wtorek, 3 marca 2015

O tych, którzy odeszli...

Jest to strasznie zatrważające, ale mamy dopiero marzec, a już kilku ludzi związanych z NBA, odeszło z tego świata. Dokładniej pisząc, aż 5 byłych zawodników nie ma już na tym świecie. Ray Lummp, Roy Tarpley, Jerome Kersey, Earl Loyd oraz ostatnio Anthony Mason.

Każdy z nich zapisał się na kartach historii ligi w jakiś sposób, czy lepszy czy gorszy nie mi to oceniać.

Poniższy tekst pokrótce przybliży sylwetki każdego ze zmarłych, jednak w głównej mierze skupię się na Anthonym Masonie, który (podobnie jak Lummp) był graczem mojej ukochanej drużyny. Wiadomość o śmierci jego oraz Jerome Kerseya zaskoczyła mnie najbardziej, gdyż mieli przed sobą jeszcze kilkanaście lat życia. 



Ray Lummp (1923-2015) był weteranem II Wojny Światowej, który zmarł w wieku 91 lat. Był członkiem drużyny olimpijskiej w 1948, oraz przez 214 meczy reprezentował New York Knicks. Grając w barwach Knickerbockers w latach 1949-1953 dwukrotnie występował w finałach, w których to Knicks musieli uznać wyższość Minneapolis Lakers oraz Rochester Royals. 


Roy Tarpley (1964-2015) był znakomicie zapowiadającym się centrem jednak jego zamiłowanie do narkotyków oraz alkoholu spowodowały wydalenie go z ligi. Został wybrany w drafcie przez Dallas Mavercks z nr 7 w 1986. W 1988 roku zdobył nagrodę dla najlepszego rezerwowego ligi. Został wyrzucony z ligi  1991 roku za nadużywanie kokainy. Po zawieszeniu powrócił do NBA w 1994 i rozegrał tylko 55 spotkań. Liga zakazała mu gry w NBA, tym razem dożywotnio przez kolejne problemy z używkami. Przeniósł swoje talenty do Europy, gdzie zakończył karierę. W barwach Mavericks zdobywał średnio 12.6 punktów, 10 zbiórek, 1.1 przechwyt i 1.2 blok. Kolejny talent, który zniszczyły używki.


Jerome Kersey (1962-2015) niespodziewanie zmarł w wieku 52 lat. Swoje najlepsze lata spędził w Portland Trail Blazers, w których występował przez 11 sezonów. Swój jedyny mistrzowski pierścień zdobył grając w barwach San Antonio Spurs w 1999. Był niezwykle atletycznym graczem, który urywał obręcze swymi potężnymi wsadami. Podobnie jak Mason był twardzielem na pozycji niskiego skrzydłowego, co było niejako symbolem koszykówki zza oceanu lat 90 tych. Przez całą karierę zdobywał średnio 10.2 punktów oraz 5.5 zbiórek. Może dla niektórych to nie wiele, ale serca jakie zostawiał na parkiecie w czasie meczy nie da się zmierzyć żadną statystyką. "Mercy, Mercy Jerome Kersey"


Earl Lloyd (1928-2015) Był pierwszym czarnoskórym zawodnikiem NBA w historii. Debiutował w barwach Washington Capitols w sezonie 1950-1951 gdzie zagrał tylko 7 meczy. Po zakończeniu rozgrywek odbył służbę wojskową. Powrócił do gry w sezonie 1952-1953 i pomógł Rochester Royals w wygraniu mistrzowskiego tytułu w sezonie 1954-1955. Resztę kariery spędził w Detroit Pistons. Po ogłoszeniu zakończenia kariery jako zawodnik po raz kolejny wpisał się do historii ligi, ponieważ został pierwszym czarnoskórym asystentem trenera w lidze. W 2003 został włączony w poczet Hall of Fame.


Anthony Mason (1966-2015) zawsze pozostanie dla mnie symbolem zaciętości oraz nieustępliwości Knicks w latach 90 tych. Do spółki z Charlesem Oaklay'em oraz Patrickiem Ewingiem stanowi najtwardszy backcourt w historii zespołu z Nowego Yorku, który pod dowództwem Pata Rileya, grał bardzo kontaktowy i siłowy basket. Czyli coś czego mi brakuje w obecnej metroseksualnej NBA.

W 1988 został wybrany z 53 numerem w drafcie przez Portland Trail Blazers. Ci jednak nie byli zainteresowani jego usługami, przez co musiał szukać zarobku w lidze Tureckiej oraz Wenezuelskiej. Powrócił do NBA w 1989 roku by rozegrać zaledwie 21 meczy w barwach New Jersey Nets. Rok później w Denver Nuggets zagrał tylko 3 spotkania. 

W 1991 podpisał kontrakt z New York Knicks i jego kariera jako zawodnika najlepszej ligi świata eksplodowała w szalonym tempie. Wielka w tym zasługa Pata Riley, który miał nosa do zawodników, w których drzemie uśpiony talent. Obok Masona za przykład niech posłuży inna ikona Nowojorskiego klubu jaką jest niewątpliwie John Starks, który został pominięty w drafcie, a pod kierownictwem Brylantynowego Pata wyrósł na gracza formatu All-Star. 

Wróćmy jednak do "bohatera" tego tekstu. Pod wodzą Pata, Mase stał się niepohamowaną siłą, która niszczyła każdą obronę. Mason mierzył 201 cm wzrostu oraz ważył 113 kg, co czyniło go taranem, który nie tylko posiadał zadziwiającą łatwość w prowadzeniu piłki, walki pod koszem to jeszcze dysponował przyzwoitym rzutem z półdystansu oraz fenomenalną obroną. Do spółki ze wspomnianymi Ewingiem oraz Oaklay'em tłoczyli strach w serca przeciwników.

Jako ciekawostkę mogę podać, że Anthony miał w sobie również nutkę kontrowersji. Nie był to może poziom Dennisa Rodmana, ale do dziś pamiętam te napisy powycinane na jego włosach. W czasie rozgrywek posezonowych w 1994 biegał po parkietach z imieniem córki na głowie. 

  
Był nieustępliwy i nie godził się na porażkę. Kiedy w 1994 roku Knicks przegrali finał z Houston Rockets, w następnym sezonie powrócił jeszcze silniejszy co dało mu nagrodę dla najlepszego rezerwowego ligi. W następnym sezonie rozegrał pełny sezon w barwach Knicks jako starter notując średnio 14.6 punktów, 9.3 zbiórki oraz 4.4 asysty na mecz. W tym sezonie nie było już Pata Riley. Nadchodziły zamiany w zespole i tak po 5 latach reprezentowania Nowego Yorku, Mase został oddany razem z Bradem Lohaustem do Charlotte Hornets w zamian za innego boiskowego twardziela - Larry'ego Johnsona. 

W Hornets Mason do spółki z Glennem Rice'm oraz Vlade Divacem stworzyli również ciekawą drużynę, jednak bez takich sukcesów jak Knicks. Był to dla niego najlepszy okres jako gracza. Zaliczał wówczas najlepsze statystyki indywidualne, jednak nie przenosiło się to na wyniki zespołu. W barwach zespołu z Charlotte zagrał 4 sezony z czego tylko 3 aktywnie. Stracił cały sezon 1998-1999 z powodu urazu bicepsa. 

W 2000 roku był jednym z zawodników, którzy brali udział w wymianie na linii Miami Heat - Charlotte Hornets. Tak o to ponowie trafił pod skrzydła Pata Riley. Kontuzja Alonzo Mourninga wymusiła na Anthonym większe poświęcenie dla drużyny. Sezon zakończył jako drugi strzelec w zespole ze średnią 16.1 punktów na mecz. W tym samym roku został wybrany jako zastępca Granta Hilla w All-Star Game. Był to jego jedyny występ w meczu gwiazd w karierze.

Po 2 latach spędzonych w Miami, nie przedłużono z nim kontraktu i został zwolniony. W sezonie 2002-2003 podpisał dwuletni kontrakt z Milwaukee Bucks, którzy po sezonie zwolnili 36 letniego wówczas gracza. Po tym fakcie Mason ogłosił zakończenie kariery. Jego średnie z ostatniego roku w NBA wyglądały następująco: 7.2 punktów, 6.4 zbiórek, 3.2 asysty na mecz.


Tak o to w telegraficznym skrócie prezentuje się kariera jednego z najtwardszych zawodników w NBA lat 90 tych. Odszedł mając 48 lat. Powodem zgonu był ogromny zwał serca, który okazał się za silny dla zawodnika. Cztery lata temu przeszedł lekki zwał serca, który powinien być dla niego ostrzeżeniem by zacząć dbać o siebie. Jak donoszą reporterzy zza oceanu, Mase w chwili śmierci warzył ok. 160 kg co prawdopodobnie w dużej mierze przyczyniło się do zawału. 

Dla mnie zawsze pozostanie nieustraszonym wojownikiem na parkiecie, oraz jedną z ikon zespołu z Wielkiego Jabłka. 

Once a Knick, Always a Knick! 

2 komentarze:

  1. dokładnie Przemo, zgadzam się, brakuje teraz siły i walki pod koszem, zero mięśnia, zero strachu,
    gdzie takie postacie jak Mason, Ewing, Zo, strach było pod kosz wjeżdzać,
    w tamtych czasach tacy gracze jak Curry, Russ, Wall mieliby sporo siniaków do zaleczenia,
    a tak wchodza w pomalowane jak w masło.
    Dlatego Gortat mi się podoba bo gra naprawdę siłowo i trochę mi przypomina tamtych graczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. A Dwight Howard :D??
    youtube.com/watch?v=aAzWwxcYvBU

    OdpowiedzUsuń