czwartek, 5 marca 2015

Portland Trail Blazers: Kiedy nadejdzie ich czas?

Bycie zagorzałym fanem Rip City, to nie jest przysłowiowa bułka z masłem. Po latach niepowodzeń i wysokich oczekiwań, drużyna ze stanu Oregon, może w tym sezonie sprawić niespodziankę. 

Teoretycznie jeżeli mieszkasz w Portland i chcesz być lokalnym, patriotycznym kibicem, nie masz wyboru i musisz kibicować właśnie Blazers. Są jednym z sześciu klubów w NBA, który nie dzieli rynku z żadną drużyną z ligi: NHL, NFL oraz MLB. Dlatego tym bardziej kibice są głodni sukcesu. Ostatni raz zostali mistrzami ligi w 1977.

Jak na razie klątwa kontuzji oraz błędnych wyborów z wysokimi numerami w drafcie omija szerokim łukiem zespół z Portland. Ci od kilku lat są dobrzy, ale nic ponadto. W zeszłym sezonie awansowali do rozgrywek posezonowych i w bardzo miłej dla oka serii pokonali Houston Rockets. Następnie trafili na przyszłych mistrzów San Antonio Spurs, którzy nie dali cienia nadziej młodym zawodnikom. 

W tym sezonie wzmocnili ławkę i są głodni zwycięstw. Czy teraz jest ich czas?

  


Najpierw może trochę historii. W drafcie 1984 Portland dysponowało 2 wyborem w loterii. Z pierwszym numerem Houston sprzątnęło Hakeema Olajuwona. Blazers do końca wahali się pomiędzy centrem Samem Bowie, a nie kim innym jak Michaelem Jordanem. Z racji, że mieli już w składzie Clyde'a Drexler'a, nie chcieli wybrać zawodnika z tej samej pozycji oraz o zbliżonym sposobie gry. Postanowili wzmocnić strefę podkoszową i tak o to Bowie zasilił ich szeregi. Był to na tamte czasy racjonalny wybór, jednak Bowie miał pewną przypadłość o której nie poinformował lekarzy podczas badań przed draftem.

Otóż miewał chroniczne bóle w nogach, które uniemożliwiały mu grę. Chciał wspomóc rodzinę finansowo, dlatego za wszelką cenę próbował zostać zawodnikiem NBA. W pierwszych 5 latach gry dla Blazers opuścił ponad 60% spotkań z powodu kontuzji. Tak o to jednym wyborem Portland przykleiło sobie etykietkę z napisem "najgorszy wybór w drafcie w historii". Anthony Bennett może spać spokojnie.

Klątwę "łamliwych centrów" zapoczątkował Bill Walton, podtrzymał ją Bowie, a zwieńczeniem tej plagi okazał się Greg Oden, który z powodu kontuzji przez 5 lat rozegrał tylko 82 mecze w Portland. Blazers wybrali go z 1 numerem w drafcie pomijając tym samym Kevina Duranta. Historia zatoczyła koło.

Warto wspomnieć również o Brandonie Roy'u, który miał papiery na znakomitego gracza, jednak kontuzje kolan zniszczyły jego karierę. O nim planuję zrobić oddzielny wpis, zatem na razie o nim cicho sza. 


Jednak od kilku sezonów poważne kontuzje omijają graczy Rip City. LaMarcus Aldridge oraz Damian Lillard stanowią nową siłę napędową odmienionego zespołu. Pierwszy jest najlepiej (obok starszego Gasola) wyszkolonym technicznie silnym skrzydłowym w lidze. Jego gra przypomina mi zamierzchłe czasy, kiedy wysocy gracze pchali się pod kosz i walczyli w post-up, a nie uciekali na daleki półdystans oraz nie stawali się stretch four. LaMarcus walczy tyłem do kosza i co i rusz ośmiesza przeciwników swoimi zagraniami. Dodatkowo przełożył operację kontuzjowanego kciuka, byle tylko nie osłabiać drużyny w trakcie sezonu. Jednak czy zostanie w klubie po tym sezonie? Będą go kusić wielkie miasta oraz solidne organizacje. Coś mi mówi, że jednak zostanie w Portland. 

Lillard ostatnio balansuje na granicy rozgrywającego i drugiej strzelby w  zespole. Robi to bardzo umiejętnie i potrafi dostosować styl gry do przebiegu spotkania. Kiedy trzeba szuka partnerów, a kiedy widzi niemoc w ataku, wspiera swoich kolegów rzutami za 3 oraz energicznymi wjazdami pod kosz. Spadkobierca wielkich PG z Kalifornii? Jeszcze za wcześnie by o tym pisać, ale Jason Kidd oraz Gary Payton mogą być dumni z młodszego kumpla z dzielni. Jego zimna krew w końcówkach jest godna podziwu.

W poprzednim sezonie pierwsza piątka spisywała się znakomicie, jednak drugi garnitur pozostawiał sporo do życzenia. Podczas ostatniego off-season, wzmocniono skład przez dodanie dwóch weteranów: Chrisa Kaman'a oraz Steve'a Blake'a. Ten drugi chyba bardzo lubi grać w Blazers, gdyż zespół wcześniej 2 razy oddał go w wymianie, a ten 2 razy wrócił jako wolny agent. Obydwaj panowie zostali podpisani na 2 letnie kontrakty. 

Trzecią opcją zaraz za Lillardem oraz Aldridgem jest Wesley Matthews, znakomity obrońca oraz najlepszy w drużynie rzucając za 3. Po sezonie zostanie niezastrzeżonym wolnym agentem i kilka ekip już teraz wyraziło swoje zainteresowanie graczem. Wesley jest typowym graczem 3&D i znakomicie wpisuje się system gry Blazers. Jednak niepokój o to czy będzie chciał pozostać w zespole zmusił włodarzy do podjęcia kroków kadrowych w czasie okienka transferowego. Tak o to za zastrzeżony wybór w I rundzie draftu oraz kilku gracz z ławki pozyskali z Denver Nuggets - Arrona Afflalo oraz Alonzo Gee. Nie tylko jeszcze bardziej wzmocnili ławkę przed nadchodzącymi play-off's, ale zagwarantowali sobie "zastępstwo" za Matthews'a w postaci Arrona, jeżeli ten odejdzie w poszukiwaniu większych pieniędzy. 

W zeszłym sezonie tym "trzecim" był Francuz Nicola Batum. Był spoiwem, które domykało zarówno atak jak i obronę. Jego wszechstronność była jego największym atutem, jednak w tym sezonie zawodnik nie może się przemóc by grać na takim poziomie jak rok temu. 13 punktów, 7.5 zbiórek, 5.1 asyst na skuteczności 46% z czego trafiał 36% za 3. W tym sezonie jest to 9.3 punktów, 5.5 zbiórek, 4.8 asyst na niskiej skuteczności 38% z czego 28% za 3. Jeżeli Blazers chcą myśleć poważnie o atakowaniu tytułu, Nicola musi wziąć się w garść.


Jednak dla mnie największym zaskoczeniem jest postawa Robina Lopeza. Od początku kariery był w cieniu swojego brata bliźniaka, który przebojem wdarł się do ligi w barwach Nets. Robin niestety nie miał tyle szczęścia i w Phoenix Suns nie pokazywał za dużo talentu. Po przejściu do New Orleans Hornets, udowodnił, że potrafi grać na przyzwoitym poziomie, a po przeprowadzce do Portland, okazało się, że jest idealnym uzupełnieniem dla LaMarcusa pod koszem. Walczy o zbiórki na obydwu tablicach, twardo broni na nogach oraz pomaga w podwojeniach. Zatem sparowanie go z Aldridgem jest jak najbardziej trafnym posunięciem.

Blazers grają bardzo prostą koszykówkę. Jeżeli kiedy zagłębimy się w plan gry Terry'ego Stotts'a zobaczymy wiele izolacji oraz dużo rzucania za 3 punkty. Mając w składzie Lillarda, Aldridgea oraz Batuma można sobie na to pozwolić. Pierwsza dwójka pozostawiona sama sobie potrafi wykreować akcję do rzut. Nicola kiedy nie ma zniżki formy również coś tam potrafi ugrać dla siebie, a w przypadku podwojenia, snajperzy czekają w rogach na podanie. Portland jest 9 w lidze jeżeli chodzi o zdobycz punktową. Średnio aplikują przeciwnikom 102.4 punktów w meczu. Oddają również 27 prób rzutów za 3, co daje im 2 miejsce w lidze w tym względzie. Średnio wpada im 36% tych rzutów, zatem nie powinna dziwić średnia punktowa powyżej 100. 

Obrona to przede wszystkim zastawianie szczelnie pola 3 sekund, oraz obwodowa gonitwa za snajperami za 3. Średnio tracą 97.4 punktów w meczu. Daje im to 9 miejsce w lidze. Na obwodzie zatrzymują rywala na 32% skuteczności, co jest bardzo imponujące. Tylko Rakiety z Houston są lepsze w tym względzie. Jednak szczelne zamknięcie strefy podkoszowej oraz linii rzutów za 3, otwiera dla przeciwników całkowicie półdystans, którego obrona jest piętą achillesową drużyny ze stanu Oregon. 

Na chwilę obecną zajmują 3 miejsce na Zachodzie i są w trakcie serii zwycięstw, która dziś w nocy zmieniła się w 4 wygrane z rzędu. Czy są w stanie sprawić niespodziankę w nadchodzących play-off's? Wcześniej za czarnego konia Zachodu uważałem ekipę z Dallas, jednak teraz to miano chciałbym przekazać na ręce Portland. Nie są uważani za pewniaka tak jak Warriors lub Grizzlies i to może być ich przewagą. Są bardzo dobrze poukładanym zespołem który wie czego chce. Wzmocnienia dokonane w lato oraz w trakcie okienka transferowego zapewniły dodatkowe wsparcie z ławki. Każdy kto trafi na nich w rozgrywkach posezonowych będzie mieć problem. Dwójka All-Starów zapewni ofensywę. Obwodowi załatwią sprawę zza łuku. Pod koszem obok Aldridgea może grać nastawiony na obronę Lopez, lub atakujący Kaman. Do tego Blake oraz Afflalo wchodzący z ławki. Cała drużna pracuje w obronie i zmyka trumnę oraz obwód. Zatem szansa na sukces jest bardzo reala już w tym sezonie. 

Gdyby play-off zaczęły się już teraz trafiliby na Dallas. Byłby to bardzo ciekawy pojedynek, dla którego z chęcią zarwałbym kilka nocek. 

I na koniec pytanie dla Was, bo sam nie mogłem znaleźć odpowiedzi: czemu halę w jakiej grają Blazers przemianowano na Moda Center? Jakiemu kretynowi przeszkadzała kultowa Rose Garden? Ja oraz Arvydas Sabonis jesteśmy bardzo niepocieszeni...


1 komentarz:

  1. Witam

    Odpowiadając na Twoje pytanie: jak myślisz, dlaczego Real Madryt wkrótce zmienia nazwę stadionu na Abu Dhabi Bernabeu, dlaczego stadion Legii nazywał się do niedawna Pepsi Arena? Kasa Misiu, kasa... :) Kasiora potrafi (niestety) skutecznie wyprzeć każdą tradycję. Również jestem niepocieszony, ale nic na to nie poradzimy.
    Inna rzecz: pal licho nazwy obiektów, oby tylko kasiorka nie wpłynęła na pojawienie się nazw firm na koszulkach - to dopiero byłaby tragedia.

    Pozdrawiam, Sheed

    OdpowiedzUsuń