niedziela, 6 marca 2016

Chicago Bulls: Wyspa, drzewo, zamek...

Byczki tak mi się odrobinę kojarzą z utworem Perfectu, którego użyłem w tytule. 

W owej piosence Grzegorz Markowski opisuje jak to dostał w spadku po dziewczynie wyspę. Dokładał wszelkich starań by jakoś miło mu się tam egzystowało. Ale co by nie robił i jak bardzo by się nie wysilał wszystko kończyło się zawsze tak samo: porażką.

Lubię wracać do starych utworów polskiego rocka, gdyż czasami odnajduję w nich inspirację do pisania oraz stanowią lepsze tło niż obecna "muzyka" od której można dostać szamotania jajec. W sumie wena przychodzi niespodziewanie i nawet zwykłe śniadanie może okazać się bardzo inspirujące. A, że muzyka to po koszykówce moja druga pasja więc cieszę się, że jedno z drugim się zazębia.  

Ale do tematu: pomijając przesłanie i wydźwięk tej piosenki, sam tekst kojarzy mi się właśnie z organizacją z Wietrznego Miasta. 




Chicago po erze Jordana dostali w spadku markę, którą można porównać do wspomnianej w tytule wyspy. Ale ile by wysiłku w to nie włożyli by przywrócić jej dawny blichtry i splendor - zawsze jest go za mało lub przez jakieś zrządzenia losowe, niezależne od nich sprawa sypie się jak domek z kart. 

Najpierw byli "Baby Bulls" ale dużo z tego nie wynikło poza "kultową" postacią Kirka Hinricha. Następnie los na chwilę odgonił chmury i dał im możliwość wyboru w drafcie Derricka Rose'a. Z jego przyjściem ponownie zapanowała sielanka. Na wyspie przywożono ziemię podkradaną z pola, siano trawę dla lepszego komfortu bosej stopy i sadzono kwiaty dla ozdoby. Wszystko podlewano wiadrami słodkiej wody.

Jednak jak wiemy z historii wielki grad wybił co mógł, ziemię zmył nagły skok wód, a wyspa ponownie była tylko nagim piaskiem. Kontuzje jakie dopadły obrońcę Chicago można porównać do huraganu, który trwa kilka sekund, ale szkody przez niego wyrządzone odbudowuje się latami. Zdrowia Derricka nie udało się w pełni zrehabilitować, pomimo wielu prób i starań. Do dziś nie jest tym samym zawodnikiem, który zdobywał statuetkę MVP w wieku 22 lat, czyli dokonał tego jako najmłodszy zawodnik w historii. Pomimo, że nie lubię takiego stylu gry u rozgrywających to czasami miło mi się podziwiało to czego w pełni zdrowy Darek Róża dokonywał na parkietach NBA. 

Jednak włodarze nie poprzestawali na tej wyspie. Zaufali swojemu MVP oraz dali mu czas na regenerację. Derrick miał być drzewem, które ludzie mieli podziwiać przez długi, długi czas. Nastąpiła zmiana pokoleniowa wśród kibiców i pomimo dalej obecnego ducha Michaela Jordana, zarząd chciał dać nowego idola od podziwiania młodszej widowni, którzy mogli nie pamiętać wyczynów MJ, ale będąc na meczu mogli podziwiać Rose'a. Wcześniej już wspomniałem, że nic z tych planów nie wyszło gdyż zostały one pokrzyżowane przez kontuzje. I tak jak w tekście piosenki, przyszedł wiatr i ze złością wyrwał owo drzewo i co za tym idzie: nowego pupila kibiców.

Zarząd nie złożył jednak broni. Postanowił trochę pozmieniać w organizacji i zrobił zmianę na stanowisku trenera. Pożegnano rygorystycznego Toma Thibodeau, a w jego miejsce przyjęto prosto z uczelni Freda Hoiberga. Razem z Thunder zapatrzyli się na Boston Celtics, gdzie młody Brad Stevens zrobił z drużyną cuda wianki. Zatem obydwie organizacje uznały, że czas wyzbyć się zahamowań i trzeba wyciągnąć rękę do trenerów prosto z ligi uniwersyteckiej. Świeże spojrzenie na obecną NBA miało być jak zamek wybudowany na wysokiej skale. W zamek ten włożono wszelkie oszczędności by zagwarantować organizacji stabilną przyszłość. Lecz jak na razie ten zamek nie spełnia swojej roli. Jeszcze nie jest jak w tekście utworu, gdzie pod zamek podłożono proch i podpalono ląd, a to wszystko tak skrzętnie budowane od podstaw wyleciało w powietrze z wielkim hukiem.  

Jeszcze nie...


Fred dostał piękny pakiet startowy. Nie mówię, że taki jak Kerr w Warrirors, ale coś z czego spokojnie można było ułożyć drugą lub nawet pierwszą siłę na Wschodzie ligi. Do szkoleniowca wrócę na sam koniec. Teraz pochylę się trochę nad składem.

Pomijając już Rose'a i jego kłopoty zdrowotne szkoleniowiec miał do dyspozycji Jimmy'ego Butlera, który nie tylko miał chrapkę na bycie nr 1 w zespole, ale na parkiecie udowadniał, że to z jego twarzą powinna być kojarzona organizacja. Derrick dalej jest liderem w sprzedaży koszulek i butów, ale chciał udowodnić kibicom, że czas najwyższy przestać żyć sezonem 2010/2011 i zacząć podziwiać nową gwiazdę Byków. Jak na razie ta wojna podjazdowa udaje się idealnie. Dziś powrócił po jedenastu meczach przerwy i przyczynił się do wygranej. Pod jego nieobecność drużyna przegrywała aż osiem razy. Do tej pory notuje średnio 22.4 punkty, 5.3 zbiórek, 4.3 asysty oraz 1.7 przechwyt na mecz. Moim zdaniem to on już jest liderem tej organizacji a Rose może patrzeć na wszystko z boku i marzyć o tym, by dograć do końca kontraktu w rodzinnym mieście.

Rose na chwilę obecną rozegrał 51 spotkań w tym sezonie. Tyle samo miał na koniec poprzedniego sezonu, więc problemy zdrowotne na razie dały mu spokój. Niestety więcej szkodzi niż robi pożytku na parkiecie. Nie może zrozumieć, że jego ciało nie jest już w stanie robić takich tricków jak było przed kontuzją. Kiedy jest czas na to by jakoś spróbować zakryć swoje wady i skupić się na tym jak najlepiej pomóc drużynie, ten w mediach rozpowiada głośno o następnym swoim kontrakcie. Byczek Fernando ponownie atakuje!  

Zarząd nie odda go do innego klubu dopóki sprzedaż koszulek jest na odpowiednim poziomie. W tym sezonie zarobi coś około 20 mln dolarów. W następnym ma w pełni gwarantowane 21 mln dolarów. Taki schodzący kontrakt może być łakomym kąskiem dla jakieś ekipy w przebudowie. Włodarze muszą wybrać czy chcą dalej trzymać kurę znoszącą złote koszulki, czy też za tą kasę pchnąć organizację dalej. Sądzę, że Rose dogra do końca kontraktu w Chicago.

Pau Gasol wrócił z Mistrzostw Europy z tarczą. Praktycznie w pojedynkę wygrał Hiszpanii złoty medal. Był w gazie i miał przed sobą nowego szkoleniowca. Co do samego Pau przyczepić się w tym sezonie nie można. Gra jak profesor i notuje podwójne zdobycze prawie w każdym meczu. 17.1 punktów, 11 zbiórek, 3.8 asysty oraz 1.9 blok na mecz to statystyki 35 letniego weterana. Razem z Butlerem mają fają chemię między sobą i te podania nad obręcz cieszą oko. Po tym sezonie ma opcję gracza z której (jak donoszą ostatnie wieści) skorzysta i zostanie w Chicago. Oby tak się nie stało i na ostatnie lata poszedł do Knicks jako mentor dla Porzingisa. Pomarzyć zawsze można.

Jego kolega z reprezentacji - Nikola Mirotic - już poprzednim sezonie zgłaszał aspiracje do bycia kimś w tej lidze. On również uczestniczył w Mistrzostwach Europy i tak jak Pau przyjechał na zgrupowanie rozgrzany do czerwoności. O ile Gasol utrzymuje temperaturę na stałym poziomie, atak Niko dołożył do pieca na samym początku rozgrywek, by później wypalić się kompletnie. Moje fantasy płacze razem z kibicami Bulls. Podobnie jak Butler powrócił wczoraj w nocy po 16 meczowej absencji i w 15 min spędzonych na parkiecie dołożył swoją cegiełkę do zwycięstwa. Może teraz ponownie wskoczy na wysoki poziom gry? Czekam na to z niecierpliwością.

Para podkoszowych Noah - Gibson czekała jak na szpilkach do dnia wymian. Noah zakończył sezon z powodu urazu barku. Jest to jego ostatni rok kontraktu i sądziłem, że Bulls postanowią oddać ekscentrycznego centra za jakiś pakiet na obwód. Jednak on pozostał w składzie i jego przyszłość w Wietrznym Mieście jest jeszcze niewyklarowana. Taj Gibson z kolei jest już wymieniany od samego początku przygody z Bulls. Wieczny rezerwowy, który z pewnością rozwinąłby skrzydła w innej ekipie teraz dostał szansę na pokazanie swoich umiejętności w s5. Na 60 rozegranych spotkań wybiegał w pierwszym składzie aż 42 razy. Przez ostatnie 5 sezonów (nie licząc tego i debiutanckiego) łącznie zagrał w s5 49 razy. Dlatego tak wielu kibiców innych drużyn chciałoby mieć go u siebie pod koszem. Obrona, zbiórka oraz punkty. Fajny pakiet z którym Bulls nie chcą się rozstać. A szkoda, bo w takich Raptors w miejsce Scoli zrobiłby wielką różnicę.

A tłok pod koszem jest w Chicago. Oddając Gibsona teraz mogli pozyskać kogoś na obwód oraz dać czas gry dla Bobby'ego Portisa. Tegoroczny debiutant pokazuje się z bardzo dobrej strony i czas gry należy mu się jak psu buda. Trade z udziałem Taja zadowoliłby chyba wszystkich: drużyna która go pozyska na tym zyska, Bulls dostają pakiet + zwalniają minuty w rotacji dla młodego. Jednak zarząd Bulls nie należy do najbardziej aktywnych.

Mają problem na obwodzie i przydałby się im ktoś kto poprowadzi grę. Nie Rose oraz nie Aaron Brooks. Pod nieobecność Mike'a Dunleavy'ego cierpieli z powodu braku zawodników na obwodzie. Tony Snell nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Doug McDermott odpalił z formą pod koniec stycznia. Coraz śmielej sobie poczyna na boisku i tu dopada mnie refleksja: czy to będzie gracz na poziomie Kevina Martina, czy też w tym chłopaku drzemie większy potencjał. Czekamy i obserwujemy.

Jak widać klocki do zabawy były. Trenera jednak rozlicza się z tego jak potrafi je poskładać, a nie z tego jak wygląda magia nazwisk na papierze.


U poprzedniego trenera obrona była świętością. Potrafił ustawić chłopaków po bronionej stronie parkietu i wychodziło mu to znakomicie. Thibodeau czy to jako asystent (Doc Rivers do dziś podobno wysyła mu kartki z podziękowaniem za mistrzostwo Bostonu) czy jako główny szkoleniowiec robił dobrą defensywę. Odchodząc z Bulls (a raczej zostając wyrzuconym na zbity pysk) wykręcił 11 obronę i 11 atak w lidze. Ofensywa nigdy nie była dla Toma konikiem. Zarzucano mu małe wykorzystywanie potencjału drzemiącego w zawodnikach w ataku i o ograniczony ruch kadrowy sprowadzający się do 6-7 grających zawodników. Przyjście Freda Hoiberga miało to zmienić.

Przybył z uczelni Iowa State gdzie przez 5 lat osiągnął wynik 115 zwycięstw i 56 porażek. Już wcześniej łączono go z zespołem z Chicago, jednak zarząd tylko czekał na potknięcie Thibodeau, z którym rozstano się bez żalu. Wykupiono kontrakt Hoiberga z uczelni i przedstawiono go jako nowego głównego szkoleniowca. Kontrakt na 5 lat opiewa na kwotę 25 mln dolarów więc ten zamek o którym wspominałem na samym początku jest bardzo kosztowny.

Fred miał być dobrym ziomkiem w szatni na modłę Kerra z Warriors. Brał na siebie wszelką winę za niepowodzenia jednak z czasem jego dobroć zaczęła uwierać graczy. Żelazna dyscyplina Toma poszła w odstawkę i na jej miejsce pojawił się Fred z sercem na ręku. Butler powiedział w jednym z wywiadów, że tęskni za rygorem, nakazami i krzykiem. Thibodeau sprawiał wrażenie gościa, który w szatni wykrzyczy ci w twarz wszystko to co robisz źle. Jednych to motywuje a innych wręcz przeciwnie. W Bulls widać preferują to pierwsze. Hoiberg sprawia czasami wrażenie zastraszonego, a to nie może być dobrze odbierane przez graczy, którzy mogą mu zwyczajnie wejść na głowę. Ale teoretycznie załóżmy, że od trzymania dyscypliny ma Noaha, który potrafi wydrzeć tą swoją krzywą facjatę i zmotywować kolegów z drużyny.

Poprzednik zostawił 11 obronę i atak. Hoiberg miał za zadanie usprawnić rotację oraz wyciągnąć maksimum z ofensywy i starać się zachować szkielet obrony. Defensywa pozostaje jak na razie 11 miejscu, ale atak spadł na 26. Proste akcje na wykończenie, dużo rzutów za 3 oraz omijanie jak ognia rzutów za 2 z 5-7 metra. W założeniu brzmi bardzo prosto jadnak widać tak nie jest. Centralną postacią ataku jest Gasol, który gra proste akcje dwójkowe z obrońcami. Nie takiej rewolucji spodziewali się kibice po obiecaniu zmian.

Na obronę zasługuje rotacja którą Tom miał dość wąską. U Hoiberga czas na grę i pokazanie siebie dostał każdy. Tutaj można złośliwie napisać, że to klasyczny zabieg trenera debiutanta, który objął nową drużynę i chce się na własne oczy przekonać co dany gracz potrafi i kiedy go wykorzystać. Zastopował też nie do końca udany duet Noah-Gasol i zaczął łączyć Hiszpana z innymi wysokimi w składzie co przynosiło zazwyczaj dobre skutki.

Nie najlepiej wygląda jego debiut na ławce trenerskiej w NBA. Bilans na dzień dzisiejszy to 31-30 zatem o włos ponad stan. Szukanie odpowiedniej rotacji oraz kontuzje graczy mogły mieć wpływ na przegrane. Hoiberg dopiero rozpoczyna swoją przygodę i sądzę, że upłynie jeszcze trochę czasu zanim wdroży swój plan na zespół. Do tego czasu wiele może się zmienić w Wietrznym Mieście.

Na przykład może się zmienić osoba GM'a Bulls. Fani złożyli petycję do właściciela klubu Jerry'ego Reinsdorfa o podjęcie jakiegoś działania w sprawie poczynań (a bardziej ich braku) Gar Formana. Jestem ciekaw co z tego wyniknie.

Po dzisiejszym zwycięstwie Byki awansowali na 8 miejsce na Wschodzie. Detroit czy Waszyngton są tuż za nimi. Orlando lub grający coraz lepiej Bucks też mogą zaatakować. Knicks raczej już zasypali sezon popiołem, ale jakieś tam podrygi konającego pewnie jeszcze będą. Zatem czas na ostatnią prostą w wykonaniu Chicago. Jak wspominałem wcześniej: na papierze wyglądali dobrze jednak parkiet zweryfikował ich umiejętności. Życzę im jak najlepiej i oby nie skończyli jak bohater piosenki, którą wklejam poniżej.

Teraz trochę prywaty. Mało ostatnio miałem czasu na pisanie z różnych powodów. Teraz wygląda to lepiej i mam nadzieję powrócić do regularnego grafomaństwa.

Trzymajcie się ramy to się nie...



4 komentarze:

  1. Hmmm. Ciekawy artykuł. Jednak wydaje mi się, że Fred dostał dobry zespół, ale nie pod swoją filozofię. Się okaze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przemku a może by tak słów kilka o OKC ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie coś w tym miesiącu. Pomyślałem o tym przy okazji wzmianki o nowym trenerze Bulls, a Thunder też nie za ciekawo wyglądają pomimo 2 ataku w lidze...

      Usuń
  3. Jakąś koncepcję mają, ale te drugie połowy ......

    OdpowiedzUsuń