środa, 21 października 2015

San Antonio Spurs: Podsumowanie sezonu 2014-2015

Ostrogi po pokazaniu właściwego miejsca Miami Cheat ponownie zostali mistrzami ligi. I to w jakim stylu! Ogromny kolos pod nazwą "Big 3" rozpadł się na naszych oczach, gdyż po porażce pewien monarcha postanowił zabrać swoje zabawki i wrócić do domu. Koledzy nie byli w stanie stawić czoła żądnym zemsty podopiecznym Gregga Popovicha, więc postanowił poszukać nowych kompanów do zabawy. 

Wszystko to za sprawą deklasacji jaką zaserwowali im Spurs w finałach. Jednak zespół z Teksasu cieszył się krótko z sukcesu. Należało przygotować się do sezonu, który miał nosić piętno "pokonać mistrza". Zawsze wygrana nad Spurs smakuje dobrze, a pokonanie obecnych mistrzów jest jeszcze lepsze. Każdy chciał uszczknąć kawałek tego tortu dla siebie. San Antonio byli zatem na świeczniku z powodu ataku każdej drużyny, oraz wisiało nad nimi pytanie: czy zdołają powtórzyć sukces sprzed roku? 

Skład pozostał niezmieniony. Nic nie stało na przeszkodzie by tak było.




Tim Duncan ma 38 lat i rozegrał swój 17 sezon w karierze. Każdy oczywiście w barwach Spurs. Pomimo tak zaawansowanego wieku oraz ogromnej ilości minut w nogach, dalej jest w stanie zawstydzić młodych adeptów koszykówki, którzy dopiero zaczynają przygodę z NBA. Wszystko to dzięki systemowi Gregga Popovicha, który sprzyja długowieczności jego zawodników. Pop na przekór całej lidze daje odpoczywać swoim najlepszym zawodnikom, niezależnie od meczu czy stawki w sezonie regularnym. Dzięki temu wiekowy trzon zespołu jest wypoczęty i gotowy na walkę o najważniejsze cele kiedy przychodzi ten najważniejszy czas. Dodatkowo w atak/obronę zaangażowany jest każdy na boisku, przez co zmęczenie rozkłada się równo, a gra nie spoczywa na barkach Go-To Guy'a lub 3 gwiazd dla których reszta składu to statyści. W kolektywie siła!

Duncan w tym sezonie wyglądał na 10 lat młodszego. 13.9 punktów, 9.1 zbiórek, 3 asysty oraz 2 bloki średnio na mecz robią wrażenie. Niejeden młodzieniaszek chciałby kręcić takie statystyki, nie wspominając o posiadaniu nienagannej techniki, stoickiego spokoju, wkładu w obronę i statusu w lidze. Nie wyobrażam sobie ligi bez niego. Na szczęście podpisał przedłużenie na 2 lata po tym sezonie, więc do jego 40 urodzin dane nam będzie oglądać go na parkietach NBA. 

37 letni Manu Ginobili od kilku lat jest liderem drugiego składu Spurs. Wszechstronny Argentyńczyk, który niegdyś słynął z widowiskowej gry, teraz jest solidnym zmiennikiem jednak dalej pełni ważną rolę w rotacji trenera. Fani z tego co czytam są podzieleni co do uczuć żywionych do Manu. Jedni dalej chcą go w drużynie bo wierzą, że coś w jego baku jeszcze zostało (tak jak w finałach przeciwko Heat), a drudzy delikatnie sugerują by odwiesił buty na kołku. Dla mnie dalej jest bardzo przydatnym graczem, który nie zestarzał się tak dobrze jak Duncan, ale nie jest koszykarskim emerytem stojącym nad grobem swojej kariery. Statystyki poleciały trochę w dół, ale ogólnie nie był to zły sezon w wykonaniu Mau Gino. Bardziej nazwałbym go nierównym. 

Trzecim zawodnikiem najbardziej kojarzonym ze Spurs jest Tony Parker. Najmłodszy z z opisywanej trójki, jednak to właśnie w jego grze widać największy regres. Przez lata opierał swoją grę na szybkości, która pozwalała mu mijać przeciwników jak tyczki i kończyć akcje swoim firmowym floaterem. Taka mała irytująca pchełka, która psuła sporo krwi przeciwnikom. Jadnak od jakiegoś czasu widać, że zatraca swoje "mojo". Zaczął szukać dla siebie nowej możliwości zdobywania punktów i jak nie trudno się domyślić wybór padł na rzuty za 3 punkty. Przez całą karierę nie przekroczył progu 40%. Najbliżej tej sztuki był w sezonie 2006-2007 gdzie rzucał zza łuku 39%. W tym sezonie trafiał 42% rzutów za 3. W przeciwieństwie do wielu fanów, dalej wierzę w jego ostatni taniec. Ma 32 lata jednak nie da się ukryć, że to co najlepsze ma już za sobą. Widać to było w PO kiedy na przeciw siebie miał Chrisa Paula. Czy Pop będzie mieć serce by w pewnym momencie grać nim  z ławki na rzecz młodszych kolegów w nowym sezonie? Kolejne palące pytanie...

Wspomniana trójka to klasyk jeżeli chodzi o Spurs. Jednak nie da się ukryć, że idzie nowe. Jedną z zapowiedzi "nowej fali" jest adoptowany syn: Kawhi Leonard. Kiedy Spurs oddawali za niego Georgea Hilla do Pacers, Gregg miał łkać w poduszkę jak rozkapryszona nastolatka. Jednak kiedy zobaczył, co potrafi przyszły MVP Finałów, szybko przeszedł nad tym do porządku dziennego. Spokój, opanowanie, znakomita obrona oraz ciągle rozwijająca się ofensywa. Czy z opisu nie przypomina Wam kogoś kto jest już w składzie? Ogromne zaangażowanie w grę i skromność strasznie mnie w nim ujmują. Kiedy inny oblewali się kubłami z zimną wodą i wrzucali te filmy do internetu, Leonard okupował siłownię, by być gotowym na nadchodzący sezon. Coach postanowił bardziej rozwinąć go w ataku. Kazał studiować mu zagrania Michaela Jordana w post, by Leonard był bardziej "elastyczny" w tym aspekcie gry. Zaowocowało to 16.5 punktami, 7.2 zbiórkami, 2.5 asystami oraz 2.3 przechwytami. Został najlepszym strzelcem drużny, a liga uhonorowała go nagrodą dla najlepszego obrońcy w sezonie. Coś czuję, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w kwestii rozwoju. Skoro sam król bluźni pod nosem kiedy wracasz do gry, wiedz, że coś się dzieje.


W normalnym zespole można już by było w sumie zakończyć takie pobieżne rzucenie okiem na gracz, jednak nie w Spurs. Tam każdy tryb ma znaczenie, i jeżeli chcecie znać moje zdanie: tak powinno być w każdym zespole, zatem mówię stanowcze NIE dla skupisk gwiazd i masy wyrobników.

Danny Grenn zajął miejsce Manu w wyjściowym składzie. Od 3 lat jest podstawowym rzucającym obrońcą w rotacji Popa. Znakomity w defensywie oraz morderczy za linią rzutów za 3. Dla tego typu grajków uknuto nawet termin: 3&D, który idealnie opisuje to co dają na parkiecie. Green był w ostatnim roku kontraktu i wiele się mówiło chęci przechwycenia zawodnika przez inne kluby. Statystyki w porównaniu z sezonem poprzednim zmieniły się kosmetycznie z przewagą na lepsze. Zawodnik ostatecznie postanowił pozostać w klubie za mniejsze pieniądze po tym sezonie. To Spurs go "stworzyli" i tak chociaż mógł się im odwdzięczyć i okazać lojalność. Przez najbliższe 4 sezony zarobi 40 mln dolarów. Mógł spokojnie zażądać kasy jak Wes Matthews lub DeMaree Carroll, jednak tego nie zrobił i pozostał w Teksasie, gdzie za zaoszczędzone pieniądze podpisali LaMarcusa Aldridge'a. Szacunek panie Green. Ale liczyłem, że wróci do domu i zobaczę go w koszulce Knicks.

Boris Diaw nie dostarczał już takie impaktu jak to miało miejsce w sezonie mistrzowskim. Znacząco pogorszył skuteczność w z gry. Przed sezonem podpisał nowy kontrakt i to zdaniem wielu sprawiło, że przestał się starać. Raczej trudno mi się zgodzić z tym, że nagle przestał trafiać, gdyż jego kieszenie były cięższe od wypełniających je dolarów. Jego IQ koszykarskie robi wrażenie i taki gracz z ławki jest bardzo ważny. Wiele głosów mówiło, by pozbyć się właśnie jego ze składu. Włodarze postawili jednak krzyżyk na Tiago Splitterze wysyłając go do "Baby Spurs", zatem dalej wierzą w Borisa. Mądrze moim zdaniem.

Wielkim zawodem okazał się Marco Belinelli, który w poprzednim sezonie był ważnym graczem wchodzącym z ławki. W tych rozgrywkach nie mógł odnaleźć formy w ataku przez co jego gra przypominała mi trochę oglądanie rozgotowanego makaronu. Nijaki w obronie i fatalny w ataku. Nic więc dziwnego, że nie chciano z nim przedłużyć kontraktu po tym sezonie. Na EuroBaskecie pokazał pazur, a w meczach przedsezonowych kontynuuje paradę w ofensywie. Czy Spurs będą żałować odpuszczenia go wolno?

Patty Mills stracił początek sezonu z powodu kontuzji, która wyeliminowała go na 31 spotkań. Po powrocie nie mógł odnaleźć formy i grał w kratkę. Obudził się dopiero na play-off's i był o wiele lepszy od Parkera, jednak pomimo to Popovich nie zdecydował się by wchodził jako starter. Po jego nieobecność dowodzenie drugiego składu spadło na barki Cory Josepha. Gracz wykorzystał szansę w swoim ostatnim roku kontraktu i zanotował najlepsze rozgrywki od początku kariery. 6.8 punktów, 2.4 zbiórki oraz 2.4 asysty może nie robią szału, ale dodając do tego wysokiej jakości obronę dostajemy obraz idealnego rezerwowego. Toronto powinni się cieszyć z pozyskania go. Wszak obrony tam bardzo brakowało.


W poprzednim sezonie napędzani rządzą zemsty wygrali 62 spotkania w sezonie. Obecny przyniósł im 55 wygrane i dopiero 6 lokatę za Zachodzie ligi. Oszczędzali się przez większość sezonu, a zawodnicy dochodzili do sobie po drobnych urazach. Można powiedzieć, że pod koniec sezonu wrzucili wyższy bieg i zaczęli grać koszykówkę do jakiej nas przyzwyczaili przez ostatnie lata. Ich atak uplasował się na 7 pozycji, a zespołowa obrona dała im 2 miejsce w lidze. Dzielenie się piłką i szukanie kolegów na wolnych pozycjach, by ci kiedy dostaną piłkę przekazali je do kolejnego na jeszcze czystszej pozycji. Oglądanie tego kiedy wszystko wychodzi i się zazębia to uczta dla oczu. Każdy zna swoje miejsce na parkiecie i ma wsparcie kolegów z drużyny. Nie na darmo Popovich jest nazywany najlepszym szkoleniowcem w lidze.

W tym sezonie jego asystentem został Ettore Messina, który był przymierzany nawet do objęcia posady głównego szkoleniowca w kilku klubach NBA, oraz Becky Hammon - pierwsza kobieta-asystent w historii NBA. U kogo to miało nastąpić jak nie pod skrzydłami Popa?

Jednak kilka niefortunnych porażek na koniec sezonu (100-104 vs Knicks!) zepchnęło ich aż na 6 lokację. Przed ostatnim meczem z Pelicnas mieli prawie pewną posadę na 2 miejscu w konferencji, jednak po tej porażce osunęli się znacząco w tabeli. Pelikany kosztem Oklahomy awansowały do PO, a Spurs musieli zmierzyć się z Clippers. Niektórzy widzieli w tym spotkaniu finał konferencji, jednak złośliwy los chciał inaczej i sparował te drużyny już w pierwszej rundzie. Wszystko przez tą głupią zasadę mówiącą o tym, że kto wygra dywizję ma zapewnione miejsce w top 4 w konferencji i przewagę własnego parkietu. Na szczęście liga już się tym zajęła.

W pierwszym spotkaniu Clippers zaskoczyli Spurs swoją siłową i dynamiczną grą. Dodatkowo Ostrogi miały problemy ze skutecznością, a ich najlepszym graczem był Paty Mills. Takiego otwarcia serii spodziewali się chyba tylko fani Clipps. W meczu nr 2 Tim Duncan łyknął trochę więcej serum witalności i zawładnął pomalowanym. 28 punktów, 11 zbiórek, 4 asysty, 2 przechwyty oraz 1 blok. Pomimo tak dobrej postawy Clippers doprowadzili do dogrywki, gdzie jednak musieli uznać wyższość Spurs. Patty Mills poraz kolejny zagrał dobry mecz. Seria przeniosła się do Teksasu. Mecz nr 3 to totalna dominacja Spurs, gdzie pierwsze skrzypce grał Kawhi Leonard. Wyglądał jak MVP oraz DPOY w jednym. Clippers zostali totalnie rozbici i wynik 100-73 stał się faktem. Mecz nr 4 należał do Clippers, którzy bardzo szybko otrząsnęli się z porażki jaką zafundowali im panujący mistrzowie. Chris Paul był nie do powstrzymania, a wtórowali mu Jamal Crawford oraz Austin Rivers. Mecz przebiegał pod dyktando graczy z Los Angeles, którzy doprowadzili do remisu 2-2. Mecz nr 5 wygrali Spurs, jednak wynik wahał się do ostatnich minut. Po raz kolejny Tim Duncan ciągnął zespół do spółki z Millsem. 17 zmian prowadzenia i aż 11 remisów, a wynik końcowy to 111-107. Starcie nr 6 padło łupem Clippers. Lepiej weszli w to spotkanie i kontrolowali je do końca. 2 Pierwsze kwarty były wyrównane,a do przerwy był remis. To Clippers lepiej egzekwowali zagrywki dzięki czemu wygrali 102-96. Czekał nas zatem mecz nr 7 w którym o wszystkim zadecydowała jedna akcja na 1 sekundę przed końcem. Tym razem się nie udało. Czy to z winy Popa? Wydaje mi się, że mógł dobrać lepszą zagrywkę do tej jakże ważnej akcji. Leonard zamiast złapać i rzucić, zrobił to co zrobił i było po ptakach.

Niestety dla Spurs marzenie o drugim pod rząd mistrzostwie pękło jak bańka mydlana. Tegoroczny off-season pokazał, że wrócą jeszcze silniejsi i niebezpieczni. Ostatni taniec przed przekazaniem pałeczki młodszym kolegom? Będzie co oglądać.

GO SPURS GO!

Jeszcze tylko 3 zespoły zostały mi do podsumowania. Już niedługo nie będę Was tym męczyć i powrócę do normalnego stylu pisania. Wiem, że inne portale/blogi zakończyły już zapowiedź nadchodzącego sezonu, ale nie martwice się: 31 palących pytań jest już w kuźni, gdzie młot sprawiedliwości nadaje im realnego kształtu.

Klasycznie na koniec to co zawsze:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz