niedziela, 8 marca 2015

Oklahoma City Thunder: Zamaskowany zbawca, czy jeździec bez głowy?

W zeszłym sezonie kiedy to Russell Westbrook wypadł z obiegu na pokaźną ilość meczy, Kevin Durant wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności dzięki czemu wyrwał z rąk LeBrona Jamesa statuetkę MVP. Teraz sytuacja jest zgoła odwrotna. Kevin przez kontuzje stopy jest zmuszony oglądać zmagania kolegów z ławki rezerwowych, a o awans do play-off's walczy drużyna pod przywództwem Russella Westbrooka, który gra najlepszy indywidualny sezon w swojej karierze. 

Osiągnięte 4 z rzędu triple-double mówią same za siebie, jednak ta fantastyczna passa nie przekłada się do końca na sukcesy drużynowe. 

Czy Westbrook jest w stanie samotnie pociągnąć zespół w kierunku rozgrywek posezonowych, czy też przez brak kontroli zaprzepaści szansę na walkę w PO?



Na początek małe wyjaśnienie: dla mnie zawsze określenie Point Guard będzie opisem gry Jasona Kidda lub Johna Stocktona. Nie jestem zwolennikiem Combo Guardów, którzy posiadają ogromny atletyzm i zamiast kreować grę dla partnerów, oraz być przedłużeniem myśli trenerskiej na boisku, są taranami wbijającymi się w pole 3 sekund bazując na swojej przewadze fizycznej. Nie mówię, że źle się to ogląda, wręcz przeciwnie! Takie małe petardy pustoszące obronę przeciwników, to uczta dla oka, jednak z prawdziwymi rozgrywającymi z lat wcześniejszych mają mało wspólnego. Dlatego niesmaczne dla mnie jest określanie(zdrowego) Derrick'a Rose'a lub Russella Westbrooka najlepszymi PG obecnie w lidze. Wiem, że zmiany w sposobie gry na wielu pozycjach są wyznacznikiem zmian zachodzących w lidze. Zaakceptowałem nawet przemianę potężnych silnych skrzydłowych w wychudzone stretch foru, jednak tej metamorfozy nie jestem w stanie ogarnąć. 

Na czas pisania wyłączę swoje odczucia względem "nowych" PG, gdyż bohater tego teksu jest ucieleśnieniem wszystkiego co mi nie pasuje w obrazie nowych playmakerów, i nie chcę mieć postawionego zarzutu stronniczości. 

Jasne? Jedziemy dalej

   
Russell to mały czołg i można śmiało stwierdzić, że w tym względzie zabrał palmę pierwszeństwa LeBronowi Jamesowi, który mimo że startuje w innej kategorii wagowej odrobinę stracił z tego co pokazywał do tej pory. Czy jednak opierając się na samym ciągu na kosz, jednego zawodnika można uformować drużynę zdolną do walki o najwyższe cele? Oczywiście, że tak i za przykład niech posłuży tu Allen Iverson oraz jego Philadelphia 76ers z sezonu 2000-2001. Wokół małego wojownika ułożono drużynę, która w pierwszej kolejności miała zatrzymywać rywali w obronie, a dopiero później wspomagać go w ataku. Tak skonstruowana formacja dotarła aż do wielkiego finału, gdzie musiała uznać wyższość zespołowego systemu trójkątów Phila Jacksona i prowadzonych przez niego Lakers, w których główne role odgrywali Shaquille O'Neal oraz Kobe Bryant. Dzięki znakomitemu indywidualnemu występowi Iversona, Sixers udało się wygrać zaledwie 1 mecz. Pozostałe 4 padły łupem Jeziorowców. 

Teraz rodzi się pytanie czy Thunder mogą zrobić podobny myk? Niestety nie. Po pierwsze mają w składzie Kevina Duranta, który nawet grając na jednej nodze jest lepszy niż cały (zdrowy) obecny skład Knicks, i raczej nie zgodzi się na umniejszenie swojej roli na parkiecie. Do tego nie mają specjalistów od obrony. Serge Ibaka oraz Andre Robertson nie wyrobią normy za cały zespół. 

Początek rozgrywek Durant oraz Westbrook przesiedzieli na chorobowym. Wrócili w tym samum czasie i kiedy obaj przebywali na parkiecie mieliśmy powrót starej, dobrej Oklahomy. Jednak kiedy kontuzje zmusiły Duranta do ponownego odpoczynku, Russell przeją wodzę w zespole. Na początku wywiązywał się z tego zadania idealnie. Znakomicie balansował pomiędzy własnymi "potrzebami", a grą drużyny. Po tylu latach oglądania go i mruczenia do siebie pod nosem, że powinni go oddać w cholerę, po raz pierwszy gryzłem się w język. Nie wyglądał jak gracz pozbawiony boiskowego IQ oraz posiadający za gorącą rękę do rzutów i jeszcze gorętszą głowę w końcówkach. Był tym czego Thunder potrzebowali by utrzymać się w walce o awans do play-off.


Jednak gdzieś w głębi ducha wiedziałem, że ta przemiana u niego nie może trwać wiecznie. Pierwszym sygnałem do tego, że wkrótce się to zmieni było zdobycie MVP meczu gwiazd. Nie jest to jakieś szczególne wyróżnienie i jest przyznawane za najbardziej popisową, indywidualną grę w trakcie przyjacielskiego meczu, ale ten ogień w jego oczach kiedy wchodził z ławki mógł oznaczać tylko jedno: powrót starego, dobrego Russa. Pominięty przez kibiców w wyjściowym składzie chciał bardzo udowodnić im jak bardzo się pomylili. Wyszedł na parkiet i zrobił swoje, jednak All-Star Weekend trwa tylko 3 dni. Byłem ciekaw czy ten ogień i pasja podkręcona brakiem wyboru w wyjściowym składzie na Zachodzie, będzie mieć konntynuację kiedy wrócą do regularnego sezonu. 

Przez 3 mecze po ASW przygotowywał nas do wielkiego przedstawienia, które zapoczątkował 24 lutego a zakończył 4 marca. W tym czasie grając w 4 meczach zaliczył 4 triple-double pod rząd osiągając statystyki na poziomie: 37 punktów, 13.5 zbiórek oraz 10.5 asyst oraz 2 przechwytów. Jedni krzyczeli, że to kosmita. Inni już wręczali mu statuetkę MVP za ten sezon pomimo, że udział Thunder w PO jest jeszcze nie pewny. Zachłyśnięci box score'm ciosali dla niego ołtarze, i pytali: Durant who? Mogło być nawet 5 TD pod rząd, ale w czasie meczu z Portland, Russell został uderzony przez kolegę z drużyny kolanem w twarz, przez co musiał przesiedzieć mecz z Lakers, który Thunder wygrali, pomimo absencji jego oraz Duranta.

Jednak wracając do meczy z serii: pokonali wówczas Pacers oraz 76ers. O ile ta pierwsza jest w gazie i można zaliczyć to jako sukces, tak skład nie godny nawet D-League z Miasta Braterskiej Miłości postawił twarde warunki, przez co doprowadzili do dogrywki, gdzie ostatecznie ulegli. W meczu z Indianą zespół był tylko +1 kiedy Russell był na boisku. Żenujący mecz z Sixers to już -12 podczas jego pobytu na parkiecie. Pomiędzy tymi wygranymi zdarzyły się 2 porażki z zespołami z konferencji Zachodniej: Suns oraz Blazers. Pierwsi walczą o PO podobnie jak Oklahoma, a Portland są na szczycie tabeli. Dwie ważne przegrane, jednak linijka statystyczna RW pozostała idealna. Zespół z nim na parkiecie był +2 (Suns) oraz -12 (Blazers).


Następnie przyszedł mecz z osłabionymi kontuzjami Chicago Bulls. Nie było w składzie Derricka Rose'a który mógł utrzymać kroku Westbrookowi, oraz Jimmy'ego Butlera, który mógł wyłączyć go z gry, przez swoją dobrą obronę. Zdobył co prawda 43 punkty, ale w ostatnich sekundach meczu, jego gorąca głowa wzięła górę, przez co Bulls cieszyli się ze zwycięstwa. Najpierw pomimo szczelnego krycia, i aż 3 partnerów na wolnych pozycjach zdecydował się na rzut, który okazał się fatalnym air ball'em, później podczas ostatniej akcji w meczu, po wyprowadzeniu piłki z boku boiska wyszedł nogą na aut, co przesądziło o wyniku spotkania. O ile o to drugie można mieć pretensję do trenera Brooksa, który na takie okazje ma tylko jedną zagrywkę, którą zna cała liga, tak nie dzielenie się piłką z kolegami spada na ramiona Westbrooka. 

Poniższy zapis omawianej akcji. Najpierw Ibaka bezradnie rozkłada ręce po postawionej zasłonie, następnie Waiters oraz Augustin stoją niekryci po drugiej stronie boiska, kiedy ich gracze schodzą do podwojenia.  


Indywidualne popisy oraz jego gorąca głowa, ponownie wzięła górę nad dobrem drużyny. Mógłbym w tym miejscu napisać: a nie mówiłem, i zakończyć temat, jednak jest jeszcze kilka spraw do dodania.

Po pierwsze: on nie musi grać samolubnie, gdyż ma wokół siebie wielu znakomitych zawodników. I proszę nie piszcie mi w komentarzach, że nie gra samolubnie bo ma średnio 8 asyst w meczu. Jeżeli JEDEN gracz oddaje ponad 30 rzutów w trakcie spotkania, to nie jest dobrze. Reszta drużyny to nie są to żadni statyści, którzy mają za zadanie wypełnienie dziury na boisku i na ławce. Ibaka jest bardzo niedocenianym zawodnikiem. Od swojego pierwszego sezonu bardzo się rozwinął i z atletycznego stopera stał się zagrożeniem z półdystansu, a w tym sezonie nawet z dystansu. Podczas okienka transferowego ich magia, która objawiła się głównie w drafcie zadziałała również na polu wymian. Oddali problematycznego Reggiego Jacksona, za którego pozyskali solidnego D.J Augustina, który zna swoje miejsce na parkiecie i jako lider drugiego składu może sprawdzić się idealnie. Pozyskali również centra Enes'a Kantera, który nie grzeszy grą w obronie, jednak wszystko nadrabia w ataku. Po kontuzji z wielkim przytupem powrócił rookie: Mitch McGary, który przebojem zdobył serca kibiców z Oklahomy. Nie możemy zapomnieć również o pozyskanym wcześniej Dionie Waitersie, który również może napsuć krwi rywalom. W głębi składu mamy snajpera za 3 Anthonego Morrowa, walczaka Nicka Collisona oraz mających przebłyski Perry'ego Jonesa oraz Jeremy'ego Lamba. Na chorobowym poza Durantem przebywa jeszcze zadziorny Steven Adams oraz stary znajomy z Knicks Steve Novak, który dalej ma zasięg zza łuku. Nie grając zespołowo oraz nie ufając swoim partnerom, Russell sam sobie wystawia niezbyt pochlebną laurkę.

Po drugie: jego gra napędza niepotrzebny kult wokół jego osoby, który stawia go w roli zbawcy oraz tego jedynego w Oklahomie. Nie zapominajmy, że pierwsze skrzypce nadal gra tutaj Kevin Durant, a przez takie gloryfikowanie stylu gry RW, może dojść do wniosku, że nie jest już tu potrzebny i po następnym sezonie, zbadać rynek wolnej agentury, zostawiając Oklahomę pod dowództwem Westbrooka. Niektórzy nie mieliby nic przeciw takiemu rozwiązaniu, ale czy indywidualne podbijanie statystyk jest ważniejsze niż dobro drużyny?  W internecie podczas tego "triple-double madness" nie można było przeczytać złego słowa na temat jego gry która przyćmiła nawet wspomniane 2 porażki. Zaślepieni statystykami ludzie pluli jadem na każdego, kto ośmielił się wytknąć błąd ich ulubieńcowi. Nawet 100 rzuconych punktów nie ma znaczenia, kiedy zespół przegrywa taki mecz...

Nie zapominajmy też, że Thunder nie mają zapewnionego miejsca w PO i takie "hero mode" Westbrooka może przynieść więcej szkody niż pożytku. Pomimo ich stylu gry, raczej żadna z drużyn na Zachodzie nie będzie chciała trafić na nich w rozgrywkach posezonowych. Czy przez to mogą się posunąć do poddawanie meczy kiedy grają z Pelicans oraz Suns, byle tylko ci mieli lepszy bilans niż OKC? W dobie tankowania wszystko jest możliwe. Gdybym był na miejscu Warriors wolałbym w pierwszej rundzie spotkać się z Pelikanami niż ekipą z Oklahomy. Taki mamy klimat...

Kiedy obydwaj liderzy przebywają razem na boisku, odpowiedzialność jest dzielona w sprawiedliwy sposób pomiędzy ich dwóch a resztę składu. Przewaga jaką daje posiadanie takiego duetu (a wcześniej nawet tercetu, kiedy w składzie był James Harden) oraz dobrze dopasowanej reszty, jest przewagą, która może doprowadzić do zdobycia mistrzostwa. Jednak Scott Brooks nie jest w stanie wykorzystać jej w odpowiedni sposób. Znudziło mi się powtarzanie w kółko, że on musi odejść. Brak awansu do PO może być katalizatorem jego zwolnienia ze stanowiska głównego szkoleniowca. Zaowocowałoby to przyjściem kogoś, kto mógłby wlać Russellowi trochę oleju do głowy i poukładać ten zespół w następnym sezonie. To mogłoby pokazać Durantowi, że warto zostać w Oklahomie i dalej walczyć w barwach Thunder.

Miałem już tego nie robić, ale powtórzę: ten pan musi odejść, bo spadkobiercy Seattle SuperSonics zasługują na coś więcej...


2 komentarze:

  1. Przemek - mam pytanie ale nie o Russa a po trochu o twoich Knicks a po trochu o moich Bulls. Wczoraj pojawiło się info o możliwym przehandlowaniu picku NYK za jakiegoś gracza pokroju All Star. Słyszano też o zainteresowaniu Butlerem. A z drugiej strony znana jest mała chęć właściciela Byków do płacenia podatku od luksusu. Oddałbyś pick za Jimmyego lub np. Pick + ktoś za Jimmyego + jakiegoś Big Mana( Noah/Gibson) . Jak tak to kogo - realnie patrząc-byś dodał?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też to czytałem i patrząc, że to wyszło do Briana Windhorsta nie brałbym tego na poważnie. Ale gdybając to ten pick od Knicks powinien być w top 3 wyborów, w zależności jak pójdzie w czasie loterii. Oczywiście lepiej jest wziąć sprawdzonych graczy niż kota w worku z uczelni. Ja oddałbym go za gracza pokroju Anthonego Davisa lub może Kevina Duranta. Sam Butler za taki pick nie wystarczy. Może pick Bulls + Butler + Gibson. Wtedy mógłbym to rozważyć. Ale patrząc po kontuzji Rose'a, Butler jest bardzo potrzebny w Chicago. Jest zastrzeżonym wolnym agentem i zapewne Phil będzie chciał go spróbować ściągnąć. Wtedy okaże się, czy włodarze Chicago będą chcieli sięgnąć do kieszeni. Jak tak to zostanie, a jak nie to będziemy mieć pick oraz Butlera :-) Ja bym tego picku nie oddawał, bo można zgarnąć fajnego wysokiego z dużym talentem, oraz jest kasa na podpisanie innych.

      Usuń