piątek, 4 września 2015

Oklahoma City Thunder: Podsumowanie sezonu 2014-2015

I tak o to przed Wami ostatnie podsumowanie poprzedniego sezonu drużyny, która nie dostała się do PO. 

Moim zdaniem jest to chyba najbardziej dramatyczna nieobecność w rozgrywkach posezonowych. Thunder rokrocznie byli stawiani w roli kandydatów do zdobycia mistrzostwa, a tu nagle klops i degradacja do grupy pościgowej. 

Na papierze wyglądało to bardziej niż przyzwoicie i nawet brak Kevina Duranta (oraz Ibaki w końcówce sezonu) nie powinien być przeszkodą w zajęciu 8 miejsca na Zachodzie. Brak umiejętności trenerskich w zarządzaniu składem? Kontuzje, które już na starcie sezonu znacznie utrudniły dalszą walkę o PO? Duża ambicja jednego z czołowych graczy drużyny, która źle wpływała na resztę? Zwykły pech, karma, przeznaczenie czy jak to tam ludzie lubią sobie nazywać zrządzenia losowe nie idące po ich myśli? Czy mierne ruchy transferowe mające na celu wzmocnić zespół?

Na pięć z powyższych pytań aż na cztery można odpowiedzieć: Tak. 




Nie ma co kopać leżącego. Nad Scottem Brooksem pastwiłem się tutaj i pożegnałem go ze stanowiska głównego szkoleniowca. Dostali nowego trenera, który (przynajmniej w zapowiedziach) chce zrobić to co w tej drużynie powinno być zrobione już dawno. Zatem trzymam kciuki żeby mu się to udało, bo takie talenty w składzie zasługują na coś więcej niż 3 zagrywki w meczu i ogólne pozwolenie na robienie co się chce. 

Rozumiem wszystkich broniących Brooksa przez wzgląd na to jaki bilans osiągną z drużyną. Ale prawda jest taka: jeżeli masz do dyspozycji najlepsze zabawki na świecie i nie potrafisz się nimi bawić zgodnie z ich przeznaczeniem, to albo jesteś ułomny, albo te laleczki nie są najlepszej jakości. Ja bym obstawiał to pierwsze, bo może w jednej kukiełce zwoje mózgowe nie zostały odpowiednio dopracowane, ale to usterka która nie powinna być problemem. 

Ale dosyć już pastwienia się nad biednym Scottem. Drugim czynnikiem były kontuzje.

Thunder w sezon weszli bez MVP poprzedniego sezonu Kevina Duranta. Jednak miał powrócić na dniach i bez problemów mieli osiedlić się na wyżynach konferencji Zachodniej. Pech jednak chciał, że Russell Westbrook już w 2 meczu sezonu nabawił się kontuzji ręki, która wyeliminowała go na miesiąc z gry. Tak o to Serge Ibaka został sam na palcu boju i z ręką w nocniku próbował bronić honoru drużyny. Bilans po pierwszych 15 spotkaniach nie napawał do optymizmu. Wygrali tylko 3 razy i szorowali dno ligowej tabeli.

Czy pomogło to (jak się później okazało całkiem słusznie) Reggiemu Jacksonowi podbić swoją wartość? Pod nieobecność Westbrooka chłopaczyna notował średnio: 18.8 punktów, 4.9 zbiórki, 7.1 asysty oraz 1.1 przechwyt. Po powrocie samca alfa było to: 10.2 punktów, 3.6 zbiórek i 3.1 asysty. Just saying...

Russell wrócił po miesiącu niczym bohater w lśniącej zbroi i chciał uratować swoje królewny. Powrócił też Pan Zamku: Sir MVP i jakoś ten wózek został popchnięty na właściwe tory. Seria wygranych co i rusz była przerywana okazjonalnymi porażkami jednak kibice znowu zaczęli być dobrej myśli.

Jednak ze stopą Duranta nie było tak różowo jak mogłoby się wydawać. Po meczu z Dallas 19 lutego uskarżał się na dyskomfort w nodze, i miały to być jedynie przejściowe problemy. Jednak to właśnie podczas tego meczu widzieliśmy go po raz ostatni na parkiecie w tym sezonie. Plotka głosiła, że ma wrócić do gry w marcu, jednak zamiast tego odbyła się druga operacja stopy, która definitywnie zakończyła jego grę.


Tutaj Brooks mógł zrobić w swoim mniemaniu tylko jedno: spuścić Westbrooka ze smyczy (o ile na jakiejś wcześniej był) i pozwolić by ten zrobił za niego robotę. Russellowi nie trzeba było dwa razy powtarzać włączył swoje Hero Mode i niczym mały czołg rozjeżdżał swoich przeciwników, z lepszym bądź gorszym skutkiem.

Z perspektywy czasu i po małym zastanowieniu się nad jego grą mogę stwierdzić, że robił co mógł dla dobra drużyny. Był w gazie i te jego występy elektryzowały bulwarową prasę, która piała z zachwytu nad kolejnymi potrójnymi zdobyczami rozgrywającego (ledwo mi to przeszło przez klawiaturę) Thunder. Zawsze raziła mnie ilość oddawanych przez niego rzutów w grze pomimo, że miał komu podać.

Postanowiłem sprawdzić jak to wygląda w porównaniu z największym "Ball Hogiem" w lidze Carmelo Anthonym oraz kandydatem do MVP: Jamesem Hardenem. Panowie słyną z oddawania ogromnej ilości rzutów w trakcie meczu.

Ilość 30 (lub więcej) oddanych rzutów w grze jest dla mnie odrobinę nie pojęta, ale tak:
  • Russell miał aż 10 takich meczy z czego raz oddał ich aż 43! 
  • Melo nie miał ani jednego takiego meczu (bla bla bla Knicks tankowali bla bla bla)
  • Harden miał 2 takie mecze.
Po kontuzji Duranta wykazał się nosem do prowadzenia zespołu i przez pewien czas podziwiłem jego grę, lecz gdzieś w głębi wiedziałem, że to nie potrwa długo. Zapalnikiem miało się okazać głosownie do ASG gdzie został wybrany dopiero do rezerw przez trenerów, a nie fanów. Rozeźlony zdobył statuetkę MVP za to spotkanie i zaczęło się. Większość o jego stylu gry w poprzednim sezonie napisałem w tym miejscu i nie zamierzam się powtarzać. 

Serca do gry nie mogę mu odmówić (sam próbował wciągnąć zespół do PO) i winić mogę po części jego gorącą głowę oraz trenera, który w porę nie zareagował mając do tego "narzędzia" siedzące na ławce lub stojące i przyglądające się na parkiecie. 

Tu dochodzę do tego przeznaczenia lub karmy jak kto woli. Durant pod nieobecność RW0 wszedł na nowy dla siebie poziom i wyrwał z rąk LBJ tytuł MVP. Grał jak natchniony i podziwu nie było końca. Karma jednak wraca i odbiła się na Westbrooku, który próbował zrobić to samo, jednak pech chciał, że zabrakło im jednego zwycięstwa by przegonić Pelicnas, którzy pomimo identycznego bilansu co spadkobiercy Sonics, weszli do PO. Podobnie jak na Wschodzie w parze Nets-Pacers zadecydował bezpośredni bilans pomiędzy tymi ekipami. Pelikany górą, a Thunder jadą na przymusowe wakacje.  

Zatem do tego podpunktu mogę podciągnąć wszystko: trenera, kontuzje, Hero Mode oraz brak szczęścia. 

Zostało zatem przyjrzenie się pozostałym statystom zawodnikom...


O Jacksonie wspomniałem wcześniej. Pozbyli się go wysyłając do Detroit, gdzie pokazał, że potrafi grać. Dostał za to suty kontrakt i będzie nowym pupilem SVG. 

Dostali w zamian D.J Augustina który pokazał, że może być fajną opcją z ławki. W tej trójstronnej wymianie pozyskali też Enesa Kantera za bezcen od Utah. Ofensywnie nastawiony (lepiej i dyplomatyczniej to brzmi niż dziadowski w obronie) Turek pohasał sobie pod koszem i został (Dzięki Portland!) w Thunder na dłużej. 18.7 punktów oraz 11 zbiórek. 

Wcześniej pozyskali Diona Waitersa, ale im szybciej się go pozbędą tym lepiej. 

Anthony Morrow pozyskany przed sezonem dobrze radził sobie z ławki i moim zdaniem powinien stać się graczem pierwszej piątki u nowego trenera.

Ruchy kadrowe zatem na ogromny plus z małym, skamlącym o piłkę wyjątkiem.

Widoczny na zdjęciu Mitch McGary z miejsca stał się ulubieńcem kibiców. Nabytek z draftu średnio spędzał 15 minut na parkiecie, lecz energia jaką wnosił podczas meczu była wręcz namacalna. Czy właśnie znalazłem zastępstwo dla Nicka Collisona? Zobaczymy w następnym sezonie, jednak mam nadzieję, że Nick zostanie na zawsze w tej lidze! Kto nie kocha Nicka, ten się nie zna na koszykówce!  

Steven Adams przygasł trochę po przyjściu do zespołu Kantera. W ataku nie potrafi tak się ruszać jak kolega z drużyny, ale charakter w obronie ma wielki jak jego wąsy z początku sezonu. Teraz wszystko wskazuje na to, że zadziorny Nowozelandczyk będzie wchodził z ławki. Czemu, ach czemu???

I na koniec ten o którym się często zapomina: Serge "Air Congo" Ibaka. Opuścił końcówkę sezonu i może to właśnie był gwóźdź do trumny Thunder. Do obrony zawsze miał smykałkę, jednak od kilku sezonów jego atak stale się rozwija. Ale i tak lepiej pisać o triple-double Westbrooka oraz snuć plany gdzie pójdzie Durant.

Były dobitki po zbiórkach, były wsady po podaniach, były próby z półdystansu, które przerodziły się w skuteczną broń. Teraz w tym sezonie dodał nieśmiało 3.2 próby z dystansu, które wpadały na poziomie 37%! Elitarny obrońca, patrolujący pole 3 sekund oraz biegający po obwodzie, walczący pod koszem, z opanowanym rzutem z półdystansu i uczącym się rzutów za 3? Nie wiem czy nowy trener na to dalej będzie pozwalać/rozwijać, ale nie można przejść obok tego obojętnie.

Dzięki uprzejmości Basketball Reference taka mała tabelka jego skuteczności za zeszły sezon. Nie lekceważcie go! 


Grać było komu. Zarządzić już nie. 

Czyli wszystko to wina trenera? Tak sobie pan Przemek ubzdurał i powtarza to jak mantrę? Może tak, może nie. Jednak sami przyznacie, że z takim składem ktoś z głową na karku, poukładałby ten zespół tak, że niektórzy nie musieliby oddawać po 30 rzutów w meczu. 

Przed Donovanem ciężka przeprawa. Tyle talentu do ogarnięcia i presja o decyzję Duranta o pozostaniu w klubie. Ci którzy twierdzą, że z miejsca muszą wejść do finałów mylą się i to grubo. Zarówno Billy jak i np: Fred Hoiberg w Bulls, muszą nauczyć graczy innego podejścia do koszykówki. Może im to zabrać miesiąc, pół sezonu lub nawet cały. Z miejsca nie ma co liczyć na walkę o najwyższe cele. Nie zrozumcie mnie źle, obydwie drużyny mają co potrzeba, żeby potrząsnąć ligą w posadach, ale to nie stanie się od razu. Trzeba się uzbroić w cierpliwość.

Lepiej przeżyć miłe zaskoczenie, niż druzgocący zawód. 

Od następnego wpisu już "creme de la creme" obydwu konferencji, czyli 16 zespołów walczących w PO. Mam nadzieję, że wyrobię się do początku sezonu!

Na koniec 10 najlepszych akcji Grzmotów za sezon 2014/2015. 



2 komentarze:

  1. Jako fan Houston patrze na inne drużyny przez to co Houston dokonało. W poprzednim sezonie 4 PO firmy, które były w PO 2013/14 zostały zdziesiątkowane przez kontuzje. Indiana, Miami, OKC, Houston. O ile Miami było zmęczone 4 głębokimi penetracjami PO i chyba nie specjalnie chcieli się dostać do PO inna sprawa, że Cavs też chyba nie specjalnie chcieli z nimi grać. Z Indianą chyba też było podobnie. O tyle przypadek OKC jest bardzo ciekawy.

    W ciągu ostatnich dwóch tygodni przez przypadek na NBA TV wpadałem na mecz Phoenix vs OKC (come back Duranta w którym rzucił bodajże 44 punkty) wcześniej nie widziałem tego spotkania, a było to jeszcze przed sprowadzeniem Kantera. Grał Durant i Ibaka i OKC było marne w obronie.

    Później wrócił Russel Westbrook przemienił się w Super Russella (powinien mieć wielkie zółto-płomienne afro). Wiem, że nie jesteś fanem oddawania po 30 rzutów przez PG, ale mając za partnera Diona Waitersa można wahać się czy poddać mu piłkę, a ilość rzutów w sporej mierze wynikała z tego, że reszta średnio chciała jak to mawiają amerykanie "next man up".

    Zastanawiam się czy OKC, które były młodymi wilkami w 2012 nie stały się wilkami, które już trochę linieją i zęby im wypadają. Durant, Westbrook i Ibaka zwojują zachód * jeśli będą zdrowi. Czy naprawdę OKC potrzebuje 2 all starów+ibaki by dostać się do PO?

    Inna sprawa, że Brooks mając potencjał jaki miał, nie potrafił go w pełni wykorzystać, jak wszyscy byli zdrowi to było dobrze, jak pojawiły się kontuzje to był dramat. To pokazuje jak dobrym trenerem jest McHale, który miał większy dramat, a osiągnął lepszy wynik.

    To, że OKC ma giga potencjał w ataku to oczywista oczywistość pytanie czy nowy trener nauczy ich bronić, bo nawet mając Ibakę mieli z tym problem.

    Jeśli o OKC to z nimi kojarzy się określenie dziadowskie oszczędności (chcieli zaoszczędzić na Hardena) a teraz wypluli 70 baniek na Kantera,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to chodzi, że w zespole miał nie tylko Waitersa.

      Usuń