czwartek, 5 maja 2016

NBA: Play Off's 2016 - Druga runda

Nie będę pisać podsumowania pierwszej rundy z dwóch powodów: zwyczajnie nie chce mi się tego robić i jeszcze raz wracać myślami do takich serii jak Spurs - Grizzlies czy Pistons - Cavaliers. Obydwie były na swój sposób ciekawe, ale nie ma co roztrząsać tematu. Drugim powodem jest to, że nie widziałem wszystkich spotkań i nie czuję się na siłach by pisać banialuki na podstawie suchych tabelek z danymi. Tym ostatnim bardzo się brzydzę i nie jestem w stanie wyobrazić sobie jak można opisać coś czego się nie widziało? Do tego potrzebny jest talent wybiegający o wiele dalej niż moje grafomaństwo. A są tacy, którzy biorą za to pieniądze...

Jak zwykle jestem spóźniony. Serie na Zachodzie mają już za sobą aż dwa zakończone spotkania. Wschód który dzielnie walczył i zaczął trochę później, ale NBA stara się wyrównać przeplatanie meczy. Nie oglądałem jeszcze meczu Miami - Toronto, ale nadrobię to po napisaniu tego tekstu. Orange poskąpiło mi internetu w czasie majówki i wyszło jak wyszło.

Dziś szata graficzna ozdabiająca opis poszczególnych pojedynków pochodzi ze strony Asur Illustrations, którą zachęcam polubić i podać dalej. 



Teraz zrobię odwrotnie niż zazwyczaj i na pierwszy ogień pójdzie Zachód. Jednak zanim to nastąpi krótkie rozliczenie z tego jak przewidziałem walkę w pierwszej rundzie:

Golden State Warriors - Houston Rockets 4-1 (Mój typ: 4-0)
San Antonio Spurs - Memphis Grizzlies 4-0 (Mój typ: 4-0)
Oklahoma City Thunder - Dallas Mavericks 4-1 (Mój typ:4-1)
Los Angeles Clippers - Portland Trail Blazers 2-4 (Mój typ: 2-4)

3 na 4 trafione. Ależ jestem znakomity...


San Antonio Spurs (4-0) - Oklahoma City Thunder (4-1) 

Stan serii na czas pisania tego tekstu: 1-1

Obrazek powyżej mówi nam wszystko. Jakiś Clint Eastwood zabił niedźwiedzia bez większych problemów i teraz spokojnie czeka na minięcie burzy, która piorunem ubiła dzikiego rumaka. Rewolwerowiec czuje się bardzo pewnie w swojej chacie, którą budował latami. Niektóre deski może są już są leciwe, ale gwoździe użyte przy powstawaniu schronienia mają dożywotnią gwarancję. Nowe drewno służące do zabicia okien też wydaje się bardzo solidne i może nawet wytrzyma tyle co wcześniejsze sztachety. Chaotyczna burza może powybijać okna i zakłócić błogi spokój. Jej nieprzewidywalność jest jej największa zaletą oraz wadą zarazem. Kto wyjdzie zwycięsko ze spotkania żywiołu i doświadczonego w bojach kowboja? 

No oczywiście, ze Spurs. Pokaz swojej finezji ukazali światu w pierwszym spotkaniu łatwo wygrywając 124 - 92. Po raz kolejny zespołowa koszykówka wzięła górę nad grą opartą na dwóch gwiazdach, którzy mają przyzwolenie na to by robić co tylko będą chcieli. Wielu ekspertów, blogerów, znawców i ludzi postronnych mówiło jedno: powstrzymać Westbrooka i Duranta, a seria sama się wygra. Pierwszy wydaje się mieć to wszystko gdzieś. Radośnie tańczy sobie przy linii bocznej ze swoim przydupasem i robi to co w RS. Drugi ma chyba niezłe ciśnienie bo już w serii z Mavs miałem wrażenie, że puszczają mu nerwy. W obydwu spotkaniach drugiej rundy nie pokazał zbyt wiele i może przeniesienie serii do Oklahomy pozwoli mu trochę odetchnąć od tego wszystkiego. 

Ale co się chłopu dziwić skoro brak mu wsparcia kolegów i przede wszystkim ławki. Czego to Enes Kanter miał nie robić w tej serii. Kiedy ogłoszono wyniki głosowania na najlepszego rezerwowego naczytałem się o nim tyle, że mógłbym skrobnąć jakiś wstęp do jego biografii. Niesłusznie nie dostał nagrody, będzie niszczyć rezerwowych SAS, zapewni wsparcie w ataku super duetowi. Jak na razie gra kupę. Serge Ibaka miał być kryptonitem na podkoszowych Spurs. LaMarcus Aldridge rzucił w tej serii już 79 punktów. Oczywiście nie tylko Ibaka go kryje, ale fakt jest faktem: L-Trian robi co chce i Billy Donovan nie ma na to odpowiedzi. 

Drugi mecz rozstrzygnął się w końcowych sekundach. Waiters wyprowadzając piłkę z boku faulował Manu Gino, który w tym czasie stał nogą za linią boczną. Nie odgwizdano żadnego z przewinień. Pomimo posiadania czasu i przewagi w kontrze po niecelnym podaniu Diona SAS nie było w stanie wykończyć akcji pomimo aż trzech prób rzutowych. Mogło być 2-0 i spokojny wyjazd do siedziby Thunder. Jest 1-1 i Teksańczycy mogą być bardzo rozdrażnieni takim obrotem sprawy.

Z jednej strony nie miałbym nic przeciwko szybkiemu 4-0 dla San Antonio, ale dla widowiska to zdecydowanie lepiej. Jedni źli po frajerskiej przegranej, a drudzy odzyskali wiarę po laniu z pierwszego spotkania i będą grać 2 mecze we własnej hali. 

Mój typ na dalsze losy serii: trzy kolejne wygrane Spurs. Mecze będą na styku, ale rutyna i doświadczenie wezmą górę nad pałowaniem rzutów. Dom przetrwa burzę, a nasz rewolwerowiec będzie czekał na spotkanie z mitycznym Wojownikiem uzbrojonym w rakietowe buty...


Golden State Warriors (4-1) - Portland Trail Balzers (4-2)

Stan serii na czas pisania tego tekstu: 2-0

Traperzy z Portlandu dostali aż dwa prezenty od losu. Pierwszy była kontuzja Chrisa Paula oraz Rudego Blejka dzięki czemu łatwo przejęli serię i odprawili Clippers już w pierwszej rundzie. DeAndre Jordan nie okazał się dobrym kapitanem i z Austinem Riversem na rozegraniu zwyczajnie nie mieli szans w starcu z Blazers. Drugim upominkiem była kontuzja Stefana Curryego, której nabawił się w starciu z mokrą podłogą w Houston. Prawdopodobnie nie wybiegnie w tej serii na parkiet. Będzie dochodził do siebie i zbierał siły na finał konferencji. Jednak na miejscu Steve'a Kerra wypuszczałbym go na te kilka minut by nie był zardzewiały kiedy przyjdzie czas na batalię ciekawszą chyba od samego finału ligi. Ale kim ja jestem by mówić Złotemu Trenejro jak ma układać mistrzowską ekipę?

Pierwsze starcie przebiegło po myśli zawodników z Oakland. Przez całe spotkanie kontrolowali jego przebieg, a Klay Thomposon do spółki z Dramondem Greenem rozmontowali atak i obronę gości ze stanu Oregon. Wartym zapamiętania będzie blok Boguta na jednym z braci Śliwka. Jeżeli kiedyś szukaliście wizualizacji do słowa "dewastujący" to właśnie ją znaleźliście. Na pochwałę zasługuje fakt, że Portland nie złożyło broni i walczyli do samego końca. Oni muszą podpisać w lato jakiegoś ułożonego centra. Al Horford powinien już przeglądać oferty kupna domów w Oregonie.

Dziś w nocy mało nie doszło do sensacji. Blazers trzymali za ryj GSW przez pierwsze 3 kwarty, jednak później Wojownicy postawili na grę wyższym składem i raz za razem ośmieszali obronę przeciwników oraz niszczyli ich na deskach. Na domiar złego atak u gości zatrzymał się zupełnie i drugi wygrany mecz stał się faktem.

Teraz zmagania gladiatorów przenoszą się do (lol) Moda Center. W poprzedniej serii to właśnie w tej hali odmieniły się losy serii. Serce podpowiada, że młode strzelby urwą chociaż jeden mecz obecnym mistrzom. Rozum z kolei mówi, że kolejne starcie jest dopiero w sobotę i szansa na jedną honorową wygraną została pogrzebana dziś w 4 kwarcie meczu. Portland nie ma zwyczajnie tak dobrych zawodników jakich na przeciwnej ławce jest wiele. To jest takie proste. Dodatkowo Kerr lepiej reaguje na to co się dzieje na boisku niż Stotts, i jak wspomniałem w poprzednim zdaniu: ma czym reagować. Dziś został okurzony Festus Ezeli, który zamienił Greena na pozycji centra. Taki myk wystarczył by rozbić Portland i w czasie jednej kwarty wygrać przegrane spotkanie. 

Mój typ na dalsze losy serii: 4-0 dla GSW z marginesem błędu na jedną porażkę, której im życzę, by jeszcze bardziej rozzłościć Mitycznych Wojowników przed serią ze Spurs.  

Lecimy na wschód, ale zanim wylądujemy w Ohio typy z pierwszej rundy:

Cleveland Cavaliers - Detroit Pistons 4-0 (Mój typ: 4-2)
Toronto Raptors - Indiana Pacers 4-3 (Mój typ: 3-4)
Miami Heat - Charlotte Hornets 4-3 (Mój typ: 4-2)
Atlanta Hawks - Boston Celtics 4-2 (Mój typ:4-2)

Wyniki jak cała konferencja w tym sezonie: Zadziwiające. I trafiłem tu tylko raz więc na 8 typów przewidziałem połowę.

50% zawsze spoko...


Cleveland Cavaliers (4-0) - Atlanta Hawks (4-2)

Stan serii na czas pisania tego tekstu: 1-0

Kawaleria przejechała się po Detroit w sposób dla mnie osobiście zbyt łatwy. Nie żebym aż tak był zaślepiony hejtem do LeBrona Jamesa, ale spodziewałem się, że drużyna wąsatego pana w golfie postawi twardsze warunki. Jednak wszystko zakończyło się w regulaminowym czasie i Ohio mogło czekać sobie spokojnie na rozstrzygnięcie walki pomiędzy Bostonem i Atlantą.

Obydwa kluby były prowadzone przez wielkiej maści specjalistów i kiedy pisałem zapowiedź podkreślałem, że będzie to pojedynek trenerów, a dopiero później zawodników. I nie zawiodłem się. Brad Stevens miał mniej talentu niż Mike Budenholzer, ale był w stanie wygrać dwa spotkania, czym uczynił Bean City jeszcze bardziej "free agents friendly". Atlanta miała więcej talentu do egzekwowania zamysłu szkoleniowca i tak oto ponownie stają na przeciw fałszywego monarchy i jego świty. Tym razem jednak nie w finale konferencji.

Pierwsze spotkanie wygrali Cavaliers. Dominowali przez pierwsze 2 kwarty by później oddać lejce Atlancie w szeregach których grę dominował Dennis Schroeder. Niemiec zdobył aż 27 punktów. Zawiedli natomiast liderzy w osobach Paula Millsapa oraz Ala Horforda, którzy rzucali na słabej skuteczności. Pomimo fantastycznego pościgu na przestrzeni 3 kwarty i wyjścia na jednopunktowe prowadzenie nie udało się Atlancie dokończyć dzieła.

Ufam, że szkoleniowiec Atlanty wyciągną wnioski z tej porażki i lepiej ułoży swój zespół. Starcie pomiędzy tymi ekipami odbędzie się za niecałe 50 min, gdyż kiedy piszę te słowa jest 1:10. Wy czytając te moje wypociny będziecie już znać wynik meczu.

Po stronie Cavs jak na razie wszytko wypala i idzie zgodnie z planem. Irving oraz Love są "godnym" tłem dla LeBrona. Dodatkowo ma wsparcie ławki i tu muszę wyróżnić Richarda Jeffersona, który zestarzał się lepiej w blasku króla niż Shawn Marion przed rokiem.

Tak oglądając ten mecz zadawałem sobie pytanie: gdzie jest Kyle Korver? Co się stało z tym chłopakiem, że aż tak się opuścił. Wiem, że jest po serii ciężkich kontuzji, ale czasami tych jego trójek bardzo brakuje zespołowi ze stanu Georgia.

Mój tym na dalsze losy tej serii: 4-2 dla Cavaliers. Mam przeczucie, że Atlanta urwie dwa mecze Cleveland. Mają dobry skład, ale to nie jest jeszcze ten poziom. W lato czeka na nich kilka bardzo ważnych decyzji, które mogą przesądzić o dalszych losach zespołu.


Toronto Raptors (4-3) - Miami Heat (4-3)

Stan serii na czas pisania tego tekstu: 0-1

Obydwie drużyny mają za sobą aż siedem spotkań. Toronto w bardzo brzydkim dla oka stylu pokonało Indianę Pacers. Miami z kolei napotkali niespodziewany opór Szerszeni z Charlotte. Pierwsi myślałem, że polegną i dalej przejdzie drużyna Franka Vogela, która moim zdaniem lepiej by się prezentowała w pojedynku z ekipą z Florydy. Drudzy natomiast mieli pokonać Hornets doświadczeniem i spokojem. Obydwu tych elementów zabrakło co doprowadziło do serii siedmiu spotkań. 

Jak wspomniałem na początku: nie obejrzałem pierwszego starcia tych drużyn. Na czas majówki mój internet odmówił mi posłuszeństwa i udało się go ogarnąć dopiero dziś popołudniu. Nie starczyło mi jednak czasu na to by obejrzeć to spotkanie. Z tego co udało mi się przeczytać na Twitterze dowiedziałem się o jakimś urazie kolana Hassana Whiteside'a oraz o cudownym rzucie Kyle'a Lowrego z połowy boiska, który doprowadził do dogrywki. Jutro postaram się nadrobić ten mecz.

Nie będę ukrywać, że chciałbym zobaczyć finał konferencji pomiędzy Cavs a Heat. Raptors swoją ciapowatą grą i niską skutecznością bardzo mnie do siebie zrazili. Dlatego jak odpadną z tej rywalizacji nie będę za nimi płakał. Tak jak za Thunder. 

Dodam tylko, że Miami gra dalej bez Chrisa Bosha, którego prawdopodobnie nie zobaczymy już na boisku w tym sezonie. Jego żona robi bardachę w mediach społecznościowych by sztab medyczny Miami dopuścił go do gry. Według innych opinii lekarskich "Raptor" jest już gotowy do powrotu na parkiet. Czym by była seria NBA bez telenoweli w tle? Żonka powinna siedzieć cicho i liczyć dolary, zamiast przyspieszać powrót męża do gry. Czyżby Chris jest lepiej ubezpieczony na wypadek śmierci niż na to co zarabia w Heat? 

Magia kodów Carrefour...

Tak to się przedstawia. Mam nadzieję, że w maju znajdę więcej czasu na pisanie bo chodzi mi po głowie kilka tekstów o drużynach, które już odpadły z rywalizacji o najważniejszy laur NBA. 

I jeszcze krótko o sprawie którą poruszyłem kilka dni temu, a mianowicie o nowym systemie komentarzy. Dzięki wszystkim tym, którzy wzięli udział w ankiecie na Twitterze, oraz wszystkim tym którzy zupełnie olali sprawę mojego wpisu na Facebooku. Lud przemówił i na razie zostanie po staremu. Jak znajdę chwilę czasu to zainstaluję "Disqus" dla tej garstki osób, która chciałaby pisać coś pod moim tekstami w przyjemniejszej dla oka formie. 

Żegnam się nutą z lat młodzieńczych i idę oglądać mecz, który już za 15 min trwa od 5 min.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz