić bez problemu na PF oraz w mniejszych ustawieniach na C. Dobrze gra tyłem do kosza, coś tam potrafi dorzuć z dystansu, broni przyzwoicie, walczy na tablicach oraz może grać w szybszym tempie. Takie pomieszanie energii oraz waleczności może być strzałem w dziesiątkę dla Pacers. Problemem może być jego charakter, który nie daje spokoju włodarzom Suns. Obrażony na cały świat za oddanie jego brata bliźniaka do innego klubu zniszczył chemię w Arizonie. Czy Larry po przygodach ze Stephensonem oraz Hibbertem byłby w stanie zaryzykować? Moim zdaniem powinien.

Na chwilę obecną Suns pewnie pozbyliby się go za paczkę zapałek i zestaw ręczników więc np: spadające po sezonie kontrakty Budingera oraz Jordana Hilla + jakiś pick 2 rundy mółby załatwić sprawę. Z tego co czytam inne kluby też się na niego zasadzają, a poza Pacers widziałbym go w Wizards i po chwili zastanowienia Raptors. Sam zawodnik nie popisał się profesjonalizmem po transferze brata, ale w nowej drużynie pod czujnym okiem dobrego trenera (nie piszę, że Horny jest zły, ale stracił ten zespół i jemu też by się przydał nowy start)  oraz kogoś takiego jak Bird sądzę, że by się odnalazł i chciał udowodnić na co go stać. Jego "gorszy" bliźniak jakoś odnalazł się pod SVG w Pistons i robi dobre rzeczy na boisku . Vogel mógłby idealnie wpasować Morrisa do swojego defensywnego stylu gry, a i w ataku coś mógłby dołożyć.

Hill - Ellis - George - Morris - Mahinmi to fajna s5. Idąc w mniejsze ustawienia Hill - Ellis - Miles - George - Morris też wygląda bardzo dobrze. Powrót C.J na ławkę daje im poprawę gry drugiego garnituru. Mają problem z zastępstwem dla Paula kiedy obydwaj z Milesem grają w S5. Chase Budinger nie jest odpowiedzią na ich kłopoty.

Czy pozyskanie Morrisa nie zabiłoby z miejsca szansy Turnera na grę w pierwszym składzie? To też jest temat na później, bo na razie Indiana ma w planach chyba spokojne ogrywanie rookie, a do końca sezonu mogliby sprawdzić ile warty jest dla nich Morris. 


Obydwaj panowie ze zdjęcia powyżej zbudowali coś naprawdę fajnego. Ten twór broni jak szalony co potwierdza 3 obrona w lidze. Pozwalają swoim przeciwnikom rzucać tylko 98 punktów na mecz. Atak trochę kuleje. Pacers znajdują się dopiero na 16 pozycji w lidze pod względem Off Rtg, jednak patrząc na ilość rzucanych punktów (101.9) są na 11 pozycji w lidze. Dołożenie Kieffa do tej układanki, który spokojnie mógłby robić co mecz 15/7 wydaję się sensowne. Ale pytam ponowie: czy są w stanie zaryzykować chemię w zespole?

Żeby ten nasz Larry nie był taki kryształowy wytknę mu jeden błąd: czemu nie chciał pozyskać czegoś więcej za Roya Hibberta. Gracz miał o wiele większą wartość niż to co w zamian otrzymał od Lakers. Rozumiem, że chciał się go szybko pozbyć, ale dzięki mądremu rozegraniu tej wymiany (nie koniecznie z Lakers) mógł otrzymać kogoś przyzwoitego na ławkę. Wiem, że dzięki temu i zaoszczędzonym dolarom mógł podpisać Stuckey'a Budingera oraz ostatecznie Jordana Hilla, ale coś jeszcze mógł wyszarpać.

Mam takie wrażenie, że poza ofensywnymi dokonaniami PG-13 niewiele się pisze o Indianie. Mają bardzo dobrego szkoleniowca, który kolejny sezon robi naprawdę dobrą robotę. Bez wielkich nazwisk (poza PG) potrafił zbudować drużynę, która utrzymuje się w wyścigu na Wschodzie. Mam nadzieję, że dodadzą jeszcze kogoś pod kosz i włączą się w walkę o TOP3 konferencji.

Poczekamy i zobaczymy.

Nie mam pomysłu na utwór opisujący to co się dzieje w Indianie. Pożegnam się zatem tym, czego słuchałem pisząc ten tekst.

Do następnego!



3 komentarze:

  1. Nie do końca się zgodzę, że za Hibberta mógł dostać więcej. Po pierwsze Hibbert zupełnie nie pasuje do składu LAL to raz, dwa spadający kontrakt czyli nie wiadomo czy będzie chciał zostać. Trzy 15 mln to sporo. Po czwarte Roy zupełnie nie pasował do Indiany, więc jego wartość była niewielka. Hibbert bardziej by pasował w Dallas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego zamiast łasić się do Lakers, Larry mógł zbadać rynek, a sądzę, że Cuban wolałby takiego Hibberta niż dramę z Jordanem.

      Usuń
  2. Nie dowiemy się czy nie było takich rozmów, z drugiej strony Cuban celował w jedno z najgrubszych ryb na rynku FA (choć idea Jordana zupełnie nie pasowała do koncepcji Dallas, ale to inna kwestia), bo to jakaś osobista fiksacja Cubana by ściągnąć kogoś poważnego do Dallas. Przez przypadek okazało się, że Zaza jest dobry (choć ludzie zapominają o tym, że jest w CY).

    OdpowiedzUsuń