środa, 5 sierpnia 2015

Denver Nuggets: Podsumowanie sezonu 2014-2015

Kiedy pomyślę o poprzednim sezonie w wykonaniu ekipy z Kolorado nasuwa mi się na myśl scena z pewnego westernu, w którym podróżnicy i poszukiwacze złota przybywają do miasteczka, które jest położone nieopodal bardzo bogatych złóż złotego kruszcu.

Koledzy w telegramach i listach przedstawiali im prawdziwe "Eldorado" natomiast po przybyciu do miasteczka dostali obraz nędzy i rozpaczy. Bród i smród na ulicach, chrzczona whiskey w spelunach aspirujących do miana saloonów. Damy lekkich obyczajów nie dość, że stare to jeszcze zarażone nieznanymi jeszcze wówczas medycynie chorobami. Brak służb porządkowych doprowadził do terroru i zorganizowanej przestępczości. Brak miejsc do spania i duża konkurencja przy płukaniu dobroci. 

Dziki kraj i dzikie miasto.

Na to wszystko spoglądał nieoficjalny burmistrz Brian Shaw, który robił za pozoranta. Referencję wystawił mu inny, bardziej utytułowany burmistrz, i tak Brian prześlizgiwał się już 2 rok kadencji. 

Nagle odnaleźli się właściciele skrawka ziemi, na której powstało to miasto. Wyrzucili z hukiem biednego Briana i na jego miejsce zatrudnili starego poczciwego Melvina Hunta - kowala - którego każdy w tej zapomnianej przez Boga głuszy szanował. Ale było już za późno.

Najbardziej szkoda tych bryłek w składzie. Szalony osadnik - George Karl - nawet z kamienia potrafił zrobić złoty samorodek. Shaw mają do dyspozycji opłukane i wypolerowane kamienie nie był w stanie zrobić z nimi nic. Tylko stał i się patrzył jak obrastają kurzem i pleśnią...




Zaraz rozlegną się głosy: "no tak najlepiej zwalić na trenera", na co ja odpowiem "tak". 

Shaw jest zasłużoną personą w światku koszykarskim. Lakers bla bla bla, trójkąty bla bla bla, Phil Jackson bla bla bla i tak dalej i tak dalej. Łatkę asystenta najbardziej gotowego do samodzielnego prowadzenia zespołu miał już dawno. Wydawało się, że po zakończeniu kariery trenerskiej przez Jaxa, Brian będzie idealnym kandydatem do objęcia stołka w Lakers. Młodszy i możliwe, że z innym - bardziej nowoczesnym - spojrzeniem na koszykówkę. Ci jednak odrzucili go jak kuzyna, który chce się nachapać z racji wygranej na loterii siódmej wody po kisielu w swojej rodzinie. 

Czy postąpili słusznie? Z jednej strony skład opierał się "triangle offense" i może by wystarczyła tylko zmiana pokoleniowa. Z drugiej strony wspomógł on Pacers w roli asystenta czym jeszcze bardziej utwierdził ludzi w przekonaniu, że jest gotowy do objęcia samodzielnej posady głównego szkoleniowca. 

Nuggets pozbyli się (do tej pory nie wiem czemu) Karla i zaczęli poszukiwać zastępcy. Wybór padł na Shaw'a i się zaczęło wspomniane "Eldorado". Pierwszy sezon (36-46) można było wrzucić na karb tremy, adaptacji i uczenia się na własnych błędach. Coś jak Jason Kidd w Nets, z tą różnicą, że "Mr. Triple Double" w porę pozbył się sączących jad popleczników i sam wziął ster w swoje ręce. Shaw przeczekał do zakończenia sezonu i pomyślał: jakoś w wakacje to ogarnę. 

Nie ogarnął.

Tu dochodzę do zarzutu o obwinianie trenera. Dostał gotowy skład którego bali się wszyscy w lidze. Nie zrobił z nim nic, poza kłótnią i dramatem z Andre Millerem. Kerr po objęciu GSW po Jacksonie zrobił z nimi Mistrza. Skład ten sam, a małe innowacje zaprowadziły ich daleko. Więc czemu Shaw nie mógł zrobić tego samego? Odpowiedź jest prosta: trójkąty. 

Za bardzo zaufał naukom swojego mentora i podobnie jak Derek Fisher zbłaźnił zespół przez stosowanie kwadratowych trójkątów, z których zawodnicy robili nawet koła. Drugi sezon nie był lepszy w jego wykonaniu. Skład był gotowy do szybkiej koszykówki i gry z kontry. Akcje miały się kończyć nad obręczą lub rzutem za 3. Taki wylatany skład z Ty Lawsonem w roli sternika mógł sprawić niespodziankę. Jednak zmuszenie ich do gry w ataku pozycyjnym przyniosło wymierny skutek. Każdy grał pod siebie a nie dla drużyny. Rzuty z półdystansu, które pod Karlem były abstrakcją tutaj stały się chlebem powszednim. Nie potrzeba spokoju Zen i medytacji by dostrzec, że sytuacja przerosła szkoleniowca...


Po 59 spotkaniach powiedziano dość i posadzono na stołku lubianego przez graczy Malvina Hunta, który starał się  jakoś ratować zespół. Efektem był bilans 10-13 i po cichu mówiło się o podpisaniu Hunta jako głównego szkoleniowca po tym sezonie. Wybór jednak padł na niechcianego w Kings Mike'a Malone'a i cały koszykarski świat (a może tylko ja?) czeka na to co uda się mu zrobić z Nuggets. 

Na takim stanie rzeczy skorzystał Ty Lawson, który rzucał i podawał jak szalony. 15.2 punktów oraz 9.6 asyst wsparte 3.1 zbiórkami oraz 1.2 przechwytem robiło z niego jedną z najgorętszych jedynek w lidze, o której mówili tylko nieliczni. Mam takie wrażenie, że gdyby nie jego wybryki alkoholowe to nie mówiłoby się o nim wcale. W zestawieniach rozgrywających spycha się go na drugi plan. Gość robił robotę dla Nuggets w tym sezonie i nie ważne czy było to na gazie jego szybkości czy podwójnym gazie w jego samochodzie. 

Drugą wyróżniającą się postacią był Wilson Chandler. O gracza walczyli wszyscy w tym off-season jednak Denver przytomnie zachowało go w składzie. Pod nieobecność/pozbywanie się rdzy Gallinari'ego dawał jako jedyny wsparcie na skrzydle. Dobrze ułożony gracz, który nie potrzebuje splendoru i wielkiej sceny by grać swoje. Takiego zawodnika każdy chciałby mieć w swojej drużynie. 13.9 punktów, 6.1 zbiórek oraz 1.7 przechwyt. Chciałbym go na powrót w Knicks...

Ostatnią laurkę wystawię bośniackiemu centrowi, który w poprzednim sezonie debiutował w NBA. Mowa oczywiście o Jusufie Nurkicu, który po transferze Mozgova do Cavs zyskał bardzo dużo. Nie tylko minuty na boisku, które pozwoliły rozłożyć mu skrzydła, ale również pokazał w kilku meczach charakter i zadziorność które nie pozwalają przejść koło niego obojętnie. Ma dopiero 20 lat i jest jeszcze bardzo surowy. Ma kilka patentów w ataku i dobrze walczy na tablicach. 16 wybór w drafcie może bardzo się opłacić w przyszłości zespołu.


Po znakomitym sezonie w barwach Orlando Magic - Arron Afflalo miał być cichym zbawcą Nuggets. Miał być klamrą spinającą Lawsona i Chandlera jednak trochę nie wyszło jak planowano. AA dostarczał 14.5 punktów, 3.4 zbiórki oraz prawie 2 asysty jednak jego skuteczność w rzutach z gry spadła. Najmocniej ucierpiał jego rzut za 3. W Magic trafił 42% swoich prób natomiast po przeprowadzce było to tylko 33%. Nic więc dziwnego, że kiedy padła decyzja o przebudowie oddano go bez żalu do Portland. 

Kenneth Faried po znakomitych mistrzostwach świata wracał w glorii i chwale, na dodatek z pełnym portfelem. Mike Krzyżewski wycisnął z gracza chyba 100% jego możliwości i takiego "Manimala" kibice oczekiwali zobaczyć w nadchodzących rozgrywkach. Kenneth grał w kratkę. Jedni winią za to rzekomy konflikt z trenerem, inni stawiają na "gruby portfel". Prawda może leżeć gdzieś po środku. Jak na gracza bazującego na grze w polu 3 sekund i zależnego od dobrego podania lub zbiórki, którą zamienia na efektowną dobitkę przy oklaskach gawiedzi, to strata 4% skuteczności z gry, nie może wróżyć nic dobrego. Ja dalej w niego wierzę, i mam nadzieję, że pod nowym trenerem odżyje.

O innych gracza w sumie nie ma co wspominać może poza Włochem. Danilo Gallinari wrócił po ciężkiej kontuzji, która kosztowała go cały poprzedni sezon i Shaw bezpiecznie wprowadzał go do gry. Zwiększał czas przebywania na parkiecie i czekał na rezultat. Może liczył, że Danilo okaże się zbawcą którego tak bardzo potrzebował? Rozkręcał się powli, jednak skutecznie. Sukcesywnie pozbywał się rdzy. Jednak z powodu kontuzji prawego kolana opuścił  15 spotkań i po powrocie od nowa wdrażał się w system. 12.4 punktów, 3.7 zbiórki oraz 1.4 asysta to statystyki rekonwalescenta.

  
Co zatem nie wypaliło w tym sezonie? Wszystko. Pozbycie się trenera o sezon za późno. Brak reakcji włodarzy był karygodny, którzy za swoją opieszałość i tak dostali nagrodę w drafcie jaką jest Emmanuel Mudiay. Zrobili to celowo? Któż to może wiedzieć. 

Powrót po kontuzji Gallo, słabsza forma Arrona A. Skonfliktowany z trenerem (lub zmęczony) Farried. Można tak wyliczać, ale ja stawiam na Briana Shaw, który po raz drugi mając do dyspozycji b.dobry skład nie poskładał puzzli w optymistyczny obrazek. 

Przeszłość maluje się przed nimi świetlana, jednak trochę to potrwa zanim wrócą do 8 na Zachodzie. Nowy trener, który pokazał, że potrafi radzić sobie w ekstremalnych warunkach. Dwa młode prospekty w postaciach Nurkica i Mudiay'a. Powracający do formy Danilo oraz mokry sen wszystkich GM'ów Wilson Chandler już są zaklepani na dłużej w drużynie. Przepłacili co prawda Jameera Nelsona, ale dali się ponieść szałowi zakupów. 

O picku od Knicks który dostali w zamian za Melo nie będę wspominać gdyż moje słabe serce może tego nie wytrzymać. O innych wyborach pozyskanych w sezonie również. Czas na eksperymenty jest, bo na końcu sezonu czeka nagroda w postaci młodych talentów z draftu.

Mam nadzieję, ze nowy szeryf Malone zaprowadzi porządek w tym "Deadwood".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz