poniedziałek, 21 września 2015

Houston Rockets: Podsumowanie sezonu 2014-2015

Były dwie ekipy ze Wschodu, to teraz czas na druga stronę mapy. Na pierwszy ogień idą Rakiety z Houston i ich szalony GM.

Daryl Morey ponownie dokonał kilku kadrowych cudów by wzmocnić swoją drużynę i po raz kolejny udowodnił, że pomimo niepozornego wyglądu, jest jednym z najlepszych i najtwardszych graczy w lidze z niebywałym nosem do wyszukiwania potrzebnych graczy.

Kiedy tłum fanów (fanek?) rozpaczał po zdradzie Chandlera Parsonsa i jego zwąchaniu się Dallas, Morey już dzwonił do agenta Trevora Arizy i zapraszał go na obiad. Po kilku meczach fani zapomnieli kim był ten cudnej urody chłopczyk z plakatu, który odjechał dyliżansem do Mavericks. 

A to dopiero początek pracy Generalnego Menadżera ekipy z Texasu. 




Żeby zaraz nie było: same ruchy kadrowe Moreya nie zagwarantowały Houston 2 miejsca na Zachodzie, ale wspomnieć wypada, a nawet trzeba.

Załatanie dziury powstałej po odejściu Parsonsa, tańszym (i moim zdaniem lepszym) Trevorem Arizą to majstersztyk. Obrona i atak w idealnym zbilansowaniu bez parcia na szkło i zbytniego zadzierania nosa. Trevor wychodził na parkiet i przyklejał się jak rzep do najlepszych obwodowych ligi. Kiedy trzeba było rzucał zza łuku i wnosił ogrom energii na boisku i jak donosiły głosy zza oceanu: również w szatni. Role player, którego celem jest wparcie drużyny w 101%. Cuban najpierw cieszył się z "kradzieży" Chandlera, ale później zostało mu robienie dobrej miny do złej gry, kiedy ten miał problemy ze zdrowiem. A kto rozegrał wszystkie 82 spotkania? Trevor. Po raz kolejny Daryl śmieje się ostatni. W trójstronnej wymianie pozyskał idealnego "Soldato" a oddał źle współpracującego z Howardem (i strojącego fochy) Omera Asika.

Z Sacramento wyciągną Jasona Terry'ego by swoim doświadczeniem wspomagał chłopaków w szatni.

Corey Brewer w trójstronnej wymianie? Czemu nie? Witamy w Houston panie: obronię, wjadę w pomalowane jak w masło i do tego cisnę parę trójek.

Alexy Shved w zamian za Pablo Prigioniego? Nie ma sprawy. Kto miał przebłysk w PO? Pablo. Tęsknię za nim i jego grą dla Knicks.

K.J McDaniels z 76ers w zamian za Isaiaha Canaana? Czemu nie? Szkoda tylko, że K.J dużo nie pograł już po tym transferze.

Jak by tego wszystkiego było mało, to GM Houston jeszcze wyciągną rękę do Josha Smitha, który został wywalony z Pistons na zbity pysk. Kumpel Dwighta Howarda musiał poczekać 48 godzin by za minimalną płacę przystąpić do gry u boku swojego ziomka i pokazać całemu koszykarskiemu światu, że J-Smoove jeszcze może być przydatnym graczem. Cała liga pukała się w czoło kiedy gruchnęła wieść o jego podpisaniu przez Rockets, jednak Morey po raz kolejny udowodnił, że jego wiara w zawodników może się bardzo opłacić. Sam byłem zdania, że popsuje to chemię w zespole i rozdrażnione ego Smitha może działać destrukcyjnie, kiedy McHale każe mu wchodzić z ławki. Byłem przekonany, że jego lubość do rzucania cegieł z różnych miejsc na boisku przysporzy więcej kłopotu niż pożytku. Jednak stał się cud i po aklimatyzacji w zespole, Josh odżył i stał się również wartościowym zawodnikiem, czego upust dał w PO. Jego akcje dwójkowe z Howardem były nie tylko efektowne, ale i efektywne. 

Morey - reszta ligi 1:0

Przypomnę, że przed sezonem prawie pozyskał Chrisa Bosha, jednak "Raptor" postanowił być wierny Donowi Patowi i rodzinie Riley z Miami. Szacunek za to, jednak oczywiście i tak każdy napisze, że tak jak Melo poleciał na kasę.

Może wybiegam w przyszłość, ale nie dość, że za psie pieniądze zostawił w składzie Patricka Beverlyego to jeszcze za nic sprowadził Ty Lawsona, kiedy Sergio Llull postanowił zostać na starym kontynencie. K.J McDaniels również pozostał na pokładzie kosmicznej rakiety.

Nowy Don obok Pata? Dla mnie jak najbardziej tak. Twarz dziecka, ruchy kadrowe bezlitosne jak u najlepszego "Cyngla" w rodzinie...


Skoro Don spełnił swoje zadanie i zadbał o przyszłość "familii" ktoś musiał zostać nominowany na "Consigliere" i wybór padł na Kevina McHale, którego spisałem na straty zanim sezon dobrze się zaczął. Złośliwi twierdzili, że legenda Bostońskich Celtów utrzymuje się na pokładzie tylko i wyłącznie dzięki dobrej grze swoich zawodników, którym kazał albo rzucać za 3 lub atakować obręcz. Zaproponowano mu nowy kontrakt by kolejne 3 lata spędził w Houston. Patrząc na to jak łatał skład podczas plagi kontuzji wraca mi do niego zaufanie. Okiełznał Smitha oraz z Arizy i Brewera wyciągną co najlepsze. Wykręcił 2 bilans na Zachodzie i dotarł aż do finału konferencji. Kudos!

Skoro Don oraz jego doradca zostali wybrani czas na "Caporegime". Wybór padł na 2 graczy: Jamesa "Brodę" Hardena oraz Dwighta "Soft" Howarda. 

Pierwszy był niczym dobrze nasmarowany "Tommy Gun" w ataku, a i w obronie dawał sobie radę, co w porównaniu z poprzednim sezonem było widoczne gołym okiem. Nie stał się nagle elitarnym obrońcą, ale już raczej nikt nie będzie montował 12 minutowych filmików ukazujących jego braki w obronie. 4 min to maks.

27.4 punkty, 5.7 zbiórek, 7 asyst oraz 1.9 przechwytu na mecz. Kręcił obroną przeciwników jak chciał, a trójkami sypał jak hejterzy Knicks dowcipami na temat wagi Porzingisa. W moim prywatnym rankingu to on powinien dostać nagrodę MVP, a nie Stephen Curry. Miał mniejsze wsparcie nić popularna "Kura" i zdołał trzymać Houston w czubie ligi. On ma dopiero 25 lat i ciekawe czy jeszcze nas czymś zaskoczy? W porównaniu z poprzednim sezonem, w tym rozwiną się jeszcze bardziej. Czy to koniec transformacji? Mam nadzieję, że nie i w nadchodzącym jeszcze mnie i Was zaskoczy. 

Irytuje mnie w nim tylko ten jego gest po udanej akcji. On coś "przyprawia" czy miesza w garnku herbatę? Bardziej obeznanych proszę o informację w komentarzu.

Drugi "Capo" nie miał już tak łatwego sezonu. Rozegrał tylko połowę meczy w RS i nie dominował już tak bardzo jak za czasów jego współpracy z syndykatem w Orlando.

Gangster, którego nikt nie bierze na poważnie ma przesrane. Kiedy przychodził w pończosze na głowie i z pistoletem w ręku by obrabować bank, kasjerzy najpierw się śmiali, a później wypłacali tylko połowę gotówki. Kierownicy banków nazywali go "Soft" a koledzy po fachu stojący już nad koszykarskim grobem poniżali go i prowokowali. Pomimo tego wszystkiego notował 15.8 punktów, 10.5 zbiórek, 1.2 asystę oraz 1.3 bloku. W PO co prawda podciągną się w statystykach i to znacząco, jednak niesmak z sezonu zasadniczego pozostał. Powinno to być oddzielone grubą kreską, jednak w jego przypadku tak się nie da. Wyjdź i zabij kogoś na parkiecie. Może nie jak Kelly "MMA" Olynyk, ale wytrzyj kimś parkiet kilka razy to dadzą Ci spokój. Rudy z Los Angeles też to czyta? 


Bilans 56-26. 12 miejsce w ataku oraz 8 w obronie w lidze. Zwycięstwo w dywizji Southwest oraz 2 miejsce na Zachodzie i 3 w całej NBA. Po takim sezonie zasadniczym Rakiety odleciały do play-off's. 

Pierwszym przeciwnikiem został rywal zza miedzy - Dallas Mavericks. Miało być wiele niesnasek i wzajemnych animozji. Kiedy opadł kurz po pierwszej rundzie ich rywalizację opisałem tak:

"Miało być ciekawie i zabójczo, a było jednostronnie i czasami odrobinę nudnawo. Tajna broń Mavs w postaci Rajona Rondo okazała się niewypałem, który kosztował Rumaki dalszą walkę. Krnąbrny rozgrywający od samego początku miał problem ze znalezieniem wspólnego języka ze szkoleniowcem Rickiem Carlislem. Widzieliście ten błąd 8 sekund przy wyprowadzaniu piłki? Albo jego postawę "nie chce mi się tu grać to uderzę Hardena i może odeślą mnie do szatni?" Kto robi coś takiego w ostatnim roku umowy? Albo kretyn, albo ktoś kto ma już ugrany deal pod stołem i jest mu wszystko jedno.
W końcu ogłoszono, że playmaker z powodu kontuzji pleców nie zagra już w tym sezonie. Dyplomatycznie i z klasą. Dallas następny mecz wygrało, jednak był to łabędzi śpiew mistrzów z 2011. Na domiar złego stracili Chandlera Parsonsa, który również musiał opuścić rywalizację z powodu kontuzji kolana. Dirk wyglądał na przemęczonego i nawet jeżeli w ataku był w miarę skuteczny, tak w obronie czasami nawet się nie ruszał w kierunku przeciwnika. Kiedy twój atak musi prowadzić Raymond Felton, nie masz szans na wygranie serii.
Houston wykorzystało każdą bolączkę rywala zza miedzy. Josh Smith pokazał po co włodarze Rockets ściągnęli go do siebie. Walczył jak lew w obronie i nawet nie kulał w ataku. Dwight Howard zrobił też świetną robotę na obydwu deskach. Trevor Ariza z powodu braku na boisku Parsonsa został oddelegowany od pilnowania Monty Ellisa i to praktycznie wystarczyło na Mavs. James Harden miał swój świat tak jak podczas sezonu regularnego i nie było nikogo kto wyrwałby go z tego matrixa.
Chore konie się dobija, jednak nie za pomocą rakiety..."
Sam siebie cytuję. Megalomania 100%!

4-1 dla Rakiet i to Morey macha Cubanowi na pożegnanie. 

Druga runda to starcie z Clippers, którzy wcześniej odprawili z kwitkiem San Antonio Spurs i wydawali się kandydatem do finału konferencji. Jednak klątwa "nie ma bata byście przeszli do drugiej rundy" dała o sobie znać przy stanie 3-1 dla ekipy z Miasta Aniołów. Gorzej być chyba nie mogło.

Co się stało? Było podobno tak: Clippers zadali nieśmiało pytanie, a bezwzględny los im odpowiedział:



W finale konferencji Rakiety spotkały się z Golden State, gdzie dobra passa się skończyła i późniejsi mistrzowie łatwo wygrali serię 4-1.

Dwa pierwsze mecze były na styku i wygrali je GSW. Houston zabrakło dosłownie niewiele by przeforsować mecz nr 1, a w meczu nr 2 James Harden był szczelnie kryty i nie mógł oddać ostatniego rzutu na zwycięstwo. Wojownicy wygrali 1 punktem.

Później nadszedł armagedon, deszcz meteorytów i czarna dziura w jednym. Rakiety zboczyły z obranego kursu i to znacznie. Mecz nr 3 zakończył się wynikiem 115:80 dla ekipy z Oakland.

Warriors rozsiedli się wygodnie w pociągu do finału, a Houston wrzuciło autopilota. Mecz nr 4 to popis Hardena i jego 45 punktów wlały nadzieję w serca kibiców, którzy liczyli na powtórkę z serii  Clippers. Jednak podopieczni Steve'a Kerra nie są palcem robieni i w meczu nr 5 zakończyli rywalizację i odesłali Houston na zasłużone wakacje.

Był to bardzo udany rok w wykonaniu podopiecznych McHale'a. Jak wspomniałem wcześniej, Daryl już teraz zadbał o wzmocnienia przed nadchodzącym sezonem i bardzo możliwe jest, że jeszcze nie skończył swojego dzieła. Baw się dalej szalony człowieku!

Houston obrało bardzo dobry kierunek i nie wydaje mi się, że zboczą z wybranej drogi. Fanom pozostaje pozazdrościć, a drużynie życzyć szczęścia w nowym sezonie, które na tak wzmocnionym Zachodzie będzie im bardzo potrzebne.

Czemu mam przeczucie, ze Dwight Howard zmieni klub w trakcie nowego sezonu? Do "31 palących pytań" jeszcze trochę czasu, ale uznajcie, że to jedno z nich.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz