sobota, 23 kwietnia 2016

NBA: Zmiany w generalicji

Nasi gladiatorzy walczą na śmierć i życie w Stanach Ameryki Zjednoczonej. Jak na razie wszystkie pojedynki są jednostronne z drobnymi przebłyskami na sąsiednim froncie. 

Żeby nie skłamać to ciekawiej się dzieje u tych, którzy na poborze do armii dostali kategorię "D". Pokolenie wychowane bez smartfonów, rurek i instagramów wie o czym pisze. Reszta musi przeczytać na Wikipedii. Chyba, że teraz też jest pobór do wojska? Selfie z doktorem, który trzymał was za jaja lateksową rękawiczką zawsze cool. #Macanko 

Ale miało być o NBA. Niektóre kompanie robią nabór na generałów. Nie "Generałów Parkietów" bo takich zostało 2(?) w całej lidze. Generałów dobrze prezentujących się garniturach i prowadzących swoich żołnierzy w największy ogień nieprzyjacielski. Sprytnych taktyków, wielkich motywatorów oraz ikon do naśladowania. 

Jedne wojska działają szybciej jak to się mówi "z partyzanta". Inne planują, liczą i kalkulują. Może to ich kosztować posiadanie dobrych fachowców. 

Jak na razie 4 ekipy wymieniły głównodowodzących na pierwszej linii frontu...




Nie będę pisał chronologicznie. Zacznę od tych najważniejszych moim zdaniem zmian, a następnie będzie kilka słów o tych mniej ciekawych, które nie wiadomo po co i na co zostały wdrożone w życie. 

Łyczek bimbru i lecimy odmrozić sobie cztery litery do Minnesoty. 

Tom Thibodeau - mokry sen fanów Knicks oraz Lakers - wybrał Minnesotę za cel kontynuowania swojej koszykarskiej przygody jako główny szkoleniowiec. Dodatkowo zażądał tytułu Prezydenta Klubu, który dostał od zarządu na srebrnej szufli do odgarniania śniegu. Razem z ocieplaczem na genitalia oraz czapką uszatką. Wszem i wobec można przeczytać jakie to szczęści spotkało Młode Wilki, że sam "Thibs" zwrócił w ich kierunku swoje świńskie oczka. I nie ma się tu co dziwić. Chyba nie mogli trafić na lepszego trenera na początku swojej przygody z NBA. Na pewno nauczy ich obrony. Będzie twardą ręką nadzorował treningi i wymagał 100% zaangażowania. Jedni widzą w tym problem, a przed oczami mają Denga, który ma licznik cofnięty jak auto sprowadzane z Niemiec. Cavaliers płakali jak go wytransferowali od Bulls. 

TT ma łatkę zamordysty i osoby zajeżdżającej swoich starterów. Moim zdaniem miał czas na przemyślenie tego i owego podczas rocznej przerwy. Kibice Bulls też już za nim płaczą. Hoiberg nie okazał się cudotwórcą na miarę Brada Stevensa, a zawodnicy otwarcie mówili, że tęsknią za krzykiem i dokręcaniem śruby. Czyli czasami "stara szkoła" popłaca. Dodając do tego Kevina Garnetta siedzącego w dresach na końcu ławki otrzymujesz najlepszy na runku pakiet motywacyjny. Do tego Sota nie jest chyba bogata w życie towarzyskie. Odgarnianie śniegu u sąsiada na podjeździe to nie jest to samo co wypad na drinka i strzał w kolano w Nowym Jorku czy Los Angeles. Dlatego też młodzi będą zamknięci na tym zimowym obrazku jak Rocky w czwartej części filmu. "No Pain" i wio na na trening przez zaspy i wichury.  

Już pojawiły się spekulacje na temat tego, że powinien sięgnąć po Jimmy'ego Butlera, który znowu jest nieszczęśliwy w Chicago. Znają się jak łyse konie i taki SG byłby w sam raz do tego składu. Podobno pakiet złożony z Rubio, LaVine'a + kogoś jeszcze oraz picku w nadchodzącym drafcie miałby przekonać konserwy w zarządzie Bulls do oddania ich najlepszego gracza i rozpoczęcia przebudowy. Moim zdaniem byłaby to dobra propozycja i korzystna dla obu stron, ale ja się pytam: po co? 

Rubio pod batutą trenera nastawionego na obronę będzie czuć się jak ryba w wodzie. Przy jego umiejętności do kreowania gry i szukania partnerów wiele z ofensywnych ułomności Thibodeau zostanie rozwiązane od ręki. Tom powinien chodzić na msze w intencji zdrowia Ricky'ego by ten ponownie się nie połamał. Taka para może zamieszać w lidze, a przecież Rubio ma tam do kogo podawać. LaVine który miałby też iść z nim w pakiecie rozwija się jako strzelec. Jego technika rzutu jest jak śledź w śmietanie: wyborna. Do tego te rzuty częściej zaczynają wpadać i Zach przestaje być postrzegany jako "ten król dunków co okradł Gordona z pierwszego miejsca". W obronie dalej jest nogą i drużyna więcej przez to traci on wkłada sił w ofensywę, ale od tego ma trenera, który powinien pokazać mu palcem, że można te ręce rozłożyć i jakoś uprzykrzyć życie przeciwnikowi. Wspomniany "ktoś jeszcze" też jest ciekawą personą. Ławka ma kilku obiecujących gracz i jeżeli TT przemyślał swoją "sześcioosobową rotację" i zacznie korzystać z całego dobrodziejstwa inwentarza może być miodnie. 

Ale żeby nie było tak różowo to noga powinna mu trochę latać. Dostaje we władanie bardzo młodą ekipę, która za 3-4 sezony będzie rządzić tą ligą. To na jego barkach spoczywa teraz rozwój KAT'a, Wigginsa, LaVine'a oraz reszty młodej watahy. Nadchodzącego wysokiego wyboru w drafcie nie będę nawet wspominać. Do tego powinien sprowadzić trochę starej krwi, by Ci byli wsparciem dla młodzieży i trafiali za 3. Jak zawali ten projekt będzie spalony po wsze czasy w tej lidze.

Do pomocy ściągnęli mu też Scotta Laydena, który piastował do tej pory funkcję asystenta R.C Buforda w San Antonio. Są ludzie pamiętający jego dobre ruchy w Jazz oraz ludzie pragnący z całych sił zapomnieć jego poczynania w Knicks. Boli mnie to do tej pory. Przypadła mu w zaszczycie funkcja GM i teraz sam sobie musi poszukać asystenta. Uczył się u najlepszego w lidze więc może ówczesny skwaśniały odór z MSG zdążył mu wywietrzeć z głowy. Ma być wiadrem z zimną wodą, jeżeli Tomowi zapali się głowa od pomysłów kiedy zdejmie gwizdek i zamieni dresy na garnitur Prezydenta Klubu. 

Flip Saunders widząc to co się teraz dzieje z jego szczeniakami uśmiecha się szeroko, bez względu na to gdzie jest teraz. 

Minnesota rozmawiała również z Jeffem Van Gundym, który chciał podobny pakiet jak TT. Do przyklepania jednak nie doszło. Tomem interesowali się również Lakers i Knicks, ale odstraszyło ich berło władzy jakie chciał. Rodzina Buss nie chce nikogo obcego w szeregach zarządu (uprzedzając zapytam: Phil Jackson to prawie rodzina skoro puka Jeanine?), natomiast w Knicks wspomniany w nawiasie Jackson zadzwonił do włodarzy Bulls i zapytał o referencje Thibodeau. Ci wynieśli go na kopach i nożach z Wietrznego Miasta wiec jaka ta laurka miała być? Melo go chciał, kibice go chcieli, może on sam też by chciał. Trójkąty w Bulls grał. Nie takie pod linijkę, ale grał. Ale Phil go nie chciał. Do Knicks jeszcze wrócimy, a na razie życzę TT oraz Młodym Wilkom wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia i siadam swoim grubym dupskiem na wagonie ich kibiców. 

Teraz jedziemy do stolicy na szklankę dobrej łychy u Franka Underwooda. 


Wizards w końcu zwolnili Randy'ego Wittmana. Sezon za późno? Kontuzje pokrzyżowały im plany w tym roku, ale co było - to było i po co drążyć temat?

Sezon miał być wizytówką dla Kevina Duranta, który niby miał się sprowadzić w rodzime strony kiedy Thunder dostaną lanie w obecnie trwających PO. Nie wiem czy posiadacz najbardziej obciachowych butów w lidze chciałby teraz nasikać na logo Wizards, a co dopiero dla nich grać. Włodarze jednak tego chyba nie pojmują i właśnie wywali 35 mln dolarów na pięcioletni kontrakt dla Soctta Brooksa. 

Scott był do czasów Fishera/Rambisa najbardziej znienawidzonym przeze mnie trenerem w lidze. Nie dla tego, że prowadził te farbowane lisy z Oklahomy ale dlatego, że właśnie TAK je prowadził. Mając do dyspozycji taki wachlarz zawodników (z którego co roku zarząd wyrywał po jednym pawim piórze) raz był w finałach i do końca nie wiedział co się wokół niego dzieje. Marnotrawstwo. Sam nie lubię nic wyrzucać, ale jak mam końcówkę ciepłego i rozgazowanego piwa w kuflu, to wylewam bez żalu. Tak też bez większych uczyć wywalono go z Thunder. 

Przypisano mu łatkę specjalisty od rozwoju młodych talentów i dlatego był wymieniany jako kandydat do objęcia posady w Orlando przed tym sezonem. Lakers też do niego teraz się ślinili, jednak wybrał ofertę Czarodziei wartą jak wspomniałem 35 mln. Mają (lub mieli?) w sowich szeregach trenera, który trenował Duranta w liceum. Teraz zatrudnili jego byłego trenera i dobrego przyjaciela. Kevin nie był zbytnio zadowolony ze zwolnienia Brooksa więc jest szansa, że za nim zatęskni. Patrząc na to co robi Donovan wcale się nie dziwię. Ja sam za nim tęsknię. Więc w serduszkach ludzi związanych z Wizards obraz Duranta w ich uniformie wciąż się żarzy.

Ale będąc bardziej realistycznym: nie ma bata by Durant przyszedł grac po tym sezonie w stolicy. Wizards zostali z kupą kasy do wydania, niepewną przyszłością Bradleya Beala oraz trenerem od rozwijania młodych talentów. Szybki zez na listę obecności na następny sezon i widzę całych dwóch do rozwoju. Dwóch Na 13-15 skład, który trzeba będzie kimś uzupełnić. John Wall, Marcin Gortat, Markieff Morris, Otto Porter i Kelly Oubre. Ci panowie mają pewną wypłatę od Wizards na następny sezon. Ostatni dwaj to panowie do mitycznego rozwoju. Picku w tym drafcie nie ma, bo oddali go do Suns za Kieffa w desperackim geście walki o 8 miejsce w PO. Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Wizards napili się bimbru spuszczanego z termy. Klepie, ale dziwnie pachnie i chrzęści w zębach. Tylko dla zaprawionych w bojach zawodowców. True story...

Jestem ciekaw jak Brooks to poukłada. Czy taki świeży start pozwoli mi zmyć z siebie łatkę gościa, który wszystkiego dorobił się na plecach Durnata i Westbrooka pozwalając im grać to co chcieli.  Ma do dyspozycji najlepszą "Jedynkę" na Wschodzie. Pewnie też Szklanego Bradleya, bo na coś i kogoś tą kasę muszą wydać. Marcin moim zdaniem powinien być bezpieczny, ale nigdy nic nie wiadomo. 

Sądzę, że będzie to ekscytujące lato i bardzo smutny sezon dla pachołków z Hogwartu i nawet wszechobecne macki Franka Underwooda nic tu nie pomogą.

Łycha w stolicy wypita. Jedziemy wesołym busem na zimną wódkę na Brooklyn. Car stawia, a my mamy ogarnąć popitkę.


I jesteśmy w hali Nets. Parkiet mają brzydki. Te mozaiki przy koszach mające być hołdem dla Nowojorskiego metra wyglądają jak płytki ceramiczne z kibla Rosyjskiego oligarchy. Och wait...

Ale dość już darcia łacha z Nets. Organizacja zaczyna się ogarniać i idzie to w dobrą stronę. Sean Marks (kolejny gość z San Antonio w tym tekście) czyli nowy GM podziękował za współpracę tymczasowemu trenerowi - Tony'emu Brownowi i zatrudnił Rowana Kenny'go Atkinsona.

Widać przybyły z teksasu jegomość nie chciał kopać się z koniem i brać udziału w wielkim wyścigu po topowe nazwiska dostępne na rynku. Złośliwi twierdzą, że nikt nie chciał się podjąć tego zadania. Jaka jest prawda? Nie dowiemy się raczej nigdy, ale prawda leży gdzieś po środku. Ale ja bardziej przychylam się do teorii nowego startu i małych kroków.

Atkinson jest na chwilę obecną asystentem Mike'a Budenholzera w Atlancie. Pomimo trwającej walki o mistrzostwo władze klubu pozwoliły mu na rozmowę z Nets. Strony doszły do porozumienia i Kenny stal się 6 trenerem odkąd Nets przenieśli się na Brooklyn. W Hawks spędził 4 sezony jako asystent. Wcześniej podawał pomysły Mike'owi D'Antoniemu w Knicks. Jako zawodnik zwiedził wiele klubów europejskich i od 2015 prowadzi reprezentację Dominikany.

W świadku NBA znany jest przede wszystkim z rozwoju młodych graczy. Jeremy Lin i to co się z nim działo podczas "Linsanity" to podobno jego zasługa. Może będzie go kusił by porzucił Charlotte i przybył na Brooklyn? Zatem jeżeli ma taką rękę do młodych talentów to nic tylko takie mu dostarczać. Picków na razie nie ma "ale też jest zajebiście".

Podoba mi się spokój z jakim do tej pory podchodzą Nets do przebudowy. Nie robią gwałtownych ruchów i nie rzucają się na wszystko co się rusza uzbrojeni w kapitalistyczne dolary i halę w środku Nowego Jorku. Spokojnie krok po kroku starają się coś zbudować i sparzeni poprzednimi niepowodzeniami unikają krzykliwych nazwisk.

Dlatego też dali szansę trenerowi, który debiutuje w NBA jako główny szkoleniowiec. Chcą sami pomalować ten obrazek i dać też trochę pomachać pędzlem na czystym płótnie Atkinsonowi. Dzięki temu i on i zawodnicy nabiorą trochę doświadczenia. A może jakieś głośne nazwisko skusi się na grę na Brooklynie? Dalej jestem zdania, że powinni oddać Brooka Lopeza i Tadka Younga za picki w drafcie i zacząć świeży start. Co zrobią? Zobaczymy już w lato.

Wódka wypita i obowiązkowo chlebem zawąchana. Czas na shota Tequili i powrót do domu.


"Na plaży słońce praży" prawie tak samo jak w Arizonie. Tam może nawet mocniej. Niektórzy mówili, że podpisanie Earla Watsona na kolejne 3 lata to błąd i skutek przegrzania się włodarzy klubu. Słoneczko (he he he) walnęło na dekiel i zamiast szukać kogoś z doświadczeniem i bardziej znanym nazwiskiem  postanowili dalej brnąć w kogoś, kto wykręcił wynik 9-24. Ale czemu nie?

Ray McDonough wypowiadał się o "kieszonkowym graczu" a teraz trenerze w samych superlatywach. Wszyscy na górze byli zadowoleni z tego jak potrafił dogadać z zawodnikami i pomimo nędzy jaką sobą prezentowali motywować ich do lepszej gry. Wygrali 3 z 4 swoich ostatnich spotkań i może to uratowało mu posadę. Wierząc statystykom Suns od czasu przejęcia steru przez Watsona byli w pierwszej trójce najlepiej zbierających zespołów w lidze. Usprawnił też obronę. Zatem może zatrzymanie go nie jest takim głupim pomysłem? Ciekawe co może zrobić ze zdrowym składem do którego niebawem mogą dołączy 3 nazwiska z tej klasy draftu? Ciekawość zabiła kota, ale widać właściciele Suns lubią się głaskać pod włos. Mają przed sobą wielką przebudowę, która musi być poprowadzona z głową, a pomimo to ryzykują takim ruchem.

Sami zawodnicy też stoją za nim murem, zatem wszystko się zgadza. Ma poparcie władz i zawodników. Fani to inna para kloszy, ale czy kiedyś ta grupa była ze wszystkiego zadowolona?

Oby im się wiodło. Zlizuję sól z ręki, piję kieliszek "wódki z kaktusa" i zagryzam limonką. Biorę garść nachosów na drogę i wracam do Nowego Jorku gdzie dalej trwa szopka, a trener dalej nie wybrany.

Jak donoszą szpiedzy zza oceanu w grze pozostało 2 zawodników: Kurt Rambis i David Blatt. Nie będę mówił kogo wolę. To chyba rozumie się samo przez siebie. Rambo to kumpel Jaxa, który twierdzi, że zespół pod nim zaczął lepiej grać "triangle ofense". Kochają się i co na to poradzisz?

Lecz jeżeli jednak wybór padnie na Blatta, będzie to dla mnie sygnał, że Jackson i jego 11 pierścieni niedługo jadą do Los Angeles trzymać Jeanine za kolano w Staples Center. Pałkę po nim przejmie Steve Mills, który zna się z Davidem bardzo dobrze.

Fani Knicks łączmy się. Zakładamy jarmułki, jemy macę, zapuszczamy pejsy i prosimy Jahwe o przychylność dla Blatta w kwestii pracy w Nowym Jorku. Złapmy się za ręce i radośnie zaśpiewajmy:



2 komentarze:

  1. Suns to jakaś patologia. Zamiast robić przebudowę po odejściu Nasha, marnują 4, kolejny sezon. Przeczucie mi mówi, że w tym off-season znowu ktoś wpadnie na genialny pomysł "a może jeszcze nie teraz" i dadzą duży klops jakiemuś Tysonowi Chandlerowi 2.0, żyjąc złudzeniem o play-offach gdzieś do przerwy ASG.
    Ryan McDonough powinien wylecieć, bo nie ma jaj żeby zaorać ten burdel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczekajmy do lata, bo widać, że chcą iść w przebudowę. Obecność Chandlera dobrze wpływa na młodych graczy. Polecam dokument "Rookie/Vet" gdzie jest pokazane jak Tyson wpływa na Bookera. Tych młodych jeszcze w tym drafcie do Suns trafi, więc spokojnie :) Swoją drogą to Tyson był wabikiem na Aldridge'a, ale się nie udało. Powinni jak najszybciej pakować Knighta i wysłać do na Syberię :)

      Usuń