sobota, 12 września 2015

Denver Nuggets: Nalewka malinowa

Prześlicznej urody chłopczyk prosto z Włoch trzęsie całym EuroBasketem. Słynący z podatności na kontuzję skrzydłowy Squadra Azzurra - Danilo Gallonari - przeżywa ponowy rozkwit formy towarzyszący potyczką najlepszych drużyn na starym kontynencie. 

Nie jest to dobra wiadomość dla malkontentów, którzy na wieść o jego nowym kontrakcie zapluli monitory ze złości i rozpalili swoje klawiatury do czerwoności pisząc w internecie kąśliwe komentarze na jego temat oraz całego Denver. 

Prawda jest taka, że Bryłki nie są w cale stracone jeżeli chodzi o bitwę na Zachodzie. Wiadomo, że nie zagrożą supremacji niektórych drużyn, jednak dzięki tak grającemu Gallo i kilku dodatkowych smaczkach, nie ma co ich spisywać na straty. 




Od hype'u na niektóre drużyny aż się nie che człowiekowi internetu przekopywać. Jak widzę co wyczyniają fani Lakers ogarnia mnie lęk przed nieznanym dotąd stopniem fanatyzmu. Z tego powinno się doktoraty pisać, a nie przechodzić koło tego obojętnie pozostawiając samemu sobie. Hitlera też kiedyś ktoś nie traktował poważnie, a ja za bardzo jestem przyzwyczajony do barw pomarańczowo-niebieskich, żeby teraz przedzierzgać się w purpurę i złoto bo Jezus Clarkson zstąpił na ziemię.

O ile na Wschodzie ligi sytuacja jest taka: jak wszyscy to wszyscy, a Sixers nie, tak na Zachodzie grupa pościgowa może ulec zmianie. Thunder bez problemów powinni powrócić na szczyt o ile szybko przyswoją zamysły Donovana. Jeżeli utrzymają formę z końcówki poprzedniego sezonu to na pewno Jazz włączą się do walki o awans do PO. Pelikany zajmą miejsce Portland, a niepewne wydaje mi się też Dallas. Suns po 2 latach walki spadną i to znacznie.

I tu pojawiają się Samorodki z górzystego stanu.

Nuggets nie są wcale tak bezsilni jak mogłoby się na początku wydawać. Ruchy kadrowe może i chaotyczne, jednak wyklarowały pewien potencjał zawodników, którzy jeżeli dostaną większą ilość minut, mogą okazać się ciekawą mieszanką spirytusu, wódki, cukru i malin w słoiku trenera Malone'a. 

"Spirolem" może okazać się wspomniany na wstępie Danilo. Chłopak przeszedł długą drogę do NBA, i został wybrany przez jedyny słuszny zespół - Knicks. Wykazał potencjał w barwach Nowojorczyków notując w 2,5 sezonu: 13.7 punktów, 4.3 zbiórki oraz 1.5 asystę. Został częścią wymiany za Carmelo Anthony'ego, któremu tak bardzo się spieszyło do rodzinnego miasta, że pozwolił poplecznikom Dolana oddać za siebie pół składu. 

Było - minęło - "tych lat nie odda nikt"... 

Gallo okazał się fajnym uzupełnieniem składu Denver. Stracił "trochę" spotkań z powodu kontuzji, przez co zapomniano co może dać drużynie kiedy jest zdrowy. Potrafi sobie wykreować pozycję do rzutu po koźle, co nie raz i nie dwa wyprowadzało przeciwników z równowagi. Skoro dobrze radzi sobie na koźle potrafi też coś zrobić z pomarańczą, kiedy ma ją w rękach. Nie mówię, że trzaska crossy jak rasowy obrońca z getta, ale wjechać pod kosz po zwodzie też potrafi. Wolne trafia tak jak ja jem gołąbki: szybko i zdecydowanie. Ogólnie jeżeli jest zdrowy to ofensywnie zamiata. Jak spiritus na pusty żołądek.

Po ostatnim sezonie dostał propozycję od Denver: 2 lata za 34 mln dolarów, które łyknął tak samo chętnie jak gąsior kluski. Oczywiście wywołało to burzę: jak taki połamaniec może tyle zarobić?

Zdrowie jest u niego ważnym trybem. Noga włodarzom trochę pewnie latała, ale "syndrom niespokojnych nóg" zażegnał trwający EuroBasket. Włoch po 5 meczach fazy grupowej noruje 21 punktów, 7.4 zbiórki oraz 2.6 asysty. Wiadomo, że na takim turnieju gra się zupełnie inaczej niż w NBA, ale samo to, że chce walczyć i robi to tak ochoczo powinien napawać optymizmem. On ma 27 lat i nie musi z miejsca stać się All-Starem żeby w Denver ludziom żyło się lepiej i dostatniej. Pewna ręka i zdrowie to wszystko czego potrzebuje w tym sezonie.


Wódka ma to do siebie, że każdy ją lubi. Kiedy ktoś daje Ci flaszkę nie krzywisz się z niesmakiem, tylko cieszysz się z prezentu. Kiedy jednak masz dobrą butelczynę i nie chcesz się podzielić z resztą spragnionych wówczas wychodzisz na chama i prostaka. Tak zrobili Nuggets z Wilsonem Chandlerem, który był marzeniem prawie każdego GM w lidze. Zachowanie jak najbardziej usprawiedliwione. 

Cichy i spokojny gracz robiący to co do niego należy bez zbędnych pytań i fochów. Skuteczny w ataku i w obronie. Dzwonił po niego chyba każdy, kto miał trochę oleju w głowie i myślał, że Denver robi prawdziwą rewolucję kadrową. Ci jednak okazali swoją pazerność i pozostawili Wilsona dla siebie na kolejne 4 lata. 

Przeglądając skład bardzo pobieżnie można pokusić się o tezę, że Chandler będzie pierwszym wchodzącym z ławki. Jako lider drugiego składu powinien odnaleźć się idealnie, ale nie wykluczone, że coach Malone znajdzie dla niego miejsce w pierwszej piątce.

I pomyśleć, że ich obydwu mogło dalej biegać w trykocie Knicks razem z Melo, który mógł dołączyć po sezonie bez naruszania trzonu ówczesnych Nowojorczyków. Chandler w roli i na miejscu J.R Smitha? "Moje słabe serce

Bez cukru da się wytrzymać. Kawa jak wódka: zawsze czysta i bez dodatków, jednak herbata musi już być posłodzona - i to najlepiej dwoma łyżeczkami słodkich kryształków. Takim cukrem jest w moim przekonaniu Jusuf Nurkic. Pozyskany w poprzednim drafcie Bośniacki center pokazał, że nie da sobie w czaj dmuchać. Masował się pod koszem z najlepszymi w tej lidze i zdarzało się, że charakterny podkoszowy wygrywał wojnę podjazdową na nerwy. Silny jest jak tur a pracą nóg zachwyca. Ma zadatki na maszynę do zdobywania double-double, jednak najpierw musi wyleczyć kontuzje, a później wziąć się ostro do pracy. Z tego kloca można wyrzeźbić coś bardzo pięknego, co nie będzie służyć tylko jako ozdoba w ogródku. 


Maliny to dziwne owoce. Jedni je uwielbiają i zajadają się nimi na tony w sezonie, a inni nie lubią ich smaku i unikają ich jak ognia bo te małe pestki wchodzą miedzy zęby i takie tam. Ale z malinami jest tak, że człowiek musi się do nich przekonać. Tak też pewnie będzie z egzotycznym wyborem w drafcie: Emmanuelem Mudiay'em. Grający do tej pory w Chińskiej lidze (czyli miejscu zsyłki wypalonych gwiazd lub niespełnionych z różnych przyczyn talentów) przewijał się nawet jako TOP 4 draftu, jednak z wielu przyczyn skończył trzy miejsca za "Fantastic Four". Czemu pojechał do Chin? By wspomóc rodzinę finansowo.

"Oklaski rozległy się nawet z najdalszej części sali"

Wolves wiadomo: Towns, Lakers z lekkim zaskoczeniem wybrali Russella, 76ers sięgnęli po Okafora (powtarzam pytanie: czy Hinkie wiedział o stopie Embiida już przed draftem?), Knicks: Szok i niedowierzanie.  Orlando: zachowawczo Mario Hezoniję. U Kings na dwoje babka wróżyła: albo WCS stworzy z Cousinsem znakomity duet podkoszowy, albo zmarnują talent, który chciałem przed draftem w Knicks. 

I tak o do Nuggets postawili na Emmanuela. Ogrywał dotychczas chińskie tyczki i emerytów z NBA? Miał drobny uraz stopy o którym się głośno nie mówiło przed draftem? Bano się, że nie poradzi sobie w realiach NBA i panującej tu specyfiki gry? W Summer League poradził sobie nad wyraz dobrze. W 4 meczach notował średnio: 12 punktów, 3.5 zbiórki oraz 5.8 asyst. Te 5 strat psuje trochę obrazek, ale i tam w moim przekonaniu pokazał się lepiej niż nr.2 tego draftu. Wiem też, że SL tak jak EuroBasket nie są wyznacznikiem niczego, ale to naprawdę porządne statystyki jak na kogoś "podobno" nie gotowego na NBA. Malinowy Król...

John Wall (ten obecny podszkolony przez Profesora Millera) 2.0? Za wcześnie na takie porównania, ale trzymam kciuki za tego chłopaka.

Powyżej podałem przepis na swoją najlepszą nalewkę. Spiritus, wódka, cukier i maliny. Żadne rozcieńczanie przegotowaną wodą nie wchodzi w grę. Ale jakie są proporcje? To zabiorę ze sobą do grobu. A jakich proporcji musi użyć Mike Malone, żeby to wszystko w słoju mu się przeżarło i dało pożądany efekt? On sam wie najlepiej i po tym co zrobił z Kings nie śmiem mu się do garów wtrącać. Ma z czego zbudować skład i nawet nie wymienieni w przepisie (Kenneth Faried bla bla bla) zawodnicy mogą zrobić różnicę. Za przyprawę - Jameera Nelsona - zapłacili jak za szafran, a to zwykła kurkuma jest. 

Nalewka malinowa ma do siebie to, że nikt jej nie bierze na poważnie, a po kilku kieliszkach nie można wstać. Słodycz ma za zadnie ukryć moc procentów, które są zabójcze dla nieprzygotowanego organizmu. 

Czy Nuggets okażą się takim cichym mordercą na Zachodzie? Moim zdaniem pukać do PO będą. Drugim czarnym rumakiem może okazać się Sacramento, ale przepis na ten gulasz będzie innym razem...

Na koniec: to co potrafi zrobić Gallo. Mam teraz taki sam zarost, ale dużo więcej na bródce. Pozdrawiam hejterów...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz