czwartek, 20 sierpnia 2015

Orlando Magic: Podsumowanie sezonu 2014-2015

Magii w tym sezonie nie było za grosz w ekipie z Florydy. Przypominali mi Raidena z 2 części filmu "Mortal Kombat". Ten film klasy "D" był lepszy do oglądania niż 82 spotkania w tym sezonie w wykonaniu Orlando. 

W owym filmie Bóg Piorunów i Opiekun Królestwa Ziemskiego zrzekł się swojej mocy byle tylko ochronić ziemian przed atakiem swojego złego brata z Zaświatów. Na nic się to zdało z tego co pamiętam. Magic również niby nieśmiało próbowali atakować PO, jednak nigdy nie zbliżyli się do rozgrywek posezonowych na tyle blisko by poczuć krew. Myśl o nadchodzącym drafcie i kolejnym wysokim wyborem skutecznie blokowało ich czary, aż w końcu niczym wspomniany bohater porzucili wszystko byle tylko dać ostatnią nadzieję na kolejny młody talent. 

Duża w tym zasługa "Mugola" Jacque Vaughna, który myślał, że wystarczy pomachać patykiem przy linii bocznej i samo się stanie. Nie wierzył w młodych adeptów sztuki magicznej i wszyło jak wyszło. 

Gdyby wytrwał do końca sezonu z zespołem młodzi podczas wyprawy na ryby mogliby użyć takiego o to zaklęcia: "Hokus pokus, czary mary Jacque biegnie po browary".

Na szczęście kiedy zespół był udupiony na tyle by nie martwić się o loterię w drafcie pozbyto się szkoleniowca.

Jak zwykle za późno...




Nie ma co się pastwić nad byłym już trenerem. Robiłem to już we wcześniejszych wpisach dotyczących Magików i wylanie jeszcze jednego wiadra pomyj na jego osobę już zwyczajnie nie przystoi. To nie poziom Scotta Brooksa by takie nękanie sprawiało mi przyjemność. Podpatrywał Popa przez 2 sezony jako asystent. Jako głównodowodzący wykręcił bilans 58-158 co powinno wystarczyć za komentarz. Fani Magic powinni czuć złość bo zabrał ich młodej drużynie co najmniej 1 rok rozwoju.

Zastąpił go jego asystent James Borrego, który miał świadomość tego, że jest tylko figurantem do czasu zakończenia sezonu. Jednak skoro miał okazję pobawić się drogimi zabawkami postarał się skorzystać z tego przywileju jak najlepiej. Bilans 10-20 nie zapewnił mu pracy na przyszyły sezon, jednak zwrócił on uwagę na pewien aspekt, który Scott Skiles powinien rozważyć.

Mianowicie do póki Nikola Vucecic kręcił sobie co wieczór double-double tak Jacque'owi to nie przeszkadzało i cieszył się z tak obiecującego centra. James jednak odkrył, że młody lepiej się czuje grając na silnym skrzydle, a jeszcze pewniej sobie poczynał kiedy pod koszem miał solidnego obrońcę,  który maskował jego braki w defensywie. Grał lepiej z takim O'Quinnem za plecami i to jest fakt.

Tak więc notka do obecnego trenera została wystawiona. Nikola zakończył sezon ze statystykami na poziomie 19.3 punktów, 10.9 zbiórek oraz 2 asyst na mecz i był jednym z niewielu jasnych punktów w rotacji.

Przed sezonem odbył się draft, gdzie Orlando najpierw wybrało Aarona Gordona, a następnie Elfrida Paytona. Pierwszy miał okazać się nowym Blakem Griffinem, jednak od początku wisiało nad nim piętno kontuzji, przez co wystąpił tylko w 48 spotkaniach. 

Ostatnio czytałem bardzo fajny artykuł w zachodniej prasie, na temat możliwości rozwoju Gordona. Już wiemy, że nie będzie to drugi rudy z Clippers, jednak taki Shawn Marion 2.0 to już coś bardziej osiągalnego. Dziwię się, że ten wpis nie został jeszcze przetłumaczony i wrzucony na nasze pionierskie portale o NBA pod innym nazwiskiem. 

Aaron zaczął wymiatać w Lidze Letniej i znowu zaczęto o nim mówić głośno. Obrona jest, masa małych rzeczy które pomagają w wygraniu meczu jest, oraz ciąg na kosz i widowiskowa gra. Będzie co podpatrywać w nadchodzącym sezonie...


Drugim młodzieniaszkiem był Elfrid Payton. Na początku nie zachwycał i przylgnęła do niego łatka gorszego Rajona Rodno. Coś tam wybronił, coś tam podał i nie potrafił rzucać. Jednak po przerwie na cyrk pod nazwą All-Star Weekend, chłopak wystrzelił z talentem i stworzył z Victorem Oladipo bardzo interesujący duet. Widać było, że pozbył się tremy i pokazał swoją wszechstronność oraz umiejętność kontrolowania tempa gry. Spokojny i poukładany będzie dobrym wzmocnieniem w nadchodzącym sezonie. 

Szkoda, że tyle mu się zeszło z pokazaniem formy, gdyż gdyby grał tak od początku, mógłby powalczyć z Wigginsem o nagrodę dla najlepszego debiutanta, a tak skończył dopiero na 4 miejscu.

Wspomniany Oladipo przestał w końcu być rozgrywającym. Chory sen Vaughna o uczynieniu z Victora playmakera skończył się wraz z przyjściem do zespołu Paytona. Chciał nie chciał umieścił gracza na jego nominalnej pozycji rzucającego obrońcy i dał mu robić to co powinien robić już sezon temu: zdobywać punkty. Średnia odskoczyła z 13.8 do 17.9 na mecz. Więcej minut przełożyło się na większą liczbę rzutów, a to (o dziwo) przełożyło się na jeszcze lepszą skuteczność z gry. Do tego podczas ASW dał się poznać jako show man dzięki czemu jeszcze lepiej pasuje do wyciszonego Paytona. Szkoda tego straconego roku pod byłym szkoleniowcem. 

Jednak jak śpiewała Irena Santor "Tych lat nie odda nikt"...

Domykając temat "kogoś o kim warto wspomnieć" nie mogę pominąć Tobiasa Harrisa, który obok Vucevica robił to co do niego należało. Coś tam rzucił i zebrał oraz przy przypływie szczęścia wybronił. Głośno mówił o odejściu po tym sezonie z Florydy, jednak jak już wiemy został tu na kolejne lata. Może grac na 3 oraz 4 i robi to dość płynnie sprawiając kłopot broniącym go zawodnikom. Cały koszykarski świat rozpływa się nad tym jaki to on jest niedoceniany i cudowny. Mnie niczym specjalnym nie zachwyca i cieszę się, że nie trafił do Knicks z pokaźnym czekiem w kieszeni. Zobaczymy jak uda mu się dopasować do gry w poukładanym systemie nowego trenera, a nie "grając pod siebie" jak to robił dotychczas, i czy dolary które właśnie liczy nie zabiją jego motywacji i chęci dalszego rozwoju.

  
Dwóch weteranów w osobach Channinga Frye'a oraz Bena Gordona miało stanowić wsparcie dla młodego trzonu ekipy oraz po cichu odbudować swoją markę. O ile ten pierwszy był przydatny w Suns jeszcze sezon temu i odszedł tylko i wyłącznie za pieniędzmi (4 lata za 32 mln) tak ten drugi po Eldorado jakie miał w Bulls w sezonie 2008-2009 spada po równi pochyłej w otchłań zapomnienia. Obydwaj kiedyś coś znaczyli w tej lidze jako role player oraz nadzieja Baby Bulls, teraz nawet jako mentorzy się nie nadają. 

Powiedzmy to sobie szczerze: ich przyjście nie miało na celu uczynić z Orlando kandydata do pierwszej 3 Wschodu, ale liczono na ich wiedzę i pokierowanie młodymi co wyszło bardzo źle. 

Reszta składu tu młodzież, która nie dostała odpowiedniej szansy na rozwój. Powinni się cieszyć z przyjścia Scotta, który jest bardzo dobrym nauczycielem i z pewnością każdy z nich dostanie szansę na pokazanie się z jak najlepszej strony. 

Tak w skrócie wyglądał ten sezon. Bałagan w organizacji, brak schematów w ataku i obronie, brak pomysłu na prowadzenie zespołu i niewykorzystanie młodego potencjału. Do tego doszło trochę kontuzji i tankowania na koniec. Zarząd powinien wcześniej zwolnić JV ze stanowiska trenera i próbować ratować zespół. Mają ogromny potencjał w obronie i brakuje im strzelca. Wydaje się, że dodali go w osobie Mario Hezonji który miał przebłysk w Lidze Letniej. Jedni upatrują w nim kogoś pokroju Kobe Bryanta przez jego upór i atak, ja jednak widzę w nim na razie młodą wersję J.R Smitha i może to postrzeganie zmieni się w trakcie sezonu. Nie wybrali Willie Cauley-Steina by wzmocnić obronę pod koszem i dać Nikoli tego czego potrzebuje co postrzegam jako błąd, ale wszystko wyjaśni się na początku sezonu.

Skiles ma bardzo poważne zadanie przed sobą, jednak jak wiemy z jego przeszłości umie sobie radzić w takich sytuacjach.

Będzie co obserwować podobnie jak Minnesotę...



3 komentarze:

  1. Można link do tego artykułu? Talent Gordona podobał mi się już od draftu i chętnie o nim więcej poczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://bleacherreport.com/articles/2538154-evolving-in-the-matrix-aaron-gordon-should-follow-the-shawn-marion-blueprint

      Usuń
  2. Ktoś mnie widzę ubiegł z linkiem, ale potwierdzam, że chodzi o ten tekst :)

    OdpowiedzUsuń