niedziela, 5 kwietnia 2015

Golden State Warriors: Zespół idealny?

Trochę mnie nie było, ale świąteczne przygotowania rządzą się swoimi regułami i nic się na to nie poradzi.  

Wojownicy z Oakland są przymierzani jako główni pretendenci do tytułu po Zachodniej stronie mapy NBA. Patrząc na ich obecny bilans nikt po przeciwnej stronie barykady nie jest w stanie im zagrozić. Niczym walec niszczą kolejnych przeciwników i końca ich dominacji jak na razie nie widać. 

Jednak jak głosi stare przysłowie: "play-off's to są inne realia grania" i jestem ciekaw czy ta niepowstrzymana maszyna Stave'a Kerra jest w stanie narobić takiego zamieszania jak w sezonie regularnym? Mają ogromną głębię składu i oraz chemię w zespole na niespotykanym poziomie. Każdego z tych czynników zazdrości im reszta ligi.

Zatem czy są w stanie poradzić sobie w rozgrywkach posezonowych? 




Na początek suche fakty: Wojownicy są pierwszą ofensywą w lidze. Rzucają swoim przeciwnikom średnio 109.9 punktów na mecz przy 47% skuteczności. Za 3 trafiają 39%. Rzuty wolne oscylują wokół 77% skuteczności. 

Splash Brothers są postrachem całej ligi. Na początku sezonu niejaki Dion Waiters powiedział, że do spółki z Irvingiem stanowią najlepszy back court w NBA. Odpowiedział mu tylko Bradley Beall z Wizards, który stwierdził, że on oraz John Wall są nr 1. Stephen Curry oraz Klay Thompson zamiast wdawać się w puste dyskusje wyszli na parkiet i pokazali kto tu rządzi. Nie ma chyba nic przyjemniejszego w obecnej NBA, niż patrzeć jak tych dwoje masakruje przeciwnika w ataku. Wystarczy kilka minut by panowie się "podpalili" a wówczas nie można ich zatrzymać. Ma się wrażenie, że nie ogląda się prawdziwego meczu, tylko prezentację nowej odsłony NBA2K.

Curry jest głównym kandydatem do nagrody MVP w tym sezonie. Jeszcze kilka tygodni temu obstawałem za przyznaniem nagrody dla Jamesa Hardena, który "w pojedynkę" ciągnie Houston w tym sezonie. Jednak Stephen pokazuje jak powinno się prowadzić zespół i na dodatek być jego liderem. Teoretycznie mało mnie obchodzi kto zostanie uhonorowany tą statuetką, ale gdybym miał wybrać - dostałby ją Stephen. 

Klay Thomson podpisał wielki kontrakt przed sezonem, czym wzbudził dyskusję czy te 70 mln dolarów płatne w 4 lata mu się należą. Podobnie jak w przypadku dysputy o najlepszy back court nie wypowiedział się słowem. Za to na parkiecie udowodnił, że decyzja władz klubu o pozostawieniu go w zespole i nie oddaniu go za Kevina Love oraz danie mu tego tłustego kontraktu była słuszna. 

Boli mnie trochę, że Klay jest pomijany w dyskusji dotyczącej zawodników, którzy poczynili największy postęp. Wystawiany przez wszystkich na piedestał Jimmy Butler poprawił znacząco ofensywę, jednak odpuścił w obronie. Klay, nie dość, że gra miej minut w porównaniu do sezonu poprzedniego, to poprawił wszystkie statystyki oraz jest jeszcze lepszym defensorem. Teoretycznie mógłby stać w rogu boiska i czekać na podanie i ciskać za 3, ale zamiast tego jest wszędzie i robi praktycznie wszystko. I nie wiem czy jego obrona, nie jest ważniejsza niż jego punkty. 


Steve Kerr poprawił kilka niedoskonałości, które miał atak jego poprzednika. Ograniczył izolacje i wprowadził więcej gry bez piłki. Głębia składu pozwala im być ofensywnie niszczącą siłą, jednak kilku ekspertów podkreśla, że nie da się wygrać mistrzostwa opierając grę tylko na rzutach z dystansu. 

Ich front court na pierwszy rzut oka nie robi wrażenia. Andrew Bogut straszy swoją posturą w pomalowanym, a otaczający go Harrison Barnes oraz Draymond Green lekko odbiegają od wyobrażenia twardych obrońców z powodu swoich gabarytów.

Nic bardziej mylnego.

Bogut nareszcie jest zdrowy. Nie chce krakać, ale utrzymanie go przy zdrowiu może przesądzić o ich szansach na mistrzostwo. Niech Was nie zmyli te 6.2 punktów oraz 8.3 zbiórek. Australijczyk jest ich podporą w defensywie i z nim na parkiecie nie mają się czego obawiać broniąc strefy podkoszowej. Warriors dają sobie rzucać średnio 99.2 punkty w meczu. Daje im to w sumie 14 obronę w lidze, co przy zajmowaniu 1 miejsca w ataku nie jest wcale tak złym wynikiem. To że utrzymują się w połowie stawki mogą zawdzięczać właśnie Bogutowi. Jednak jeżeli chodzi o skuteczność to zatrzymują rywali na 42% z gry co jest najlepszym wynikiem w lidze. Zdrowy Andrew da im poczucie bezpieczeństwa w starciach z np: Grizzlies u których duet Gasol-Randolph robi wielkie szkody, jeżeli nie ma kogoś kto mógłby się im przeciwstawić. "Maluchy" które wjeżdżają pod kosze jak Tony Parker, też mogą się nadziać na jego karzącą rękę sprawiedliwości.

Na szczęście Draymond Green również dokłada swoją cegiełkę do obrony. Jest to niezwykle wszechstronny gracz. 201 cm wzrostu oraz 104 kg wagi to idealna kombinacja atletyzmu oraz szybkości. W rotacji Kerra jest człowiekiem od wszystkiego co obrazują to jego statystyki w tym sezonie: 11.7 punktów, 8 zbiórek, 3.6 asysty, 1.6 przechwyt oraz 1.3 bloku. Jednak właśnie jego oddanie w obronie stanowi o jego obecności w wyjściowym składzie. Jest wymieniany jako cichy kandydat do nagrody "Obrońcy Roku" dzięki temu jak pilnuje wyższych od siebie oraz szybszych. W lato będzie niezastrzeżonym wolnym agentem i kilka ekip będzie chciało go mieć w swoich szeregach. Gwiazdą nigdy nie zostanie, ale przydatnym role palyerem jest już teraz.

Zamykającym s5 jest Harrison Barnes. Poprzedni szkoleniowiec kisił go na ławce. Kerr postanowił, że Harrison będzie jego wyjściowym niskim skrzydłowym w miejsce Andre Iguodali. To dodało trochę wiary w siebie młodemu zawodnikowi, który pokazuje, że nie była to zła decyzja. Ma bardzo dobry rzut, i kiedy podwajani są Curry oraz Thompson można liczyć na jego pewną rękę. Jest idealnym uzupełnieniem tej wyjściowej i zarazem zabójczej kombinacji ataku i obrony.


Lecz nie tylko w wyjściowym składzie należy upatrywać sukces zawodników z San Francisco. Ich rezerwowy skład jest naszpikowany graczami, którzy z powodzeniem znaleźliby miejsca w pierwszych składach wielu ekip.

Shaun Livingston - Brandon Rush/Leanardo Barbosa - Andre Iguodala - Marreese Speights - David Lee.

Robi to wrażenie, nieprawdaż?

Wcześniej wspominałem o znakomitej chemii panującej w zespole. Dzięki temu dumę do kieszeni schowali między innymi Iguodala oraz Lee. Ten pierwszy został poproszony o bycie pierwszym rezerwowym. Nie miał żadnych obiekcji względem tej prośby i widać 2 garnitur mu służy, bo nie musi ciągnąć wyniku i może skupić się na obronie i ustawianiu partnerów.

Lee przez pierwszą część sezonu był kontuzjowany. Później kiedy powrócił do pełni sił, zespół miał już opracowany schemat, którego Kerr bał się widocznie popsuć. Zaowocowało to zmniejszeniem ilości minut dla byłego All-Stara. Przewidywałem, że pozbędą się go w czasie okienka transferowego, jednak pozostał w zespole razem ze swoim wysokim kontraktem. W następnym sezonie zarobi ponad 15 mln dolarów, przez co może nie starczyć funduszy na zatrzymanie Greena.

Shaun Livingston poszedł w ślady Jasona Kidda oraz Paula Pierce'a i po sezonie opuścił Brooklyn Nets. Bardzo mnie cieszy powrót tego zawodnika do sprawności fizycznej. Został wybrany z 4 numerem w drafcie 2004 przez Los Angeles Clippers po czym doznał paskudnej kontuzji kolana w 2007. Sytuacja była na tyle poważna, że groziła mu amputacja nogi i trwałe kalectwo. Sahun jednak poddał się rehabilitacji i nie tylko zaczął ponownie chodzić, ale powrócił do NBA i może nie gra na poziomie wyboru w top draftu, jednak jako zmiennik dla Currego nadaje się idealnie. W zeszłym sezonie stanowił wielkie wsparcie dla Nest kiedy to Deron Williams co i rusz wypadał z rotacji przez kontuzje.

Speights wchodząc na parkiet używa swojej najmocniejszej broni, czyli rzutu z półdystansu. Zdarzały mu się mecze powyżej przeciętnej, co rozpętało dyskusję, czy przypadkiem to on nie zasługuje na nagrodę dla najlepszego rezerwowego. Podobnie jak Lee nie błyszczy w obronie, ale potrafi zebrać piłkę na obydwu tablicach. Przydatny rezerwowy z kilkoma sztuczkami w ataku.


Tak o to przedstawia się skład osobowy najlepszej obecnie drużyny w NBA. W połowie sezonu zastanawiano się czy są zdolni pobić rekord Chicago Bulls z sezonu 1995-1996 wynoszący 72 zwycięstwa i tylko 10 porażek. To już nie niestety nie uda. Jednak kilka dni temu Steve Kerr pobił rekord NBA w innej dziedzinie. Jako debiutant na stanowisku szkoleniowca uzyskał największą liczbę zwycięstw w sezonie regularnym. Gratulacje.

Wiele osób (w tym ja) zwraca uwagę na minuty jakie spędzają kluczowi gracze na parkiecie. Podobno Kerr ma jakiś tajemniczy algorytm, który pozwala mu wyliczyć ile minut ma grać dany zawodnik. Prawda jest taka, że najwięcej czasu na parkiecie spędza Stephen Curry bo "całe" 32.8 minuty. Obrazuje to głębię składu oraz myśl szkoleniową Kerra. Piję tu do Thoma Thibodeau, który słynie z zajeżdżania swoich zawodników. Nawet w tym sezonie, gdzie jego ławka wygląda odrobinę gorzej od tej GSW, Jimmy Butler gra po 40 min w meczu. Prawidłowe rozdzielenie minut na poszczególnych graczy jest kluczowe w sezonie zasadniczym. Obydwa składy mogą się pokazać i nie ma strachu przed przemęczeniem głównych zawodników. Bo po co mają grać po 38-40 min w długim sezonie, zrobić najlepszy bilans w lidze, a w PO będą za bardzo zmęczeni by walczyć o cokolwiek. Popieram w tym względzie trenera.

Inni narzekają (no bo przecież jak coś idzie za dobrze to trzeba) na to, że kluczowi zawodnicy nie odpoczywają przed PO. Taktyka znana jest z obozu Suprs gdzie Gregg Popovich daje odpocząć swoim zawodnikom. Różnica jest taka, że średnia wieku w San Antonio wynosi 466 lat, wiec by 80 letni Tim Duncan był w formie na PO, trzeba mądrze gospodarować jego minutami. Warriors to młody zespół i nie widzę sensu by sadzać ich na ławce by odpoczęli. Utrzymanie równego tempa pozwoli wejść im gładko w PO i kontynuować swoją grę.

Wielu pasjonatów zwraca też uwagę, że powinni zdjąć Andrew Boguta z boiska na te kilka ostatnich meczy w obawie przed kontuzją, o którą u centra nie trudno. Moim zdaniem bardziej naraziłby się na uraz "stygnąc" kilka dni w garniturze i później wkraczając do akcji na 100%, niż miałby grać po kilkanaście minut w meczach o pietruszkę. Wiadomo, że kontuzji się nie przewidzi. Można źle postawić stopę podczas biegu, lub niefortunnie upaść po zbiórce, jednak gdybyśmy tak myśleli, koszykarze wcale nie powinni wychodzić na parkiet. Australijczyk gra średnio po 23.7 min w meczu i to jest właśnie troska Kerra o jego zdrowie. Nie popadajmy w paranoję.


Ale czy są w stanie sięgnąć po mistrzostwo już w tym sezonie?

Może się okazać, że w RS wszystko szło dobrze, a w PO nagle dostali czkawki i odpadli w pierwszej rundzie z Thunder/Pelicans. Lecz moim zdaniem dojdą co najmniej do finału konferencji. Mają doskonale zbilansowany skład, który dotarł się w czasie sezonu, i to w sposób najlepszy ze wszystkich, czyli wyśrubowali najlepszy bilans w lidze. Zawodnicy nie byli przemęczani i powinni zachować świeżość na nadchodzącą fazę pucharową.

W ich konferencji mogą zaskoczyć ich jedynie Spurs oraz Grizzlies. Pierwsi są jak wino - im starsi, tym bardziej doświadczeni i lepsi. Hibernowali przez pół sezonu i teraz budzą się na najważniejszy czas. Ich "motion offense" potrafi napsuć sporo krwi rywalom i jeżeli zaskoczy na 100% są nie do zatrzymania. Zapytajcie Heat i Lebrona. Oni powinni wiedzieć najlepiej o czym piszę. Jednak Kerr grał w tym systemie i zdobył w nim 2 mistrzostwa, więc powinien być przygotowany na walkę ze swoim byłym trenerem. Taki finał konferencji? Czemu nie?

Miski to inny typ gry. Niszczą w obronie, i potrafią uśpić w ataku i trafiać z łatwych pozycji za 2. Ich duet podkoszowy Gasol-Randolph jest znakomity. Na rozegraniu bardzo niedoceniany Mike Conley. W obronie rywali potrafi zamęczyć Tony Allen. Do tego w trakcie sezonu dodali Jeffa Greena, który wniósł pierwiastek nieobliczalności do ich gry. Ich problemem w latach poprzednich były kontuzje, które jak na razie omijają ich szerokim łukiem. Ich starcie z Wojownikami byłoby równie ciekawe co pojedynek ze Spurs.

Pozostałe drużyny nie powinny stanowić problemu. Nijacy Clippers oraz Portland pozbawieni Matthewsa nie powinni stanowić dla nich problemu. Walczący o 8 miejsce Thunder i Pelicans też nie, z tym, że Ci pierwsi mogliby bardziej zmęczyć ekipę z Oakland przed następną rundą. Dallas może i będzie czarnym koniem i pomimo mojego szacunku dla Ricka Carlisle, Dirka o Tysona Chandlera nie wróżę im dobrze w starciu z Warriors. Rakietom z Teksasu wypadł Patrick Beverley. James Harden w starciach z  Golden State notuje skuteczność 40 % z gry i tylko 24% za 3. Klay Thompson oraz Andre Igoudala wiedzą jak zamknąć go na obwodzie i kanonada zabójczych trójek w wykonaniu "Brody" się kończy.

Po przeciwnej stronie mogą im zagrozić Bulls oraz Cavaliers. Z całym szacunkiem dla Atlanty, ale nie jestem przekonany, czy dotrą do finału konferencji a co dopiero ligi. Bulls mają głębię składu i do gry ma powrócić Derrick Rose. Byki, jak pokazały w latach poprzednich, nawet pomimo przeciwności losu są w stanie nawiązać walkę. Byłby to ciekawy finał, jednak większe szanse mają rozpędzeni Cavs.

LBJ już przeżył 4 finały z czego 2 razy wychodził jako zwycięzca. Jego partnerzy nie mają takiego doświadczenia, jednak może po raz kolejny pociągnąć zespół na sowich barkach. Dokonali potrzebnych wzmocnień i szturmują Wschód. Oglądać po raz kolejny pokonanego LBJ byłoby czymś wspaniałym. GSW mają obrońców, którzy mogą ograniczyć jego poczynania. Reszta składu może nie wytrzymać presji i zwyczajnie przegrać. Pozostałe drużyny ze Wschodu to ponury żart jeżeli chodzi o udział w finale NBA.

Więc odpowiadając na pytanie: moim zdaniem są w stanie sięgnąć po mistrzostwo w tym sezonie. Jeżeli nie dopadnie ich klątwa pierwszej rundy, nie polegną z Memphis oraz San Antonio i co najważniejsze zostaną zdrowi, wygrają tą ligę bez dwóch zdań.

Z racji dłuższej przerwy w pisaniu, jutro postaram się zorganizować mały konkurs dla Was drodzy czytelnicy. Koło południa powinna pojawić się informacja, więc bądźcie czujni.

2 komentarze:

  1. LeBron grał w finałach 5 razy: 2007, 2011-2014. Ma bilans 2-3, więc nie jest tak źle jak przypomnimy sobie postać Mr Clutch'a ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację! zapomniałem o tym 4-0 dla Spurs. Dzięki za przypomnienie!

      Usuń