środa, 17 czerwca 2015

Finał sezonu 2014-2015

Dziś w nocy o godzinie 3 rozpoczęło się (jak się później okazało) finałowe spotkanie pomiędzy LeBronem Jamesem oraz drużyną Golden State Warrirors. 

Termin "jeden przeciw wszystkim" podsycany przez rodzime portale idealnie obrazuje to co obserwowaliśmy przez 6 spotkań tej serii. Pomimo kosmicznej formy i nareszcie odpowiedniego nastawienia, sam LBJ nie był w stanie przeciwstawić się kolektywowi z Oakland. 

Gratulacje dla Wojowników. Zasłużyli na takie zwieńczenie całego, genialnego sezonu. 





Dla jednych ta seria była nuda i niezapadająca w pamięć. 

Dla mnie było to 6 bardzo ekscytujących meczy: 2 dogrywki w dwóch pierwszych meczach świadczące o tym, że Cavs łatwo skóry nie sprzedadzą. Znakomita obrona i poświęcenie Dellavedovy na Currym, czyli zawodnika o którym zastanawiano się czy nadaje się do NBA. Warto wspomnieć, że obydwaj panowie znaleźli się pod kroplówką po meczach 3 oraz 4. Ponadludzka forma Jamesa, który gdyby nie impotencja w ataku jego kolegów, mógłby kończyć każdy mecz z triple double. Obalenie mitu dotyczącego zdrowego Buguta w PO jako wyznacznika mistrzostwa dla GSW. Udowodnienie niedowiarkom czemu Phil Jackson pozbył się J.R Smitha kosztem Shumperta. Historia poświęcenia się Andre Iguodali nagrodzona statuetką MVP finałów. Jest jeszcze masa smaczków, ale to są chyba te najważniejsze, które przychodzą mi teraz do głowy.

Popularna jest teraz tak zwana "gdybologia". Zjawisko ma na celu roztrząsanie spraw "co by było gdyby?".  W tej serii nie zabrakło by tematów do dyskusji, aż do nadchodzącego sezonu:
  • Co by było gdyby Kevin Love nie doznał urazu barku?
  • Co by było gdyby Kyrie Irving nie doznał kontuzji kolana?
  • Co by było gdyby Dellavedova miał niespożyte pokłady energii i był w stanie powstrzymywać Currego przez całą serię?
  • Co by było gdyby Klay Thompson nie zszedł tak szybko po 2 faulach w meczu nr 2?
  • Co by było gdyby J.R Smith trafił w końcu te 8 trójek w jednym meczu
  • Co by było gdyby David Blatt grał większą ilością zawodników?
  • Co by było gdyby doszło do meczu nr 7?
I tak dalej, i tak dalej...

Cavaliers przegrali przez brak ataku, a ściślej temat ujmując: brak wsparcia dla LeBrona. Czasami patrząc na statystyki jego samego oraz zsumowane wyczyny jego kolegów, można było odnieść wrażenie, że jest sam na boisku. Timofey Mozgov był bardzo pomocy w ofensywie do czasu wystawienia przez Kerra mniejszego składu. Small ball w wykonaniu Warriors uczynił go zbędnym na boisku. Tym samym wojownicy z Oakland w białych rękawiczkach pozbyli się z boiska Boguta, który więcej szkodził niż było z niego pożytku. 

LeBron James zakończył te igrzyska z dorobkiem: 35.8 punktów, 13.3 zbiórek, 8.8 asyst oraz 1.3 przechwytu na mecz. Pokazał prawdziwą dominację i udowodnił kto jest najlepszym graczem na świecie. O ile jego statystyki mogą robić wrażenie w odniesieniu do finałów, tak przemiana jaka w nim zaszła jest godna podziwu. 

Obrona GSW nie była w stanie go zatrzymać. Jedynym wyjątkiem był Iguodala, jednak o tym później. Harrison Barnes oraz (o dziwo!) Shaun Livingston kryli go przyzwoicie. Z Draymondem Greenem wbiegał w pomalowane jak gdyby ten nie istniał. Klay Thompson próbował machać ręką przed twarzą LBJ niczym Kawhi Leonard rok temu. James w odpowiedzi trafiał mu sprzed nosa czyste rzut, a kiedy po zasłonie na nim zostawał Stephen Curry, MVP sezonu regularnego wyglądał jak szczeniak goniący za samochodem.  

Po 12 sezonach nareszcie zobaczyłem w LBJ taką wolę walki i chęć dominacji, którą powinien był już wykazywać przynajmniej od czasu pierwszego meczu w Miami. Chciał mordować i taplać się we krwi poległych wrogów. Niestety nie starczyło sił na to wszystko. Grając na takiej intensywności i ciągnąc cały zespół na swoich barkach już w końcówce meczu nr 4 wyglądał jakby jechał na oparach. Ogólnie jedyne co można mu zarzucić to słabe 4 kwarty w jego wykonaniu.

Po raz kolejny w jego karierze zostało mu udowodnione, że kolektyw zawsze będzie lepszy od hero ball. Sad but true...

Ale gdyby jakimś cudem Cavs wygrali to spotkanie (te trójki na wiwat J.R Smitha!) i doszłoby do meczu nr 7, to LeBron James powinien wówczas dostać MVP.


Tristan Thompson chyba właśnie zrobił na swój nowy kontrakt. To jego i wspomnianego wcześniej Mozgova można wyróżnić ze składu Cavaliers. Zbierał jak szalony po obu stronach parkietu i czasami jego dobitki oraz (wymuszane przez obronę) rzuty utrzymywały Kawalerzystów w grze. Wyczuwam ból głowy w biurze ekipy z Ohio. Jest Mozgov, Varejao, Love (który będzie z pewnością chciał nowy kontrakt) oraz właśnie TT. Nie zazdroszczę...

Matthew Dellavedova mógł przejść drogę: od rezerwy do bohatera finałów. Już we wcześniejszych seriach pokazywał pazur w obronie, jednak kiedy Irving doznał kontuzji kolana, trener Blatt nie miał wyjścia i wystawił go w wyjściowym składzie. Ten odwdzięczył się mu elitarną obroną na Currym, który przez te 2 spotkania nie wyglądał jak MVP. Jednak paliwa w jego Australijskim baku starczyło tylko na te 2 mecze. Jak by nie było pokazał się z dobrej strony i chyba po tym sezonie zostanie na dworze króla w Ohio.

Mike Miller oraz James Jones zaskoczyli mnie poświęceniem w grze. Walczyli o bezpańskie piłki rzucając się po parkiecie. Iman Shumpert radził sobie dobrze w obronie i mizernie w ataku pomimo odnowionej kontuzji barku. Czarny koń jakim miał być J.R Smith zawiódł na całej linii. Wszyscy jego fani, którzy wyśmiewali Knicks za oddanie go za bezcen, teraz jakoś siedzą cicho. 

Smutną historią jest nie pojawienie się chociaż na kilka sekund na parkiecie Shawna Mariona, który w trakcie tego sezonu ogłosił, że są to jego ostatnie rozgrywki.

Jeżeli za rok cały skład będzie zdrowy to strach się bać. Ale to podpada już pod "gdybologię"...


Obecni Mistrzowie nie zachwycili tak do końca jak się od nich tego wymagało. Miała to być łatwa przeprawa z osłabionym rywalem, która powinna potrwać maksymalnie 5 spotkań.

Odcięci od łatwych rzutów za 3 oraz ze szczelnie krytym Currym musieli wymyślić nowy plan działania. Z ławki został odkurzony David Lee, który przejął minuty Boguta oraz Speightsa. Ten ostatni przeprowadził po raz pierwszy w historii fast break w slow motion. Na dodatek nie trafił łatwego wsadu co kosztowało go posadzeniem na ławce. Jednak to właśnie dzięki głębi składu Golden State wygrali tą rywalizację.

Dwie gwiazdy czyli "Splash Brothers" nie zachwycały formą od pierwszego gwizdka. Klay odblokował się w meczu nr 2, jednak musiał szybko zejść za faule. Curry odżył dopiero kiedy "małemu kangurowi" zabrakło energii. Na szczęście na posterunku był Iggy.

Na początku sezonu Steve Kerr poprosił Andre oraz Davida by ci ustąpili miejsca w wyjściowym składzie Barnesowi oraz Greenowi. Ci się zgodzili i z pokorą przyjęli rolę rezerwowych. Iguodala nie rozegrał ani jednego meczu w sezonie regularnym jako starter. Kiedy okazało się, że tylko on jest w stanie spowolnić LBJ, Kerr bez namysłu umieścił go w wyjściowym składzie kosztem Boguta.

Kiedy Iggy był na parkiecie: LeBron rzucał ze skutecznością 38% a całe Cavaliers miało współczynnik -55. Kiedy siadał na ławce: LeBron rzucał ze skutecznością 44% a całe Cavs miało współczynnik +30.

Taka sytuacja.

Jedyną jego "wadą" były rzuty wolne. Baltt nie widząc innego wyjścia stosował taktykę "Hack a Iggy" jednak jak widzimy nie przyniosło to rezultatu. Statystyki za te 6 meczy prezentują się następująco: 16.3 punktów, 5.8 zbiórek, 4 asysty oraz 1.3 przechwyt. Do tego skuteczność z gry na poziomie 52% a z rzutów za 3 40%, czyli lepiej niż Curry i Thompson. Ten obrazek jedynie psuje 35% z rzutów wolnych.

Zatem kolejny raz MVP Finałów zostaje role player, który był w stanie spowolnić najgroźniejszego gracza na kuli ziemskiej. Sam nie wiem co mam o tym myśleć, ale jedno jest pewne: ta nagroda jest jakby uhonorowaniem całej jego kariery, a w szczególności ostatnich 3 lat grania jako znakomite uzupełnienie składu, jego wszechstronności o raz gry w obronie.

Jeszcze raz gratulacje i pozdrowienia dla Allena Iversona!


Reszcie składu przeszkadzała mała czkawka. Harrison Barnes potrzebował czasu by wejść do gry. Tak samo jak Draymond Green, który grał z kontuzją pleców. Znakomicie z ławki spisali się wspomniany David Lee, Shaun Livingsoton oraz Leanardo Barbosa. Swoje 5 minut miał również Festus Ezeli, który do spółki z Lee otrzymał minuty po Bogucie i Speightsie.

Sprawa nieobecności Boguta jest bardzo ciekawa. Niby to on sterował obroną i stanowił centralną jej oś, jednak jak się okazało potrafią wygrywać i bez niego. Analitycy podkreślali, że zdrowy Bogut jest kluczem do mistrzostwa. Jak widać się mylili. Andrew jest bardzo podatny na kontuzje i w każdej chwili może zakończyć sezon. Te finały pokazały, że taki scenariusz nie jest zagrożeniem dla obrony Warriros i są przygotowani na każdą ewentualność.

Lee oraz Ezeli bardziej pasowali do zamysłu Kerra. Po pierwszego sięgnął kiedy (można tak powiedzieć) był pod ścianą z wynikiem 2-1 dla Cavs. Baltt nie był gotowy na takie rozwiązanie, a David może w obronie jest nogą, ale w ataku jest przydatny i narobił trochę zamieszania. Ezeli natomiast jest bardziej mobilny do grania z niższym składem niż Bogut.

Ale to co wielkolud z Australii dał drużynie w RS nie powinno go dyskredytować do tego by z dumą nosił swój mistrzowski pierścień.

Czy jesteśmy świadkami tworzenia się "złotej dynastii"? Z jednej strony można powiedzieć, że tak. Młody, świetnie ułożony zespół w którym chemia wynosi 120%. Grają skutecznie i widowiskowo po obu stronach parkietu. Wszystko przemawia za nimi. Ciężar najlepszej drużyny w sezonie regularnym został zrzucony po ostatnim gwizdku meczu nr 6. Do następnego sezonu nie muszą już nic nikomu udowadniać, lecz ze startem 70 rozgrywek czeka ich jeszcze cięższe zadanie: obrona mistrzowskiego pucharu. A to jak wiemy z historii jest jeszcze trudniejsze. Zachód będzie silniejszy niż kiedykolwiek. Na Wschodzie też będzie kilka ekip, które z chęcią odbiorą im splendor i chwałę.

Aby tego dokonać muszą utrzymać skład. A to jak się okazuje nie bezie takie proste. Ale o tym innym razem.

Na razie jeszcze raz gratulacje!


Kilka słów wypada napisać o szkoleniowcach obydwu ekip. Dwaj pierwszoroczniacy dotarli do finałów. W przypadku Davida Blatta, mowa o nim jako o rookie trenerze mija się z prawdą, ale w świadku NBA był on nieopierzony. Gdy podpisywał umowę w składzie nie było LeBrona ani Love'a. Przeszedł przez mękę by dojść do finału. Zły start, próba wdrożenia swojego systemu, nadmuchany przez dziennikarzy konflikt z Jamesem. Lecz nagle wszystko szło po jego myśli i z drużyny mogącej nie awansować do PO, po przerwie na ASG zrobił potęgę na Wschodzie, która zajęła ostatecznie 2 miejsce, a w finale konferencji udowodniła Atlancie kto jest potęgą po tej stronie NBA.

Blatt zrobił aż za dużo z 7 osobową rotacją. Dobrze ustawił obronę. Znakomicie zamykali Curry'ego w podwojeniach i rotowali w obronie. Zabrakło mu jednego, regularnego strzelca obok LBJ, i mógłby sprawić niespodziankę. Widać było jego doświadczenie i spokój. Nie będę ukrywać, że to pierwszy poważny trener pod jakim gra James.

Kerr natomiast zaczynał jako ciekawostka, która odziedziczyła drużynę już prawie gotową do walki o najwyższe cele. Ale "prawie" robi różnicę. Zarządził wyjściowym składem, poukładał to w obronie, zmienił atak z izolacyjnego na większy ball movement. Zmniejszył minuty gry niektórych zawodników, a ci i tak grali lepiej. Przytomnie reagował na to co się działo na boisku, i wprowadzał dobre udoskonalenia. Wszak podjadał jako zawodnik z pieca u samego Lenny'ego Wilkensa, Gregga Popovicha oraz Phila Jacksona, którym podziękował za inspirację kiedy odbierał trofeum Larry'ego O'Briena.

Do tego starał się być kumplem swoich zawodników, a nie tyranem jak np: Tom Thibodeau. Nagrania z samolotu rozśpiewanej drużyny zna chyba każdy. Wzajemne zaufanie i dobra atmosfera miały odbicie w ich sezonie. Najlepszy wynik w lidze i zgarnięcie mistrzostwa. Styl gry zespołu który już teraz będzie kopiowany przez kilka ekip. Czy można mieć jeszcze lepszy start jako rookie trener?

Kerr miał więcej zabawek niż Blatt. Ten drugi z kolei miał tą najfajniejszą, ale "gdy ludzi kupa, to i Herkules dupa".


Dobrze będę wspominać te finały i już nie mogę doczekać się nowego 70 sezonu.

Najpierw czeka nas loteria draftowa i poważne zakupy/transfery w off season. Później liga letnia i nim się obejrzymy znowu gladiatorzy wybiegną na arenę w walce o najważniejsze trofeum w świecie koszykówki.

Co do bloga, to przez wakacje czeka mnie podsumowanie sezonu jeszcze 25 ekip, wspomniany draft oraz opis co ciekawszych transakcji. Przed sezonem przegląd każdej z drużyn i zadanie kolejnych 31 chytrych pytań na sezon 2015/2016. Może podczas letniego chilloutu wpadnie mi coś jeszcze do głowy!

Do przeczytania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz