niedziela, 14 lutego 2016

Houston Rockets: Houston mają problem

Przed sezonem oczami wyobraźni widziałem kilka rzeczy. Wielu zawodników wchodziło na wyższy poziom, klika drużyn wychodziło z nijakości i wstępowało na ścieżkę ku lepszej przyszłości. O jakiś spadkach lub degradacjach myślałem bardzo mało, gdyż wiele takich graczy/ekip nie było. Takie tam rozmyślania fana przed startem sezonu w najlepszej lidze świata. Jak na razie większość się sprawdza, mniejsza część nie. To niezły wynik moim zdaniem.

Ale jednego byłem pewien na 101%: Houston Rockets zawładną konferencją Zachodnią i skończą na pierwszym miejscu zaraz przed Warrirors, Spurs, Thunder i Clippers. 

Mówi się, że "Nikt się nie spodziewa Hiszpańskiej inkwizycji". Ja się bardziej spodziewałem najazdu śledczo-sądowniczego niż tego, że w czasie przerwy na objazdowy cyrk Houston wypadnie poza pierwszą 8 na Zachodzie. 




No więc ten tego - pomyliłem się. 

Rakiety na chwilę obecną są poza miejscem premiowanym do dalszej gry po zakończeniu sezonu. Przypomnę, że w poprzednim - tym samym składem - dotarli do finału konferencji gdzie ulegli późniejszym mistrzom NBA. Kiedy czytam sobie Zachodnią prasę wiele osób wiesza psy na Milwaukee Bucks i ich  zjeździe po równi pochyłej. Młody zespół na dorobku miał prawo pogubić się trochę w tym wszystkim, ale zaprawione w bojach Houston? 

Ostatnio pisałem o zwolnionych trenerach w tym sezonie. Pierwszy poleciał Kevin McHale za to co się działo z Rockets w czasie pierwszych meczy. Dwa lub trzy dni temu oglądałem "Inside the NBA" gdzie były już szkoleniowiec zastępował nieobecnego Kenny'ego Smitha w roli eksperta. Traf chciał, że tego wieczora swój mecz rozgrywali właśnie Teksańczycy. Nie obyło się bez pytania o to co tam się stało. Trzykrotny mistrz ligi odpowiedział z zabójczą szczerością tak:
"Dziękuję za zaproszenie do studia, ale wolałbym być teraz w Oracle Arena i przygotowywać Houston do boju ... chyba (śmiech)"  (...) "Byłem zaskoczony tym zwolnieniem. Mieliśmy bardzo trudny obóz przygotowawczy, wielu zawodników było kontuzjowanych, Dwight nie był wstanie wykonywać i powtarzać wielu ćwiczeń oraz nie mógł grać meczy następujących po sobie aż do grudnia. James podkręcił kostkę i przyjechał na obóz z nadwagą. Nie graliśmy za dobrze i na sam koniec obozu powiedziałem chłopakom, że jesteśmy jakieś sześć tygodni od tego by wrócić do formy i grac na jakimś poziomie. Mieliśmy ciężki start sezonu, wezwano mnie do biura, przyszedłem usiadłem i usłyszałem, że jestem zwolniony. Byłem zaskoczony i nie upatrywałem w tym swojej winy." (...) "Przyznaję, że nie graliśmy dobrze, ale spodziewałem się dostać trochę więcej czasu. Wygraliśmy 56 meczy w tamtym sezonie i dotarliśmy do finału konferencji praktycznie tym samym składem"
Ospałość i brak energii widać było na pierwszy rzut oka. Grali koszmarnie w obronie i strasznie nierówno w ataku. Absencja kilku graczy mogła spowodować taki stan rzeczy, ale chyba nie aż taką degradację. Czy trener był temu winny? Moim zdaniem nie, ale skoro drużyna przestała reagować na jego polecenia nie widzę powodu dla którego miałby dalej piastować to stanowisko. Dla dobra siebie (najlepszy % wygranych/przegranych w historii klubu) oraz dla dobra zespołu, który może potrzebował kopnięcia w zad przez jakąś zmianę. Najłatwiej wywalić trenera. LBJ z aprobacją kiwa głową. 

Ale do wróćmy do zespołu samego w sobie.

W drużynie zabrakło kilku graczy z sezonu poprzedniego. Nie uświadczyliśmy np: Josha Smitha, który w lato wybrał ofertę Clippers. Nie był to jakiś filar zespołu, ale po krupniku jakiego nagotował (najgorsza zupa ever!) w Pistons, nastąpiło małe odrodzenie w Rockets. Znakomicie uzupełniał pierwszy skład oraz ławkę. Jakby ktoś nie pamiętał wygrał im nawet kilka meczy w tym parę w PO. Co tam musiało dziać się w szatni, że postanowił opuścić Rockets? Zawsze będzie to dla mnie zagadką, ale jak pewnie wiecie w trakcie sezonu powrócił do ekipy z Teksasu i ci zaczęli grać trochę lepiej - ale jak się okazało nie na długo. 

Skoro ktoś odszedł, to ktoś powinien przybyć. Tym kimś miał być Ty Lawson, który po ostro zakrapianych melanżach w Kolorado był do pozyskania za bezcen. Daryl Morey nie zwykł marnować takich okazji i wyciągną do zawodnika pomocną dłoń. Jak dla mnie sprawa była prosta: Ty idzie na odwyk, wraca i jest liderem drugiego składu. Beverley oraz Harden siadają na ławkę, wychodzi Lawson i robi cuda z drugim garniturem. Pomimo grzechu zaglądania do kieliszka ma szybkość, rzut i podanie. Czyli jak znalazł na ławkę do Houston lub jako startujący PG w wielu ekipach. Ale McHale chciał sprawdzić jak to będzie wyglądało kiedy Harden oraz nowy nabytek są razem na boisku. Jedna piłka to było mało. O wiele za mało. A co miał zrobić biedny Beverley kiedy wchodził z drugim garniturem? Ale to wszystko sądzę było wkalkulowane w koszta. Pisałem o tym w żartobliwym tonie kiedy to porównywałem przydatność ogóra i pomidora w kanapce z pasztetem i masełkiem w pachnącej grahamce. Niedługo po słabym starcie zastanawiano się gdzie Lawsona oddać by jeszcze ratować sezon. Do tej pory siedzi na ławce i chyba czeka na 18 lutego...

Mogło to wywołać kiszkę w szatni? Mogło i to bez musztardy (ble!), a frustracja w ekipie rośnie.

Po jednym z ostatnich meczy Jason Terry w kilku niewybrednych słowach podsumował to o czym wiedziano od początkowych spotkań: w drużynie nie ma chemii. Weteran pokrzepiająco stwierdził również, że widział już gorsze sytuacje w swojej karierze. Później zadał pytanie: "Czy my lubimy grać ze sobą?". 

Moim zdaniem brakuje tam właśnie weterana który by tym całym burdelem potrząsnął. Z całą moją sympatią do Terry'ego, ale nie jest on kimś takim. To dobry kumpel i błazen w szatni. Jak jest dobrze, to jest dobrze i można się bawić i słać ukłony w stronę widowni, lub udawać samolot po trafionej trójce. Ale kiedy przychodzi do wzięcia za mordę 2 potencjalnych liderów i postawienie ich do pionu, nagle jego opaska spada mu na oczy. Sądzę, ze Kevin Garnett w tydzień wyprostowałby ten kwas w szatni i nadał drużynie charakteru. Jeszcze ktoś twierdzi, że rola weterana-mentora jest przeceniana i nic nie warta? 

Temu co powiedział Terry wtóruje tymczasowy szkoleniowiec JB Bickerstaff. Po blamażu z Portland powiedział tylko tyle: "We're broken. It's that simple". Specjalnie nie siliłem się na tłumaczenie, gdyż oryginał oddaje to dosyć mocno sytuacje w zespole. Następnie dodał dla poprawności politycznej, że przerwę na ASW poświęca na rozwiązanie problemów. 

Powodzenia!


Wyobrażam sobie teraz Daryla Moreya, który siedzi w swoim gabinecie i ma na biurku rozłożone fotografie swoich graczy. Coś jak w TVN-owskim hicie "Kto poślubi mojego syna?", gdzie podstawieni aktorzy udający kawalerów do wzięcia przebierają w fotkach wybranek, które po spędzeniu z nimi kilku dni są gotowe na dalsze, wspólne życie do końca trwania programu. Jeżeli nie wiecie o czym piszę to dobra wasza. Jeżeli wiecie to znak, że też czasami oglądacie głupoty w internecie/telewizji. 

Biedy GM tak siedzi i myśli: skoro kolektywnie (z właścicielem i wiceprezydentem klubu) podziękowali trenerowi za współpracę i wspominany wstrząs nie nadszedł to co teraz? Podanie siebie do dymisji to byłaby ostateczność. Jest jeszcze jeden krok by odmienić losy drużyny: wymiany.

18 lutego zbliża się wielkimi korkami i czas pociągnąć za spust. Jednego zdjęcia brakuje na biurku Moreya. Jest nim fotografia Jamesa Hardena, którego podobizna zapewne wisi w postaci obrazu tuż za plecami GM Rakiet. Więc chyba wszyscy pozostali ze składu są dostępni do potencjalnych wymian. Pierwszy w kolejce ma być Dwight Howard. Sam klub ostatnio zapewniał, że chce zostawić gracza u siebie. Jednak ostatnio pojawiły się plotki o dyskusji agenta gracza z władzami klubu o wymianie. Zatem duży center o małym rozumku rozmontował kolejną ekipę i chce uciec z tonącego statku? Tak to może wyglądać. Problemy są dwa, a nawet bym powiedział trzy. 

Po pierwsze jego obecna forma. W tym sezonie notuje 14.6 punktów, 12 zbiórek, 1.5 asystę, 1 przechwyt oraz 1.5 blok na mecz. Nie jest już dominującą bestią w obronie i na deskach jak to miało miejsce w Orlando. Jego karierę naznaczyły kontuzje, które odebrały mu też kilka spotkań w tym sezonie. Ktoś taki jak np: Boston nie oddałby swoich drogocennych picków za Dwighta. Ale ktoś taki jak Charlotte Hornets mogliby iść na taki układ. O ile Houston postawiło już krzyżyk na tym sezonie mogą oddać Howarda za Big Ala Jeffersona i jego schodzący kontrakt + jakieś uzupełnienia by kasa się zgadzała. Houston czyszczą slaray, mają kasę na dodanie kogoś w lato. Swojego picku w drafcie chyba nie mają, bo nie rzucił mi się w oczy podczas przeglądania mocków nadchodzącego draftu, więc muszą liczyć na wolnych agentów. 

Po drugie jego charakter. Wszystko wskazuje na to, że to on jest problemem większości kwasu w swoich dotychczasowych zespołach. Nie potrafi być liderem, na którym można polegać. Jest błaznem, który gaśnie w ważnych momentach. Nie ma instynktu zabójcy, który posiadał np: Shaq. Pisałem już o tym dość dawno temu, ale robić za dobrego ziomka poza parkietem można zawsze. Ale kiedy chodzisz do boju, twoim jedynym celem powinno być zniszczenie przeciwnika. Mając takie warunki fizyczne powinien to robić bez problemów, ale do tego dochodzi to, że nie jest już najmłodszy i jak wspomniałem ma grubą teczkę urazów. Moim zdaniem na pierwszą opcję w zespole się nie nadaje, ale jako pomocnik u dobrego szkoleniowca? 

Po trzecie jego kontrakt. Ma na przyszły rok opcję dla gracza i tylko od niego samego zależy czy w przypadku ewentualnej wymiany pozostanie w danym klubie czy też nie. Po aferze z DeAndre Jordanem wiele kubów będzie żądało jakiegoś zabezpieczenia. Dużo mówi się o transferze Ala Horforda do Bostonu, ale pojawia się problem czy ten po sezonie nie odejdzie do innej drużyny. Skoro są wątpliwości w stosunku do tak ułożonego gracza, to co można napisać o Howardzie?

Jakiś chętny powinien się znaleźć. Do niego dołączyłbym kogoś z dwójki Ariza/Brewer, którzy po otrzymaniu dobrej kasy osiedli na laurach i grają w kratkę. Trevor to dalej najlepszy obrońca zespołu, ale jak wspomniałem nie daje już takiego impaktu w grę jak rok temu, kiedy walczył o nowy kontrakt. Corey to już inna para kaloszy i z roli iskierki z ławki stał się dogasającym pogorzeliskiem.

Zastanowiłbym się też czy oddawać Beverleya. Dobrze gra z Hardenem i stara się niwelować jego błędy w obronie. Nie jest rozgrywającym z krwi i kości, ale tą rolę w zespole pełni "Broda". Natomiast mały buldog w obronie jak najbardziej jest wskazany koło takiego indywiduum jakim jest James. Sytuacja z Lawsonem pozbawiła go minut, przez co pogorszył zdobycze, ale co może cieszyć poprawiły się jego % z gry, a zwłaszcza miara za 3. Z 35% wskoczyło na 40%.

I ostatnim kogo zostawiłbym w drużynie jest drugoroczniak Clint Capela. Notuje bardzo dobry sezon i już zdążył wygryźć z pierwszego składu Terrence'a Jonesa. Na tego drugiego może być kilku chętnych zatem pozostawić w składzie Capele i szukać dobroci za Jonesa. Zwłaszcza, że w drużynie jest jeszcze Donatas Motiejunas, który również robi wiele dobrego, o ile gra.

Zatem reasumując: Harden oraz Capela zostają bez gadania. Ariza/Beverley też zostają chyba, że trafi się za nich syta oferta. Reszta jak najbardziej do wymiany.


Intryguje mnie jeszcze para pierwszoroczniaków: Sam Dekker oraz Montrezl Harrell. Dekker więcej czasu spędził siedząc przy linii bocznej w garniturze niż na boisku z powodu operacji pleców. Patrząc po jego zdobyczach na uczelni, może być fajnym strzelcem. Mądre głowy przed draftem porównały go do Gordona Haywarda, więc nie jest tak źle. Jego kolega wybrany w drugiej rundzie draftu to taka iskierka z ławki. Materiał na super zadaniowca, który coś tam potrafi zarówno w ataku i w obronie. Teoretycznie ich też bym zostawił w składzie.

Tutaj powinna się pojawić jakaś puenta mojego grafomaństwa, ale nic specjalnego nie przychodzi mi do głowy. Chciałbym poznać prawdę "co tam się stało, że się zesrało". Raczej tego się nigdy nie dowiemy, ale wiem jedno: Daryl Morey jest człowiekiem, który działa szybko i skutecznie. Może wykonać kilka ruchów pozbywając się połowy składu za jakieś przydatne rzeczy jak spadające kontrakty lub (co mniej prawdopodobne) picki w drafcie. Przewietrzenie składu, zwiększenie możliwości finansowych i dobranie nowych pomocników z wolnej agentury.

Może też nie robić nic. Pozostawić zespół takim jakim jest, i w lato uderzać po np: Kevina Duranta. Houston będzie mieć prawie 40 mln dolarów do wydania, gdyż ma tylko 8 zawodników na gwarantowanych umowach. Takimi pieniędzmi można zacząć kogoś kusić. Jak nie Durant (który moim zdaniem źle by grał u boku Hardena, ale to tylko moje zdanie) mogą uderzyć po takiego Harrisona Barnesa jeżeli GSW nie będą chcieli go przedłużyć. Wówczas s5 Beverley - Harden - Ariza - Barnes - Capela wygląda obiecująco.

Ale to jest tylko moje gdybanie. Co zrobi łasy na wielkie nazwiska Morey nie wiem. Na to pytanie poznamy odpowiedź już w czwartek.

Czym by się tu pożegnać? Jakaś piosenka na koniec być musi i gdyby była trochę związana z bohaterami tematu to również byłoby miło. Piosenek o kosmosie jest dużo. O rakietach już mniej. Zatem klasyk nad klasyki! Utwór ten kończył 3 (serce mi pękło!) oraz 7 (ostatni sezon) Californication. Hank Moody zatwierdza! a Elton John rozrusza Wasze serca w ten piękny komercyjny dzień jak dziś.

Prawdziwe pary mają Walentynki codziennie, a nie w połowie lutego!

Misiu Kocham Cię!

Do następnego "Madafakaaaaaaaaaa"



1 komentarz:

  1. :* Też Cię kocham. I w ten komercyjny i w każdy inny dzień :)

    OdpowiedzUsuń