poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Phoenix Suns: Podsumowanie Sezonu 2014-2015

W poprzednich rozgrywkach Słoneczka z Arizony wyglądały jak młody chłopak, który na lokalnej potańcówce przez przypadek otarł się dłonią o piersi najładniejszej dziewczyny we wsi. Pozostałych 8 kolegów z nią potańczyło i nawet coś więcej uskuteczniło, a Słoneczku pozostało tylko wspomnienie tej kilkusekundowej przyjemności i rozmyślanie nad pytaniem: czemu we Wschodniej części wsi dziewczyny są śmielsze i bardziej chętne.

Ach młodość...

Postanowiono, że na następną potupajkę kupi się lepsze mokasyny, wyprasuje dres oraz wykrochmali koszulę. O włosach na żel nie będę wspominać, gdyż jest to już wpisane w kanon i w myśl zasady "Jak masz to stawiaj" nikt nie odchodzi od tego zwyczaju.

Tak odpicowani, pewni siebie i z kilkoma nowymi tekstami na podryw, udali się do remizy sołtysa Silvera by tym razem doświadczyć czegoś więcej niż lekkiego muśnięcia powabnej piersi. 

Przypominali trochę Gang Olsena: "Klawo jak cholera!"

Jak się kończyły przygody pociesznych Duńczyków, wie chyba każdy kto ma TV w domu.




Na początku powiedzmy sobie jasno: fundament pod budowę fajnego i młodego zespołu był już w poprzednim sezonie. Jak wspominałem we wcześniejszych wpisach byli niespodzianką Zachodu i z roli jednej z najgorszych drużyny stali się wojownikami o 8 miejsce. 

Paczka była fajna i potrzebowała kilku wzmocnień. Przede wszystkim brakowało obrońcy w pomalowanym. W sumie to brakowało jakiegokolwiek obrońcy, a nie tylko pod kosz. Zarząd zamiast zrobić coś z tym fantem, postanowili dołożyć do składu jeszcze jednego rozgrywającego. Logika tego czynu jest prosta do odgadnięcia: skoro grając dwoma rozgrywającymi zajęliśmy 9 miejsce, to mając trzech palymakerów wejdziemy gładko do PO, a może nawet powalczymy o coś więcej niż 2 runda. 

I tak siedzę i się zastanawiam: czy gdyby ta sztuka się udała, i awans do PO stałby się faktem, jednak odpadliby w 2 rundzie, to czy w to lato zarząd szukałby czwartego rozgrywającego? 

Do pary Dragic-Bledsoe dodano rewelację z poprzedniego sezonu Isaiaha Thomasa. Młody rozgrywający został wybrany z 60 numerem w drafcie przez Sacramento Kings i do początku pokazał, że ma papiery by grać w NBA. Z sezonu na sezon notował znaczy postęp, aż do swojego trzeciego roku w lidze gdzie nastąpiła eksplozja: notował 20.3 punktów oraz 6.3 asyst. Kings postanowili go oddać za bezcen i tak znalazł zatrudnienie w Suns. 

Im więcej tym weselej.

Dragic-Bledsoe-Thomas to w założeniu trójgłowa Hydra, która miała za zadanie zabiegać i zagryźć przeciwników w small ballu. W wyższych ostawieniach ten ostatni miał być tajną bronią z ławki. Atak mieli nawet dobry. Rzucali średnio 102.4 punkty w meczu co dało 11 wynik w lidze. Jednak efekt zaskoczenia jakim dysponowali w poprzednim sezonie zniknął z pierwszym gwizdkiem.


Eric Bledsoe podpisał przed sezonem lukratywny kontrakt (dzięki Minnesoto!) i śmiem twierdzić, że wywiązał się z obowiązków w przeliczeniu na dolary. Statystyki podskoczyły w stosunku do sezonu poprzedniego i był jasnym punktem rotacji szkoleniowca Jeffa. Splendor oraz pochwały które zdobywał nie były w smak Goranowi Dragicowi, który widzą grę Ericka oraz Thomasa, zaczął dostrzegać coraz mniejsze okienko dla siebie by wyrwać lepszą kasę. Powiadomił zespół, że przed trade deadline chce odejść i wskazał nawet kierunki gdzie zarząd może dzwonić by dostać coś dobrego w zamian za jego skromną osobę. Lakers, Knicks oraz Heat mieli stać się nowym domem dla Słoweńca.

Jeziorowcy byli nawet chętni, ale coś tam coś tam. Knicks wyrazili zainteresowanie jednak nie byli do końca przekonani. Pat z Miami nie był taki wybredny i dogadał się z Suns, a ci wciągnęli w to wszystko jeszcze Pelicnas. Tak o to bracia Dragic pojechali do równie słonecznego Miami, w zamian za szkielet Danny'ego Grangera, Johna Salmonsa oraz 2 wybory w drafcie.

By wypełnić lukę na pozycji rozgrywającego (hahahahaha) zaczęto się rozglądać za 3 głową wspomnianej Hydry. Wybór padł na Brandona Knighta. Jason Kidd nie zawahał się oddać ciągnącego mu atak PG kiedy na horyzoncie zamajaczył mu niechciany w 76ers Michael Carter-Williams. Tak o to Suns znowu miało 3 rozgrywających z trójstronnej wymiany. A że Brandon nie mógł się ogarnąć i zastąpić Dragica to już inna historia. Czy przeszkodziło to w podarowaniu mu 70 mln dolarów za następne 5 lat w barwach Suns? Nieeeeeeeee.

Ale jakimś cudem Suns nagle przestali chcieć Thomasa w składzie i w trójstronnej (bo jakby inaczej) wymianie oddali go do Bostonu, gdzie przeszpiegły Danny już zacierał ręce na młody ofensywny talent.

To wszystko stało się jednego dnia.

Nie wiem o co chodziło włodarzom Suns, ale wątpię, że oni sami to wiedzieli.

Twój szczęśliwy numerek to: 3 (3 rozgrywających zmieniło klub, w 3 wymianach i to trójstronnych)

Innego zadania są bliźniacy Morris. Dla nich "dwójeczka to liczba Boża" i o ile jako tako sobie radzili na parkiecie (chociaż też szału nie było) tak poza boiskiem czekało na nich sporo atrakcji z których korzystali pakując się w kłopoty. Teraz po rozdzieleniu (Marcus - ten gorszy - pojechał do Detroit) Markieff jest obrażony na cały świat i żąda wymiany. Ciążą na nich jakieś zarzuty o napaść więc jest wokół nich coraz ciekawiej. Z jednej strony dochodzą głosy, że to oni trzymali chemię w zespole, z drugiej, że to właśnie oni byli najgorsi w szatni. Dni Markieffa są policzone bo jak głosi stare przysłowie "z niewolnika nie ma pracownika". Szkoda bo jestem ciekaw jak by się spisywał pod czujnym okiem Tysona Chandlera. Ale miłość braterska widać jest ważniejsza niż profesjonalizm zawodowy.

Zawiódł też P.J Tucker, który z fajnego obrońcy na pozycji SF/PF przeistoczył się w zapuszczonego jegomościa, przez co stracił miejsce w pierwszym składzie. Często można było zaobserwować zadyszkę oraz brak kondycji. Szkoda gdyż po cichu mu kibicowałem.

Drugim "gasnącym" Słońcem został Gerald Green. Jeden z ojców zeszłorocznego "hajpu" na drużynę z Arizony dostąpił zaszczytu ograniczenia minut, co jak nie trudno się domyślić przełożyło się na gorsze zdobycze. Wsady wsadami, ale odpalanie głupich rzutów to zupełnie inna para kaloszy. Tu oklaski dla trenera za ograniczenie czasu gry. Teraz będzie pełnił rolę Michaela Beasley'a w Miami czyli niepokornego wchodzącego z ławki.


Czy było coś co mi się podobało w Phoenix w tym sezonie? Ależ tak!

Wcześniejsza wymiana z Bostonem za Brandana Wrighta. Center może nie ma znakomitego zestawu do gry w ataku, ale szybko biega do kontry i lubi odbierać podania na wysokości 4 piętra. Jak znalazł do szybkiej ofensywy Suns. Do tego lubi też sobie zablokować przeciwnika. 7 punktów, 4.9 zbiórki oraz 1.2 blok na mecz to jego statystyki za 40 spotkań w barwach Arizony. Oczywiście pozwolili mu odejść po sezonie...

Cieszy mnie też postęp Alexa Lena. Ukraiński center dostał więcej minut od trenera i to przełożyło się na pokazanie potencjału zawodnika. Dalej jest bardziej drewniany niż większość podkoszowych w NBA, jednak w przyszłości będą z niego ludzie. Przybycie do zespołu Tysona Chandlera z pewnością zepchnie go na ławkę do roli rezerwowego, ale Tyson nie jest już pierwszej młodości i nie będzie grać dużo minut, co otwiera furtkę dla Lena. Czy też można sobie wyobrazić lepszego mentora dla Alexa? Chyba nie. Postawię śmiałą tezę, że może to być gracz na double-double o ile się przyłoży i nie zmogą go kontuzje.

I na koniec kilka słów o trenerze. Jeff Hornacek za zeszły sezon był stawiany nawet do wyścigu o tytuł najlepszego szkoleniowca. Fani go kochali a prasa co i rusz o nim wspominała. W tych rozgrywkach szybko się to zmieniło. Fani chcieli jego głowy, a prasa coś tam pisała, ale nie za wiele i niezbyt pochlebnie. Jego dziwny sposób rotacji bardzo mnie zastanawiał. Można napisać, że szukał rozwiązań, gdyż jego taktykę przejrzano już pod koniec wcześniejszego sezonu. Jego eksperymenty pogorszyły zarówno atak jak i kulejącą już i tak obronę. Wisienką na torcie była reguła, że jeżeli gracz złapie przewinienie techniczne siada na ławce do końca spotkania. Nie ważne czy była to pierwsza kwarta czy też zacięta końcówka meczu. "Daszek" odsyłał zawodnika prosto na koniec ławki. Nie wiem czy to był jego pomysł, czy też kogoś z góry. Jednym słowem - Masakra...

Nadchodzący sezon nie zapowiada się ciekawie. Bledsoe, Chandler oraz elektryzujący rookie Devin Booker nie wystarczą by stał się cud. Może odżyje podpisany w lato Miraza Teletovic. Ale morze jest szerokie i głębokie. Wątpię, że załapią się grupy pościgowej tak jak w ostatnich 2 latach.

Na otarcie łez dla fanów piosenka. Dla całej reszty najlepsze akcje z minionego sezonu.




2 komentarze:

  1. W dziwnych ruchach transferowych Suns gonią Dallas, które gra we odrębnej lidze jeśli chodzi o transfery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodałbym jeszcze do tej listy Kings po tym off-season :D

      Usuń