sobota, 9 maja 2015

Los Angeles Lakers: Podsumowanie sezonu 2014-2015

Skończyły się czasy prosperity w LakerLandzie. W zeszłym sezonie nie awansowali do rozgrywek posezonowych i również w tym pojechali na wakacje znacznie wcześniej niż to bywało w historii organizacji.

Ten sezon miał być odkupieniem win, powrotem Czarnej Mamby po kontuzji i walki może nie o najwyższe cele, ale o ponowny awans do PO. 

Gwiazdy nie sprzyjają ostatnio zawodnikom Lakers.



Początek sezonu zapowiadał się obiecująco. Kobe powrócił po ciężkiej kontuzji i wyglądał dobrze. Steve Nash też doprowadził się do stanu używalności i o sile back courtu Lakers miało decydować dwóch panów, którzy razem mają ponad 70 lat. Fani wmawiali sobie, że to doświadczenie a przeciwnicy, że już dom spokojnej starości.

Na otarcie geriatrycznych łez w drafcie wybrano młodego i obiecującego Juliusa Randle. Na ławce trenerskiej zasiadł doświadczony szkoleniowiec - Byron Socott - który na dodatek jest byłym graczem Lakers. By osłodzić sobie odejście Pau Gasola postanowiono wyciągnąć rękę do amnestiowanego z Bulls (by zrobić miejsce dla Gasola) Carlosa Boozera.

Nie pozostało nic innego jak rozpocząć sezon z przytupem i pokazać, że barwy Lakers dalej potrafią siać postrach w sercach przeciwników. 

Już podczas pre season kontuzji pleców doznał Steve Nash, który nie zagrał ani jednej minuty w sezonie zasadniczym. Oburzeni fani domagali się odejścia weterana na emeryturę i zwolnienie tym samym 9 mln dolarów z klubowej kasy. Nash ani myślał o oddawaniu takiej ilości pieniędzy i wzajemna wymiana "uprzejmości" pomiędzy zawodnikiem a fanami była pożywką dla prasy w Mieście Aniołów. Gdyby siedział w domu pewnie nie byłoby problemu, ale rozgrywający wrzucał na portale społecznościowe filmy ukazujące go jak gra w golfa, lub zdjęcia na których wspina się po siatce. Na szczęście odbył kilka treningów z młodym rozgrywającym Jordanem Clarksonem, który zaskoczył wszystkich swoją formą na parkiecie. 

Lakers próbowali go jeszcze oddać w pakiecie podczas jakiegoś transferu, jednak nie było chętnych na usługi Nasha, i ten zakończył karierę.


Jak pech to pech. Podczas pierwszego meczu w sezonie regularnym, przed samym końcem spotkania kontuzji doznał rookie Julius Randle. Sprawa była na tyle poważna, że debiutant musiał opuścić resztę sezonu. Złamanie kości piszczelowej wymagało natychmiastowej operacji, która zakończyła się sukcesem. Jednak lekarze datę jego powrotu wyznaczyli dopiero na start rozgrywek 2015-2016. 

Zatem Kobe został sam z Jeremym Linem, Carlosem Boozerem, Jordanem Hillem, Robertem Sacre, wspomnianym Jordanem Calrksonem, Wesley'em Johnsonem, Edem Davisem oraz leczącym kontuzję Nickiem "Swaggy P" Youngiem.

Nie jest to raczej skład mogący powalczyć chociaż o otarcie się o PO, ale do póki Kobe był aktywny nie było mowy o tankowaniu. A szansa na nowego zawodnika była ogromna, gdyż na nadchodzący draft Lakers posiadali (posiadają) wybór od Phoenix Suns jednak zastrzeżony w TOP 5. Zatem by z niego skorzystać musieli być w gronie 5 najgorszych drużyn na zakończenie sezonu. 

Kobe miał jednak inne plany. Chciał wygrywać za wszelką cenę i nieść zespół na własnych barkach jeżeli było to możliwe.

Jego innym założeniem na ten sezon było prześcigniecie Michaela Jordana na liście najlepszych strzelców w historii. Sztuki tej dokonał podczas wyjazdowego meczu do mroźnej Minnesoty już w 2 kwarcie. Po celnym rzucie wolnym prześcignął swojego idola. 

I na tym można zakończyć przyjemności związane z tym sezonem dla Bryanta. Black Mamba rozegrał tylko 35 spotkań w tym sezonie. 19 sezon zakończyła mu kontuzja barku, przez którą musiał poddać się operacji. Film jaki został nagrany podczas ogłaszania diagnozy lekarskiej jest jedną z najsmutniejszych rzeczy związaną z NBA jakie dane mi było słyszeć. To wypowiedziane "OK" wyraża więcej smutku, żalu, złości i zrezygnowania niż cokolwiek innego:

  
Przez to Lakers mogli obrać kurs na tankowanie, a Kobe by nie narażać się na nerwy rzucił się w wir różnej maści programów telewizyjnych w których pojawiał się gościnnie. Ja osobiście polecam jego udział w "Grantland: Basketball Hour" gdzie u boku Billa Simmonsa oraz Jalen'a Rose'a zaprezentował się bardzo dobrze i po tym programie zaczęto spekulować, czy po zakończeniu kariery nie powinien znaleźć się w którymś programie o NBA jako analityk. Jego wiedza koszykarska połączona ze szczerością byłaby bardzo chętnie oglądana na ekranach TV.

Lecz to nie jedyny występ przed kamerami który odbił się szerokim echem w środowisku koszykarskim. Jeszcze przed kontuzją świat obiegło nagranie z treningu Lakers na którym obraża swoich kolegów z drużyny, a później wykrzykuje obelgi pod adresem GM Mitcha Kupchaka. Nie krzyczy się na kogoś, kto dał ci kontrakt opiewający na 2 lata za 48 mln dolarów.

Drugim (bardziej zabawnym) filmem jest zapis z udziału Bryanta w telewizyjnym talk show, którego gospodarzem jest Jimmy Kimmel. Podczas rozmowy zaprezentował gwieździe Lakers reakcję jego kolegów na przerwanie 8 meczowej serii porażek.


Powiedzmy sobie szczerze: gdyby ten wzrok mógł zabijać, salary zespołu uszczupliłoby się o 4 kontrakty, a przypadkową ofiarą stałby się reporter. 

Ale dosyć o telewizyjnej karierze Kobasa. Czas przyjrzeć się walce o najgorszą pozycję na dole tabeli. 

Grający swoje ostatnie sezony na starych kontraktach: Lin oraz Boozer nie pokazali za wiele. Z jednej strony było to na rękę dla klubu, gdyż tankowanie szło pomyślnie i nowy, obiecujący prospekt był w zasięgu ręki. Z drugiej strony mogli ich oddać w jakieś wymianie za bardziej pasujący element układanki, ale grali jak grali i to teraz jest ich (oraz ich agentów) zmartwienie by znaleźć nowego pracodawcę w nowym sezonie. 

Sen z powiek włodarzy Lakers spędzał Nick Young. Nie jest może jakąś wielką gwiazdą oraz kimś kto bardzo często potrafi zmienić losy spotkania, jednak takie przebłyski formy zdarzają mu się częściej niż przeciętnemu zawodnikowi i to rzucało cień na wybór w drafcie. Na szczęście Nick nie dysponował taką forma jak sezon temu, a na to wszystko doznał "tajemniczej" kontuzji prawego kciuka, która posadziła go w garniturze na ławce na ostatnie 27 spotkań. 

Jasnym punktem w tym sezonie okazał się młody rozgrywający Jordan Clarkson. Wybrany z 46 numerem w drafcie przez Washington Wizards i tego samego dnia został oddany do Lakers w zamian za gotówkę. Sezon zakończył ze średnią 11.9 punktów, 3.2 zbiórek, 3.5 asyst oraz prawie 1 przechwytem. Na początku odsyłano go do gry w D-League, jednak w końcu postanowiono mu dać szansę z której skorzystał. Może miały na to wpływ treningi z Nashem, lub po prostu był to uśpiony talent, jednak wypalił i dobrze prowadził grę Lakers w tym sezonie. Zdarzały mu się mecze ze zdobyczą powyżej 20 punktów co dobrze rokuje na przyszłość. Brak większych minut na początku sezony to wina trenera Scotta, który ma zasadę, że debiutantów należy wprowadzać nieśpiesznie i z umiarem. Po otrzymaniu większego czasu gry w drugiej połowie sezonu, Jordan zdobył nagrodę dla najlepszego debiutanta za marzec. Brawo panie trenerze. Brawo... 


Po tym sezonie wiele osób łączy Rajona Rondo z Lakers. Ci jednak chyba będą się głęboko zastanawiać nad tym czy podpisać chimerycznego rozgrywającego (ku uciesze Bryanta) czy też postawić na Clarksona, który w przyszłym sezonie będzie ich kosztować jedynie 845 tyś. dolarów. 

Na uwagę za ten sezon zasługuje również skrzydłowy Ed Davis. Może nie wyróżniał się niczym wielkim, ale po cichu ciułał te swoje 8.3 punkty, 7.6 zbiórek, 1.2 asystę oraz 1.2 blok. Na nadchodzący sezon ma opcję zawodnika opiewającą na kwotę przeszło 1 mln dolarów, ale z ostatnich doniesień jakie docierają zza wiemy, że Davis planuje od niej odstąpić i sprawdzić rynek wolnych agentów. Na kilka minut z ławki jako zmiennik nadaje się idealnie. 

Lakers zaczynali ten sezon z gotowością do walki o PO. Jednak przez kontuzje zawodników nie mieli innego wyjścia jak wdrożyć w życie plan B, którym było tankowanie. Teraz muszą czekać na pomyślne losowanie piłeczek i mieć nadzieję, że nadchodzący sezon będzie lepszy niż ten, który zakończyli z dorobkiem 21 zwycięstw i 61 porażek.

2 komentarze:

  1. W pierwszej części sezonu złapałem się na tym, że LAL byli zespołem, który oglądałem największą ilość razy, a nie jestem ich fanem. Dostarczali dużo emocji.
    Kobe w LAL jest jak krowy w Indiach, nie można powiedzieć o nim złego słowa i są święte. No, ale nie jesteśmy w Indiach. Z tym rosterem LAL mieli szanse na PO, ale mieli hamulcowego w postaci Bryanta i Scotta. Scott retro trener, który wierzy w long 2, a 3 są złe oraz Kobe, który grał z kontuzją ramienia, zdobywał punkty np 39 przy 37 rzutach. Ofensywa to Bryant hero ball. Nie wspominając o ilości minut jakie grał. Dodatkowo w obronie grali w czwórkę. Brak chemii w drużynie. To wszystko sprawiło, że Lakersi skończyli jak skończyli. Co do przyszłości to na chwile obecną ciężko coś powiedzieć, to ciągle drużyna Bryanta, a raczej mało prawdopodobne, żeby top FA zdecydowali się na podróż gdzie i tak będą 2-3 opcją. No chyba, że ktoś kto ma już pierścień i poleci na kasę. No, ale zobaczymy po PO i drafcie to może dużo zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  2. propsy za bloga . Pozdro QueenJames

    OdpowiedzUsuń