niedziela, 15 maja 2016

NBA: Co poczniesz? Co poczniesz? Co poczniesz? Co? Vol. 1

Widzieliście ten filmik? Umysł mi się od niego stopił, ale ma swój urok i taki naiwny młodzieńczy sznyt. Coś co miało być chyba na poważnie, wyszło groteskowo jednak jak każda głupota w internecie potrafi zasiać w naszym umyśle niekończącą się pętlę ciągłego odtwarzania tego co się przed chwilą obejrzało. Jeżeli jesteście wolni od tego typu przypadłości to szczerzę zazdroszczę. Jak mi raz coś głupiego wejdzie do głowy, może zostać wymazane dopiero przez inną głupotę.

Ten typ tak ma... 

Kluczowe pytanie zadanie w filmie idealnie pasuje do tego co obecnie (lub w niedalekiej przyszłości) będzie się dziać z kilkoma zawodnikami w lidze. Co poczną z własnym losem? No co? 

Na pierwszy ogień pójdzie tak jak zapowiadałem Dwight Howard. W kolejce czekają m. in. Chris Paul, Mike Conley, Kevin Durant, Al Horford czy chociażby Harrison Barnes lub Roy Hibbert. Rozstrzał jest ogromny i może uda mi się opisać poszczególnych zawodników zanim ich los będzie przesądzony. 

Zatem zacznijmy moje pseudo przewidywanie.




Dwight jest podobny na tym zdjęciu do Wesley'a Snipesa, czy też mnie oczy mylą? Z resztą to i tak jest nie ważne. Ważne jest natomiast to, co dalej z karierą tego wielkoluda. Przez wielu jest ogromnym niespełnionym talentem. Chociaż te słowa brzmią śmiesznie to ja również tak uważam.

Telegraficzny skrót jego dotychczasowej kariery:

Miał 19 lat kiedy trafił do NBA prosto z liceum. Od pierwszego sezonu było wiadomo, że ma papiery by zawładnąć tą ligą. Lata jego dominacji w barwach Orlando brutalnie zakończyła kontuzja pleców w rozgrywkach 2011-2012. Do tego feralnego sezonu Dwight opuścił tylko 7 spotkań w aż 7 sezonach. Notował wówczas średnie na poziomie 18.2 punktów, 12.9 zbiórek, 1.5 asystę, 1 przechwyt oraz 2.2 bloki na mecz. Wszystkie te zdobycze osiągał w 36 minut spędzanych na parkiecie. Później już nigdy nie był takim samym zawodnikiem. Nie był tą atletyczną bestią, która dominowała strefę podkoszową i zagrażała legendzie wielkiego dominatora jakim był Shaquille O'Neal. Do porównań tej dójki jeszcze wrócę. 

"Iron Man" - bo tak brzmiał pseudonim Dwighta w barwach Magic dotarł do wielkiego finału w którym musiał uznać wyższość Los Angeles Lakers i Kobe Bryanta. Później Orlando odpadło w finale konferencji i dwa razy w pierwszej rundzie. Sytuacja w klubie była napięta jak baranie jaja. Po serii fochów i animozji został wytransferowany do Lakers w ogromnej wymianie, która objęła aż cztery drużyny. Swoją drogą ta wymiana obejmująca Magic, 76ers, Lakers oraz Nuggets popchnęła ogromny głaz z napisem "The Process". Może kiedyś przyjrzę się tej sprawie bliżej.

No ale Lakers na tapecie, więc słów kilka też wypada napisać. Porównania do Shaq'a przybrały na sile. Pomimo dobrego sezonu na papierze widać było, że to nie jest ten sam Howard co wcześniej. Sam wielokrotnie później wspominał o zbyt wczesnym powrocie po kontuzji. Mógł dać sobie więcej czasu na rekonwalescencję, jednak chciał pomóc powrócić LAL do walki o najwyższe cele. On, Kobe, Pau Gasol, Metta World Peace oraz ściągnięty z Suns Steve Nash mieli predyspozycje do tego by walczyć o coś na Zachodzie, jednak skończyło się na rwanym sezonie i odpadnięciu z San Antonio Spurs w pierwszej rundzie cztery do jaja. Z tego okresu Lakers najbardziej pamiętam taki o to prześmiewczy banner latający po internecie:


Oraz tego gifa:


Howard liznął trochę jakości gry w Lakers i raczej mu się to nie spodobało. Miał przedłużyć z nimi kontrakt na następne lata, jednak zamiast tego wybrał ofertę Houston Rockets i grę u boku Jamesa Hardena. Fani Jeziorowców nie pozostawili na nim suchej nitki wyzywając do zdrajców i Judaszy.

Dla mnie osobiście Dwight posmakował życia w LA, tego jak wszystko odbija się na zawodniku i bufory ochronne w postaci żartów i pięknego uśmiechu nie wystarczą. Przemilczę jego rzekomy konflikt z Kobe, gdyż ta płyta jest ograna do granic możliwości.

Po przeprowadzce do Texasu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zakończyły się porównania do Shaqa. Obydwaj przychodząc do ligi byli dominatorami podkoszowymi jakich NBA nie widziała na oczy. Obydwaj lubi się wygłupiać i żartować. Obydwaj po kwasie w Orlando przenieśli swoje talenty do Lakers. Jest tylko jedna drobna różnica: Shaq wychodził na parkiet mordować swoich przeciwników, a Howard poklepać ich po plecach. Pisałem o tym wielokrotnie i nie chce się powtarzać. Upływający czas pokazał, że "Superman" był, jest i zawsze będzie tylko jeden.

Tak więc został zawodnikiem Houston. Do spółki z Jamesem Hardenem mieli stworzyć zabójczą kombinację ataku i obrony. Wolny od nękającej go przeszłości Howard miał rozpocząć karierę na nowo z czystą kartką. Dodatkowo otrzymał bardzo miły smaczek w postaci darmowych treningów z legendą ligi Hakeemem Olajuwonem. Kiedy inni zapisywali się na miejsca w kolejce i musieli syto zapłacić za lekcję u byłego środkowego Rockets, Dwight miał to za darmo 24/h. Na moje oko wiele z tych nauk nie wyniósł...

Niestety plaga kontuzji nie omijała gracza. W pierwszym roku w Texasie rozegrał 71 spotkań. W drugim już tylko 41 jednak powrócił na rozgrywki posezonowe i był najlepszym graczem drużyny, która odpadła dopiero w finale konferencji z późniejszymi mistrzami. Było to małe światełko w tunelu dla jego kariery. Spekulowano czy właśnie nie powróciła jego pewność siebie i czy pomimo ogromu kontuzji nie odrodzi się stary, dobry "Iron Man".

Miniony już sezon dla Rockets okazał się katastrofą pod względem koszykarskim oraz nastrojów w klubie. Brak chemii przełożył się na grę i ledwo wyłuskany ostatkiem sił awans na 8 miejsce na Zachodzie. Szybkie 4-1 od GSW i wyjazd na ryby.

Dwight zakończył właśnie 3 rok swojej umowy z Houston. Ostatni sezon to opcja gracza. Może przychylić się po 23 mln dolarów leżące na podłodze za ostatni rok umowy z Rockets, lub wejść na rynek wolnych agentów i poszukać większej kasy na dłuższy okres.

Okruchy historii zostały właśnie zmiecione ze stołu i pozostało na nim wspomniane 23 mln dolarów za ostatni rok gry lub kolejna szansa w nowym/starym klubie.

Tak moi Drodzy. Teraz zaczynam spekulacje. Zapnijcie pasy...


Dwight zostaje w Rockets: Pewna kasa w kieszeni. Jeżeli zdecyduje się na badanie rynku szybko może go dopaść ogromne zdziwienie, że nie wszyscy chcą wyłożyć na niego kasę. Tutaj ma zagwarantowane 23 bańki za rok męczarni ze starymi znajomymi, na znanym gruncie. Może próbować stanąć na swoich małych uszach by za rok, przytulić poważne pieniądze. Ale czy jest sens się męczyć? Już podczas tego sezonu (a zwłaszcza w PO) jego mowa ciała mówiła, że chce uciec z tego bagna jak najszybciej. Moim zdaniem powinien poczekać z ogłoszeniem swojej decyzji do wyboru nowego trenera. Kevin McHale nie miał czasu na poukładanie tego co popsuło się w lato, gdyż został zwolniony w trybie ekspresowym. Jego zastępca też nie miał pomysłu jak ogarnąć to co się działo w szatni. Do tej masy talentu potrzeba kogoś z jajami, reputacją i twardą ręką. Tom Thibodeau postawił na przyszłość w Minnesocie. Na rynku zostało kilka ciekawych nazwisk jak np: Frank Vogel czy wymieniany zawsze przy trenerskiej karuzeli Jeff Van Gund. Jeżeli podpiszą jakiegoś zwykłego ziutka pokroju Mike Woodsona, Howard powinien podziękować za wszystko i opuścić Rockets. Pewnie znowu mu się dostanie za "ucieczkę" z klubu który ma problemy. No ale co poczniesz? No co?

I załóżmy, że nie został w Houston i postanowił szukać szczęścia gdzieś indziej. Ma wówczas do wyboru 3 opcje:

  • Bierze pierwszy maksymalny kontrakt jaki pojawi się na horyzoncie i nawet nie zadaje pytań. Kasa jest najważniejsza. 
  • Bierze kasę którą mu dają/sam schodzi z wynagrodzenia by grać w zespole, który może zagwarantować mu walkę o coś więcej niż pierwsza runda PO.
  • Podobnie jak Rajon Rondo zaczepia się na jednoroczny kontrakt w jakiejś drużynie i zaczyna podbijać swoją wartość. 

Opcji do wyboru trochę jest.

Według ligowych doniesień Howard był zainteresowany grą w Bucks u boku Antka oraz Jabari Parkera i nalegał na Houston by został wytransferowany właśnie tam. W czasie ostatnich godzin okienka transferowego umowa podobno leżała na stole gotowa do podpisu, ale kością niezgody okazała się opcja z przedłużeniem kontraktu dla zawodnika. Po wtopie z Gregiem Monroe włodarze z Wisconsin zaczęli bardziej uważać na to na co wydają pieniądze. Pisząc bardziej szczerze: chcieli przez pół sezonu sprawdzić jak będzie się układała gra z Howardem na parkiecie. Sami pozbyliby się zapewne kontraktu Monroe i w przypadku gdyby Dwight nie wypalił w Piwnym Stanie, mieliby kasę na wzmocnienia w lato. Al Horford? Trudno mi jest wyobrazić sobie Dwighta grającego w Bucks. Nawet nie wiem jak to opisać. Z pewnością pomógłby im w walce na tablicach. Akcje pick'n'roll do spółki z Giannisem również chciałbym zobaczyć. Reszta jest zagadką...

Kolejnym miejscem miał być Nowy Jork. No bo jakże by inaczej? Na szczęście Howard pasuje do "trójkątów" jak majonez do kaszanki. No niby można, ale niestrawność gwarantowana. By chociaż być rozpatrywany jako dobry center do "trójkątów" musiałby chętnie dzielić się piłką oraz rzucać z kilku stóp do kosza. Z "gałą" rozstaje się bardzo rzadko, a jego rzut jest masakryczny. Na szczęście w Knicks jest Robin Lopez, który sprawdza się idealnie. Phil pomimo swojej demencji z wyborem trenera też by na to nie poszedł. Fani Nowojorczyków zza oceanem coraz głośniej zaczynają mówić o wymianie Robina za Howarda + pikc w 1 rundzie draftu. Jeżeli ktoś z Was myśli, że to dobre wyjście dla obydwu stron przypomnę, że kibice w NY chodzą na mecze w papierowych torbach na głowę, co powinno pozostać bez komentarza. Dwight w Knicks jest tak potrzebny jak pijany clown na czwartych urodzinach...

Na jego liście podobno znalazło się również Orlando. Tutaj możemy się trochę zatrzymać, gdyż to wcale nie jest takie głupie jak się wydaje. NBA to biznes i jak pokazało nam pojednanie LeBrona Jamesa z Cleveland - wszystko da się wybaczyć. Orlando mają pokaźną sumę do wydania. Mają młody skład, który potrzebuje weteranów. Nie pogardziliby również defensywnym centrem. Na moje oko Howard rozwiązuje 2 z 3 punktów wypisanych powyżej. Jeżeli chciałby kasy to by ją dostał. Mentorem/weteranem raczej nie jest. Nie wyobrażam sobie go siedzącego z młodymi graczami którym by tłumaczył co i jak. Nie ta mentalność i poziom. Ale resztkę jego paliwa w obronie można wykorzystać i przesunąć Nikolę Vucevica na pozycję silnego skrzydłowego. Problemem tutaj może być brak trenera. Scott Skiles zrezygnował z tej funkcji po niespełna sezonie. Nie wiadomo kto przyjdzie na jego miejsce i jaki styl gry by preferował. Ale powrót na Florydę wydaje mi się dobrym kierunkiem dla Howarda.

Skoro już jestem mu taki życzliwy, to gra za mniejszą kasę dla Charlotte Hornets też byłaby owocna dla obydwu stron. Po pierwsze otrzymują defensywnego centra którego tak bardzo potrzebują. Wsparłby ich również na deskach. Ich najlepiej zbierającym graczem jest Marvin Williams, który kosi średnio 6.4 zbiórek na mecz. Dwight w poprzednim sezonie zbierał ich prawie dwa razy więcej. Zatem już mamy 2 plusy tej współpracy. Dodatkowo Howard zna się ze Stevem Cliffordem z czasów Orlando oraz Lakers. Obecny styl gry Szerszeni przypomina ten z najlepszych czasów "Iron Mana" w Orlando. Nic tylko klepać deal panie Cho. Ale pewnie się zastanawiacie czemu za mniejszą kasę? Howard ma już swoje lata, szeroką jak jego barki kartotekę u lekarza oraz "humorzasty" styl bycia. Coś za coś. Ale i tak podpisanie "DH-12" wydaje się lepsze niż przedłużenie Ala Jeffersona.

Kto jeszcze wiecznie potrzebuje centra? Dallas Mavericks. Chandler Parsons podobno zaczął już jakieś próby naboru centra, ale po ostatniej akcji z DeAndre Jordanem - Mark Cuban raczej będzie ostrożny w relacjach z "takimi centrami" - if You know what i mean. Dodatkowo Dirk też podobno nie byłby zachwycony grą z Howardem.

Plotkowano też o Atlancie(rodzinne miasto + załatanie dziury pod koszem jeżeli Horford zdecyduje się odejść), Miami (jeżeli ktoś podkupi Hassana Whiteside'a) czy Chicago. Ogólnie jak widać ciągnie go ponownie na Wschód ligi.

Ale na Zachodzie jest jeszcze jeden zespół, który cierpi na brak podkoszowego i pokazał pazur w rozgrywkach posezonowych. Chodzi oczywiście o młode strzelby z Portland. Obrona pod koszem i walka na tablicach przyda się im bardzo w nadchodzących rozgrywkach. O ile Mason Plumlee pokazał się dobrej strony (te podania!) tak potrzebują kogoś bardziej dominującego pod koszem. Tutaj pojawia się Howard i każdy powinien być zadowolony. Jednak to co się teraz dzieje w stanie Oregon można porównać do tworzenia nowego życia. To delikatny ekosystem i każda ingerencja z zewnątrz może zabić chemię w zespole i zburzyć to co udało się im zbudować przez ten sezon. Howard ma opinię "psuja". Można go jakoś usprawiedliwiać, że w Orlando to było zmęczenie materiału po obydwu stronach, w Lakers sezon po poważnej kontuzji + nagonka mediów i "różnice zdań" z gwiazdą zespołu. Houston to sami wiecie. Jeżeli Blazers mieliby gwarancję, że zamknie mordę i będzie tylko czyścić tablice i rozdawać bloki na prawo i lewo powinni wydać na niego kasę. Ale zawsze jest jakieś "ale".

Jak widać magia nazwiska Howarda nie jest taka mocna jakby się wydawało. Ma kilka opcji, z których może skorzystać, ale to raczej drużyny z którymi będzie się kontaktować (bo dla mnie na 100% odstąpi od umowy z Rockets) będą dyktować warunki i od niego będzie zależało czy je przyjmie czy nie.

A Wy gdzie byście go widzieli?

Dzisiejszy wpis sponsorował koncert Blackfield z Nowego Jorku lecący w tle. Studyjna wersja dla złapania bakcyla dźwięków stworzonych przez Stevena Wilsona oraz Aviva Geffena.

Do następnego!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz