poniedziałek, 9 maja 2016

NBA: Zmiany w generalicji vol. 2

Już nie chciałem być taki nowoczesny i dodawać "hashtag" do tytułu artykułu. Będzie po staromodnemu z dopiskiem "Vol. 2". Tak się kiedyś kasety VHS opisywało. "Gala piosenki chodnikowej" Vol. 1 oraz Vol. 2. Proste oznaczenie i już człowiek wiedział, że na pierwszej kasecie znajduje się "Mydełko FA" oraz "Granica" a na drugiej "Biały Miś" w wykonaniu zespołu Top One. 

Ach wspomnienia...

Poprzedni wpis o zmianie ludzi na stołkach trenerskich cieszył się z Waszej strony wielkim zainteresowaniem, więc postanowiłem odłożyć na chwilę swoje przemyślenia na temat przyszłości Chrisa Paula oraz Dwighta Howarda, na rzecz kolejnych zmian na pierwszej linii dowodzenia. 

Dwa awanse i jeden spadek. 30 ton - lista, lista przebojów! 

Znowu poniosła mnie nostalgia...




Złoty chłopak ze złotego stanu wreszcie doczekał się swojego stołka z wydrapanym imieniem i nazwiskiem. Powraca do zespołu w którym jako zawodnik spędził dziewięć sezonów co przełożyło się na 2 mistrzowskie pierścienie. Najlepiej chyba zapamięta (obok mistrzostw oczywiście) sezon 2006-2007 w którym rozegrał 60 spotkań w pierwszym składzie gdzie notował średnio 11.4 punktów, 5 zbiórek, 4.3 asysty oraz 1 przechwyt na mecz. Resztę kariery spędził jako rezerwowy, lecz jak wiemy to nie wielcy koszykarze są dobrymi trenerami (chociaż też są wyjątki o czym wspomnę jeszcze później) lecz ci, którzy siedzą z boku i mają czas na obserwację i analizę poczynań trenera. 

Karierę zakończył w barwach Cleveland w wieku 32 lat. Jeszcze jako zawodnik podczas trwającego lockoutu próbował swych sił w trenerce na uczelni Memphis jako asystent. Po zawieszeniu butów na kołku dostał posadę trenera od rozwoju graczy w zespole Los Angeles D-Fenders grającym w D-League. Tam wypatrzył go Steve Kerr i zaprosił do swojego nowego sztabu szkoleniowego.

Później już wiadomo co się stało: mistrzostwo NBA oraz zastąpienie Kerra na stanowisku głównego szkoleniowca kiedy ten był niedysponowany z powodu urazu pleców. Rezultatem jest rekord 39-4. Od tego czasu wybuchał euforia na temat pracy tego chłopaka. Jedni upatrują w nim ogromny potencjał i talent w trenowaniu. Inni (w tym i ja) nie są tak bardzo optymistycznie nastawieni do jego umiejętności. Nic mu nie ujmując ale mam wrażenie, że poprowadził przez chwilę samograja zwanego gdzieniegdzie Warriors i świat oszalał na jego punkcie. Podchodzę do niego z wielką dozą rezerwy gdyż tak naprawdę nie wiem czego się po nim spodziewać. Kiedy był wymieniany w gronie kandydatów do objęcia posady w Knicks nie do końca chciałem by to się stało. Wiadomo, że każdy będzie lepszy niż Rambis, ale jeżeli miałbym wybierać pomiędzy nim a dostępnym wówczas Blattem (Vogel jeszcze prowadził Pacers) to wybrałbym Davida. Phil Jackson podobno z nim rozmawiał, ale nie rozmawiał, bo to była tylko pogawędka przyjacielska, a nie oferta pracy bla bla bla.

Lakers nie mieli tak naprawdę nic do stracenia kiedy zaoferowali mu posadę. Ligowe źródła donoszą, że Walton jest bardzo komunikatywny i wie jak i z kim rozmawiać. Ich poprzedni szkoleniowiec to była karykatura trenera. Nawet już nie garnitur przy linii bocznej, a ludzki kicz ubrany w drogie szmaty. Przeterminowany jogurt, który wystawia się po przecenie i markerem zamazuje datę przydatności do spożycia. Kiedy przeczytałem jego wypowiedź o tym, że gdyby wiedział wcześniej o zwolnieniu z posady grałby większe minuty weteranami, bo może ci daliby parę zwycięstw więcej to uderzyłem się w czoło tak mocno, że do dziś mam ślad. Jego wypowiedzi na temat D'Angello Russella nie będę nawet przypominać. Zerknijcie sobie w dossier Byrona Scotta jako trenera i znajdziecie pewien patent: każdy sukces lub lepszy sezon wykręcił mając w składzie rozgrywającego, który za niego myślał i prowadził grę. Zapytajcie Jasona Kidda oraz Chrisa Paula jak było naprawdę. Takich ludzi jak on oraz Rambis powinno się wysyłać jako ochotników na loty kolonizacyjne na Marsa lub Urana. Gdyby się zgubili w kosmosie, to szkoda by było tylko kasy za straconą rakietę. Nie napiszę, że powinno się ich zesłać do gułagu czy innych miejsc odosobnienia za krzywdy jakie dokonali na koszykówce, bo znowu zgorzkniałe ludziki nazwą mnie faszystą...

Ale wracając do Waltona: każdy odradzał mu przyjecie posady w Lakers. Nawet jego ojciec, który trochę w tej lidze się pokręcił i zna jej tajniki i mechanizmy:



Stary dobrze gada, nie? Ale co zrobisz jak młody jest ambitny i chce się wykazać?

Pomijając mój brak wiary w jego szybki sukces zastanówmy się jak poradzi sobie w Lakers. Zna to miasto i środowisko. Jak wspomniałem spędził tu 9 sezonów z łatką syna legendarnego (no może trochę z tym legendarnym to przesadziłem) centra. Media i reszta tego syfu nie jest mu straszna i potrafi sobie z nimi poradzić. Zarząd też mu sprzyja bo gdyby było inaczej to by go nie wybrali. Jednak parada figur woskowych w pokoju VIP po następnym sezonie może się zmienić. Wszystko jest uzależnione od tego jak Lakers poradzą sobie w rozgrywkach 2016-2017. Niektórzy efektywniej pracują pod presją i kibice Jeziorowców mają nadzieję, że Luke jest właśnie taką osobą.

Jako łowca teorii spiskowych mam przeczcie, że mogło to być celowe zagranie Mentora (Jacksona) i ucznia (Waltona). Wróćcie do tego co piałem wyżej odnośnie bla bla bla i dodajcie dwa do dwóch. Prezydent Lakers - Jim Buss - powiedział, że jeżeli nie uda mu się ogarnąć zespołu do końca przyszłego sezonu to zrezygnuje ze stanowiska. Generalny Menadżer - Mitch Kupchak - też za długo nie nacieszy się posadą jeżeli Buss odejdzie. Po następnym sezonie drogi Phila Jacksona i Knicks mogą się rozejść. Przypominam, że Jax jest zaręczony Jeanine Buss, która wówczas zostaje przy sterze. Jeżeli w najbliższych dniach trenerem Knicks zostanie Blatt lub Vogel to będzie dla mnie znak, że Phil robi grunt dla Steve'a Millsa i sam odejdzie do Lakers.

Tajemniczy Don Przemko - Szpieg z Krainy Deszczowców kończy przekaz Karramba!

Walton trafia do drużyny złożonej z młodych graczy. Musi podbudować ich zaufanie do trenera po szopce jaką urządził poprzednik. Sam jest młody więc nie powinno być problemu z nawiązaniem komunikacji z ledwo opierzonym narybkiem w wielkim stawie Los Angeles. Musi dobrać sobie sztab trenerski - najlepiej złożony z doświadczonych ludzi. Przed tym młodych chłopakiem ogromny sprawdzian. Ale sam się zgłosił do zadania z gwiazdką i teraz musi je rozwiązać na oczach całej klasy.

Cóż innego mam mu życzyć jak nie powodzenia? Spokoju i cierpliwości? Wszystko to na pewno mu się przyda.

Jedziemy wyścigówką do Indiany, bo tam też się nieźle dzieje...


Frank, Frank, Frank. Stary dobry Frank. Jak bardzo bym chciał cię mieć w Knicks. Nie tak bardzo jak Davida Blatta, ale jesteś moim numerem drugim.

Twój wcześniejszy pracodawca wyznaje zasadę, że zawodnicy słuchają się trenera tylko przez pewien czas. Później następuje przerwa w dostawie prądu, charyzmy i wody. Wszystko zaczyna dziczeć i olewa uwagi szkoleniowca. Gregg Popovch oraz Rick Carlisle zaśmiali się szpetnie, do czego Rick dodał wymowne chrumknięcie jakie czasami wyrywa się kiedy nie możemy powstrzymać się od śmiechu. A ma prawo do chrumkania, gdyż padł ofiarą identycznego toku myślenia - przez który stracił pracę w Indianie. Larry powiedział: już ciebie nie słuchają i musisz odjeść. Mark Cuban nie płakał po decyzji Larry'ego Birda. Przygarnął sobowtóra Jima Carrey'a do Texasu i od tej pory kładzie się spać wtulony pomiędzy niego a pewnego Niemieckiego skrzydłowego. #NoHomo

Larry sam był wybitnym (to za mało napisane) zawodnikiem. Był też dobrym trenerem. Przez 3 lata pracy na stołku trenerskim w Indianapolis wykręcił  wynik 147-67. W PO było to 32-20. W ostatnim roku dotarł do finału gdzie przegrał 4-2 z Lakers. Od tamtego czasu zasiada na tronie prezydenta klubu. I właśnie przy pomocy swojego magicznego berła zwolnił z posady Franka Vogela.

Ja się pytam czemu? Swoja filozofia to jedno (Pozdrawiam Phila Jackosna), ale skoro coś działa to panuje taki zwyczaj, że się tego nie psuje i nie dotyka. Przez sześć lat jako główny szkoleniowiec nie wszedł do rozgrywek posezonowych tylko raz. Miał wówczas skład tak przetrzebiony przez kontuje, że głowa mała.

Zastąpił w trakcie rozgrywek 2010-2011 Jima O'Briena, który po rozpoczęciu sezonu z bilansem 17-27 został zwolniony. Vogel ukręcił przez resztę spotkań 20-18 i po raz pierwszy od 4 lat awansował do PO gdzie Indiana odpadła z Chicago Bulls. Rok później odpadli w półfinale konferencji z Miami. Następne dwa lata były to już finały konferencji i dwukrotna porażka z Miami Cheat po zaciętym boju. Dochodząc do finałów na Wschodzie dwukrotnie Indiana miała najlepszą obronę w lidze. Następnie pauza spowodowana wspomniany kontuzjami (zabrakło jednego zwycięstwa i byliby na 8 miejscu) i teraz odpadnięcie w pierwszej rundzie z Toronto. Ogarnął Roya Hibberta i zrobił z niego maszynę do obrony, a który teraz wygląda jak cień, cienia swojego cienia. Pod jego skrzydłami narodził się Lance "Born Ready" Stephenson i jego legenda. Pod jego czujnym okiem Paul George wyrósł na gwiazdę tej ligi. Wszystko to i jeszcze więcej nie przekonało Larry'ego Legendy do pozostawienia go na stanowisku. Rozumiem, że koniecznie chce zrobić przemeblowanie składu, ale czy to naprawdę wina trenera? Teraz chodzą plotki o chęci zatrudnienia Briana Shaw lub Jeffa Hornaceka na stanowisku głównego szkoleniowca i możliwości oddania Paula George'a w wymianie za graczy, którzy będą bardziej pasowali do filozofii small-ballu, którą to Bird jest obecnie zachwycony.

Poważnie Larry?

Zaraz po tym jak Vogel został zwolniony świat obiegła informacja o próbie kontaktu z obozu Knicks. Stary Hippis był wówczas na wycieczce oczyszczającej umysł jednak numerem miał kręcić i słuchawkę trzymać Steve Mills. Obydwie strony są podobno mocno zainteresowane współpracą. Dalej Phil, nie każ nam czekać i wybieraj: albo obrona Franka, albo atak Davida. Rambisa nie ma. Jest w gułagu lub na orbicie Saturna.

Trzymam kciuki i jedziemy autobusem do Memphis.


Czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie? Czy on mógł serce złamać? I te pe....

Chłopina się wzruszył na konferencji po ostatnim meczu z SAS. Szczerze i bez ogródek podziękował wszystkim 28 zawodnikom, których mógł trenować w tym sezonie i z którymi awansował do play off's. Te sarnie oczy nie przekonały jednak właścicieli klubu z miasta Elvisa, którzy (NARESZCIE) chyba zaczynają przebudowę. Ryba psuje się od głowy (albo od krocza, ale to te z Arkansas tylko tak mają) i właśnie po chichu skończyła się era Grit'n'Grind. Dave Joerger osierocił 2 rasowych podkoszowych, Tony'ego Allena, Mike'a Conleya oraz Sir Lancelota i Matta Barnesa. Conley pewnie opuści Memphis w poszukiwaniu lepszego jutra. Zacha Randolpha oddadzą póki jest coś wart. Nie wiem czy już teraz można o tym napisać (zważywszy na jego kontuzje), zostali z przepłaconym Gasolem, Allenem który jest świetny w obronie, ale bez rzutu i 2 wariatami. Ciekawe kto teraz przyjdzie trenować do Memphis?

Ale Dave został bez pracy tylko dwa dni. Nie wiem czy to jest jakiś rekord lub coś w ten deseń, ale pomocną dłoń wyciągnęli do niego Sacramento Kings. Najbardziej zwariowana organizacja ostatnich kilku lat w NBA właśnie podpisała ułożonego trenera, który do tej pory wiedział jak wykorzystywać wysokich w grze. Tych wysokich do dyspozycji w stolicy Kalifornii ma kilku. Ten najgłówniejszy musi go zaaprobować. Kilku już zwolnił, a kiedy znalazł bratnią duszę w osobie Mike'a Malone'a - Vivek "Nowy Dolan" Ranadive pozbył się trenejro przy pierwszym podejściu.

Lekiem na całe zło miał być George Karl, ale ten weteran trenerskiego fachu niestety nie podołał temu zadaniu. Pokonał raka, utemperował Kempa i czynił z Sonics potęgę w obronie, ukierunkował Bucks w ataku z Rayem Allenem na czele, a z Denver zrobił rozbiegane elektrony od których nie można było oderwać oczu. Potrafił odnaleźć się w każdej sytuacji, jednak "Boogie" Cousins oraz wesoły zarząd Kings go przerośli.

Przed Joergerem niezwykle trudne zadanie. Od 2007 roku był związany z Memphis gdzie podpatrywał Lionela Hollinsa w tworzeniu G'n'G. Od trzech lat był na swoim kiedy to zastąpił swojego mentora. Rok w rok w PO, ale bez większych sukcesów. Kontuzje, kontuzje i jeszcze raz kontuzje. Uzbierał imponujący rekord: 147-99. W PO nie było już tak różowo i wyskrobał tylko 9-13.

Kings nie byli w rozgrywkach posezonowych do 10 lat. W międzyczasie przez zespół przewinęło się, aż 9 szkoleniowców. Nie wspominam nawet o zmarnowanych pickach w drafcie. Istne szaleństwo.

Obstawiam, że plotki jakie krążyły odnośnie DeMarcusa Cousinsa mogą się potwierdzić. Vlade Divac miał dać do zrozumienia iż wielkolud będzie dostępny do wymiany. Skoro w końcu zarząd Kings zrobił coś dobrze to chyba nie pozwolą by ich największa gwiazda jednym fochem ponownie zniszczyła sen o potędze. Lakers i Celtics już zacierają ręce. Ale na miejscu tych drugich, bardziej bym przyłożył ucho do toru wyścigowego w Indianie i nasłuchiwał wieści o PG13.

Dave podpisał trzyletni kontrakt opiewający na około 4 mln dolarów za sezon. W umowie jest klauzula o opcji zespołu co do 4 roku umowy.

Obydwie organizacje (Lakers i Kings) znalazły już trenerów, a Knicks dalej milczą. Jak zostanie Rambis to zrobię sobie krzywdę i Vol. 3 już nie będzie. Nic nie będzie.

Jeszcze np: takie Houston, Indiana oraz Memphis zostało bez trenera, więc pewnie wrócę do z Vol. 3. No chyba, że Rambis...

I takie małe p.s: Jazz przedłużyli Kokainowego Kowboja. Ale czy jest sens o tym coś więcej pisać???

I wiem, że ta piosenka chodzi Wam po głowie od początku jak tylko zaczęliście czytać. Kim ja jestem by odmawiać Wam tej przyjemności? Panie proszą panów!


2 komentarze:

  1. Zawsze jak czytam, że Phil jest narzeczonym Jeanine Buss to zastanawiam się kiedy do k...y nędzy Oni zamierzają się hajtnąć? Chyba, że mistrz ZEN zamierza żyć ze 150 lat. A tak poza ty to ciekawe czy Phil w sypialni również preferuje trójkąty? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla jednych liczy się złapać króliczka, a dla innych go gonić. Kto wie co siedzi w głowie tego starego hippisa :)

      A co do trójkątów to trzeba zapytać Jeanine, albo Rambisa i Saszę :P

      Usuń