niedziela, 10 kwietnia 2016

Philadelphia 76ers: End of the Process

Kilka dni temu Sam Hinkie złożył rezygnację z funkcji Generalnego Menadżera zespołu z Miasta Braterskiej Miłości. 

Czytając to co się pisze na ten temat w internetach można dostrzec popadanie ze skrajności w skrajność.

Są tacy którzy już tęsknią za Samem i jego "Procesem" i palą w jego intencji świeczki w oknach. Inni z kolei najchętniej wymierzyliby mu soczystego kopa w poślady na rozpęd, za lata zmarnowane na budowanie czegoś, co wcale nie daje gwarancji na sukces. 

Jedno wiem na pewno: byliśmy światkami szalonego eksperymentu, który będzie odbijał się echem w lidze jeszcze przez wiele lat i chyba nie prędko zostanie powtórzony.

Szkoda, że Sam nie będzie obecny w klubie kiedy to wszystko formalnie dobiegnie końca.

Niezależnie od efektu...




Czy miał inne wyjście niż podanie się do dymisji? Zarząd widocznie zwątpił w jego plan zwany "Procesem". Co jest trochę dziwne bo sami się na to zgodzili.

Przecież Sam nie poszedł do nich i powiedział czegoś w stylu: "hej, to ja, wasz nowy GM. Za kilka lat zbuduję wam drużynę godną walki o mistrzostwo, ale musicie mi zaufać ok?" A oni mu na to: "no dobra, fajnie. Szanujemy zaangażowanie i w ogóle, ale co dokładnie zamierzasz zrobić z klubem wartym miliony dolarów?" A Hinkie im na to: "no to super, że się rozumiemy i dzięki za wsparcie i poparcie, ale muszę iść bo stara robi dziś zapiekankę na kolację. Będziemy w kontakcie, wiecie: maile, telefony i takie tam. Buziaki papatki, uściski".

Po czym odpisywał zdawkowo na maile i smsy? Nie odbierał telefonów i kiedy widział kogoś z zarządu na swojej drodze chował się do śmietnika i czekał, aż przejdą? A kiedy w końcu spotykali się twarzą w twarz, a w około nie było żadnego śmietnika by się schować, witał się z nimi, uśmiechał jak kretyn po czym symulował atak biegunki i ukrywał się w toalecie na długie godziny?

Takiego wała.

Wiedzieli co chce zrobić od samego początku i poszli na to. Na długotrwały, mozolny i bardzo bolesny sposób przebudowy, który kiedyś Seattle/Oklahomie przyniósł to czego chcieli. Hinkie jednak zamierzał zrobić to z jeszcze większym rozmachem i fajerwerkami na niebie. Z perspektywy czasu możemy oceniać jego wybory w drafcie i to kogo mógł wybrać, a tego nie zrobił. Ale kiedy jest "po frytkach", to każdy jest mądry na swój sposób. Dlatego sprowadzenie do pomocy Jerry'ego Colangelo i stopniowe zmniejszanie roli Sama w tym wszystkim śmierdzi wbiciem noża w plecy. Nie jakiegoś badziewia do filetowania ryb z ceramicznej powłoki, tylko dobrze naostrzonego noża szefa kuchni z autografem Wojciecha Modesta Basiury, który nie wiadomo czemu w TV przedstawia się jako Amaro.

Zatem nie dziwię się, że sam podał się do dymisji. Moim zdaniem odszedł z twarzą. Można powiedzieć, że sam wystawił się na odstrzał i podał swoją głowę na tacy włodarzom, którzy będą szukać kozła ofiarnego kiedy jego plan się nie powiedzie. Jeżeli się uda zapewne przypiszą sobie zasługę, że w porę zareagowali i sprowadzili Jerry'ego by ten poukładał porozrzucane klocki. Sam może się bronić mówiąc, że nie dali mu dokończyć dzieła jeżeli to nie wypali. Jeżeli się powiedzie będzie zapewne siedzieć w cieniu i się uśmiechać, kiedy inni będą przypisywać sobie zasługi za jego szalony plan.

Bo przecież kibice i ludzie żyjący NBA będą wiedzieć komu 76ers zawdzięczają ewentualny sukces/porażkę. Nie?

Każdy przecież parzył z zainteresowaniem na to co się dzieje w Sixers. Nie znam osoby, która interesuje się NBA i przeszła obok tego eksperymentu (bo tak to chyba trzeba nazywać) obojętnie. Sam miał swój plan, który zakładał totalną czystkę w klubie. Za dobrych graczy miał pozyskiwać wybory w drafcie, które miały mu dać podwaliny pod młodych graczy z których można utworzyć coś, co zawojuje ligę za kilka lat. I właśnie to "kilka lat" skończył się wraz z jego rezygnacją.

Nie ma sensu przechodzić przez każdą jego wymianę i sprawdzać czy jest ona dobra czy nie. Liczą się fakty, które mówią, iż pozyskał i zostawił w składzie Nerlensa Noela, Dario Sarica, Joela Embidda oraz Jahili Okafora i są to wysokie picki w drafcie. Tych późniejszych nie ma co wypisywać gdyż było ich więcej niż ja mam włosów na brodzie.

Można się spierać o to czy są to odpowiednie wybory. 3 centrów z czego 2 ma kartotekę u lekarza, jeden nie powąchał przez to jeszcze parkietu, Saric siedzi w europie i jest wielką niewiadomą, a Okafor okazał się niedojrzałym dzieciakiem bijącym ludzi na ulicy, którzy mówią mu "jak jest". Ostatnio nawet Noel został oskarżony o zdemolowanie mieszkania i rzekome grożenie właścicielom tego przybytku. Ale o tym za chwilę.

Wróćmy do nadchodzącego draftu: 76ers mogą mieć aż 4 (lub 3) wybory w 1 rundzie i to właśnie jest zasługa Hinkiego. Zamiast niego będzie wybierać sprowadzony na jego miejsce Bryan Colangelo, czyli syn wcześniej zakontraktowanego Jerry'ego. Senior zaraz ma podobno ustąpić ze stanowiska, żeby to nie wyglądało nieładnie. Skoro już zatrudniłeś swojego syna to już wygląda trochę niezbyt zawodowo, ale to już jest problem zarządu. Znosili przez te wszystkie lata tyle gówna, że dodatkowe wiaderko pomyj nie zrobi im różnicy. WRÓĆ! To Hinkie znosił te całe szambo, więc teraz to oni musieliby przyjąć to na klatę. Zwłaszcza jeżeli junior źle wybierze w drafcie i podpisze złych wolnych agentów.

Co z tym wszystkim zrobi 888 kamienny posąg z Wyspy Wielkanocnej? Przekonamy się już w lato.


No co? Ma taką aparycję jak te posągi...

Ale do tematu: możecie odnieść wrażenie, że jestem w obozie Sama Hinkie, ale tak nie jest. Pomimo, że podoba mi się jego pomysł (może nie do końca nowatorski, ale zawsze) tak nie podobało mi się jego wykonanie.

Po pierwsze: bardzo nie podobało mi się, że nie zatrudnił żadnych weteranów do pomocy przy tym projekcie. Jeżeli masz zbieraninę młodych talentów to dwóch zasuszonych wiarusów znających tą ligę od podszewki którzy nie jedno już widzieli czy zrobili jest bardziej niż wskazane. Jeżeli młodzież nie ma jakiegoś wzorca lub kogoś z kim mógłby porozmawiać dochodzi potem do bójek na ulicy w pijackim amoku oraz demolowaniem wynajmowanych domów. Tak samo ktoś wiedzący co w trawie piszczy mógłby uczulić młodych na to co obecnie dzieje się w klubie. Powiedzieć, że to tylko przejściowy proces i kiedyś dostaną możliwość pokazania pełni swoich umiejętności, ale teraz powinni udawać idiotów w imię wyższych celi. Był co prawda Jason Richardson, ale według doniesień był wręcz izolowany od reszty zespołu. Z takiego samego założenia jak ja wyszedł Colangelo senior, bo zaraz po swoim przyjściu ściągnął Eltona Branda, który już od 17 lat zwiedza tą ligę. Skrzydłowy nie grał w tym sezonie za dużo, bo jego rola opierała się głównie na siedzeniu w dresach na końcu ławki i ucinanie sobie przyjacielskich pogawędek z młodym narybkiem, w których to mówił gdzie nie bywać i kogo nie znać. Jednak to trochę za późno jak dla mnie...

Po drugie: nie podobało mi się jak traktował młodych zawodników. Jeżeli dostał pod swoje skrzydła młodziana, który wykazywał chęć do grania i jakieś zalążki talentu, to oddawał go bez mrugnięcia okiem. Często wynajdywał fajnych grajków w D-League lub kogoś kto dostał się do ligi z późniejszym wyborem. Oczywiście na tle padaczki jaką grali (grają) Sixers nie było sztuką podbić swoje statystki i stać się ciekawym kąskiem dla drużyny, która ma powiedzmy - naddatek - wyborów w 2 rundzie i chce sprawdzić jakiegoś "no-name" który śmiało poczyna sobie w 76ser. Odnoszę wrażenie, że nie traktował ich jak ludzi tylko jak assety, za które można zdobyć potrzebny budulec do dalszej przebudowy. Jak to ostatnio ktoś fajnie opisał "traktował ich jak jednostki w Exelu". Za przykład niech posłuży tutaj K.J McDaniels. Co prawda były tam małe konszachty z jego kontraktem i zgrzyt na linii zawodnik - zespół, ale koniec końców odjechał do Houston.

W Phily kręcił 9.2 punktów, 3.8 zbiórki, 1.3 asystę i 1.3 blok na mecz w 25 minut spędzanych na boisku. Dodatkowo dokładał obronę na fajnym poziomie. Czyli idealny facet z ławki z dużym potencjałem na rozwój. Bez mrugnięcia okiem oddałbym za niego Jose + Saszę + Rambisa + Fishera i wszystkie jego kochanki i jeszcze całował po rękach. W Rockets od czasu wymiany notuje 2 punkty i 1 zbiórkę w niecałe 5 min na parkiecie. Tam też jest burdel, ale pozyskali go za wybór w 2 rundzie draftu.

Może to był prztyczek w nos za fochy z kontraktem, ale szkoda oddawać takiego zawodnika praktycznie za nic.

Po trzecie: nie krył się z tankowaniem. Można to też zaliczyć do plusów, bo chociaż stawiał sprawę jasno, ale jawnie kpił z zasad ligi, która nawet swojego czasu szukała sposobów na obejście tak perfidnej sztuki przegrywania. Pomysłów było wiele, ale żaden z nich nie został wprowadzony w życie, więc Eldorado porażek trwało w najlepsze. Możecie uznać to za hipokryzję, bo Knicks przecież też tankowali po Porzingisa, ale nie trwało to tyle lat i nie robili tego w tak bezczelny sposób. W sumie to Nowojorczykom udało się za pierwszym razem to, czego Hinkie nie zrobił przez 3 lata. A mianowicie znaleźli młody talent, wokół którego można rozpocząć przebudowę. Status tych dwóch drużyn jest inny, ale chciałem to zaznaczyć. Głupi ma więcej szczęścia niż rozumu. Hinkie ponoć chciał Łotysza, ale zarząd i obóz gracza nie byli tym faktem zadowoleni...

Pisząc te słowa nie zapoznałem się z całym 13 stronicowym listem jaki wystosował do właścicieli Sixers. Znam jego urywki czytane w pośpiechu, oraz najlepsze części które zostały opublikowane w zachodniej prasie. Na polskich portalach jeszcze tego nie widziałem więc albo są w trakcie tłumaczenia, albo olali temat bo szkoda zachodu. Tak czy inaczej po samych tych fragmentach można wyczuć żal Sama do organizacji, że ci nie pozwolili mu dokończyć tego co zaczął. Przykład:
"Dzisiejsi liderzy ligi - Golden State Warriros - pozyskali Draymonda Greena, Andre Boguta oraz Klaya Thompsona prawie 4 lata temu, dokładnie 4 lata temu które zachodzą na 5. W tej lidze długie ocenianie takich wyborów ociera się o przeciętność"
Sam miał dostać wolną rękę i zbudować coś z niczego na przestrzeni od 3 do 5 lat. Po 3 postanowiono zatrzymać jego projekt, który wchodził w ostatnią fazę. Nic więc dziwnego, że ma trochę goryczy do wylania. Gdyby to kogoś interesowało to pod tym adresem może znaleźć najlepsze cytaty jak i cały list. Zazwyczaj nie wklejam tu linków z innych stron, ale nie chce mi się tłumaczyć tego wszystkiego, a to co zdążyłem przeczytać warte jest polecenia.


I na tym chyba można zakończyć opis "Procesu" Sama H. Pomimo, że szanuję go za wyobraźnię i chęć dążenia do obranego celu, to środki jakimi się posługiwał nie do końca do mnie przemawiały. Moim zdaniem organizacja postąpiła brzydko odsuwając go od tego wszystkiego w kulminacyjnym momencie, ale też nie można mieć do nich samych pretensji. Widzą do czego to wszystko zmierzało, bali się wydłużenia owego eksperymentu więc postanowili ukrócić czas oczekiwania przez wprowadzenie swoich ludzi do tego wszystkiego. Hinkie poczuł się urażony i sam ustąpił ze stanowiska.

Kiedy to publikuję Wojownicy z Oakland mają jeszcze szanse na pobicie rekordu Bulls. Obok ich postawy (oraz Spurs) oraz bogatej loterii draftu to właśnie zakończenie "Procesu" można postawić śmiało w TOP 3 tego sezonu.

Z tego co się działo w 76ers powstałby niezły film. Byle tylko wszystko skończyło się happy endem i materiał na scenariusz gotowy. Poza tym nie tylko ja tak sądzę:


Wątpię czy po tym wszystkim znajdzie jeszcze zatrudnienie jako Generalny Menadżer w NBA. Ale Najlepsza liga świata nie takie cuda i wianki widziała więc "nigdy nie mów nigdy". Może znajdzie się jakiś odważny właściciel, który zgodzi się na "The Process vol 2: Zemsta Sama H."?

Tak Vivek, patrzę na ciebie. Co z tego, że podpisałeś Vlade Divaca na wiele lat. Masz na tyle nasrane w głowie tak wielkie jaja, że sam James "Mr. Blues" Dolan by się tego ruchu nie powstydził. Uwolnij DMC oraz WCS i zaczynaj zabawę!

Niech gra muzyka, a później wali się świat. Oby na obecnych zgliszczach wykiełkowało nowe życie w Mieście Braterskiej Miłości.

Tego im życzę, a dla Sama piosenka:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz