poniedziałek, 4 stycznia 2016

Phoenix Suns: Ait't No Sunshine

Witam w nowym roku. 

Jak tam? Okrzepliście już po sylwestrowych balach i domówkach? To dobrze bo dzisiejszy temat jest bardzo poważny. Nie sugerujcie się tytułem. Nie będzie funky i disco lat 70/80, tylko prawdziwe zaćmienie słońca w Arizonie. 

Słoneczka zostały wchłonięte przez jakąś ciemną materię lub złych ludzi w kosmosie (kto widział nowe dzieło o panach w szlafrokach walczących na latarki wie o czym piszę) i nagle nad słoneczną prerią zrobiło się ciemno jak... ciemno. 

Złowrogi mrok spowił Phoenix, ale jak to najczęściej bywa: można gdzieś tam dostrzec promyczek nadziei, który ledwo żarzy się na horyzoncie. 

Zatem jest punkt odniesienia by wyruszyć w podróż. Jest motywacja by zapakować toboły i ruszyć karawaną w kierunku światełka w tunelu.

Albo dotrą do raju i ziemi obiecanej, albo na tą planetę gdzie Vin Diesel miał takie śmieszne oczy, przebojowe okularki i za pomocą noża mordował potwory.




Ale by w pełni wczuć się w historię Suns musimy cofnąć się wstecz o kilka lat. A dokładniej do sezonu 2013-2014 gdzie ta odyseja ma swój początek. 

Rok wcześniej Alvin Gentry został zwolniony z posady trenera. Zastąpił go Lindsey Hunter byle dograć sezon do końca. W lato podpisano umowę z byłym zawodnikiem, a później asystentem w Utah Jazz - Jeffem Hornacekiem. 

Jeff objął zatem młody zespół z którego uczynił rewelację rozgrywek. Nikt nie mówił i pisał o niczym innym, tylko o wybieganej młodzieży wujka Jeffa. Atak prowadzili mu Goran Dragic oraz Eric Bledsoe. Pierwszy radośnie poczynał sobie w każdym aspekcie gry. Dużo rzucał, trochę podawał i zbierał i coś tam przechwycił. Pasowało mu to bieganie i beztroska. Wokół niego latał sobie Bledsoe, który działał na podobnej zasadzie i ta współpraca 2 obrońców była wodą na młyn dla reszty ekipy. Na skrzydle osiedlił się P.J Tucker, który podłapał kilka plusów u szkoleniowca, który musiał podpatrywać jak grał sezon temu. Dał chłopakowi szansę, a ten całkiem nieźle odwdzięczył mu się w swoją grą. W składzie znalazło się również miejsce dla Geralda Greena, który robił "one man show" wchodząc z ławki. Skład dopełniali bliźniacy Morris, zaprawiony w bojach Channing Frye, rzeźbiący coś tam pod koszem Miles Plumlee oraz kwiatki w postaci Alexa Lena lub obecnego zbawcy 76ers Isha Smitha. 

Słabsze ekipy patrzyły z lękiem w kalendarz, a te mocniejsze udawały twarde - że niby się nie boją - ale jakaś trwoga w sercu była.

Słoneczka wygrały 48 spotkań i były o włos od 8 miejsca na Zachodzie. Na Wschodzie weszliby bez problemów, ale konferencja konferencji nie równa. Nie to co teraz. Wujek Jeff wykręcił 8 atak oraz 15 obronę w lidze. Nie tak źle jak na zespół, który miał tankować i każdy spisywał go na straty. Co tu więcej o tym pisać? Fajna młoda ekipa, która udowodniła, że jeżeli czegoś się bardzo chce to można to osiągnąć. Widać było chemię, zaangażowanie oraz pojawiały się pogłoski o chęci pozostania w klubie kilku czołowych graczy, którym kończył się kontakt. Brakowało kilku elementów by dopiąć swego i rozpocząć podbijanie dzikiego Zachodu.

Tutaj miał się popisać GM by dodać brakujące klocki. Dużo pisało się o kimś dobrze broniącym pod kosz. Chciano załatać dziurę w pomalowanym by zamknąć autostradę. Jednak zamiast jakiegoś blokującego i zbierającego wielkoluda dodano do składu filigranowego Isaiah Thomasa, którego dorzucono z Sacramento jak niechcianego kota. Miał to być zamysł grania na 3 głową hydrę obrońców. Mega Small Ball można to nawet nazwać.

Jednak sprowadzenie Thomasa miało również dać trochę do myślenia Bledsoe, który walczył o nowy kontrakt i nie chciał zadowolić się byle czym. Wojna podjazdowa trwała długo, ale w końcu (z drobną pomocą Minnesoty) udało się wywalczyć kupę dolarów. To co robił na parkiecie mogło być warte takiej sumy (70 mln dolarów płatne w 5 lat), ale jego historia kontuzji trochę temu przeczyła. Chciał nie chciał zostali z Erikiem. Thomas i jego obecność miały wywrzeć presję na EB (dobre piwo he he he) by wziął mniej. Dostał ile chciał i Suns zostali z 3 obrońcami. Dragic nie był tym tematem zachwycony. O ile z Bledsoe współpraca szła idealnie, tak Thomas zaczął zabierać mu piłkę z rąk. Nie było już takiej płynności w ataku jak wcześniej. Dodatkowo nie przedłużono kontraktu z Channingiem Fryem, przez co nie było komu rozciągać obrony i ułatwiać wjazdów dla Dragona i EB. Bracia Morris zaczęli przysparzać kłopotów na boisku i poza nim. Brak sensownego centra zmusił do grania drewnianego jeszcze Alexa Lena. Green przestał być petardą z ławki, a bardziej przypominał niewypał.

Dragic w końcu zażądał wymiany. Na nic się zdało sprowadzenie jego brata do drużyny, by przekonać go by został w Arizonie. Chemia upadła, gra się nie kleiła tak dobrze jak wcześniej. I za głupi ruch GM, który zamiast starać się o wzmocnienia składu dodał kolejnego obrońcę po dupie dostał Hornacek. Z kandydata do trenera roku stał się tym najgorszym.

Ale ciemność dopiero miała nadejść.


Po sezonie Dragic i tak by odszedł, zatem skoro zażądał transferu, a "z niewolnika nie ma pracownika" spełniono jego prośbę i pojechał do słonecznego Miami, które było na jego liście życzeń. Knicks (na szczęście) nie chcieli o nim słyszeć. Lakers coś tam przebąkiwali, ale nigdy nic konkretnego z tego nie wyszło. Zatem Brylantynowy Pat zadzwonił jeszcze do Della Dempsa z Pelicans i razem z Suns wysmażyli trójstronną wymianę.

No niby dobry ruch, bo pozbyli się rozżalonego Dragona, mieli Bledose, który stał się teraz gwiazdą drużyny, zachowali Thomasa za niezłe pieniądze, dostali trochę spadających kontraktów (w tym graczy, których mógł wyleczyć magiczny sztab szkoleniowy Suns i mieć niezłe wsparcie. O tobie pisze Danny G.) oraz picki z pierwszej rundy. No miód malina i słonina.

Ale kiedy telefon rozbrzmiał jeszcze raz dokonano czegoś co zagrzebało tą organizację i postawiło pytanie: czy oni tam choć trochę myślą? Telefonował sam Danny Ainge i zapytał o dostępność Thomasa, który podobno jeszcze przed draftem mu się podobał. W słuchawce usłyszał: "no problem" i tak po niespełna półsezonu oddano Thomasa do Bostonu, a w tej wymianie uczestniczył też SVG i jego Pistons. Pick z pierwszej rundy oraz jakieś spadające kontrakty.

Na początku sezonu było 3 obrońców, teraz został jeden. Ale nie na długo. Z Bucks sprowadzono Brandona Knighta. W zamian oddano Tylera Ennisa (wybranego w ostatnim drafcie z 18 pickiem) oraz Milesa Plumlee do Wisconsin. Bucks dostali jeszcze Michaela Cartera-Williamsa, a Sam Hinkie pick w pierwszej rundzie od Suns, którzy dostali go od Lakers.

Cyrk na kółkach. W miedzy czasie było jeszcze trochę wymian, a przez zespół przewinęła się plejada graczy różnej maści. Dokładniej licząc: 23 zawodników widnieje w składzie za sezon 2014-2015. Jak wspomniałem odbiło się to na ich grze. Rekord 39-43 ponownie nie wystarczył na PO. Atak spadł na 16 pozycję a obrona na 17.

Ale to jeszcze nie było najgorsze.

Przyszło szalone lato, gdzie każdy kto się ruszał mógł zostać przepłacony. Suns chcąc zachować twarz przepłaciło słono Knighta. Obawiało się tego Milwaukee i dlatego zawczasu pozbyli się swojego najlepszego strzelca, nawet kosztem ataku. Teraz może trochę żałują, ale 70 mln dolarów za 5 lat gry to stanowczo za dużo. Ciekawe co czuł Bledsoe jak się dowiedział?

Komuś z zarządu wpadł do głowy genialny pomysł: LaMarcus Aldridge przecież może chcieć u nas zagrać! Musimy zrobić miejsce pod jego kontrakt i zapewnić mu warunki!

Oddali "gorszego" Morrisa do Pistons by zrobić miejsce dla Aldridge'a. Podkurwiło to galancie "lepszego" Morrisa, który zaczął siać ferment i robi to do dziś.

Ale wróćmy do tematu LaMarcusa: skoro odmówił Knicks bo chcieli by grał u nich jako center, to my mu sprowadzimy centra. O! Tyson Chandler jest znowu nie chciany w Dallas. Tyson chcesz  za 4 lata gry 52 mln dolarów? Tak? Nie ma problemu. (By nie wyjść na łosia, to w off-season broniłem tego kontraktu i uważałem, że poza przyzwoitą grą zarządzi w szatni twardą ręką. Okazało się jednak, że lekarze z Phoenix nie są tak magiczni, a w szatni dzieje się prawdziwa Hiroszima.)

I chciałbym zobaczyć jak wglądało spotkanie Aldridge'a z Suns. Może zrobię małą symulację jak to mogło wyglądać. Tak z humorem:

LMA na spotkanie z delegacją Suns przybył już najedzony. W asyście Spurs zjadł już tego dnia śniadanie oraz lunch. Nie miał ochoty na spotkanie z ludźmi z Arizony, ale jego agent nalegał.

Przestąpił próg restauracji w której był umówiony, a tam już od wejścia czekał na niego GM Suns podniecony jak młoda dziewczynka. W oddali widział głównego szkoleniowca, Bledsoe, Morrisa, Knighta i Chandlera. Pierwszy przed szereg wybiegł Ryan McDonough, wyciąga swoją spoconą rękę, chwycił potężną dłoń LaMarcusa i zaczął ją całować i krzyczeć opętańczo:

- Witaj dobrodzieju! Cieszę się, że przyjąłeś nasze zaproszenie! Zapraszam do stołu! zapraszam!

Chwyta oplutą przed chwilą rękę i ciągnie zawodnika do suto zastawionego stołu, który ugina się od mięsa, wina, sałatek i serów. Sadza gościa na szczycie i krzyczy mu do ucha: znasz tych dżentelmenów? To młody trzon zespołu, którego możesz stać się częścią, a nawet liderem oraz nasz główny szkoleniowiec, geniusz i wizjoner w jednym!

Aldridge, usiadł przy stole, wyjął  kieszeni telefon i położył go koło talerza tak by tylko on widział co się wyświetli na jego ekranie. Chciał kontrolować czas spotkania oraz liczył na jeden telefon, który mógł go wyzwolić z tego piekła.

Sennym wzrokiem popatrzył po zebranych wokół ludziach. Bloedsoe siedział na końcu patrzył na niego z gniewem dając mu do zrozumienia, kto jest gwiazdą tej drużyny. Morris siedzący na przeciw Ericka - jedząc stek - również rzucał mu mordercze spojrzenia, bo nie dość, że przez niego stracił z zespołu brata to jeszcze ta kolacja zostanie mu odliczona od pensji. Koło EB siedział Knight z głupim uśmiechem przyklejonym do twarzy, który Aldridge rozszyfrował jako wiadomość "jak przyjdziesz to i tak ci piłki nie oddam ty głupi klocku". Tyson siedział znudzony i mieszał widelcem w sałatce. Ani razu nie spojrzał w jego stronę. Coach Jeff siedział po jego lewej stronie i patrzył na LaMarcusa sarnimi oczami pełnymi przejęcia i nadziei. Policzek, który pocierał rzucając wolne w czasie swojej kariery błyszczał się mocno w blasku sztucznego oświetlenia restauracji. Aldridge nie widział jeszcze tak przejętego człowieka.

Nagle znowu poczuł rękę McDonougha na swojej dłoni. Ten - chyba podchmielony - zaczął monolog:

- widzisz, mamy najlepszy sztab szkoleniowy w NBA. Raz dwa wyleczą te twoje kciuki. Zobacz co zrobili już z Tysonem! To cud, że przeżył tych rzeźników z Dallas.

Aldridge popatrzył na Tysona, ale ten dalej mieszał sałatkę z taką zawziętością, jakby była to najbardziej zajmująca czynność na świecie.

Gm nie przestawał szczekać:

- mamy młody narybek obrońców i z takimi podkoszowymi jak ty i Chandler możemy zawojować ligę. Żadnego grania na centrze. Ani minutki! Słońce, oddani fani oraz geniusz Jeff. Właśnie! Trenerze! powiedz coś naszej przyszłej gwieździe.

Po ostatnim słowie Bledsoe ostentacyjnie chrząknął po czym wbił wzrok w ich gościa. Zanim Hornacek był w stanie coś powiedzieć odezwał się Morris:

- nie lubię cię i nie polubię. Przez ciebie odesłali mi brata do 3 świata jakim jest Detroit. Jak on sobie tam poradzi bez mojej opieki? No jak? Pilnuj się wielkoludzie bo mam cię na oku.

Po wyznaniu Markieffa nastąpiła niezręczna cisza. Każdy patrzył na Morrisa, a ten w spokoju - jak gdyby nigdy nic - kończył swój stek. Niezręczny moment przerwał dźwięk telefonu LaMarcusa. Podniósł go ze stołu i odblokował. Jego oczom ukazała się wiadomość MMS od Manu Ginobiliego, przedstawiająca Grega Popovicha oraz Tony Parkera trzymających ogromnego homara za szczypce. Obydwaj byli uśmiechnięci od ucha do ucha. W tle (za rozłożonym homarem) siedział Tim Duncan w koszuli w kratę i czymś na ustach co mogło przypominać lekki uśmiech. Podpis pod zdjęciem głosił: "Gotowy na obiad?"

To była wiadomość, na którą czekał. Wybawienie i zbawienie. Wstał nagle, włożył telefon do kieszeni i powiedział, że musi iść do łazienki. Przeprosił i odszedł od stołu. Erick i Morris odprowadzili go lodowatym wzrokiem. Tyson odetchnął z ulgą i upił wina z pucharu. Hornacek patrzył ze strachem jak podkoszowy odchodzi i mimowolnie zaczął pocierać swój prawy policzek. Knight machał sarkastycznie ręką na pożegnanie, a GM ekipy z Arizony szedł kilka kroków za zawodnikiem, ale kiedy LaMarcus minął drzwi od łazienki i z impetem wybiegł z restauracji dotarło do niego, że dał ciała i został z przepłaconą bandą wyrobników, i nadchodzący sezon będzie bardzo, ale to bardzo ciężki...

Taka tam moja wizja jak to mogło wyglądać. Mam nadzieję, że fani Suns się na mnie nie obrażą...


Ten sezon to ciemna materia. Morris robi cyrk nad cyrki najpierw mówiąc o profesjonalizmie, a następnie rzuca w trenera ręcznikiem. Bledsoe doznał kontuzji, która zakończyła dla niego sezon. Tak naprawdę wszystko co mogło potoczyć się źle wypaliło ze zdwojoną siłą. Nie wiadomo dlaczego zwolniono 2 asystentów Jeffa. On sam czeka na wyrok w postaci zwolnienia. Dziś wypłynęła plotka o powrocie Mike'a D'Antoniego jako głównego szkoleniowca. To już nie będzie ratował razem z Jerrym Colangelo 76ers przed złym czarnoksiężnikiem Samem Hinkie? Trochę to powalone...

Jakby tego jeszcze było mało dziś właściciel drużyny - Robert Sarver - wydał oświadczenie w którym wyznał, że wie czemu Suns grają taką padaczkę. Za taki stan rzeczy obwinił trochę siebie (ale nie za dużo) "Pokolenie Milenium" (bardzo dużo) oraz tak po części media społecznościowe i takie tam. Co za facet...

Zatem tankowanie czas zacząć. Teraz Devin Booker (wybrany w tegorocznym drafcie z nr 13) ma szansę pod nieobecność Ericka ograć się w lidze i wyjść w pierwszym składzie. Jak na razie średnio zdobywa 7 punktów, 1.4 zbiórkę, 1 asystę w 17 min na parkiecie. Rzuca na skuteczności 48% a zza łuku (co miało być i chyba jest jego wizytówką) wali również 48 %. Niech się ogrywa!

By tankować trzeba mieć po co. Suns mają swój pick (na dzień dzisiejszy w okolicy 7 wyboru) ale na spokojnie przesuną się wyżej w loterii. Dalej: mają wybór należący do Cavs (na dzień dzisiejszy w okolicy 28 wyboru) więc coś pod koniec 1 rundy można jeszcze urwać. Na koniec mają jeszcze swój wybór w 2 rundzie na dzień dzisiejszy w okolicy 37 wyboru.

Zatem jest się o co bić. Nie będę teraz opisywał jakich graczy mogą wyciągnąć z tymi numerami, bo się nie znam na NCAA i nie śledzę mocków draftowych z powodu braku czasu. Ledwo starcza mi czasu na ogarniecie tego co się dzieje w NBA, a co dopiero pisać o lidze akademickiej. W zeszłym sezonie interesowało mnie to bardzo z powodu wysokiego wyboru Knicks, a teraz to tylko ciekawostka do poczytania przy porannej herbacie jak starczy czasu. Dlatego nie chce też robić z siebie "znafcy" i przepisywać suchych opisów i pustych statystyk z amerykańskich stron. Od tego są inni.

Powinni oddać teraz Morrisa póki jest coś wart oraz szukać chętnych za Chandlera. Może Cavs by się skusili na Tysona? Mozgov już jest ble na dworze króla, a Varehehe to żart i to na dodatek ponury. Temat na przyszłość.

Z całej tej szopki ciągnącej się już 3 rok szkoda mi jedynie Hornacka, bo może gdyby dostał dobre klocki, ułożyłby z nich fajny obrazek. Może już niedługo się o tym przekonamy?

A na koniec trochę klasyki. Miało nie być, ale będzie. W tym smutnym teledysku zwrócicie uwagę na klimat, wczujcie się w rolę Billa Withersa i rozpaczajcie razem z nim po jego wielkiej stracie i przykrości jaka go w życiu spotkał. Potem włączcie to jeszcze raz i skupcie się na perkusiście. Albo mu dragi dobrze weszły, albo nie odczuwa empatii i klimatu i ma wywalone na to co utracił Bill. Albo sam kręci z tą tajemniczą "she".

Oceńcie sami.

Błędy i literówki poprawię jutro. Do przeczytania!


3 komentarze:

  1. Opis spotkania delegacji Suns z LMA rozbawił mnie do łez ;]

    Całkowicie się z Tobą zgadzam,że mąciwodę Morrisa trzeba przehandlować jak najszybciej póki ma on jakakolwiek wartość tylko nasuwa się pytanie kto go zechce w swoich szeregach? Pistons odpadają bo chyba nikt nie byłby tak głupi aby znów próbować posiadać obu braci w rosterze. Liczę,że uda się go wytransferować za jakiś pick i spadający kontrakt. W sumie z Tysonem można byłoby zrobić podobnie ale może ktoś się skusi na sporo zarabiajacego weterana pod kosz? Może będą to Cavs może Bulls ale jednak coś czuję,że będzie im trudno pozbyć się zarówno jednego jak i drugiego a szkoda bo w optymistycznym scenariuszu mieliby kolejne picki i lekko ponad 20m na zakontraktowanie jakiegoś ciekawego FA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym go widział w Pacers lub Wizards. Ale nie wiem kogo jedni i drudzy mogliby oddać w zamian by Suns byli zadowoleni. Ale sądzę, że niedługo się dowiemy jaka przyszłość czeka buntowniczego bliźniaka :)

      Usuń
  2. Trzeba nie trzeba - tak obiektywnie. Phoenix musi czołgować ergo nie wygrywać ergo mieć zjebany wynik ergo zjebany skład/rotację. Archie/Booger się rozwiną kosztem siebie, na skrzydle Lojer i Mirza również swoje ugrają. Oddanie Morrisa to wzmocnienie Suns na jakiejkolwiek pozycji ergo osłabienie pozycji w drafcie. Niech Horny zostanie, skład chodzi na kręgle co tydzień a my dymajmy jak to w święto dymarek bywa po top 5 w drafcie. Lepiej, top 3. Mamy potencjał by dać się przegonić Lakers .

    OdpowiedzUsuń