czwartek, 28 stycznia 2016

Los Angeles Clippers: Wylane mleko i żelazne pięści

Tak siadam i nie wiem co do końca mam o tych Clippersach napisać. Z jednej strony mam masę pomysłów w tej mojej kudłatej głowie jak ugryźć ten temat, ale z drugiej strony nie mam zupełnie natchnienia i może wyjść kasza. Popularne ostatnio słowo.

Jestem zawieszony (może rozdarty?) pomiędzy tym, że mi się chce i mam motywację do naskrobania czegoś, ale z drugiej strony mógłbym otworzyć piwo, odpalić serial i poleżeć w barłogu. 

Takie samo rozdarcie obserwuję w Clippers. Niby jest dobrze, niby gramy i wygrywamy, jesteśmy tym lepszym zespołem w LA, ale jak długo można ciągnąć tą grę pozorów? 

W zeszłym sezonie nie było ławki. W lato postarano się o uzupełnienie składu, ale dało to taki sam efekt, a nawet nie wiem czy nie gorszy. Zmiennicy mięli odkupić swoje grzechy jakie nagromadziły się na ich sumieniu podczas gry w lidze. Jednak jak to ostatnio usłyszałem w jednym z seriali jakie oglądam "Stare grzechy mają długie cienie".

Ballmer spuszczaj tą kurtynę i ogarnij swoich "aktorów".




Cofnijmy się do początku tego sezonu. Popatrzmy na skład osobowy:

Jest Blake Griffin aka wielka nadzieja rudych (żart). Jest generał parkietu Chris Paul. Pozostał również w atmosferze skandalu DeAndre Jordan. Jest mój ulubiony mormon w NBA i zarazem mistrz poruszania się po zasłonach J.J Redic. Na ławce po znajomości i koneksjach siedzi Austin Rivers. Stary wiarus Jamal Crawford też przebierał nerwowo nogami na myśl o owym sezonie. 

"Baby" Davis oraz mój idol Hedo "BIG MONEY" Turkoglu zostali pożegnani. Ostatnia legitna trójka w postaci Matta Barnesa pojechała do Charlotte w zamian za Lance Stephensona. Zatem kreator i lider drugiego składu już jest. Miał otrząsnąć się po tym co się z nim stało w Hornets i powrócić do bycia "Born Ready", a to miało znaczyć mniej piłki w rękach plemnika Riversa. Z Houston na horyzoncie pojawił się ich kat z PO Josh Smith, który też ma coś do udowodnienia w tej lidze. Mieszanka iście wybuchowa więc trzeba było sprowadzić kogoś, kto samą swoją obecnością będzie wnosić spokój i opanowanie. 

Akurat tak się stało - przez zupełny przypadek - że stary znajomy Doca Riversa - Paul Pierce - postanowił pomachać na pożegnanie Waszyngtonowi i poszukać innego miejsca na koszykarską emeryturę. Czy może być lepsze miejsce do wygrzewania starych kości niż Los Angeles? Można powiedzieć, że Orlando lub Miami. Pierwsi są za młodzi i za dużo by było nauki i mało opalania zwłaszcza pod batutą Scotta Skilesa, a do drugich się nie idzie bo można dostać łatkę "idącego na łatwiznę". Ale skoro stary przyjaciel potrzebuje pomocy a jego nowy przyjaciel płaci za to przyzwoite pieniądze to czemu nie? 

Skład wypełniono Pablo Prigionim oraz Colem Aldrichem. Od sąsiadów podkupiono Wesleya Johnsona i rozpoczął się wielki marsz po dominację na Zachodzie. 

Już pierwsze mecze pokazały, że Doc (GM) miał bardzo dobre chęci i zamiary, jednak Doc (Head Coach) może nie sprostać zadaniu jakie sam sobie powierzył. Dwa nabytki w postaci Sir Lancelota oraz J-Smoova nie prezentowały się najlepiej. Pisząc bardziej dosadnie: nie prezentowali się wcale. Oczy wszystkich zostały zwrócone na Paula Pierce'a, który cieszy się słońcem i gra w kratkę. Wózek ponownie musieli ciągnąć Griffin oraz CP3 w asyście DeAndre. Z wielkiej chmury nie było deszczu. Nawet małego kapuśniaka czy mżawki. 

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że wszelkiej maści znawcy, kibice i nawet babcie na spotkaniu pod blokiem zadawali jedno pytanie: gdzie i za kogo oddadzą Jamala Crawforda i jego słynne crossy. Tak mu pakowano walizki, tak kupowano bilety, a ten po raz kolejny okazał się dobrym nabytkiem na ławkę i czasami stawał się jednoosobowym bohaterem, który wygrywał im mecze. Koledzy, którzy mięli zastąpić go w tej kwestii, siedzieli na ławce w dresie i przyglądali się temu z bezradnością. 

Jakoś się to kręci, ale niesmak pozostał.

Napisać, że te letnie zakupy się nie udały to mało. Szkoda, bo wierzyłem w odrodzenie się Stephensona jako pierwszego wchodzącego z ławki i szefa drugiego garnituru. Ma warunki oraz talent co pokazał grając w Indianie. W Hornets zrobiono za duże zamieszanie wokół tego wszystkiego, a na dodatek gra z monopolizującym piłkę Kembą Walkerem również wychodziła na minus. W Clippers miał mieć świeży start i wydawało się to sensowne wyjście. Jak do tej pory nie wyszło i chyba raczej nie wyjdzie. Od końca grudnia jego rola w zespole została ograniczona. Zagrał w 8 spotkaniach średnio po 8 min w meczu. Cienko to widzę i chyba czeka go wycieczka do Chin. Niech dzwoni do Bennetta może są jakieś specjalne bilety grupowe...

Josha Smitha już nie ma w drużynie. Kilka dni temu został oddany do Houston (ha ha ha), którzy to po jego przyjściu wygrali kilka meczy pod rząd. Po co opuszczał zespół (Rockets) w którym grał najlepszą koszykówkę od czasu odejścia z Atlanty? Doc jako powód oddania Smitha wskazał, że ten nie starał się tak jak tego od niego oczekiwano. Był dobrym kumplem w szatni (?!) oraz grał przyzwoicie, ale widać było, że zespół oraz Josh mają inne cele i takie tam standardowe pitu pitu. Dziwne to jest szczerze powiedziawszy i coś tu śmierdzi. Blake kontuzjowany, Smith dobrze dogadywał się z Jordanem pod koszem i nagle adios muchacho. Nie wiem i nie wnikam.


Karuzeli Paula Pierce'a, rekordów Prigioniego oraz przyzwoitej gry Aldricha nie chce mi się opisywać. Albo nie, słówko o "The Truth" się należy jak psu buda: mam takie wrażenie, że jemu już się nie chce grać. Sprawia wrażenie znudzonego i zniesmaczonego całą tą sytuacją. To nie jest ten sam zawodnik, który jeszcze w lato w barwach Wizards trafiał najważniejsze rzuty w starciu z Atlantą w półfinale konferencji i buńczucznie naśmiewał się z nich w mediach. Teraz wygląda jak emeryt grający najgorszy sezon w karierze. Przykro jest na to patrzeć. 

Na przymusowych wakacjach jest też Blake. W grudniu podczas meczu przeciwko Lakers nabawił się kontuzji uda i miał pauzować przez ok. 2 tygodnie. Siedział przy linii bocznej, zacieszał i zbijał piąteczki. Drużyna bez niego miała popaść w katastrofę i znacznie obsunąć się w tabeli. Jakby nie było jest to ich najlepszy gracz i trudno go zastąpić. Jednak Clippers mają wprawę w grze bez niego, gdyż podobny temat miał miejsce w poprzednim sezonie, kiedy to zawodnik postanowił poddać się operacji łokcia przed zbliżającymi się PO. Wówczas drużyna bez niego wyglądała jeszcze lepiej, a "pracujący za dwóch" DeAndre zarobił na syty kontrakt. Teraz pod jego nieobecność (licząc od feralnego meczu z Lakers) zrobili run 10 zwycięstw z rzędu. Po raz kolejny rodzi się nieśmiałe pytanie: czy on jest tam jeszcze potrzebny? Pytanie może i głupie, ale skoro drużyna gra lepiej bez swojego najlepszego gracza to jest chyba coś nie tak. Ta organizacja stoi w miejscu i jakiś wstrząs by się im przydał. Ale o tym trochę później.

Kiedy już dostał zielone światło do powrotu okazało się, że jego absencja przedłuży się jeszcze na okres od czterech do sześciu tygodni. Gwiazdor złamał palec prawej ręki podczas bójki z Matiasem Testiego - pracownikiem zespołu odpowiadającym za sprzęt. Rzecz się działa podczas kolacji w Toronto, gdzie doszło do sprzeczki pomiędzy wspomnianymi dżentelmenami. Griffin miał uderzyć kilkukrotnie w twarz członka ekipy przez co nabawił się kontuzji. Można bić sarkastycznie brawo lub spuścić na to zasłonę milczenia. Blake wydał oświadczenie w którym przeprasza za swój czyn i bierze pełną odpowiedzialność na siebie. Normalnie szał. Liga ma się przyjrzeć tej sprawie i kiedy zawodnik wróci do gry ma go zawiesić na kilka meczy. Mówi się o 10 spotkaniach. Więc czemu Jahili Okafor dostał tylko 2 mecze zwieszenia za pijacką bójkę z kibicem? Bo jest rookie i nie ma jeszcze takiego statusu w lidze jak Pan Reklama? Może, ale prawo w takich przypadkach powinno być jednakowe dla wszystkich. 

Och Blake, Blake. Kiedy ty zmądrzejesz? Pamiętacie tą akcję z meczu przeciwko Nets kiedy złapał jednego z rehabilitantów opatrującego jego kolano za kark i "udawał" że tamten dogadza mu po francusku? Szkoda słów na tego pajaca. J.J Redick zyskał na jego nieobecności ponieważ od czasu kontuzji Griffina ktoś te punkty musiał zdobywać. Trafia za 3 jak szalony i w 16 spotkaniach - bez wiecie kogo - tylko 4 razy był minusowym graczem. W niedawnym meczu przeciwko Houston wlepił Rakietom 40 punktów. Tak tylko o tym wspominam... 

Przez takie dramaty jak ten ludzie się potem dziwią, że nikt nie bierze Clippers na poważnie. Wątpliwe zachowanie gwiazdy zespołu. Ciągły płacz do sędziów w wykonaniu Griffina oraz Paula. Szopka jaką odstawił Jordan w to lato podczas podpisywania kontraktu. To tylko wierzchołek tego wszystkiego jak ludzie postrzegają ekipę z LA. 

Chyba czas wreszcie coś zmienić  w tym "Lob City". 


Pan ze zdjęcia powyżej chyba zaczyna rozumieć, że lekko się w tym wszystkim pogubił. Piastowanie 2 stanowisk jednocześnie nie jest łatwym zadaniem, a zwłaszcza w tak wielkim klubie jakim są Clippers. Na przykład Stan Van Gundy miał trochę łatwiej w Mo-Town. Próbował coś tam poskładać, grać trójcą Smith-Mornoe-Drummond jednocześnie na parkiecie, ale kiedy nie widział rezultatów wywalił tego pierwszego na zbity pysk, a drugiemu bez żalu pozwolił odjeść po sezonie. Ale Detroit to nie Los Angeles. W Pistons poszli w przebudowę by działo się lepiej i awans do rozgrywek posezonowych stał się realny. W Clippers ten awans do PO już jest od dawna, ale nic dalej się nie dzieje. Magiczna 2 runda jest ich demonem którego nie mogą pokonać. A to kontuzje, a to coś tam, a to coś innego i tak dalej i tak dalej. Doc próbował coś zrobić ze składem - ściślej rzecz ujmując z rezerwami - i na papierze miało to sens, ale już po pierwszych meczach wiadomo było, że mamy powtórkę z rozrywki. 

Nie chcę się czepiać właściciela, ale chyba nie pomaga zbytnio Riversowi. Miał być takim Markiem Cubanem na sterydach, a jak się okazuje trochę ten image zawodzi. Jest szalony i ma głowę na karku - bo inaczej jak by dorobił się takiej fortuny? Ale Cuban nie boi się podejmować ryzyka kiedy przychodzi na to czas. Jest śmieszkiem w spranym podkoszulki i jeansach krzyczącym na sędziów zaraz za ławką Dallas, ale kiedy przychodzi czas do interesów oraz dbania o drużynę jego nastawienie się zmienia. Nie mówię, że jego czyny zamieniają się w złoto, bo jego pogoń za lepszymi zawodnikami w off-season jest wręcz kultowa, ale reaguje kiedy potrzeba. Takiej reakcji nie widzę u Ballmera, który tańczy sobie beztrosko z kibicami na trybunach. Może to wszystko jest fikcją i Doc jest tylko jego marionetką, a Steve sam kieruje zespołem, a przed mediami gra słodkiego idiotę? Co by się nie działo jakieś zmiany po tym sezonie muszą nastąpić. 

Nigdy nie uważałem Doca za jakiegoś wybitnego szkoleniowca, ale materiał do pracy ma. Skoro taki Vinny Del Negro potrafił wejść takim składem do PO, to Doc powinien chociaż bić się o finał konferencji. Skoro poprzednik oraz on nie potrafili wyłuskać czegoś więcej z tego składu to może pora na zmiany? Teraz to co będę pisał można (zwłaszcza jeżeli jesteś fanem Clippers) odebrać jako ponury żart, lub czystą fikcję, ale coś do cholery muszą zrobić. Oddać za coś wartościowego mogą 3 zawodników: Griffina, Paula oraz Jordana. 

Oddanie Griffina to pierwsza opcja, która przychodzi mi do głowy. Bez niego grają lepiej, co jest wręcz śmieszne. Oczywiście nie jest tak, że jest on im kulą u nogi, ale gdyby np: oddając Blake'a pozyskali kogoś wartościowego na SF oraz jakiś asset na ławkę sądzę, że ta gra wyglądałaby zupełnie inaczej. Problem w tym, że bardzo dobrych SF w lidze jest jak na lekarstwo, a ci co są raczej pozostaną w swoich klubach. LBJ nie odejdzie, Durant nie odejdzie (może po sezonie, ale wątpię by wybrał Clippers) Kawhi Leonard nie odejdzie, Paul Georgre nawet gdyby chciał (podobno jest fanem Clipps) to i tak Larry Legenda go nie puści, Melo ma klauzulę i mi osobiście nie widzi się Blake w Knicks. Celowanie w kogoś pokroju Rudy'ego Gaya czy podobnych raczej mijało by się z celem nawet gdyby był dołączony pick z 1 rundy. Oddanie Griffina do Bostonu za Jae Crawdera, Davida Lee oraz magiczny pick Nets? Czy Danny Ainge napracował się tak bardzo by teraz brać Blake'a? Trudna sprawa z tym rudzielcem. 

Chrisa Paula chciałoby 3/4 ligi. Generał parkietu, dobry obrońca i kiedy sytuacja tego wymaga bierze na siebie zdobywanie punktów. Mam takie przeczucie, że jeżeli nic się nie zmieni w Los Angeles to sam opuści Clippers. Bez niego atak w Clippers umrze śmiercią gwałtowną i bardzo bolesną. Gdybym miał wskazać palcem najważniejszą osobę w Los Angeles byłby nią właśnie Paul i nie widzę by mogli go oddać. Klubów chętnych na jego usługi znalazłoby się wiele, ale problem w tym, że chyba nie mają kogo w zamian zaoferować. O ile za Rudego 102 można dostać kogoś na SG,SF,PF tak już a Paula trzeba brać PG i to bez gadania. Wyobrażacie sobie drużynę prowadzoną przez Riversa? No właśnie...

Jordan bez Paula nie istnieje. To dalej przyzwoity obrońca, dobry zbierający, ale w ataku uruchamia go właśnie CP3 i chyba tylko Rubio mógłby coś z tego klocka wycisnąć. Może ktoś by się na niego pokusił, ale kontrakt i ta niepewność co zrobi bez dobrego rozgrywającego może odstraszyć potencjalnych nabywców. Kilka klubów ma dziurę pod koszem, ale czy są w stanie poświęcić wiele dla jednowymiarowego centra? Nagle przecież nie zacznie rzucać z półdystansu i grać tyłem do kosza...

Nie zazdroszczę sytuacji. Ale w podobnej matni są Memphis, którzy by wyjść ze średnich stanów pośrednich muszą coś zrobić. 

Sprawa wydaje się prosta. Jeżeli w PO nie wyjdą ponownie poza 2 rundę powinni i nawet muszą coś zrobić. Ile razy już to napisałem w tym tekście? Powtarzam się, ale nie widzę innej opcji.

Po sezonie 2016/2017 kończą się umowy CP3 oraz Griffina. Będzie nerwowo zwłaszcza z tym pierwszym. W następnym sezonie będą mieć trochę gotówki do wydania, ale nie będzie to oszałamiająca kwota i raczej nic "wielkiego" za to nie podpiszą. Jak wspomniałem nie wierzę Riversa jako trenera, więc zmiany kadrowe to jest jedyne co przychodzi mi do głowy. Bo przecież sam siebie, do siebie nie poda do dymisji? 

Na koniec jakiś utwór, który odda to co się może dziać w obozie Clippers. Panowie z klipu poniżej podobno się schodzą. Clipps mogą się rozjeść. Taka to już jest złośliwa kolej rzeczy i losów wszechświata. Czasami kocha się coś tak bardzo, że prawie można to zabić właśnie z tej miłości. Ten kolektyw jest fajny i kochany przez kibiców, ale nie da się zrobić szarlotki bez ścierania kilku jabłek jeżeli rozumiecie o co mi chodzi.

Axl jest rudy jak Blake. Przypadek? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz