piątek, 10 kwietnia 2015

Atlanta Hawks: Druga siła NBA

W poprzednim swoim wpisie przyjrzałem się pierwszej potędze NBA, jaką w dalszym ciągu są Golden State Warriors. Jako drudzy w kolejce ustawili się Atlanta Hawks, którzy bezpiecznie rozsiedli się na tronie władców Wschodniej krainy.

W poprzednim sezonie ledwo udało się im dostać do play-off. O włos wyprzedzili Knicks w walce o 8 lokatę. Panująca wówczas Indiana miała z nimi naprawdę trudną przeprawę. Grali wówczas bez swojego centra Ala Horforda i pomimo tego byli w stanie doprowadzić do 7 meczowej serii.

W tym sezonie to oni siedzą na miejscu Indiany i zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie spotka ich los chłopaków Larrego Birda.




Żeby nie było nieporozumień: wiem, że Pacers w tamtym okresie, mniej więcej od połowy rozgrywek przechodzili mały kryzys. Atlanta w tym sezonie to monolit, który za sprawą bardzo zespołowej gry nie tylko jest zaskoczeniem (obok Bucks) na Wschodzie, ale głównym kandydatem do gry w finale konferencji w której prawdopodobnie zmierzą się z Cleveland. 

Jednak coś mi podpowiada, że tej pary starczy im tylko na sezon regularny, a w PO mogą odpaść przy najmniejszym potknięciu. 

By nagrodzić ich zespołowy styl gry, liga przyznała tytuł "gracza miesiąca" całej wyjściowej 5 Jastrzębi. Coś takiego zdarzyło się po raz pierwszy w historii ligi. Aż 4 graczy z wyjściowego składu dostało powołanie do All-Star Game. Pominięty został tylko DeMarre Carroll. Koledzy z drużyny nie zapomnieli o swoim człowieku od brudnej roboty, i w każdym wywiadzie podkreślali, że to właśnie on jest sercem i siłą napędową ich zespołu. 

Kolektyw 100%.

Patrząc na zmiany w lidze coraz więcej zespołów chce przejść właśnie na taki styl prowadzenia zespołu. Czasy kiedy zbierało się graczy pokroju All-Starr i obudowywało się ich weteranami powoli stają się passe. W ostatnich finałach San Antonio Spurs pokazało siłę i potęgę drużynowej koszykówki, niszcząc Heat, którzy nie mieli na nich odpowiedzi. Gregg Popovich po raz kolejny pokazał swój geniusz i umocnił się na pozycji najlepszego szkoleniowca w lidze. 

Nic wiec dziwnego, że będący niegdyś jego asystentem Mike Budenholzer zaszczepił w Atlancie tak system gry. Na początku rozgrywek Jastrzębie dorobiły się nawet przezwiska "baby Spurs" co powinno wystarczyć za komentarz. 


Hawks mają 11 atak w lidze. Rzucają swoim przeciwnikom średnio 102.7 punkty na skuteczności 46%. W defensywie zajmują 6 lokatę i zatrzymują oponentów na 97.1 punktach na mecz. Zajmują tez 2 miejsce w lidze pod względem asyst, ustępując tylko Warriors. Atlanta rozdaje aż 25.8 kluczowych podań w meczu. Jest to skutek tak dobrej współpracy pomiędzy zawodnikami, na którą ukierunkował ich trener Mike. 

Pierwszą piątkę otwiera Jeff Teague, który jeszcze nie tak dawno chciał odejść z klubu za byłym szkoleniowcem Larrym Drew, który znalazł nowe zatrudnienie w Bucks. Ekipa z Milwaukee zaproponowała nawet rozgrywającemu 4 letni kontrakt opiewający na kwotę 32 mln dolarów, jednak Atlanta bez wahania postanowiła tą ofertę wyrównać i pozostawić u siebie swojego zastrzeżonego wolnego agenta. Czy musi żałować tej decyzji? Drew po jednym sezonie stracił pracę i doprowadził Bucks do najgorszego bilansu w lidze. Przybyły Budenholzer nie tylko wciągną z rozgrywającego co najlepsze, ale również ukierunkował go w grze obronnej. 

Jest szybki dzięki czemu potrafi wchodzić pod kosz i kiedy trzeba postraszyć rzutem za 3. Jednak w tym sezonie to nie 16.1 punktów oraz 7 asyst w meczu wyznaczają jakość gry Jeffa, ale właśnie obrona. Dodając do tego zabójczą ofensywę Kyle'a Korvera otrzymamy bardzo ciekawy back court. Korver, przez pewien czas utrzymywał niebotyczne statystyki w celności rzutów z gry, przez co był (i jest nadal) postrachem obrony przeciwnika. Za 3 trafia jak automat. 49% z gry, 49% za 3 oraz 89% z rzutów wolnych robią wrażenie. Dodatkowo sobowtór Ashtona Kutchera potrafi sam dla siebie wykreować pozycję do rzutów, co równoważy jego brak atletyzmu oraz szybkości. 

Nie jest to może tak efektowny i efektywny duet jak Curry-Thompson, ale obydwaj panowie odbiegają od norm panujących w NBA.


Pominięty w powoływaniu do All-Star Game DeMarre Carroll to typowy plaster w obronie, który nakłada wielką presję na swojego przeciwnika podczas gry. Już w zeszłym sezonie pokazał, że Atlanta będzie mieć z niego pożytek. Teraz kontynuuje dobrą passę i jest człowiekiem od wszystkiego w składzie Budenholzera. Głównym jego zadaniem na parkiecie jest obrona czołowych graczy. Potrafi również coś dorzucić na przyzwoitej skuteczności oraz zebrać kilka piłek. Jest niezwykle atletyczny i zwinny. Po sezonie będzie niezastrzeżonym wolnym agentem i teraz pytanie: czy inne drużyny zaryzykują, że utrzyma taki poziom gry poza schematami rodem z Atlanty? Taki walczak w każdej drużynie bardzo się przyda i walka o niego będzie ciekawa, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że zostanie w Hawks.

Dalej mamy niespełnionego w Jazz Paula Millsapa, który po przenosinach na Wschód ligi na dzień dobry dostał powołanie do ASG. W zeszłym sezonie pod nieobecność Horforda, to właśnie Paul był pierwszą postacią Jastrzębi. W tym również jest najlepszym strzelcem oraz zbierającym w drużynie. Co najlepsze jest również liderem w zespole pod względem przechwytów, bo zalicza średnio 1.8 przechwytu na mecz. Potrafi przymierzyć za 3 i znakomicie odnajduje się w grze tyłem do kosza. Rzuty z półdystansu nie są mu obce, dlatego po atakowanej stronie parkietu nie można mu zostawiać zbyt wiele miejsca. Po sezonie będzie również niezastrzeżonym wolnym agentem i wzbudzi więcej zainteresowania niż Carroll. On też z pewnością pozostanie w Atlancie.

I na sam koniec środkowy ekipy Al Horford. Poprzednie rozgrywki stracił z powodu kontuzji, lecz te rozgrywa (odpukać) bez większych problemów zdrowotnych. To na niego włodarze Hawks postanowili postawić i zatrzymać go w zespole. Oddano Josha Smitha oraz Joe Johnsona i widać, że była to dobra decyzja. Wiele osób mówi, że jego 208 cm wzrostu nie daje mu dużej przewagi nad innymi centrami i powinien zejść na silne skrzydło. Jego gra również bardziej przypomina PF niż rasowego C. Dobrze zbiera i rzuca z półdystansu. Jego gra tyłem do kosza jeszcze wymaga kilku szlifów, jednak nie jest tak źle.


Ławka nie jest tak bogata jak u Wojowników, jednak kilku zawodników zasługuje na wzmiankę. 

Pierwszym jest bezapelacyjnie Dennis Schroder. Rozgrywający, który przeszedł metamorfozę w tym sezonie jest ważnym punktem wsparcia z ławki. W porównaniu z poprzednimi rozgrywkami znacząco poprawił swoje statystyki. Dobrze atakuje kosz i stawia solidne warunki w obronie. Z tego gracza będzie jeszcze coś dobrego, jednak zdarza mu się niekiedy poudawać faule przed oczami sędziów. 

Dobre wrażenie robi również Mike Scott. Energiczny gracz, który posiada przyzwoity rzut oraz potrafi upokorzyć przeciwnika nad obręczą. 

Niechciany w Thunder - Thabo Sefolosha odnalazł swoje miejsce w Atlancie. Swojego czasu był uznawany za specjalistę od obrony, jednak stracił odrobinę ze swojej zadziorności, jednak jako plaster z ławki jest przydatny. Nie ma bogatego arsenału w ofensywie, jednak czasem trafi jakąś 3 z rogu boiska. 

Na koniec tej skromnej wyliczanki znalazł się Macedoński center - Pero Antic. W większości ekip byłby brany za ciekawostkę, a w Hawks jest pierwszym zmiennikiem Horforda. Jego ruchy i aparycja nie odbiegają zasadniczo od drewnianego klocka. Jest bardzo silny jednak unika starć pod koszem i szuka swoich szans na półdystansie i dystansie. Jak na takiego drwala prawie wcale nie zbiera. Średnia jego zbiórek za ten sezon wynosi 2.9 co przy jego 210 cm jest raczej żenujące. 


Ale czy mają szansę na walkę o tytuł?

Z jednej strony ich postawa w sezonie regularnym to potwierdza, jednak z historii wiemy, że Atlanta nigdy nie miała szczęścia w PO. Klątwa półfinałów chciałoby się napisać. W tym sezonie może się to odmieni, jednak coś z tyłu mojej głowy siedzi i podpowiada mi, że ich przygoda z fazą pucharową szybko dobiegnie końca. Sam nie wiem czemu miałoby się tak stać, ale moje przeczucia zazwyczaj się sprawdzają. 

Ale teraz bez dzwonienia do wróżbity Macieja i czarnowidztwa. 

Za ich sukcesem przemawia fakt, że już teraz na 4 mecze przed końcem RS wykręcili najlepszy bilans w historii organizacji. Są w gazie i raczej nie zapomną jak dzielić się piłką i skutecznie zespołowo bronić kiedy w pierwszej rundzie spotkają się ze swoim przeciwnikiem. Gracze są doświadczeni w rozgrywkach posezonowych więc idąc prostym tokiem rozumowania - muszą dotrzeć co najmniej do finału konferencji.

Pod drodze będzie na nich czekać kilka niespodzianek w postaci ekip, które pomimo niskiego rozstawienia w tabeli, mogą ich zmęczyć. Odwrócone starcie względem zeszłego roku pomiędzy Hawks a Pacers powinno być ciekawe. Do gry powrócił Paul George i powoli wchodzi do gry pozbywając się rdzy. Jego obecność może spowodować zwiększenie zaangażowania u pozostałych graczy w ekipie z Indiany. Na chwilę obecną są na 9 miejscu, ale w walce o 7-8 pozycję na Wschodzie może wydarzyć się jeszcze wiele w przeciągu tych kilku dni. 

Tak samo zapatrywałbym się na Bostońskich Celtów. Mieli tankować, a składem "odrzutów" z innych zespołów dzielnie trzymają się 7 miejsca w konferencji. Nie mają nic do stracenia, a sam awans do play-off może dodać im tylko skrzydeł. Mały wariat Isaiah Thomas może napsuć dużo krwi obronie Hawks. 

Nets oraz Heat nie stanowią zagrożenia. Pierwsi znowu zaczęli kasłać a drudzy trzymają się resztkami sił, których może zabraknąć. Hornets raczej już nie powalczą o awans, więc spuśćmy na nich zasłonę milczenia. 

W środku tabeli na poważnie brałbym tylko Bulls oraz Cavaliers. Bucks nie mają wystarczającej siły ognia, a Raptors i Wizards powili zaczynają wychodzić z dołka, ale czy zdążą przed PO?

Bulls mają głębię składu, który jest doświadczony w walce. Są głodni zwycięstw i na dodatek do gry powrócił Derrick Rose. Wszystko teraz w rękach Toma Thibodeau, by to jakoś poukładał. Jak na razie są zdrowi i to może być ich rok. Po sezonie najprawdopodobniej pożegnają się Tomem, więc ten jest również zmotywowany by pokazać, że zarząd może popełnić błąd. Chicago ma 10 obronę w lidze i dopiero 14 atak. Dobrze zorganizowani po obu stronach parkietu Hawks mogą stanowić dla nich zaporę nie do przejścia, jednak byłaby to ciekawa batalia.  

Cavaliers odgrzewają danie ze starym mięsem i nowymi dodatkami. Garnish jest dobrany do królewskiego mięsa, przez co znowu ma się wrażenie, że to może wypalić podobnie jak w Miami. Jednak ani Kyrie Irving, ani Kevin Love nie mają doświadczenia w PO, co może być znaczące w ich batalii o tytuł. Sam James może ich zaciągnąć do finału konferencji jednak na nich mogą tam czekać właśnie Hawks, którzy nauczeni doświadczeniem Spurs wiedzą jak zatrzymać takie zespoły. Jednak DeMarre Carroll to nie Kawhi Leonard i tu może pojawić się światełko nadziej dla Kawalerzystów, gdyż może nie być komu zatrzymać LBJ w tej serii. To również byłby ciekawy finał konferencji ze wszystkimi tymi zagrywkami by spowolnić Jamesa i dodatkowo pilnować jego kompanów. 

Chciałbym zobaczyć Jastrzębie w walce o tytuł. Zasłużyli sobie na to postawą w sezonie regularnym. Zespołowa koszykówka, która nie bierze jeńców i osłabia wszelkie niedoskonałości rywala. Dodatkowo nie mają żadnego topowego nazwiska w składzie. 

Gdyby udało się coś ugrać wówczas powiedzenie "Nikt nie lubi Atlanty Hawks" straciłoby trochę na wartości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz