środa, 18 marca 2015

Toronto Raptors: Czkawka

Kto z Was widział Dinozaury w finale konferencji ręka do góry! Nie martwcie się, ja również podniosłem rękę. Drużyna jeszcze w grudniu prezentowała poziom kosmiczny. Od początku sezonu do 30 grudnia przegrali tylko 8 spotkań. Mogło się wydawać, że zespół nie posiadający wielkiego nazwiska, może sprawić nie lichą niespodziankę na Wschodniej stronie mapy. Co prawda do czasu Andrew Wigginsa nie słyszałem, że ktoś chciałby grać dla rodzynka Kanadyjskiego, ale cóż począć skoro nr 1 tego draftu sam pochodzi z kraju Chłopaków z Baraków.

Jednak po nowym roku zaczęła się czkawka, która prześladuje ich po dziś dzień. Na dzień dzisiejszy zostało im 15 meczy do rozegrania. Jak wiemy z życia dobrą metodą na tą dolegliwość, jest szklanka wody. Jeżeli ona nie poskutkuje to wstrzymanie oddechu lub przestraszenie delikwenta. A co jeżeli ich lekarstwem miało być okienko transferowe, które perfidnie przespali?




No jeżeli nie przestraszyli się Beaty Kozidrak i zawiodą w pozostałych im meczach, to ich impotencję można będzie zwalić na brak roszady w składzie w czasie okienka transferowego. Dużo się mówiło o chęci pozyskania kogoś pod kosz, który nie tylko będzie obrońcą, ale również osobą, która wpuści powiew świeżości do zespołu. 

W poprzednich rozgrywkach stali się niespodzianką, która po raz pierwszy od 6 lat nie tylko wypracowała bilans powyżej 50%, ale również awansowała do PO. Tam spotkali się z odmienionymi Brooklyn Nets, którzy dzięki pomocy sędziów odprawili Raptors z kwitkiem. Nie było to nic strasznego, gdyż takiego sukcesu nikt się nie spodziewał i rozbudziło to nadzieje kibiców na jeszcze więcej. Cała społeczność kibicowska powinna dostać nagrodę od NBA. Nie ma co się dziwić, skoro jest to jedyny zespół z Kanady i nie ma tam komu kibicować. Ale to co się działo w hali oraz przed nią podczas PO, było czymś czego inne ekipy mogły pozazdrościć. Tak oto też narodziła się nowa rywalizacja pomiędzy Raptorami, a cyganerią z Brooklynu. 

W maju podpisali przedłużenie kontraktu ze szkoleniowcem Dwane'em Casey'em na 3 lata. Wszak to on jest ojcem tego sukcesu. Jest to wymagający szkoleniowiec, rzekłbym nawet starej daty, który nie patyczkuje się z zawodnikami. Dzięki niemu takie asy jak DeMar DeRozan oraz Kyle Lowry zostali All-Starami. Kudos dla niego, za to jak trzyma drużynę twardą ręką, i za to jak wstawia się za swoimi chłopakami w prasie. W jednym z wywiadów przed ASW powiedział, że jeżeli Lowry nie wystąpi w meczu gwiazd, będzie musiał kogoś pobić gołymi rękami. Szacunek.

Na zasadzie wymiany, praktycznie za bezcen pozyskali z Atlanty Lou Williamsa, który jest ścisłym kandydatem do nagrody dla najlepszego rezerwowego w tym sezonie. Chłopak ma taką przypadłość, że ni z tego ni z owego potrafi się podpalić i trafiać serię punktów, nie zależnie od tego ilu obrońców na niego się pośle. Sam dla siebie potrafi wykreować akcję, jednak dla kolegów już nie. Dlatego często gra jako SG, i utrzymuje wynik kiedy pierwszy garnitur siada by odpocząć. Kiedy wszyscy krzyczą o wolnych agentach w nadchodzącym lecie,nikt nie pamięta o tym, że Williams również będzie do zgarnięcia jako niezastrzeżony wolny agent. Zatem może podpisać z kim chce i za ile chce. Jak donoszą szpiedzy zza granicy podoba mu się w mroźnym Toronto, zatem to oni pewnie będą mieć prawo pierwszeństwa. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie.


W drafcie zaskoczyli cały koszykarski świat i z numerem 20 wybrali Brazylijskiego Kevina Duranta - Bruno Caboclo. Chłopak jak na razie zagrał w 4 meczach i spędził na parkiecie łącznie 16 minut. Włodarze twierdzą, że jest to inwestycja w przyszłość. Patrząc po jego wskaźniku Per36, który wynosi: 18 punktów, 4.5 zbiórki oraz 2.3 bloki można stwierdzić, że coś jest w powietrzu. Dla wszystkich, którzy nie patrzą na ten wskaźnik, jako przykład wskażę Hassana Whiteside'a z Miami Heat. Grając w Sacramento w oparciu o ten przelicznik notował 12.9 zbiórek oraz 5!!! bloków. Każdy się śmiał, a Brylantynowy Pat po raz kolejny pokazał, że ma nos i Heat mogą się cieszyć z centra, który kosztuje ich grosze i będzie równie tani w następnym sezonie. Bruno czekamy!

Reszta składu zmotywowana jak nigdy przedtem już tylko czekała na rozpoczęcie rozgrywek. Byłem ciekaw prezencji Lowry'ego i jak  będzie grał po podpisaniu tłustego kontraktu. Oczami wyobraźni widziałem go jako typowego gracza, który zagrał fenomenalny ostatni rok kontraktu i czekał na dużą umowę, którą dostał. Teraz mógł olać wysiłek i liczyć kasę. Ale w elegancki sposób zamknął mi pysk. Kiedy trzeba było rozgrywał jak playmaker z lat 90 tych. Kiedy mógł brał rywali na plecy i przepychał się w post-up. Kiedy trzeba było brał punktowanie na siebie, asysty się zmniejszały, ale punkty podnosiły. Wszystko to dla dobra drużyny, która była w gazie. Jednak jego zimna krew w końcówkach i mordowanie przeciwników rzutami za 3 w ostatnich sekundach meczu, robią na mnie wielkie wrażenie. Tego nie da się nauczyć, z tym trzeba się urodzić.

Wtórował mu DeMar DeRozan, czyli zeszłoroczny All-Star. Po ligowych korytarzach, krążył niesmaczny żart: jaki zespół taka gwiazda. Robienie z niego na siłę kogoś pokroju Melo czy LBJ nie ma sensu, bo to nie ten sam poziom, jednak nie można przejść obojętnie wobec jego przeszło 22 punktów w sezonie poprzednim oraz 19 w tym. Nie gwiazdorzy, wychodzi na parkiet i robi swoje. Czasami upokorzy kogoś dunkiem, ale co na poradzić skoro ma sprężyny w nogach? 

Front court to Terrence Ross, Amir Johnosn oraz Jonas Valanciunas. O ile ten pierwszy robi co do niego należy, tak rzeba ponarzekać trochę na pozycję PF oraz C. Amir to klasyczny przykład zawodnika, który ciężką pracą wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie. W 2005 Detroit Pistons wybrali go z odległym 56 numerem w drafcie. W Mo-Town grzał ławkę i został oddany do Bucks, którzy zaraz wysłali go do Raptors i tak już chłop pozostał na północy. Jak wspomniałem przebił się do pierwszego składu i niby też robi dobrą robotę, ale! Zawsze jest jakieś ale. Otóż nie może utrzymać zbilansowanego poziomu gry. Nie może wejść na tor jakiś średnich, które będą jakby punktem wyjścia jego występów. Dużo robi dla zespołu, i pewnie za tą wielozadaniowość trener Casey trzyma go w s5. Gdyby udało mu się wypracować pewną stałą byłoby lepiej. Dlatego Raptors chcieli kogoś pozyskać przed zamknięciem trade deadline, jednak o tym później.

I dochodzimy do Jonasa, zwyczajnego centra. 22 lata na karku, 3 sezon w NBA i chłopak nie pokazał jeszcze nic nadzwyczajnego. Nie chce wyjść na jakiegoś hejtera lub kogoś takiego, ale sądzę, że 12 punktów i prawie 9 zbiórek stanowią jego sufit i nic więcej nam nie pokaże w ciągu swojej kariery.


W Toronto kuleje obrona oraz walka na tablicach. Przodują za to w ataku, gdyż rzucają średnio 104.5 punktów w meczu, co daje im 5 pozycję w lidze. W obronie tracą 101.3 co daje im 22 miejsce w lidze, a przeciwnik rzuca im ze skutecznością 50%. Co jest dziwne, bo Casey to specjalista od obrony i to on był odpowiedzialny za defensywę Dallas z 2011, która dała im mistrzostwo. W zbiórkach są na 25 miejscu w lidze, i zagarniają 41.6 piłek na obydwu tablicach. 

Dlatego zarząd postanowił coś zmienić i wyraził chęć ściągnięcia do drużyny kogoś pod kosz, kto odmieniłby obydwa czynniki. Najpierw mówiło się głośno o pozyskaniu Davida Westa z Pacers. Źle się wówczas działo w Indianie i była to jakaś możliwość wyciągnięcia doświadczonego zawodnika, jednak Larry Legenda wiedział, co robi. Teraz Pacers szturmem wbijają się na 7 miejsce na Wschodzie i sieją niepokój w sercach rezydentów wyższych partii tabeli. 

Później próbowano ściągnąć Taja Gibsona z Bulls. Ci kategorycznie odmówili na zasadzie pasa ogrodnika: u nas wychodzi w S5, to u was też nie będzie. Szkoda mi go, bo zasługuje na granie pierwszych skrzypiec w jakimś zespole, ale Bulls dali mu tłusty kontrakt i kiszą go na ławce. UWOLNIĆ TAJA Z CHICAGO!

Ostatnim na celowniku był Kenneth Faried z Nuggets. Jednak to też się nie udało, i Raptors zostali z tym czym mieli. Później mówiło się o podpisaniu zwolnionego z Nuggets Thomasa Robinsona (pozyskanego przez wymianę z Portland) jednak 76 ers okazali się szybsi. Teraz rozważa się sprowadzenie JaVale'a McGee. Nie byłoby to głupie, bo może gdyby Casey wsiadł na bądź co bądź utalentowanego centra mogli by dostać znakomitego obrońcę za frytki. Niech nie zmyli was łatka idioty jaką przyprawił mu w sowim programie Shaq. Gość ma warunki i z ławki dobrze by się prezentował pod ostrym i wymagającym trenerem.

Tak o to dochodzimy do zbliżających się PO. Jak wspomniałem zostało im 15 meczy z czego kilka naprawdę łatwych do wygrania i o ile pozycję w dywizji utrzymają na bank, tak obecne 3 miejsce będzie trudno utrzymać. Napierają Bulls oraz Wizards, którym czkawka jak na razie minęła. 

Gdyby sezon kończył się teraz ich rywalem byłoby Milwaukee, czyli 5 obrona ligi oraz 22 atak. Zatem odwrotne wartości niż w Toronto. Byłby to męczący, ale ciekawy pojedynek. Raptors próbowaliby sforsować obronę Bucks, a ci wykorzystać luki w obronie Toronto i wcisnąć tam swój lichy atak. Trudno przewidzieć zwycięzcę tej serii.

Dinozaury muszą się pozbyć tej czkawki, która męczy ich od nowego roku. W ostatnich 10 meczach mają bilans 3-7. Może to tylko zmęczenie materiału? Może właśnie skończyło się paliwo, które było w baku jeszcze w poprzednim sezonie? Liczę jednak, że Casey zmotywuje swoich podopiecznych do jeszcze jednego wysiłku, i walki w PO. 

W następnym sezonie będzie trochę kasy do wydania, i mam nadzieję, że pan poniżej ponownie użyje swojej magii, i potwierdzi, że jest prawdziwym cudotwórcą na stanowisku GM.


2 komentarze: