niedziela, 3 maja 2015

Obraz po pierwszej rundzie PO 2015

Pierwsza runda walki na śmierć i życie już za nami. Po obydwu stronach nie obyło się bez niespodzianek, które w mniejszy lub większy sposób pokomplikowało niektórym typowanie. 

Teraz postaram się przejrzeć na szybko to co działo się przez te kilkanaście dni w najlepszej lidze świata.

Czemu na szybko? Bo nie ma sensu analizować każdego meczu oddzielnie.

Zaczynamy!




Wschód:

Atlanta Hawks - Brooklyn Nets (4:2)

Hawks odprawili z kwitkiem Nowojorczyków, jednak nie obyło się bez walki. Wszystkie mecze (może poza ostatnim) były bardzo wyrównane i czasami zastanawiałem się czy Hawks nie staną się pierwszą niespodzianką tegorocznych play-off. Nie chciałem by sprawdził się czarny scenariusz i po znakomitym sezonie zasadniczym nagle zespół nr 1 traci swoją moc i przegrywa z ekipą, która cudem dostała się do PO. Jednak Atlanta uratowała się grając swoje i te 2 przegrane mecze to był wypadek przy pracy i to na obcym terytorium.

Na pochwałę zasługuje jeden mecz Derona Williamsa, który jak to mówią hispterzy zaprezentował nam swoją wersję "Vintage". Kiedyś mądre głowy zastanawiały się kto jest lepszy: D-Will czy CP3? Dziś brzmi to jak ponury żart, jednak Williams przypomniał, że kiedyś dawno, dawno temu miał coś do zaprezentowania jako czołowy PG ligi. Najlepszym graczem wśród ekipy z Brooklynu był jednak Brook Lopez, na którego czasami Hawks nie mieli odpowiedzi pod koszem. 19.8 punktów, 9 zbiórek!!! oraz 2.2 bloki na mecz robią wrażenie, a brat bliźniak pogromcy maskotek może bez wstydu odbierać czeki pachnące wódką i kawiorem.  

Nie to co Joe "co ja tu robię" Johnson. 

Typowałem łatwe zwycięstwo Hawks, którzy mieli ograć cygański tabor 4 do jaja, jednak Brooklyn udowodnił, że w PO nie powinno się lekceważyć żadnego zespołu.


Cleveland Cavaliers - Boston Celtics (4:0)

Kawaleria przejechała się po Celtach tak jak zakładałem, jednak wola walki zawodników z Bean City nie raz przyprawiała graczy z Ohio o szybkie bicie serca. W sumie nie ma co więcej pisać o tej serii, za wyjątkiem 2 zdarzeń z ostatniego meczu. 

Pierwszym jest temat kontuzji Kevina Love, który podczas walki o piłkę doznał kontuzji barku, która zakończyła jego udział w PO. Według obserwatorów mistrz MMA Olynyk założył nieprzyjemną dźwignię na ramię Love'a w sposób przemyślany i z premedytacją zimnokrwistego zabójcy uszkodził rękę rywala. Jednak na zapisie wideo widać, że to Kevin jako pierwszy zakłada taką dźwignię na ramię "Hitmana", a ten zaraz odwdzięcza się tym samym. 

Jak dla mnie była to zwykła walka o piłkę i nic więcej. Nie pojmuję doszukiwania się w tym jakiegoś ukrytego motywu i celowego działania. Przez to też nie rozumiem zawieszenia zawodnika Bostonu na 1 mecz w nadchodzącym sezonie. Gdyby to nie zakończyło się kontuzją skrzydłowego Cavs, nikt nawet nie zwróciłby uwagi na przepychankę dwóch podkoszowych.

Inną kwestią jest nokautujący cios J.R Smitha wymierzony w Jae Crowdera. Tu po raz kolejny mamy przykład bezmyślności byłego gracza Knicks. 2 lata temu sprzedał soczysty łokieć Jasonowi Terremu również w 1 rundzie PO i również w Bostonie. Może w tej pustej głowie rodzi się jakaś nienawiść do Celtów, ale moim zdaniem liga powinna na coś takiego zareagować ostrzej niż 2 mecze zawieszenia. Skoro za zwykłą walkę o piłkę niefortunnie zakończoną kontuzją karze się zawodnika jedno meczowym zawieszeniem, to chamski cios który przyczynił się do kontuzji kolana powinien być surowiej potraktowany.

Może udziela mi się paranoja tropicieli "Asassyna" Olynyka, ale czy liga nie chce aby król przypadkiem nie został bez swoich dworzan zbyt długo w starciu z Bulls? Smith jest ważnym elementem ataku Cavaliers, który teraz pod nieobecność Love'a będzie osłabiony. Tak tylko głośno myślę...


Chicago Bulls - Milwaukee Bucks (4:2)

Pierwsze moje typowanie, które się sprawdziło. Była to bardzo dziwna seria w której więcej było strat oraz nieudanych zagrań niż pięknej koszykówki. Byki czasami zapominały o narządzie wzroku i podawały na radar i to w trybuny. Ekipie z Wisconsin brakowało polotu i finezji w ataku. Jednak była to moim zdaniem najlepsza seria na Wschodzie ligi. W obydwu halach sąsiadujących ze sobą miast dało się słyszeć ten poziom dopingu, który towarzyszy PO. Co prawda kibice Chicago przeważali na trybunach nawet podczas meczów wyjazdowych swojego zespołu, jednak chyba byliśmy światkami powstania nowej rywalizacji. Gra była zacięta a gracze nie szczędzili sobie gorzkich słów i łokci. Było kilka fauli technicznych oraz wyrzuceń z boiska. Magia PO w najczystszej postaci.

Bulls wyszli na ostatnie spotkanie zdeterminowani i w upokarzający sposób zakończyli marzenia Bucks o sprawieniu niespodzianki. Tak grających zawodników z Wietrznego Miasta nie widziałem dawno i wielu z pewnością się ze mną zgodzi, że takiej gry oczekiwano od nich od początku sezonu. Derrick Rose wygląda coraz lepiej i powraca do swojego rytmu. Partnerzy może i trochę poobijani, jednak dumnie wspierają swojego lidera. Z tylnego siedzenia wszystko obserwuje Jimmy Butler, który zagrał fenomenalną serię. Mam nadzieję, że Bulls utrzymają taką formę i szybko zakończą potyczkę z Cavs. 

Bucks nie mają za to czego się wstydzić. Wyrwali dwa mecze i poczuli jaka atmosfera panuje kiedy gra toczy się na śmierć i życie. Dla tak młodego zespołu była to bezcenna lekcja, która może tylko przynieść korzyści na przyszłość. Czeka ich bardzo pracowite lato i by myśleć o równorzędnej walce muszą dodać trochę przypraw ofensywnych do swojego kociołka z wrzącym obronnym gulaszem. 

Głowa do góry bo nie macie się czego wstydzić! 


Toronto Raptors - Washington Wizards (4:0)

Pomimo, że najmniej mnie obchodziła ta seria nie spodziewałem się tak łatwego zwycięstwa ekipy ze stolicy US und A. Myślałem, że będzie to pojedynek 2 zespołów, które pomimo dobrego startu pogubiły się gdzieś w połowie sezonu i teraz mają dużo do udowodnienia. Gdzieś z tyłu głowy majaczyła mi 7 meczowa seria, która będzie obfitować w mecze na włosku i masę dogrywek. Wizards szybko uporali się z rywalem i będąc w gazie stawią czoła Atlancie. 

Randy Wittman oszukał wszystkich i zrobił to co każdy trener w PO powinien zrobić: zaskoczył czymś rywala. Szkoleniowiec rotował składem inaczej niż w sezonie regularnym, przez co obrona Raptors była nieprzygotowana i pogubiona. Było to zamierzone wyciągniecie asa z rękawa czy też desperacka próba zrobienia czegokolwiek byle nie stracić posady?  

John Wall do spółki z weteranem Paulem Piercem wykonali wyrok na rodzynku z Kanady. Wspomógł ich Marcin Gortat, który rozegrał znakomitą serię. 17.3 punktów, 10 zbiórek, 3 asysty oraz 2 bloki na mecz. Zwłaszcza wzrost ilości asyst może cieszyć, gdyż widać było, że szukanie partnerów na wolnych pozycjach daje naszemu rodakowi masę radości i zadowolenia. 

Toronto może czuć niesmak po tej serii. Nie tylko dali się ograć do zera, ale nie zaprezentowali nic co potwierdziłoby, że zasługują na miejsce w najlepszej 8 Wschodu. Czy to sygnał do przebudowy? Tym zajmiemy się w lato i dajmy im dojść do siebie po tym wszystkim. 


Zachód

Golden State Warriors - New Orleans Pelicans (4:0)

Bez niespodzianek. Pewne zwycięstwo głównych kandydatów do mistrzowskiego pierścienia. W meczu nr 3 Wojownicy przegrywali nawet 20 punktami, a mimo to odrobili straty i nie dali wyrwać sobie zwycięstwa. Anthony Davis dwoił się i troił jednak było to za mało na machinę z San Francisco. 

I to chyba tyle jeżeli chodzi o tą serię.


Houston Rockets - Dallas Mavericks (4:1)

Miało być ciekawie i zabójczo, a było jednostronnie i czasami odrobinę nudnawo. Tajna broń Mavs w postaci Rajona Rondo okazała się niewypałem, który kosztował Rumaki dalszą walkę. Krnąbrny rozgrywający od samego początku miał problem ze znalezieniem wspólnego języka ze szkoleniowcem Rickiem Carlislem. Widzieliście ten błąd 8 sekund przy wyprowadzaniu piłki? Albo jego postawę "nie chce mi się tu grać to uderzę Hardena i może odeślą mnie do szatni?" Kto robi coś takiego w ostatnim roku umowy? Albo kretyn, albo ktoś kto ma już ugrany deal pod stołem i jest mu wszystko jedno.

W końcu ogłoszono, że playmaker z powodu kontuzji pleców nie zagra już w tym sezonie. Dyplomatycznie i z klasą. Dallas następny mecz wygrało, jednak był to łabędzi śpiew mistrzów z 2011. Na domiar złego stracili Chandlera Parsonsa, który również musiał opuścić rywalizację z powodu kontuzji kolana. Dirk wyglądał na przemęczonego i nawet jeżeli w ataku był w miarę skuteczny, tak w obronie czasami nawet się nie ruszał w kierunku przeciwnika. Kiedy twój atak musi prowadzić Raymond Felton, nie masz szans na wygranie serii. 

Houston wykorzystało każdą bolączkę rywala zza miedzy. Josh Smith pokazał po co włodarze Rockets ściągnęli go do siebie. Walczył jak lew w obronie i nawet nie kulał w ataku. Dwight Howard zrobił też świetną robotę na obydwu deskach. Trevor Ariza z powodu braku na boisku Parsonsa został oddelegowany od pilnowania Monty Ellisa i to praktycznie wystarczyło na Mavs. James Harden miał swój świat tak jak podczas sezonu regularnego i nie było nikogo kto wyrwałby go z tego matrixa. 

Chore konie się dobija, jednak nie za pomocą rakiety...


Los Angeles Clippers - San Antonio Spurs (4:3)

7 meczy i najlepsza seria w pierwszej rundzie PO w całej lidze. Nawet nie wiem od czego mam zacząć. 

Spurs nie przypominali tych nastawionych na zniszczenie kowbojów jak rok wcześniej. Nie grali takiej ofensywy do jakiej nas przyzwyczaili. Manu Ginobili praktycznie nie istniał w tej serii. Tony Parker grał z jakimś urazem i też nie to nie było 100% francuskiego wjazdu pod kosz. Danny Green kaszlał okrutnie, a Kawhi Leonard dostał jak dla mnie odrobinę za dużo swobody i ten cały "flow" w ataku gdzieś zaginął. Wcześniej piłka przechodziła przez ręce każdego w drużynie i ten na najlepszej pozycji do rzutu podawał do tego który był w jeszcze lepszej sytuacji. Teraz wyglądało na to, że Pop i Leonard naoglądali się za dużo taśm z Jordanem, bo po zbiórce Kawhi zamiast dzielić się piłką wychodził na czystą pozycję do rzutu na półdystansie i oddawał rzut. Jedynie dziadek Timy nie zawiódł. Serce mi pękło jak tulił się z CP3 po ostatnim gwizdku. Mam nadzieję, na chociaż jeszcze jeden sezon w jego wykonaniu. 

Clippers pomimo braku ławki odrobili lekcje. CP3 pokazał, że nawet grając na jednej nodze jest w stanie kierować tym zespołem i jego wola walki jest ogromna. Mam nadzieję, że wydobrzeje na rywalizację z Houston. Gdyby nie głupie błędy w 4 kwartach graczy z Los Angeles ta seria zakończyła by się o wiele szybciej. Jestem tylko ciekaw ile jeszcze wytrzymają to obciążenie dużą ilością minut? Houston jest wypoczęte i ma głębię składu.

Szkoda mi dziadków z San Antonio, ale chyba tak musiało być...


Portland Trail Blazers - Memphis Grizzlies (1:4)

Grind na dogorywającym oponencie musiał zakończyć się w ten sposób. Nie było innego wyjścia jak dobić przeciwnika i dalej kroczyć w górę po upragniony finał. Gdyby obydwie ekipy były zdrowe kto kto wie co by się w tej serii działo, a tak klątwa powróciła do stanu Oregon. Mogliby chociaż wrócić do starej nazwy hali...


Tak o to przedstawia się I runda w obydwu konferencjach widziana moim zaspanym okiem. Dziś startuje II runda, i nie zdążę opisać tego wszystkiego przed pierwszym gwizdkiem meczu Atlanty z Waszyngtonem, ale jutro pojawi się pełen opis 4 par walczących dalej w igrzyskach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz