środa, 22 kwietnia 2015

Charlotte Hornets: Podsumowanie sezonu 2014-2015

Do powtórzenia sukcesu sprzed roku zabrakło trochę więcej niż samych wygranych. Drużynie Michaela Jordana wiatr wiał w oczy od samego początku zanim nawet zaczął się ten sezon. Kiedy podpisywali Lance'a Stephensona byli święcie przekonani, że to leciutka bryza owiewa i jednocześnie orzeźwia ich twarz. Była to jednak zapowiedź huraganu, który wyrządził bardzo duże szkody w ich zespole. 

Jednak sam Sir Lancelot nie jest jedynym czynnikiem, który przesądził o tak fatalnych rozgrywkach Szerszeni. 

No właśnie! Jakby tego jeszcze było mało porzucili przeklętą nazwę Bobcats kiedy tylko ekipa z Nowego Orleanu przemianowała się na Pelikany. Wówczas nazwa Hornets powróciła do prawowitego miasta i miała być dobrym omenem na przyszłość. 

Jednak duch Rysi i jego klątwa ciągle wisi w powietrzu...



Sprawę nowego nabytku poruszałem już znacznie wcześniej, jednak niewiele w tej kwestii się zmieniło od tego czasu. Lance od samego początku miał wielkie problemy z aklimatyzacją w kładzie. Jest to ten typ gracza, który potrzebuje piłki w rękach. W Indianie kiedy wychodził jako lider drugiego składu był tym przez którego gra przechodziła i to on decydował o tym co grają rezerwy Indianapolis. Jednak w Charlotte próbowano z niego zrobić gracza pierwszej piątki i sparować go z Kembą Walkerem, który również musiał mieć "pomarańczę" w rękach.

Na boisku wyglądało to bardzo źle. Lance łamał ustalone zagrywki byle tylko potrzymać piłkę dłużej w rękach. Zabiło to cały ruch w czasie akcji i pogubieni koledzy nie wiedzieli co mają robić dalej. W głowie "Born Ready" na pewno widniała jakaś wizja jednak zawodnicy to nie Wróżbici Macieje i nie mogli odczytać jego zamiarów przez samo patrzenie na niego. Przez to czas akcji dobiegał końca i nasz "bohater" musiał oddawać cyrkowe rzuty przez ręce obrońcy. 

By pomóc mu w zadomowieniu się w Charlotte w jego obronie stawał też trener, który nawoływał w mediach do tego by nie określać zawodnika jako super gwiazdy. Steve Clifford próbował w ten sposób pomóc swojemu podopiecznemu, by zrzucić z niego ciężar odpowiedzialności i dać komfort psychiczny. Fani wybudowali ołtarzyki Lance'a dając mu do zrozumienia, że jest gwiazdą i zbawi ich zespół. Miało to wlać dodatkowe paliwo w serce gracza, jednak stało się odwrotnie.

Wszystko to złożyło się na znaczące pogorszenie jego statystyk oraz skuteczności. W Indianie był wszechstronną bronią, która spuszczona z łańcucha dewastowała przeciwników po obu stronach parkietu. Na jego wybryki przymykano oczy jeżeli tylko flirtował z triple-double co mecz. W Hornets szybko stał się osobą, której chciano się pozbyć za cokolwiek. Wszechstronność, celność i nawet zadziorność zniknęły. Jeżeli wierzyć w plotki i spekulacje, na stole leżała wymiana gotowa do podpisania. W jej skład wchodzili głównie Lace oraz Joe Johnson z Nets  + dodatki po obydwu stronach. Niestety obydwaj pozostali tam gdzie są. 

Jaka przyszłość czeka Sir Lancelota? Sam nie wiem czy będzie to kolejna szansa na odnalezienie się w zespole czy też szybki transfer. Coś mi jednak podpowiada, że MJ będzie się starał pozbyć się go kiedy tylko letnie okienko transferowe będzie otwarte. 

"Konduktorze łaskawy, byle nie do Nowego Yorku"


Zeszłoroczny zbawca drużyny - Al Jefferson - przez cały sezon borykał się kontuzjami i drobnymi urazami. 30 letni center rozegrał 65 meczy które sporo różniły się od tego co zaprezentował w trykocie Rysi. Liczba jego minut na parkiecie została zredukowana prawie o 5. Pomimo to dalej wyglądał na najlepszego ofensywnie centra w lidze. Jednak wspomniane urazy dopadają go coraz częściej co nie wróży dobrze na przyszłość. Bez jego dyspozycji pod koszem Szerszeniom trudno było wygrać. Oby się wykurował na nadchodzące rozgrywki. O ile pozostanie po tym sezonie w zespole. Ma do wykorzystania opcję gracza, która opiewa na kwotę 13,5 mln dolarów. Jeżeli weźmie pod uwagę stan swojego zdrowia i to ile czasu mu zostało na parkietach NBA powinien opuścić zespół w poszukiwaniu ekipy, która może dać mu realne szanse na mistrzostwo, lub grę o coś więcej niż walka o play-off. Jednak jeżeli wytrzyma jeszcze ten sezon, za swoje usługi będzie mógł zgarnąć o wiele więcej pieniędzy, dzięki zmieniającej się polityce płac dla zawodników. Pewnie skorzysta z tej opcji i da Charlotte "tą ostatnią niedzielę".

Drugim filarem w zeszłym sezonie był Kemba Walker, który tak spodobał się Jordanowi, że ten postanowił dać mu nowy kontrakt na srebrnej tacy. Jednak i młody rozgrywający nie potrafił się uchronić przed widmem kontuzji. Dostał tylko 62 spotkania na to by udowodnić, że zasługuje na 12 mln dolarów co sezon. Nie dogadywał się Stephensonem na boisku i nie przekuł swojego talentu w kierunku playmakera. Dalej jest nastawiony na atak i na zdobywanie punktów. Może w najbliższym sezonie przejdzie metamorfozę jak John Wall. Jednak ten miał za wsparcie Andre Milera, a Walker ma Mo Williamsa więc zamierzony cel może być odwrotny. Zatem zmiany nastawienia i co najważniejsze: jego powrotu do pełni zdrowia fani powinni wypatrywać w nadchodzącym sezonie. 

Teraz omówię sprawę przez którą Dana Scully i Fox Mulder otwierają na nowo Archiwum X. Teczka będzie się nazywać "Noah Vonleh - Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie". Szerszenie przytuliły go w ostatnim drafcie z numerem 9. Miał być wsparciem dla Jeffersona w pomalowanym. 208 cm wzrostu i 109 kg wagi dobrze rokowały dla rookiego. Na uczelni notował 11 punktów oraz 9 zbiórek. W tym sezonie zagrał jedynie 25 spotkań w czasie których spędzał na parkiecie niecałe 11 min. Przychodząc do ligi miał kłopoty ze zdrowiem, jednak później nie było dla niego miejsca w rotacji, co jest bardzo dziwne. W ostatnich 9 meczach dano mu pohasać trochę dłużej na parkiecie (średnio 16.6 min!) co zamienił na linijkę w postaci: 5.1 punktów i 5.8 zbiórek. Trafił też kilka trójek, co niektórym na myśl przywiodło Chrisa Bosha. Do poziomu "Raptora" jeszcze duuuuuużo młodemu brakuje, ale chciałbym by w następnym sezonie nalazło się dla niego więcej minut. 

Piąteczka anyone? 



Jednak podczas tego smutnego sezonu było kilka przebłysków słońca. Ściślej rzecz ujmując 1 duży, 1 średni i jeden tak szybki jak miga przepalona żarówka.

Wspomnianą żaróweczką była gra w obronie Bismacka Biyombo. Można o nim powiedzieć, że w ataku jest surowy, jednak nie brak mu atletyzmu i ciągu na kosz. W obronie potrafi blokować i zbierać, co w porównaniu ze staniem i dłubaniem w noise Wielkiego Ala, czasami dawało przewagę Hornets. Na następny sezon ma opcję kwalifikacyjną, którą zespół powinien wykorzystać.

Średnim płomieniem nadziej został sprowadzony z Minnesoty Mo Williams. Pod nieobecność Kemby Walkera zespół musiał postarać się o innego rozgrywającego by ciągnął ten wózek. Mo widocznie odżył po przeprowadzce i nawet został wybrany graczem tygodnia oraz w ogólnej klasyfikacji uplasował się jako drugi strzelec zespołu. Nieźle jak na weterana.

I na koniec kilka słów o największym zaskoczeniu w obozie z Buzz City jakim okazał się Michael Kidd-Gilchrist. Uważany za niewypał loterii draftowej zawodnik poczynił ogromny postęp jeżeli chodzi o atak. Jeżeli ktoś chciał o nim powiedzieć coś miłego mówił, że jest specjalista od obrony. Tu nie było żadnego naśmiewania się czy kpienia z jego umiejętności. Ma (miał?) dziwną technikę rzutu? Pudłuje proste rzuty? Może i tak, ale jego zdolność do gry w obronie potrafi zamknąć nie jednego gracza obwodowego. Poprawił jakość rzutu i jak sam ostatnio przyznał w nadchodzących rozgrywkach będzie się starać o tytuł najlepszego obrońcy. Zawodnika chwali także GM zespołu Rich Cho:
"MKG stracił kilka spotkań a jest dla nas bardzo ważnym elementem układanki" ... "Sądzę również, że jest zawodnikiem, który poczynił największe postępy w naszej drużynie. Kiedy grał byliśmy bliscy rezultatu .500, a kiedy go nie było na parkiecie mieliśmy bilans 6-21"
Jak widać nie tylko jak widzę u niego poprawę. Oby dopiął swego i stał się najlepszym obrońcą w lidze.

Zatem po części mamy odpowiedź na to co poszło nie tak w organizacji, która próbuje powrócić na salony NBA. Skład mają bardzo ciekawy, jednak dziura na PF musi zostać załatana. Kontuzje oraz nieudane zakupy pogrążyły nadzieje na kolejny awans do PO. Zwłaszcza ten pierwszy czynnik musi zostać jakoś wyeliminowany, gdyż większość czołowych graczy opuściła dużą liczbę gier z powodu kontuzji. 

Moim zdaniem gdyby byli w 100% zdrowi spokojnie powalczyliby o wyższą lokatę niż 8 miejsce. Zatrzymywali przeciwników na 97.3 punktach na mecz, co dało im 7 lokatę w NBA. Jednak atak był zaledwie na 28 pozycji, gdyż rzucali swoim przeciwnikom średnio 94.2 punkty. W lato powinni poszukać jakiegoś talizmanu by odblokować zaparcie Stephensona, lub oddać go bez żalu za kogoś kto podciągnie ofensywę. 

Według mocków w drafcie na chwilę obecną będą wybierać ponownie z 9 numerem. Jest dużo wysokich zawodników do wyjęcia, więc po raz kolejny mogą się pokusić o wybranie PF. Jednak jeżeli znowu jego potencjał ma być przetrzymywany na ławce, to może powinni pomyśleć o oddaniu picku w pakiecie ze Stephensonem. 

Steve Clifford po raz kolejny ułożył zespół dobrze w obronie, jednak zabrakło siły ognia, która poszła na chorobowe. Czy zobaczymy go w następnym sezonie? Zaskarbił sobie kredyt zaufania zeszłorocznym awansem do PO, dlatego w następnych rozgrywkach powinien jeszcze poprowadzić ekipę z Buzz City. Kontuzje to nie jego wina i potrzeba jednej iskierki w ataku, by Szerszenie na nowo zaczęły żądlić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz