czwartek, 26 maja 2016

NBA: Co poczniesz? Co poczniesz? Co poczniesz? Co? Vol. 2

Dziś nie będzie o Knicks. Jeszcze jest za mało faktów podanych co do zatrudnienia Jeffa, więc do póki nie złoży podpisu swoją krwią na cyrografie, nie będę poruszać tego drażliwego jeszcze tematu. To tak jak ze strupem na naszym ciele. Niby swędzi i mamy potrzebę by go rozdrapać, ale jeżeli zrobimy to za szybko - krew poleci jak LeBron po łokciu od gościa któremu załatwił syty kontrakt.

Zamiast tego drugi odcinek serialu o dalszych losach "Chłopaków do wzięcia". Ostatnio historia Dwighta i jego rozterek podbiła Wasze serca do tego stopnia, że kiedy czytacie te słowa na liczniku wyświetleń mojego bloga jest już ponad 90 tyś, a liczba ta rośnie dalej w zadowalającym moje ego tempie.

Dziś Roy Hibbert i moje pseudo przewidywania. Zapraszam...




Lubicie chyba bardzo smutne historie. W przypadku Dwighta problemem stanowią kontuzje, które pozbawiły go jego najsilniejszej broni - atletyzmu. Inni twierdzą, że to co się stało odbyło się do spółki z jego "chorą" głową i patrząc po tym co się dzieje w klubach do których przechodził może być w tym ziarenko prawdy.

U Roya wygląda to zgoła inaczej. Był bestią, o którą tak naprawdę nikt nie prosił. Był filarem i fundamentem jednej z najlepszych defensyw ostatnich lat. W pewnym momencie ktoś wyciągnął mu wtyczkę z kontaktu i waleczny center został sam w ciemnym, dusznym i klaustrofobicznym pokoju z którego nie jest w stanie się wydostać do dziś dnia. 

Przyszedł do ligi z uniwersytetu Georgetown. Szansę na grę w NBA dało mu Toronto Raptors wybierając wielkoluda z 17 numerem w drafcie 2008. Miało to miejsce w czerwcu. W lipcu już pakował syrop klonowy  do walizki i jechał razem z T.J Fordem, Maceo Bastonem (lol) oraz Rasho Nesterovicem do Indiany w zamian za jakiegoś kołka, który pograł 2 sezony w NBA a zwał się Nathan Jawai (wpiszcie w Google bo warto taką kulkę zobaczyć) oraz Jarmaine O'Neala. I tak o to Hibbert zakorzenił się w Pacers na 7 sezonów w czasie których robił znaczący postęp.

Zmiana trenera, bardziej defensywny styl gry i oto mamy obraz Roya jakiego chciała połowa ligi, a Miami Cheat spoglądało to niego z trwogą w sercu. Ofensywnie nigdy nie był jakimś wybitnym graczem. Coś tam dobił, coś tam zebrał. Ogólnie został zaprogramowany do tego by kontestować rzuty i rozdawać bolki jak pedofil cukierki. Jeden taki blok pamiętam aż za dobrze kiedy to w 6 meczu półfinałów w Wschodzie, na 5 min przed końcem jednym blokiem na Melo zabił całych Knicks. Anthony pięknie zgubił Paula George'a szybkim ruchem, już był w powietrzu by swoim wsadem urwać obręcz, jednak każąca ręka Roya ukarała jego, kibiców i cały świat.

Minuta ciszy dla Knicks...

Tamci Pacers ochrzcili się jako "Bad Boys 2". Kiedy zobaczyłem ich sesję zdjęciową pomyślałem, że to jakiś boysband próbuje wskrzesić modę muzyczną z lat 90 tych. Groteska i trochę kiczu, ale plus za pomysł na siebie i próba nawiązania do czasów kiedy to "w pomalowanym jadło się gwoździe i przepychało nosorożce".

Zresztą czemu tylko ja mam cierpieć patrząc na to?


Obrazu nędzy i rozpaczy dopełniłyby tegoroczne włosy George'a Hilla. Na fotkach wyglądało to śmiesznie, ale kiedy wychodzili na parkiet nie było już tak wesoło. Mordowali przeciwników w obronie i nie pozostawiali złudzeń na odrobinę rozprężenia z ich strony. Gregg Popovich jak oddawał Hilla za Kawhi Leonarda podobno płakał. Paul George wyrastał na gwiazdę ligi. Lance "Born Ready" Stephenson był nieobliczalnym pierwiastkiem w tej ekipie i kimś kogo bali się nawet koledzy z zespołu a co dopiero mówić o oponentach. Pod koszem terror siali: twór starej szkoły golemów David West oraz bohater tego tekstu.

Sezon 2013/2014 rozpoczęli od serii zwycięstw i dominacji na Wschodzie. Nie było na nich bata. Paul George szedł po nagrodę MVP jak Eddy Curry do KFC. Hibbert umacniał swoją pozycję jako najlepszego obrońcy podkoszowego. Jednak jak śpiewała Anna Jantar: "Nic nie może wiecznie trwać" i ten marsz Indiany zakończył się tuż po przerwie na ASG. Coś jakby pękło lub zostało przerwane. Obrona się posypała, ale przez wzgląd na pierwszą połowę sezonu utrzymali się na pierwszym miejscu w lidze. Niestety Roy Hibbert został w chyba w Nowym Orleanie, a na jego miejsce podstawiono nędzny klon.

Złe występy przeplatały się z gorszymi. W bezlitosnych internetach ludzie zaczęli z niego szydzić i nie byli to tylko anonimowi kozacy skrywający się za monitorem w piwnicy swoich rodziców. Gilbert Arenas wrzucił na swojego Instagrama zdjęcie przestawiające 2 kubły na śmieci z dopiskiem, że to zapis sex taśmy Roya. Podczas rozgrywek posezonowych zdarzyły mi się dwa mecze w których nie zdobył punku, ani zbiórki. Pacers dotarli do finału konferencji, ale tam ponownie dopadli z Miami Cheat.

Oliwę do ognia dodał wyciek do mediów o rzekomym romansie żony Hibberta z Paulem Georgem. Plotka szybko została zdementowana jednak niesmak pozostał. Miało nawet dojść z tego powodu do rękoczynów podczas treningu. Lance Stephenson miał rzekomo spoliczkować Evana Turnera a głównym powodem takiej reakcji była właśnie owa chuć i nierząd żony Hibberta. Słysząc te oskarżenia, Roy miał wyjść z treningu bez słowa. Od tego czasu prasa zaczęła się głębiej zastanawiać nad stanem psychicznym centra.

Szybko na światło dzienne wyszły "brudy" z jego przeszłości. Będąc dzieckiem miał się alienować od rówieśników. Często brał wszystko do siebie i nawet niewinny żart mógł wywołać u niego depresję. Tracił pewność siebie i walczył z ogromnym stresem. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że tak jest i teraz. Larry Bird dał mu szansę jeszcze w jednym sezonie w którym center wyglądał solidniej. Jednak "Legenda" miał już wizję Pacers, w której nie było miejsca dla wielkich podkoszowych.

Tak o to w poprzednim sezonie został oddany do Los Angeles Lakers za przyszły wybór w drugiej rundzie draftu. Taka była cena za jednego z najlepszych dotychczasowych strażników "pomalowanego".

Niby LA to nie miejsce dla osób, które chcą się odciąć od reszty świata. Roy jednak postawił na zmianę i postanowił walczyć o nowy kontrakt. Schudł by dostosować się do szybszej koszykówki. Chciał być bardziej mobilnym i elastycznym. Przewrotny los jednak chciał, że Byron Scott był tam trenerem. Muszę pisać coś więcej? Pomimo rozegrania 81 spotkań w pierwszym składzie - Hibbert zanotował najgorszy sezon w karierze. Do ostatnich sekund okienka transferowego spekulowano o oddaniu centra i jego schodzącego kontraktu. Ten jednak został do końca w Jezioranach. I dziwne, że nie pokłócił się z Kobasem, ale ten maił swój tour pożegnalny więc ten tego.

Teraz wchodzi na rynek jako niezastrzeżony wolny agent. Może podpisać z kim chce i za ile chce. Pytanie tylko kto go będzie chciał i za ile go będzie chciał.

Moje mądrzenie czas zacząć...


Pytanie na dziś: czy taki center jak Roy nadaje się jeszcze do dzisiejszej koszykówki? Jak pokazuje trwająca seria GSW-OKC dobrzy podkoszowi są i chyba dalej będą w cenie.

Zatem może zostanie w Lakers? Nowy trener i nowa myśl przewodnia. Przy pianiu tekstu o zmianach na stołkach trenerskich wspomniałem, że Luke Walton dobrze potrafi dogadywać się ze swoimi podopiecznymi. Może on dotarłby do głowy Hibberta i wlał w nią trochę pewności siebie. Lakers będą mieć dużo młodzieży i ktoś doświadczony pod koszem by się im przydał. Świeży start z młodym składem i rola "Boguta dla ubogich" może by była dla niego dobra. Wszystko zależy od tego jaki Walton ma plan na drużynę.

Dalej w mojej głowie świta przystanek w Oregonie. Portland już pokazało pazur i determinację. Brak im głównie podkoszowego z nastawieniem defensywnym. Wcześniej wspominałem, że mogliby zaryzykować z Howardem, ale strach przed zniszczeniem chemii w zespole pozostaje. Roy jest dobrym wyborem. Z pewnością zażyczyłby sobie miej pieniędzy niż Dwight, a jego "problemy" w takim fajnym otoczeniu mogłyby zostać zażegnane. Młody kolektyw z pewnością zadziałałby kojąco na centra, który miałby szansę na nowy start.

Wiem, że wielu z Was będzie się teraz śmiać, ale Celtics też wydają mi się fajnym miejscem dla niego. Szukają centra z defensywnym sznytem. Jeżeli nie uda się im ściągnąć do siebie Ala Horforda lub wyrwać z 76ers Nerlensa Noela powinni zgłosić się do Hibberta. Brad Stevens dobrze wpasowałby go do drużyny, a reklama koniczynka na piersi byłaby fajnym elementem motywacyjnym. Chemia w zespole jest, co już zalicza się na plus dla kogoś takiego jak Roy. Możliwe, że Boston będzie chciał przehandlować swój pick w drafcie. Gdyby pozyskali jakąś gwiazdę (teraz już nie realne ale) np: Kevina Duranta - Hibbert byłby znakomitym uzupełnieniem takiego składu. Danny zadzwoń do centra...

Orlando przyklepało niedawno Franka Vogela - trenera pod którym Hibbert grał najlepszy basket życia. Plotki o sprowadzeniu ponownie Dwighta Howarda przybierają na sile. Może warto by było wyciągnąć rękę do starego podopiecznego niż wchodzić w układy z DH-12? To taka luźna myśl, ale sądzę, że powrót do znanej dla siebie taktyki i sposobie grania byłby dla Roya owocny.

I na koniec ploteczka: podobno Joakim Noah już powiedział swoim kolegom, że nie zobaczą go w przyszłym sezonie w barwach Bulls. Pau Gasol również pewnie opuści Wietrzne Miasto. Zatem Fred Hoiberg będzie potrzebował kogoś pod kosz. Jednak tam jest wystarczająca ilość kwasu by zniechęciło to Hibberta.

Tak mi się to jakoś w głowie układa. Czy Roy podpisze kontrakt za grosze na długie lata, czy też podda się trendom panującym w NBA i skusi się na jednoroczną umowę by podbić swoją wartość. Dla mnie nie ważne co zrobi, ważne jest to by jakoś się ogarnął i pokonał swoje demony. Szkoda mi tego gracza i życzę mu jak najlepiej.

Na dziś to tyle. Jeszcze raz dzięki za 90 tyś. wyświetleń. Wylewa to miód ma moje serce, daje znać, że naprawdę chce się Wam czytać te moje wypociny i zwiększa moją motywację.

A zatem piosenka motywująca.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz