czwartek, 27 sierpnia 2015

Indiana Pacers: Podsumowanie sezonu 2014-2015

Kilka dni temu dwie legendy zespołu z Indiany obchodziły urodziny. Był to Holenderski wieżowiec Rik Smits, który wlewał strach w serce samego Shaqa, oraz jeden z najlepszych "clutch players" w historii NBA oraz wicelider w trafionych trójkach w historii ligi - Reggie Miller. Obydwaj spędzili całą swoją karierę w Indianapolis za co ogromny szacunek. Może nie wygrali mistrzostwa, ale mają czyste sumienie, że nie byli niczyją prostytutką...

Ostatnio wydawało się, że Pacers powrócą do bicia się o finał ligi. Ekipa którą zebrał Larry Bird była w stanie przeciwstawić się nawet Miami Cheat, którzy po wielkiej "Decyzji" stali się monopolistą na Wschodzie ligi. Jednak jak to bywa coś poszło nie tak. Po dwóch sezonach walki w finale konferencji nie zakwalifikowali się do play-off's. 

Można to zrzucić na okropną kontuzję jakiej podczas zgrupowania kadry USA doznał Paul George - gwiazda zespołu. Odejście z zespołu Lance'a Stephensona też mogło się do tego przyczynić. Kontuzje podstawowych graczy również się do tego przyczyniły. 

Larry miał małą zagwozdkę: tankować i mieć na to uzasadnienie, czy ująć się dumą i walczyć pomimo przeciwności. Ci którzy czytają mnie do dawna wiedzą co mu doradzałem.

On poszedł inną drogą i o to obraz Indiany za ubiegły sezon. 



Największa gwiazda klubu out. Kilku starterów również out. San Antonio Spurs kiedyś poszli w ostre "tankowanie" i pod nieobecność Admirała wyłowili z draftu Tima D. co owocuje im do dziś dnia. Larry żachną się na ten niecny precedens i postanowił walczyć do ostatniej kropli krwi. 

W sezon weszli bez George'a Hilla oraz Davida Westa. Na placu boju został sam Roy Hibbert, który miał do udowodnienia bardzo dużo i to wielu osobom. Jak to się dla niego skończyło wiemy od niedawana. Pomimo całkiem przyzwoitego sezonu: 10.6 punktów, 7.1 zbiórek, 1.1 asysty oraz 1.6 bloku pojechał do Lakers w zamian za przysłowiowe ogórki. Czy odbuduje swoją renomę jednego z najlepszych defensywnych centrów? W ostatnim roku kontraktu nie takie tematy się zdarzały. Sami fani Lakers widzą w nim Boga i tą tajemniczą "ugadaną" postać przez którą wybrali nie centra a rozgrywającego w drafcie. A tu mi jedzie czołg... 

Tak więc wracając do sezonu: Frank Vogel odkurzył trochę ławkę i okazało się, że nawet rezerwami potrafi grać całkiem nieźle. Prym wiedli Solomon Hill oraz Chris Copeland. Wisienką na torcie okazał się sprowadzony w miejsce Lance'a Stephensona - Rodney Stuckey. Niechciany w Detroit pod okiem innego trenera stał się cichym bohaterem sezonu w Indianapolis. Wypadł na 7 meczy jednak koledzy jakoś zdołali wygrać 3 z nich. Późnej w 15 meczach nie schodził poniżej: 14.3 punktów, 4.3 zbiórek oraz 3.1 asyst. Nieźle co nie JVG?

Solomon również okazał się dobrym wsparciem w trudnych chwilach dla zespołu, jednak zatracił gdzieś formę w środku sezonu i pozostał w tej niemocy aż do końca rozgrywek. To był jego drugi sezon w lidze i wydaje mi się, że dostał kredyt zaufania u trenera. Jego efektowne akcje były miłym dla oka dodatkiem w tym sezonie.

C.J Miles również dołożył swoje i wchodząc z ławki prezentował się zadziwiająco dobrze. Najlepszy strzelecki sezon w przeciągu 10 letniej kariery. Średnio 13.5 punktów na mecz.   

Mój rodzynek, któremu zawsze kibicuję - Chris Copeland - również pomagał jak mógł. Średnie po 20 spotkaniach wynosiły: 11.4 punktów, 3.6 zbiórki oraz 1.6 asystę. W kilku spotkaniach pokazał się jako wyborny  strzelec i po raz kolejny przypomniał mi czemu tak żałowałem, ze odszedł z Knicks, którzy zwyczajnie go olali. Lecz on również po powrocie starterów zaczął częściej grzać ławkę. Szkoda i wstyd dla trenera...


Skoro mowa o starterach to po absencji powrócili George Hill oraz David West którzy z miejsca zaczęli grać swoje. Zaowocowało to przeplatanką zwycięstw (mniej) oraz porażek (więcej) i widać było, że do tego pejzażu brakuje jeszcze kogoś, kto postawiłby przysłowiową kropkę nad i.

Zawiódł mnie Luis Scola, który po przenosinach do Indianapolis zupełnie stracił wigor oraz zapał do gry. Mam nadzieję, ze w Toronto odzyska swoje mojo.

Ale miało być o kropce nad i.

Pogłoski o szybszym powrocie Paula George'a na nowo rozbudziły nadzieje w kibicach i walka o ostanie miejsce w PO zaczęła być bardziej realna, niż na początku sezonu. Jedne źródła donosiły, że PG13 (zmienił numer po kontuzji) powróci szybciej, by wspomóc kolegów na ostatniej prostej przed finałową walką o rozgrywki posezonowe, a inne wieści gminne obwieszczały powrót dopiero na pierwszy mecz play-off's.

George grający nawet na 70% swoich normalnych możliwości byłby ogromną nadwyżką dla Pacers, którzy po przerwie na ASW zanotowali serię zwycięstw i deja vu (trochę odwrócone, ale co tam!) wisiało w powietrzu. W poprzednim sezonie to Indiana była naszczycie tabeli, a Atlanta Hawks rzutem na taśmę wyprzedzili Knicks i to oni zajęli 8 miejsce. Teraz to Jastrzębie dzierżyły w szponach prym na Wschodzie, a Indiana miała szansę z pozycji "oczywistego tankującego" wbić się do najlepszej 8 w konferencji. 

Jak by tego było mało, każdy się ich bał. O ile nikt z dwójki Hawks oraz Cavaliers nie traktował poważnie Celtics oraz Nets, tak spotkania z twarda Indianą bali się jednakowo. Wiedzieli, że w PO zaczyna się inna gra i defensywna Indiana może ich bardzo zmęczyć, albo nawet wyrzucić z wyścigu. W sezonie regularnym zatrzymywali rywali na 97 punktach co dało im 4 miejsce w lidze pod tym względem. Ogólny Def Rtg uplasował ich na 7 miejscu w lidze, co biorąc pod uwagę kim grali na początku jest wynikiem znakomitym. 

Na domiar złego dla rywali na ostatnie 6 spotkań wrócił Paul George. Rezultat? 5 wygranych spotkań na 6. Średnio przybywał na parkiecie 15 minut i próbował pozbyć się rdzy i blokady psychicznej po tej okropnej kontuzji. 8.8 punktów, 3.7 zbiórki oraz 1 asysta to jego statystyki, które w tej wyjątkowej sytuacji są nieprawdopodobne. 

Pech chciał, że przez tą jedną ostatnią porażkę zrównali się bilansem z Cyganerią z Brooklynu i to właśnie tabor uchodźców z New Jersey wjechał do PO dzięki lepszemu bilansowi bezpośrednich pojedynków z Indianą. 

Cały heroiczny wysiłek by powrócić do rozgrywek posezonowych spełzł na niczym. Hawks odetchnęli z ulgą i z pieśnią na ustach przywitali swoich rywali. 

A mogli tankować i mieć coś więcej z tego sezonu...

   
Jednak ich postawa (razem z Bostonem) zasługuje na pochwałę. Pomimo, że moim zdaniem lepiej by zrobili tankując pokazali charakter i duszę wojowników. Wszak jeszcze sezon temu pozowali do zdjęci z groźnymi minami (wyglądając przy tym jak zespół R'n'G z lat 90 tych) i sami siebie okrzyknęli "Bad Boys 2". Pech chciał, że o tą jedną wygraną nie dopięli swojego celu. Czy top 5 draftu byłoby w ich zasięgu gdyby zechcieli tankować? Konkurencję mieli wielką, ale chyba na swój 11 pick również dobrze wykorzystali. Czy Larry podczas wyboru już wiedział, że David West odejdzie, a Hibbertem będą handlować? Turner to bardzo przyszłościowy gracz i z pewnością jego defensywne walory będą wykorzystane w Indianie. Vogel się o to postara.

Skoro o trenerze mowa należy mu się pochwała i nagana jednocześnie. Kwiatek wręczam mu za wykrzesanie z rezerw wszystkiego co się dało w pierwszej połowie sezonu. Za obronę, która pomimo braku ważnych elementów była w czubie ligi. Pokazał, że potrafi rozdzielić sprawiedliwie minuty na parkiecie. Nie był takim tyranem jak Tom Thibodeau, jednak czasami przykręcał śrubę swoim starterom w poprzednich sezonach.  Teraz można powiedzieć, że żonglował składem i szukał optymalnego zastępstwa. Coś w tym jest i tu wręczony kwiatek przypinam do jego kożucha. Po powrocie Hilla oraz Westa znowu olał ławkę i powrócił do starych nawyków.

Co by jednak o nim nie mówić jest to jeden bardziej niedocenianych szkoleniowców w lidze i jestem ciekaw co wyciśnie z nowych nabytków jakie zagwarantował mi Larry.

Oprócz młodego rookie na centrze bardzo interesuje mnie wspólna gra duetu obrońców Hilla oraz podpisanego w lato Ellisa. Pierwszy to cichy gracz, który w przeciwieństwie do wielu rozgrywających w lidze nie potrzebuje trzymać piłki w rękach. Dobrze zatem pasuje do uzależnionego od pomarańczowego Spaldinga Ellisa, który potrafi sam sobie kreować akcję, oraz w razie potrzeby podzielić się piłką z wolnym kolegą. Chcę to zobaczyć i to szybko. Dodając coraz głośniejsze plotki mówiące o grze PG13 na Silnym Skrzydle Indiana zdaje się wchodzić w nowy rozdział, którego będziemy świadkami.

Złośliwi mówią, że w 2 sezony Bird rozbił drużynę gotową do walki o mistrzostwo. Może i mają trochę racji, ale nowy twór "Legendy" prezentuje się również ciekawie.

Dawać już ten sezon!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz