piątek, 29 maja 2015

Trochę o finałach, drafcie i przyszłości bloga

Ponownie kajam się przed Wami, za zbyt długi czas bez publikacji chociażby jednego słowa na temat NBA.

Otóż pozmieniało się trochę u mnie, i z powodów zawodowych nie mam czasu na regularne prowadzenie bloga. Nie martwcie się jednak! FFPL nie zwiesza działalności i nie przestanę przelewać swoich przemyśleń na klawiaturę. Możliwe, że będzie pojawiać się 1 wpis na tydzień, może nawet 2, jednak nie jestem w stanie nic więcej obiecać.

Przegapiłem szansę na opisanie finałów obydwu konferencji oraz loterii draftowej. Dziś postaram się to nadrobić i wspomnieć w kilku słowach o zbliżającym się wielkim finale. 

Dosyć nudnych wstępów, czas na konkrety!



Jednoosobowa machina w postaci LeBrona Jamesa przeciągnęła kulawych i połamanych Cavs do finałów. Prosta potyczka z Bostonem, gdzie swój udział zakończył Kevin Love. Następnie wygrana 4:2 z Chicago, z tą różnicą, że to bardziej Bulls przegrali na własne życzenie, niż ekipa ze stanu Ohio wygrała tą rywalizację. 

W finale spotkali się z najlepszymi na Wschodzie - Atlantą Hawks. Miał to być kolejny po zeszłorocznych finałach pokaz zespołowej koszykówki, która odprawia "wybrańca" z kwitkiem. Jednak spawy nie potoczyły się po myśli Jastrzębi.

Bardzo chwaleni za swój styl gry w trakcie sezonu regularnego, od samego początku PO męczyli się niemiłosiernie. Najpierw z Nets później z Wizards. Teraz nie dość, że stracili z powodu kontuzji Kyle'a Korvera, to potwierdziło się to, co kilku analityków nieśmiało twierdziło zanim rozpoczęły się rozgrywki posezonowe: bez gwiazdy z prawdziwego znaczenia, nie ma czego szukać w PO.

Z jednej strony to była prawda, ale patrząc na wynik 60-22 nikt nie brał tych słów na poważnie. Wszyscy patrzyli w kierunku Spurs i pukali się w czoło słysząc tą tezę. Wszytko ok, ale w San Antonio jest: najlepszy trener, Tim Duncan oraz zgrany od lat kolektyw, który potrafi łączyć ze sobą to wszytko i pomimo sędziwego wieku, być groźnym dla całej ligi.

Sam obstawiałem zniszczenie Cavs w tej serii i tryumf Atlanty, jednak los mnie pokarał: podobno nie obstawia się przeciw LBJ. 

Gwiazda Cavaliers błyszczała bardzo jasnym blaskiem i praktycznie w pojedynkę zniszczyła niegotowych (to chyba najtrafniejsze słowo, jakie teraz przychodzi mi do głowy) na finał Hawks. 

30.3 punkty, 11 zbiórek, 9.3 asyst oraz 1.5 przechwyt to statystyki LeBrona podczas tej serii. Wspierał go J.R Smith oraz Tristan Thompson, który przez swoje występy w tegorocznych PO, po raz kolejny rozpętał lawinę plotek odnośnie swojej osoby, z uwagi na nadchodzące lato i kończący się kontrakt. 

Przypomnę, że młody Kanadyjczyk odrzucił propozycję nowego kontraktu opiewającego na 52 mln dolarów, płatnego w 4 lata. To będzie ciekawa kwestia w nadchodzącym off season. Sam LBJ powiedział, że TT musi zagrać w następnych latach w trykocie Cavaliers. Wszak mają jednego agenta, a James jest złośliwie nazywany GM zespołu z Ohio.

Sama Atlanta to zbity pies i nie ma sensu się zbytnio nad nimi rozczulać. Teraz mają dylemat: czy próbować utrzymać trzon zespołu, czy też rozpocząć przebudowę. DeMarre Carroll oraz Paul Millsap będą kuszeni ogromną gotówką w trakcie tego lata. 

Z jednej strony to pierwsza porażka w PO w tym składzie i jest wiele sposobów, by za rok powtórzyć sukces z RS oraz pokazać jaja w PO. Pozostaje nam czekać...


Po drugiej stronie GSW również miało spacerek. Odprawili Pelicans z kwitkiem, następnie zgotowali swoim kibicom mały thriller i dwie porażki z Grizzlies, które w rezultacie zamieniły się na wynik 4:2 dla Wojowników. Brawa dla nowego trenera za szybką reakcję i zmiany które pozwoliły na zwycięstwo z błotnistą grą Miśków.

W finale konferencji spotkali się z Houston Rockets, którzy rundę wcześniej ośmieszyli Los Angeles Clippers wracając z wyniku 3-1 i wygrali serię 4 do 3.

Blake jest rudy więc wszystko w przyrodzie bez zmian...

Drużyna Steve'a Kerra wyszła na finał konferencji zdeterminowana i łatwo wygrała 3 pierwsze mecze. Chociaż 2 pierwsze mecze dawały nadzieję na podjęcie rękawicy przez Houston. Później dała ugrać honorowy jak się okazało mecz dla Houston, po czym w meczu nr 5 ukarali Teksańczyków, aż 14 punktową porażką.

Pojedynek MVP i vice MVP był ozdobą tej serii jednak ten drugi zagrał 2 słabsze spotkania. W ostatnim zaliczył nawet 13 strat, więc można to zwalić na presję pod jaką musiał znaleźć się jako lider. Podobno to rekord w PO i nikt poza Brodą nie zaliczył tylu strat, jednak nie chce mi się szperać w statystykach by to udowodnić.

Warrirors wyszło i zniszczyło rywala. Mieli przewagę talentu, zgrania i trenera. Można pokusić się o gdybanie: co by było gdyby Patrick Beverley był w pełni zdrowy i grał. Jednak to już jest historia.

Wygrali Zachód i prawdopodobnie wygrają ligę. Tak wiem: nie stawiać przeciw LBJ, ale jeżeli jakimś cudem James zdobędzie kolejny pierścień z tym składem, uznam, że liga jest ustawiona. Miałem takie przypuszczenia (o tak wielki hejter ze mnie), że liga nie dopuści by w finale zagrali "nudni" Hawks, ale już tą teczkę przesłałem do Archiwum X. Podobno na nowo je otwierają...

Pierwszy mecz Finałowy już 1 czerwca. Może uda mi się coś więcej opisać o tym starciu w niedzielę, ale niczego nie obiecuję...


A teraz słów kilka o loterii draftowej, która przybrała bardzo, ale to bardzo ciekawy obrót.

Na początek może zobrazuję swoje odczucia związane z tym losowaniem jako fan New York Knicks. Posłużę się do tego wypowiedzią niejakiego Stefana "Siary" Siarzewskiego, polskiego pisarza i eseisty.

Kiedy bardzo niemiły pan ogłosił, że z nr 4 będą wybierać Knicks, przytoczyłem nieświadomie takie o to złote myśli naczelnego gangstera lat 90 tych:


Każdy fan Knicks zapewne zareagował tak samo więc łączę się z Wami w bólu bracia i siostry.

Niestety nie mam teraz czasu na zabawę w zgaduj-zgadulę dla wszystkich 30 ekip, uwzględniając również II rundę, ale nie wykluczone, że przed samym draftem coś takiego się pojawi. A co mi tam! obiecuję, że coś takiego się pojawi! 

Na razie skupię się w humorystyczny (czyli zgryźliwym i przepełnionym goryczą i wewnętrznym bólem) sposób na pięciu ekipach, które wybierają jako pierwsze: 

Minnesota Timberwolves: wybiorą jakiegoś wysokiego, który okaże się Derrickiem Williamsem 2.0. Nie odnajdzie się w realiach NBA i po raz kolejny w swojej historii utopią bardzo wysoki pick w nierentownego zawodnika, którego sam Kevin Garnett (niczym mistrz Joda) nie będzie w stanie nakłonić do zrzucenia blokady i zagrania jak przystało na nr 1 draftu. Zawodnik ten popada w depresję i zaczyna pić bimber pędzony przez lokalnego "znachora" w zaśnieżonej szopie. Jego kumplem od szklanki okaże się Anthony Bennett, który jako jedyny będzie w stanie zrozumieć przez co przechodzi wybór draftu 2015. 

Rubio odchodzi i w nowym otoczeniu prawie dogania Kidda w ilości asyst. Wyprzedza Steve'a Nasha o 1 asystę i wysyła mu zdjęcie z wystawionym środkowym palcem kiedy wspina się na siatkę. Pekovic żre na potęgę i robi się z niego Edd Curry 2.0. 

Wiggins oraz LaVine po ostatnim roku rookie kontraktu, robią akcję "na LeBrona" i w telewizji śniadaniowej w programie "Ośnieżony las iglasty o poranku" ogłaszają, że przenoszą swoje talenty byle dalej od tej zapomnianej przez Boga zimnej dziury...

Los Angeles Lakers: Za to oczko Byrona Scotta podczas ogłoszenia 4 wyboru dla Knicks, spadły na Lakers wszelkie plagi egipskie. Pospiesznie przehandlowali  swój wybór do Kings w zamian za DeMarcusa Cousinsa. W pakiecie oddali również Nicka Young'a, który po spotkaniu się z panem Ranadive, powiedział mu, że lubi jego SWAG. Właściciel nie zrozumiał o co mu chodzi i poczuł się obrażony. Oddał biednego Swaggy P za kolejnego białego zawodnika, który nie potrafi rzucać za 3.

Tymczasem Kobe po wizycie na Białorusi dał z siebie zrobić cyborga w piwnicy szwagra Łukaszenki. Podpisał kolejny kontrakt z Lakers opiewający na wiele milionów i dalej będzie trzymać za mordę całą organizację. Baterii starczy mu tylko na 2 sezony. Ale jaki kraj, taki cyborg...

Komuś udało się nagrać zapis z treningu Lakers, podczas którego Kobe do spółki z DeMarcusem znęcają się psychicznie i fizycznie nad kolegami z drużyny. Koroner do dziś podobno nie jest w stanie określić tożsamości ofiar, jednak sallary ekipy z Miasta Aniołów odbiło się od dna. 

LAL jako wolnego agenta podpisują Rajona Rondo, a jego zmiennikiem zostaje Raymond Felton.

Jack Nicholson do spółki z Magic'em Johnsonem zaczynają kibicować Clippers. Jack nawet przefarbował włosy na rudo by być wierniejszym fanem Griffina. Johnson zamierzał płakać na Twitterze więcej niż CP3 podczas meczy, jednak poziom "dramy" pozostaje na równi u obydwu panów. 

Philadelphia 76ers: Wybierają kolejnego gracza kulawego/z Europy, który nie powącha parkietu przez następny sezon. Embbid dostaje lukratywną propozycję z TVN przez co porzuca koszykówkę. Do spółki z Bilguunem Ariunbaatarem prowadzą program w którym zaczepiają i trollują znane osobistości na Facebooku oraz Twitterze. Program osiąga wyżyny oglądalności i pozbawia pierwszego miejsca Warshaw Shore oraz Nastoletnie Ciąże. 

Sam Hinkie uznaje się za następcę Chrystusa i namawia właścicieli do porzucenia biznesu i oddanie się medytacji i kontemplacji. Sekta zostaje rozbita przez FBI do spółki z CIA, jednak sam Hinkie przekonany o swojej nieomylności popełnia samobójstwo. Nie zmartwychwstaje jednak po 3 sezonach... 

Tak o to klub powraca do Seattle, a Allen Iverson ogłasza, że zawsze uwielbiał słuchać muzyki typu grunge a w szczególności Soundgarden. Wydaje biografię, gdzie możemy przeczytać, że to Erick "Baby Face Killer" Snow kazał mu się wozić jak gangster i maderfaker.

Fani 76ers rozpętują wojnę domową, która doprowadza do wybuchu epidemii zombie, przez co na Miasto Braterskiej Miłości zostaje zrzucona bomba atomowa, która zatrzymuje rozprzestrzenianie się wirusa. Przeżywa jedynie Jason Richardson, którego nic nie jest w stanie zniszczyć.

Gdzieś tam w Europie, nieświadomy niczego Dario Saric zastanawia się ile jeszcze potrwa tankowanie 76ers i kiedy w końcu ktoś do niego zadzwoni...

New York Knicks: wybrany przez nich młody zawodnik z miejsca staje się najlepszym debiutantem. 

LaMarcus Aldridge oraz Marc Gasol godzą się na mniejsze kontrakty, byle zagrać pod strzechami MSG. Za pozostałą gotówkę dobiera się resztę składu, która jako pierwsza w historii wygrywa wszystkie 82 mecze w sezonie regularnym.  

Knicks po najgorszym sezonie w historii organizacji wygrywają mistrzostwo. Carmelo Anthony jest MVP sezonu zasadniczego oraz finałów. Ludzie ślą przeprosiny, że nazywali go grubą dupą i samolubem. 

Phil Jackson pisze kolejną książkę i śmieje się ze wszystkich niedowiarków głaszcząc się po 12 pierścieniu.

James Dolan nagrywa płytę bluesową, która okazuje się hitem. Koncertuje razem z espołem Dżem.

LBJ nieśmiało dzwoni do Melo i pyta się, czy nie będzie potrzeba jego talentów w Knicks. 

Orlando Magic: Przegrywają z Knicks w finale konferencji. Lubię tą młodą ekipę! Niech mają coś od życia! 

Do przeczytania już niebawem! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz