sobota, 14 marca 2015

Cleveland Cavaliers: Love Hurts

Miało być tak pięknie. Zjednoczenie gwiazd w jedne drużynie i wspólna walka najwyższe cele. LeBron powrócił do Ohio i zażądał nowego Big 3. Młodszego, zdrowszego i co najważniejsze skuteczniejszego. Na początku była to ogromny niewypał. Postawiono do pionu generalnego menadżera, który miał obudować Jamesa, Lova oraz Irvinga przyzwoitymi graczami. David Griffin stanął na wysokości zadania i dodał odpowiednie elementy układani. 

Chemia jak wytworzyła się wewnątrz zespołu pozwoliła Kawalerzystom odbić się od nijakości i szturmem zdobyć 2 miejsce na Wschodzie. LeBron wygląda znów jak MVP. Irving bije osobiste rekordy i w co drugim zagraniu ośmiesza przeciwników crossami oraz rzutami za 3 sprzed samego nosa. Tylko Kevin Love wydaje się być jakiś taki zmieszany. Nie jest tym samym graczem który odchodził z Minnesoty. Statystyki oraz skuteczność wyraźnie spadły. To jednak zrozumiałe kiedy jest się jednym z 3, a nie tym głównym. 

Czy chęć zdobycia mistrzostwa jest warta takiej katorgi oraz poświęcenia?



Jedno jest pewne: Kevin zagra w upragnionych play-off's. Podobnie jak Irving nie dostąpił jeszcze zaszczytu uczestnictwa w rozgrywkach posezonowych. Jednak czy rola jaka przypadła mu w udziale jest dla niego satysfakcjonująca? Cały ciężar gry rozkładany jest pomiędzy Kyrie oraz LeBrona. Na obwodzie gotowy do rzutu stoi J.R Smith, który również sam sobie potrafi wykreować akcję. Więc mamy już trzy opcje w ataku. Love niestety staje się tą czwartą. Pod koszem radzi sobie dobrze, jeżeli chodzi o zbiórki. Jego gra post-up jest przyzwoita. Nie potrafi bronić, więc nie jest tak, że poświęcił średnią 26 punktów na mecz jaką zdobywał sezon temu, na rzecz defensywy. Trener Blatt nie ma jakiejś konkretnej akcji przypisanej dla Love'a. Zazwyczaj jest to proste pick'n'roll po którym dostaje piłkę po postawieniu zasłony i oddaje rzut za 3. W innym wariancie po prostu stoi i czeka na podanie za linią rzutów za 3. 

Zatem śmiało mogę napisać, że gracz, który był top 15 ligi, stał się zwykłym zadaniowcem. Można porównać ten przypadek z Chrisem Boshem, który podczas związania się Big 3 w Miami, musiał schować dumę do kieszeni i przyjąć rolę tego 3. Przez 4 lata robił dobrą minę do złej gry. 4 wizyty w finale i 2 mistrzostwa jakoś pomogły mu złagodzić jego emocje. Z Kevinem może nie być tak samo. 

Prasa zagraniczna zaczęła o nim pisać jako nie o 3 krotnym uczestniku All-Star Game, ale jako o stretch-foru. W taki o to sposób Love został postawiony w jednym rzędzie razem z np: Channingiem Frye. Możemy razem przyznać, że to nie jest jego półka docelowa. Sam zainteresowany zabrał głos w tej sprawie:
"Słyszałem, że ludzie tak o mnie mówią, ale ja nie jestem stretch-four" ... "Jestem graczem grającym tyłem do kosza, jednak posiadam rzut z dystansu. Na razie robię to czego ode mnie wymagają. Na dobre, złe lub obojętne. Gram tak jak mnie o to poproszono"
Do niedawna ilość oddanych rzutów za 3 dochodziła do 8.1 na mecz. Trochę dużo jak na walczaka podkoszowego jak sam się określa. Patrząc dalej w statystyki Love ze wszystkich rzutów oddaje ich najwięcej za 3, a dopiero później są to rzuty spod samego kosza, i półdystansu. Najwięcej oddaje jump shotów, później lay-upów, haków, wsadów oraz dobić piłki po nieudanej akcji. W zeszłym sezonie w barwach Minnesoty górowały nad wszystkim akcje podkoszowe, a dopiero później jump shoty. 

Przykro mi Kevin, ale stałeś się stretch-four. 


Jednak może jest tak, że to naprawdę jedyna rola jaką Love może odgrywać w systemie Davida Blatta. Czy tęsknota do bycia samcem alfa, nie weźmie góry podczas decyzji o tym czy pozostać w Cleveland czy też rozpocząć gdzieś od nowa jako ten najważniejszy w składzie? Jeżeli doszłoby do tej drugiej opcji, wtedy oddanie Andrew Wigginsa okazałoby się najgorszym ruchem kadrowym w historii. Rookie pokazał w Minnesocie, że potrafi grać w kosza na wysokim poziomie, a to dopiero początek jego przygody z NBA. 

Bill Simmons założyciel serwisu Grantland, powiedział, że jedyną opcją by Love został w Cavs, jest dotarcie zespołu do finału już teraz. Zawodnik, który jest warty maksymalnego kontraktu, został sprowadzony do roli Jamesa Jonesa, czyli ma stać w rogu i łaskawie czekać na podanie. Zdaniem Simmonsa taka rola nie odpowiada Kevinowi, ale ten nie mówi o tym głośno by nie psuć chemii w zespole, który ostatnio funkcjonuje znakomicie. 

Wszystko sprowadza się do kontraktu Kevina. Na nadchodzący sezon posiada opcję gracza, która gwarantuje mu ponad 16 mln dolarów, jeżeli zostanie w Cavs. Po następnym sezonie będzie mógł podpisać kontrakt z kim będzie chciał, i to za większe pieniądze, ponieważ limity wypłat dla graczy pójdą znacząco w górę. Zatem ma do wyboru następujące opcje:
  • Wykorzystać opcję gracza i zostać w Cavs na jeszcze jeden sezon. Dałoby mu to szansę walkę o mistrzostwo u boku LBJ oraz Irvinga i później przedłużyć umowę z Cavs na dłuższy czas, za lepsze pieniądze.
  • To samo co wyżej, tylko po sezonie 2015/2016 olać Kawalerzystów i dołączyć do innej drużyny jako ten najważniejszy w składzie.
  • Po tym sezonie odstąpić od opcji gracza i zbadać rynek wolnych agentów. Ewentualnie podpisać z którymś z zespołów umowę na lata, ale za mniejsze pieniądze niż dostałby w sezonie 2016/2017 kiedy zarobki pójdą w górę. 

Czego by nie wybrał, w grę wchodzi kasa i jego ego. Jeżeli jego sytuacja się nie zmieni i dalej będzie stać w rogu i czekać na piłkę, raczej nikt nie będzie mieć do niego pretensji jeżeli postanowi zmienić otoczenie. Zgadzam się z Simmonsem, że tylko dotarcie do finału sprawi, że Love nie tyle zostanie w Cavs, co głęboko rozważy pozostanie w Ohio na dłużej. Odpadnięcie w pierwszej lub drugiej rundzie PO, da mu sygnał, że ta drużyna, pomimo znakomitego wyglądu na papierze, ma jeszcze wiele do nadrobienia. Blatt miał na samym początku jakąś wizję gry zespołu, ale postanowił oddać prowadzenie drużyny w ręce Irvinga oraz Jamesa. Taka gra jest dobra na sezon regularny, ale w paly-off's się nie sprawdza. 

Rola trzeciego koła u wozu może popchnąć go w następujące lokacje na mapie NBA:

Los Angeles Lakers: era Bryanta powoli dobiega końca. Lakers na gwałt już teraz szukają innej znanej gwiazdy byle tylko wypełnić lukę po KB24. Aktem desperacji było zapewnienie Gorana Dragica, że podpiszą z nim kontrakt opiewający na 80 mln dolarów płatny w 4 lata, byle ten przeniósł się do Lakers. Love wydaje się być dla nich lepszym rozwiązaniem. Trafiłby na wielki rynek, gdzie z miejsca stałby się nie tylko graczem, ale i celebrytą. Lakers w tym roku walczą o jak największą liczbę porażek, byle tylko skończyć jak najwyżej w loterii draftowej, co przełoży się na kolejny młody talent. Dodając do tego (prawdopodobnie) ostatni rok w karierze Bryanta, młodego i zdolnego Juliusa Randle i wyczyszczoną kasę zespołu dostajemy miejsce gdzie Love mógłby rozpocząć od nowa w odmłodzonym otoczeniu i drużynie budowanej pod niego. Tylko czy będzie chciał czekać na zgranie w zespole, na które stracił już wystarczająco czasu w Minnesocie? Nie skreślałbym Los Angels z jego miejsca docelowego po tym sezonie.

New York Knicks: wielka czystka, wielki wybór w drafcie oraz wielkie zakupy to plan Knicks na dogorywający sezon i lato 2015. Czy w tym wszystkim jest miejsce dla Kevina? Moim zdaniem nie. Na papierze sparowanie go z Melo wyglądałoby znakomicie, jednak w praktyce oznaczałoby ustawienie SF/PF lub PF/C które nie potrafi bronić. Nie wiem czy Love odnalazłby się w systemie trójkątów. Podać potrafi oraz grozi rzutem z półdystansu, ale właśnie ta obrona stawia koło niego wielki znak zapytania. Phil Jackson dobierze graczy odpowiednio pasujących do jego koncepcji gry, i nie wykluczałbym obecności Lova wśród wybrańców. Sam nie wiem czy będzie on odpowiednim fitem dla Nowojorczyków, ale zobaczymy co przyniesie los.

Boston Celtics: Danny Ainge ma plan. Nie wiem do końca na czym on polega, ale będzie mieć wolne środki by podpisać Kevina i uczynić go Celtem. Czemu Love miałby zamienić LBJ na Smarta oraz Thomasa? Sam nie wiem, ale jedno wiem na pewno: w Bostonie jest potrzebny rim protector z krwi i kości. Kevin im tego nie zapewni, ale Danny z chęcią by go przygarnął. Wszyscy pukali się w czoło kiedy sprowadził do zespołu Isaiaha Thomasa, a teraz on ciągnie zespół w walce o PO. Sądzę, że Love sprawdziłby się w systemie Brada Stevensa, który przesunąłby go bliżej kosza by tam walczył w ukochanym post-up i odgrywał piłki na obwód. 

Do takich gdybań jeszcze mamy czas. Jak na razie Cavs walczą o jak najlepszy wynik na Wschodzie. Kevin musi spuścić głowę i robić to co od niego wymagają. Co zrobi po sezonie przekonamy się już niedługo, ale ja wolałbym by odszedł z Cavaliers, gdyż marnuje tam swój talent. 

A dla wszystkich którzy zastanawiali się skąd znają tytuł tego wpisu, rozwiązuję zagadkę i zostawiam Was w akompaniamencie zespołu Nazareth byście mogli podumać nad losem Kevina Miłości...
       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz