czwartek, 14 maja 2015

Sacramento Kings: Podsumowanie sezonu 2014-2015

Powrotu Króla nie było w tym sezonie. Powieść zaczęła się nawet przyjemnie dla zespołu ze stolicy Kalifornii, jednak przyszedł zły Gollum i zniweczył całą wyprawę drużyny po sukces i chwałę. Sukces którego nie zaznali od sezonu 2005-2006.

Może nie była to "Drużyny Mistrzowskiego Pierścienia" ale można ich nazwać "Drużyną z aspiracją do PlayOff". 

Realna szansa była może i znikoma, ale dobrze się oglądało tak funkcjonujących Kings na początku tego sezonu. Te niepasujące do siebie elementy zaczęły się zazębiać i chwilowa nieobecność czarodzieja Boogiego kosztowała ich bardzo wiele. 

A szkoda, bo mogła być niespodzianka, a tak ponownie mamy krzyki i fochy...




Król królów czyli DeMarcus Cousins powrócił do zespołu jako złoty mistrz świata z reprezentacją USA. Wiele osób wyobrażało go sobie jak puszy się w szatni i uderza w nos kolegów z drużyny swoim medalem. Jednak te klika tygodni w nowym otoczeniu zmieniły go nie do poznania. Z krnąbrnego i wiecznie niezadowolonego zawodnika o ogromnym potencjałem, przeistoczył się w lidera zespołu zarówno w szatni jak i na parkiecie.

Na Boisku dzielił i rządził. Pierwsze 15 meczy w jego wykonaniu zamykały się w statystykach: 23.5 punktów, 12.6 zbiórek, 2.4 asyst, 1.1 przechwytu oraz 1.5 bloku. Dodając do tego 50% rzutów z gry oraz 80% z rzutów wolnych, dostajemy obraz środkowego, który walczył z młodszym Gasolem o tytuł centra nr 1 w lidze. Boogie motywował swoich kolegów i uspokajał ich gorące głowy. Do rany przyłóż....

Dzięki takiej dyspozycji swojego nowego lidera, Sacramento wygrało 9 ze wspomnianych 15 meczy. Pojawiły się głosy o czarnym koniu w wyścigu o PO. Inni doszukiwali się chwilowej sensacji do której nie warto przykładać większej wagi. Fani cieszyli się na potęgę. Wszystko popsuły dwa wydarzenia, które można określić jako klątwę.

Cousins doznał zapalenia opon mózgowych, które wyeliminowały go na 10 meczy. Sacramento pod jego nieobecność wygrało tylko 2 spotkania, co dało pretekst do zwolnienia z drużny pierwszego szkoleniowca - Mike'a Malone'a.

Malone oraz nowy właściciel zespołu - Vivek Ranadive - mieli inną wizję prowadzenia zespołu. Mike pchał piłkę w środek i dokarmiał DeMarcusa. Przynosiło to efekty. Reszta składu funkcjonowała wokół tego systemu bardzo dobrze. Rudy Gay (który również przywiózł złoty medal) nie wyglądał już jak niepotrzebny i przepłacony patałach. Zamiana Isaiaha Thomasa na Darrena Collisona zaczęła wydawać się sensowna z każdym kolejnym meczem, nawet dla fanów umiejętności strzeleckich tego pierwszego. 

Jednak Ranadive miał inną wizję zespołu. Chciał szybkich zawodników, którzy pędzą do kontry na złamanie karku i rzucają za 3 jak w NBA 2K. Brak jakichkolwiek przyzwoitych strzelców za 3, oraz wolne tempo rozgrywki zaproponowanej przez Malone'a nie sprzyjało tej wizji. Tak też przy pierwszej okazji pobyto się trenera, który pozyskał szacunek całego zespołu, a co najważniejsze jego gwiazdy - Cousinsa, który jak wiemy z historii zawsze miał problem ze szkoleniowcami.


Jego następcą został Ty Corbin, znany w świcie koszykarskim jako "Kat Utah Jazz". Był asystentem Malone'a jednak nie poprowadził Kings tak jak jego poprzednik. Ugiął się pod presją właściciela i powoli wprowadzał jego pomysły w życie. Rezultat? Bilans 7-21 mówi sam za siebie. 

Nie muszę pisać, że nastroje w drużynie po odejściu trenera uległy zmianie. Boogie powrócił do starych nawyków i sprawiał wrażenie, że chciałby jak najszybciej się z tego układu wymiksować. Linijka statystyczna pozostała prawie taka sama, jednak to nie był już ten sam "wódz" zespołu co na początku sezonu. 

Pomyłką okazał się również wybór w drafcie Nika Stauskasa. Miał być tajną bronią Kings i wyśmienitym snajperem zza łuku. Na uczelni trafiał 44% swoich prób za 3, jednak w NBA nie mógł się zupełnie odnaleźć. Samego zawodnika z chęcią zobaczyłbym w innym zespole, gdyż uważam, że ma on potencjał. Chyba uwierzył w niego legendarny George Karl, który objął zespół po Corbinie, na ostatnie 30 meczy w zespole. U wcześniejszych trenerów Nik grał po 14 min na mecz. U Karla liczba ta wzrosła do 19. Może było to spowodowane chęcią przetestowania 8 wyboru w drafcie  z racji i tak już spisanego na straty sezonu, lub zwykłym graniem gorszym składem by wylosować coś ciekawego w drafcie. Może przekonamy się w następnym sezonie co z niego wyrośnie, jednak Vivek dał do zrozumienia, że chłopak jest na sprzedaż. Oklaski dla właściciela...

Wracając do Karla, gdyby poczekał do końca sezonu to mógłby przebierać w wielu ofertach lepszych drużyn lub bardziej przyszłościowych. Ten jednak na stare lata postawił sobie nie lada wyzwanie. Bilans na zakończenie sezonu to 11-19 i może napawać optymizmem na przyszłość. Udowodnił już wcześniej, że potrafi dostosować styl trenowania do tego co ma w zespole. Sonics byli mega defensywni, Bucks ofensywni. Denver to była magia atletyczności oraz szybkości. W Sacramento ( o ile nie poczynią jakiś transferów) może tylko iść w ślady Malone'a i grać przez środek. Ale tego by chyba nie chciał Ranadive.

I na dodatek musi przekonać do siebie DeMarcous'a, który wydawał się obojętny na przyjście Karla do zespołu. Śmiem twierdzić, ze bez Boogiego ta drużyna nie istnieje, więc na linii trener - gwiazda musi wszystko grać i buczeć.


Z samych zawodników można jeszcze wyróżnić Bena McLemore'a, który większą liczbę minut zamienił na poprawienie swoich statystyk. W porównaniu z debiutanckim sezonem poprawił przede wszystkim zdobycze punktowe. Pokazał też, że ma bardzo ładną technikę rzutu i jest bardzo atletyczny. Panowanie nad piłką oraz obrona to coś nad czym musi popracować w lato. Coś z niego w przyszłości będzie.

Sprawę jednak zawalił Derrick Williams, którego swojego czasu broniłem i osłaniałem własną piersią przed zarzutami o niewypał draftowy. Przed przybyciem Gay'a z Toronto w poprzednim sezonie wydawał się wchodzić na właściwą ścieżkę. Jednak kiedy Rudy zasilił szeregi Sacramento, ten na nowo stał się graczem z ławki, który miewa przebłyski formy co kilkanaście meczy. Ten sezon to ledwo 8.3 punktów oraz 2.7 zbiórki. Reszta statystyk nawet nie ociera się o 1 na mecz. Podobnie jak w przypadku Stauskasa dostał większą ilość minut (Malone + Corbin = 17 min, Karl = 23) jednak statystyki nie podskoczyły za wysoko. Transfer, albo kierunek Chiny. Oferta kwalifikacyjna na następny sezon opiewa na przeszło 8 mln dolarów i do wyboru będzie on lub Omri Casspi, który zrobił dobre wrażenie na Karlu, i ten podobno obiecał mu miejsce w składzie na następny sezon. Tańszy wygrywa...

Do drużyny po okienku transferowym dołączył Andre Miller. Każdy skład Karla miał starego wyjadacza na pozycji PG, zatem Miller z ławki będzie nieoceniony. Czy zrobi podkręci Collisona tak samo jak samo jak zrobił to z Johnem Wall'em? Poczekamy zobaczymy. 

Jak widać był to bardzo burzliwy sezon dla Kings. Z całego tego bałaganu jedynie dobrze wygląda postura Karla przy linii bocznej. Właściciel kretyn razem ze swoim przydupasem generalnym menadżerem zaprzepaścili szansę na coś fajnego, jednak w minimalnym stopniu zrehabilitowali się wybierając George'a na kapitana tego statku. Boogie to dla mnie teraz nr 1 centrów w lidze. Jeżeli nowy trener dotrze do niego tak jak Malone, Królowie mogą ponownie starać się sprawić niespodziankę w następnym sezonie. Jednak jak pokazuje przypadek Utah z tego sezonu, Zachód staje się coraz mocniejszy, zatem Kings muszą się spieszyć. Hamulcowym może okazać się właściciel który nie ma pojęcia co robi.

Mam tylko nadzieję, że kilka dni nie usłyszymy o chęci transferu Cousinsa do innego zespołu, bo wówczas cały plan bierze w łeb. Ale z drugiej strony nie dziwiłbym mu się wcale...

A! Bym zapomniał! Zastrzeżono nr Peji Stojakovica oraz dołączono Vlade Divaca w poczet władzy rządzącej w klubie. Mam nadzieję, że on będzie głosem rozsądku włodarzy.

Na koniec gorzkiego sezonu, słodki plakat w wykonaniu Derricka Willimsa:


1 komentarz:

  1. Na początku sezonu też dałem się nabrać, że Kings mogą mieć szanse na PO, jak się później okazało nic takiego nie miało miejsca. Sacramento to niezłe bagno zaczynając od właściciela, który nie do końca rozumie jaka powinna być rola właściciela Ranadive. Front office to zbieranina klakierów Viveka, co widać na filmikach draftowych "Stauskas? Stauskas! Z tego co kojarzę to Chris Mullin miał propozycje objęcia głównego trenera, ale podziękował i wybrał pracę w collage-u. Czy Karl wyciśnie coś z tego team-u nie wiem. Jeśli uda mu się "odsunąć" Viveka od drużyny to może. Vlade Divac w frontoffice jako głos rozsądku - no nie wiem. Jak na razie stworzył tylko "beef" pomiędzy sobą a Shaqiem, że Shaq nie miał skilla (który chyba jest właścicielem mniejszościowym). Chyba, że to było zagranie pod publiczkę (nie ważne co mówią byle mówili, albo działanie by Shaq sprzedał udziały).
    Co do szansy na PO na razie to wróżenie z fusów i na chwile obecną powiedziałbym, że nie, ale sporo się jeszcze zmieni.

    OdpowiedzUsuń