czwartek, 5 listopada 2015

New York Knicks: It Has Begun!

Doczekaliśmy się w końcu moi drodzy. Nowy sezon, nowy skład, nowe nadzieje, nowe miłości, nowe zauroczenia, nowe niesnaski oraz animozje. 

Jax nie bawił się w ciuciubabkę, tylko zarządził totalną rzeź niewiniątek, kretynów oraz spadających kontraktów. Miało być na bogato - wszak to Nowy Jork - jednak wyszło jak podczas zakupów w lumpeksie. Może to za dosadne podkreślenie tego co się stało, ale wśród wielkich znafffców tak to właśnie wyglądało. 

Nie jedna szafiarka wie, że w takich sklepach można wypatrzeć luksusowe rzeczy, po obniżonej cenie. Phil Jackson trochę wygląda jak takie pomieszanie hipstera z blogerką od ciuszków i fatałaszków. Podnieca go stara szkoła koszykówki, a w produktach 2 kategorii przebiera jak Derek Fisher w cudzych kobietach. 

Na siłę wymuszone głupie dowcipy, ale to Knicks. Tak ma być. "Od techno można z nudów zdechnąć" śpiewał niegdyś Maciej Maleńczuk, a ja dodam tylko, że od techno i powagi. 

Zatem ten tego...





Wielkimi krokami nadeszła liga letnia, o której można napisać tyle, że znienawidzony i wygwizdany Kristaps Porzingis dorobił się statusu małej gwiazdy, gdyż każde dotkniecie piłki przez Łotysza było fetowane gromkimi brawami i okrzykami zachwytu. Fani odwalili szopkę godną polskiej prasy specjalistycznej: jak było źle to opluwali, a jak okazało się, że jest dobrze, a nawet lepiej to pozdejmowali torby z głów i udawali, że Knicks 4 ever. 

Pierwsze mecze przedsezonowe dały mały przedsmak tego co może nas czekać. Oczywiście każdy powie, że preseason to pożywka dla narkomanów, głodnych jakiejkolwiek koszykówki z sylwetką Jerry'ego Westa w tle. Czego dowiedzieliśmy się po tych kilku meczach? Melo wrócił i ma się prawie dobrze. Kristaps na pewno nie urodził się we Włoszech lub Serbii. Nie była to też słoneczna Hiszpania lub Niemcy. To twarda szkoła Łotewska, która tak naprawdę nigdy dobrze nie wyrosła podlana słońcem USA. Pacjent 0 można by rzec. Derrick Williams miał podobno spakowane pałeczki i przewodnik po Pekinie - tak na wszelki wypadek. Lopez potrollował brata, Early wystrzelił z formą, a duet obwodowy Galloway - Grant cieszył oko. Doznałem niedosytu Arrona Afflalo. W konsternację wprowadzili mnie Kevin Seraphin oraz Sasha Vujacic, którzy byli jak pomieszanie słodkiego i gorzkiego sosu, który jakoś udało mi się przełknąć. Kyle O'Quinn był słodką, ciemną pralinką na tle tego wszystkiego. Natomiast Jose Calderon i jego forma byli jak kac po Lubelskiej Grejpfrutówce. To ostatnia butelka i niech wali się świat...

Jedno było pewne: nie jest to zbieranina nieudaczników jaką zostawiliśmy sezon temu. Wymaga to szlifu, dmuchania i chuchania, ale jest co szlifować i dmuchać. Teraz po 5 meczach sezonu regularnego bilans maluje się w ciepłych barwach. 2 zwycięstwa i 3 porażki niedzielnego kibica mogą nie napawać szczęściem, ale starych wyjadaczy już tak. 

Mecz otwarcia w Wisconsin potoczył się jak urzeczywistniona bajka lub inny sen letni. Knicks zniszczyli Bucks i to w takim stylu, że aż kapcie co poniektórym pospadały z nóg. Mecz otwarcia w MSG przeciwko Hawks mógł również napawać optymizmem. Pomimo przeciwności losu udało się moim zdaniem wyjść z twarzą z tego spotkania. Następnie Nowojorczycy udali się do stolicy kraju, gdzie po zaciętym meczu pokonali Czarodziei. Ważna wygrana, która potwierdziła, że Derek Fisher ma coś pod kopułą i nie jest tylko statystą przy linii bocznej. Następnie przyszła porażka ze Spurs, która podobnie jak z Atlantą pokazała, że skład będzie walczył do końca. Wczorajszej nocy podejmowali Cavaliers i przez 3 i pół kwarty wyglądali jak dominatorzy. Jednak kilka błędów w końcówce pozbawiło ich zwycięstwa. I to chyba jest najbardziej bolesna porażka, gdyż miała posmak zeszłego sezonu: dobrze przez cały mecz, a w końcówce jak ostatnie patałachy. 

Tak to wygląda w skrócie. Warto nadmienić, że wszystkie 5 meczy rozegrali bez leczącego kontuzję Afflalo. Teraz kilka słów o samej postawie zawodników. Zacznijmy od pierwszej piątki, której Fisher trzyma się kurczowo. 


Jose Calderon: podziwiając jego wyczyny czuję się jakby ktoś podłączył mi generator prądu do wrażliwych miejsc i z lubością bawił się pokrętłem. Gość w obronie nie istnieje, przez co jest mijany jak pachoł (nie pachołek bo to za słodkie w moim odczuciu) przez różny sort rozgrywających poczynając od Johna "Strusia Pędziwiatra" Walla, kończąc na Mo Williamsie. Kreator też z niego średni, a celność w ataku woła o szybką eutanazję. Jakby tego jeszcze było mało, to po skopanej akcji ma czelność pyszczyć jeszcze do sędziów. Realizatorzy z uwielbieniem pokazują jego nieogolone lico jak skamle z tą żałosną gestykulacją. Ma coś takiego w twarzy, że jednocześnie wygląda jak żul oraz zbity szczeniak. Na miejscu Jacksona już teraz dzwoniłbym do jakiegoś schroniska. Ale Zen to cierpliwość - szkoda, że nie wszyscy fani to praktykują. "IDŹ PRECZ!"

Sasha Vujacic: pod nieobecność Arrona jest pierwszym SG w zespole. Potrzebowałem czasu by przekonać się do tego pięknisia. Nie jest jakimś wybitnym snajperem, co prawda jest pierwszy w kontrze, ale co z tego skoro reszta człapie za nim leniwie? Zna system i służy radą, bo cały czas coś gada. A najlepiej jak jego słowa są skierowane do oponentów. Nie wiem co on tam im szepcze, ale to tylko kwestia czasu jak wyrwie "Rocky'ego Balboe" na swoją facjatę. Bradley Beal był bliski wypłacenia mu liścia, jednak zachował zimną krew. Podczas powrotu do obrony wsadzi jakiś łokieć, czy szturchnie lekko barkiem i przeciwnik już jest zagotowany. Takie coś to ja lubię i pochwalam, o ile nie robi tego przeciwko Knicks. Jestem ciekaw jak będą wyglądać jego minuty po powrocie AA. Pytanie do znawców: on to samo robił w Lakers, czy rozbrat z koszykówką uczynił z niego takiego cwaniaka? 

Carmelo Anthony: Mecze przedsezonowe rozpoczął jak "Blues Brothers" z misją od tego na górze. Maszyna ofensywna naoliwiona i gotowa do działania. Dodatkowo wgrano podstawową wersję programu obronnego i wysłano na parkiet głodnego gry po stracie połowy poprzedniego sezonu. Do pewnego czasu wyglądał jak Top 5 zawodników tej ligi, jednak szybko spuścił z tonu i wszedł w sezon lekko zardzewiały. Wymusza rzuty i na te 5 meczy rozegrał tylko jedno spotkanie dające nadzieję na poprawę sytuacji. W obronie jest lepiej, jednak znowu blask fleszy i kamery wyzwoliły w Melo gwiazdę. Dobrze stoi na nogach, blokuje, przechwytuje by za kilka minut olać powrót do obrony w kluczowym momencie gry i zaczyna dyskusję z sędziami. Carmelo ogarnij się i zamknij mordy hejterom. 

Kristaps Porzingis: gdyby pojawiły się literówki, to przepraszam gdyż piszę nosem. Rączki trzymam w majtkach, gdzie mam mokro i ciepło. Przyznam się szczerze, że nie spodziewałem się aż tyle od Łotysza. Myślałem, że będzie wchodził na 15 min z ławki i to wszystko. Ryba jednak obsadza go w wyjściowym składzie i daje mu pohasać ponad 20 min w meczu. Młody szybko schodzi za faule, jednak w ataku i w obronie robi oszałamiające wrażenie. Szybki i płynny rzut wymaga jeszcze pewności, ale 39% z gry to już jest coś. Pomimo swojej postury nie boi się zwarcia i rzuca się na parkiet po piłki jak dresiarz po przedawkowaniu. Mocuje się z większymi i często (Aldridge, Love) wygląda od nich lepiej. Najbardziej cieszą mnie jego zbiórki. W lidze letniej wyglądał jakby bał się złapać piłkę w ręce. Teraz ma średnio 7.4 zbiórek na mecz. Do tego dokłada 12 punktów, 1.8 przechwyt oraz 1.2 blok. #ŁotyszMVP i wybacz Phil, że wątpiłem w ten wybór. 

Robin Lopez: Szału w ataku nie ma. Te przygotowane dla niego izolacje i rzuty hakiem wywołują mały niesmak, jednak jak trzeba trafi z otwartej pozycji. Ma (jak na razie) najwyższy wskaźnik asyst na mecz w karierze: aż 2. Kiedy potrzeba dobrej zasłony na granicy niesportowego zagrania staje na wysokości zadania. Mało zbiera, ale w obronie potrafi uprzykrzyć życie. Ktoś taki był potrzebny i cieszę się, że Greg Monroe wybrał Wisconsin. Zdarza mu się popełnić kilka błędów (jak wczoraj!!!) ale i tak jest to moja maskota. Chociaż ktoś inny depcze mu po piętach....


Kyle O'Quinn: Kyle otwiera ławkę i nie jest to wybór przypadkowy. Uwielbiam tego wielkoluda. Posturę ma jak tur. Sam nadałem mu kryptonim "Zbój" bo (sam nie wiem czemu) pasuje to do niego. Rzuca z lekkością jak obrońca, zbiera jak szalony, podaje jak playmaker i jest zastrzykiem energii, kiedy pierwsza piątka schodzi z boiska. Trudno się wybronić przed jego zagraniami, a kiedy staje przed tobą w obronie: masz przesrane. Masą napiera, szybkością zabija a gadką wchodzi do głowy. Pozdrawiam zwłoki Nene! Ale tak prawdę mówiąc trochę się go boję. Z twarzy wygląda jak jakiś seryjny zabójca, który tylko czeka na to by wbić sztylet. Serio on ma bałagan w oczach i jak się czymś zdenerwuje to ten uśmiech zmienia się w grymas zła wcielonego. Dobrze, że jest po naszej stronie. Kradzież tego off-season. Orlando powinno się wstydzić...

Langston Galloway: My Man! zeszłoroczne objawienie i perła w tym szambie, które trzeba nazwać składem 2014/2015. Niewybrany w drafcie, przebojem wdarł się do składu Knicks i można powiedzieć, że to on doprowadził do oddania Hardawaya Juniora. W tym sezonie kontynuuje nieustępliwą obronę i oddaje ważne rzuty w końcówkach. Gdyby to ode mnie zależało już byłby starterem i grał dużą ilość minut. Jednak to nie ja tam rządzę i pozostaje wypatrywać mi go stojącego przy linii bocznej czekającego, aż Calderon zejdzie za faule bo inaczej nie potrafi zatrzymać przeciwnika. Jak on nie zostanie z Knicks na następne lata to się załamię. 

Jerian Grant: Widać u rookiego doświadczenie nabyte podczas 4 lat w lidze akademickiej. Wjeżdża pod kosza jak błyskawica i albo kończy udaną akcją albo szuka kontaktu by wymusić faul lub oddaje do niekrytego partnera na wolnej pozycji. Jednak to dalej jest debiutant i zdarza mu się popełnić masę błędów, które oczywiście wybaczamy. W obronie nie jest taki najgorszy i kiedy do spółki z Gallowayem wchodzą za Sashę oraz Jose, drużyna przyspiesza i łapie wiatr w żagle. Jeżeli nie Langston to on powinien być starterem. Jak szaleć to szaleć i wystawiać 2 debiutantów! Fisher robisz notatki? 

Lance Thomas: Obok Gallowaya kolejny "klejnot" z poprzedniego sezonu. Solidnie pracujący w obronie zmienik, który robi trochę wszystkiego: rzuci z otwartej pozycji, zbierze, obroni, ciśnie air balla oraz nawali kroków jak schabowych na wesele. Jak do tej pory nie mam wielkich zastrzeżeń do jego gry i wydaje mi się, że jest odrobinę lekceważony przez przeciwników, co tylko działa na jego korzyść. Fisher sięga po niego jako pierwszego zmiennika dla wysokich. Ciężka praca się opłaca. 

Derrick Williams: W meczach przedsezonowych wyglądał jakby miał za zadanie wyrzucić Melo z pierwszej piątki. Co robił i jak robił możecie znaleźć na YouTube. W sezonie jak do tej pory rozegrał dobre pierwsze spotkanie. Następnie jego minuty zostały ograniczone co jest dla mnie zagadką. W ostatnich 2 meczach Knicks nie zdobyli punktów z kontry. Po to został sprowadzony: by biegać z piłką i pakować nad przeciwnikami, więc WTF? Ostatnie 2 mecze to tylko 10 min na parkiecie. Pisałem o nim jeszcze jak był w Sacramento i stwierdziłem wówczas, że powinien trafić do miejsca gdzie nie będą na niego patrzeć jak na 2 wybór w drafcie, tylko dać mu grać to co lubi: szybko i z kontry. Nowy Jork jest takim miejscem, ale ograniczanie minut graczowi który odzyskuję wiarę w siebie, co przekłada się na jego osiągnięcia woła o pomstę do nieba. Wstydź się Ryba!

Kevin Seraphin: Nie zachwycił mnie w preseason. Ciężki i ospały. Zabijał ruch piłki i wymuszał dziwne rzuty. Kontuzja wyłączyła go z pierwszych meczy, ale wrócił na ostatnie 2 i o dziwo był plusowym zawodnikiem. Czekam dalej na to co pokaże i mam nadzieję, że dyskusje kto jest bardziej przydatny - on czy O'Quinn - znów nabiorą na sile. Gra o nowy kontrakt więc wypadałoby się postarać. 

Cleanthony Early: gdzie ty jesteś dzieciaku? Po lidze letniej i meczach przedsezonowymi wydawało się, że pozbył się już kontuzji i będzie kluczową postacią na ławce. Jednak dotychczas wyszedł na zaledwie 12 minut w 5 meczach. 12 min łącznie. On ma jakąś kontuzję, która mi umknęła czy co? Bo nie rozumiem czemu nie dostaje więcej minut w rotacji...


I na koniec drobna ocena trenera. Derek ma teraz głęboki skład, który ma chemię między sobą. W meczu z Wizards potrafił idealnie dobrać strategię i skład osobowy do wydarzeń na parkiecie, co dało wygraną. Natomiast zeszłej nocy był totalnym przeciwieństwem tego co przed sekundą napisałem. Pochwalę go za zaufanie i grę Porzingisem w S5. Zganię go za grę Calderonem, a nie Grantem-Gallowayem w pierwszym składzie i obcięcie minut Williamsowi. Mam takie przeczucie, że Jax zdjął z niego jakiś ciężar i ten teraz zdaje się eksperymentować ze składem. Trochę tego, trochę tamtego. Jednak jeżeli coś zaczyna się klarować, to wsadź to w probówkę i obserwuj, a nie wyrzucaj do kosza. Jeżeli coś przeszkadza usuń to zamiast pielęgnować. Coś mi mówi, że tego typu zagrywek, prób i błędów będziemy oglądać jeszcze sporo w tym sezonie.

A to dopiero początek... 

Na razie tyle!

P.s: to tekst nr 150! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz