piątek, 30 października 2015

Dziś mija dokładnie rok...

Moi drodzy. Dziś mija dokładnie rok od tego jak opublikowałem swój pierwszy wpis na tym blogu. 

Od tamtej pory powstało 147 tekstów, które zostały wyświetlone ponad 58 tyś. razy, a licznik dalej bije. 

Dziś nie będzie bezpośrednio o koszykówce. Postaram się w kilku słowach opisać jak doszło do powstania tego bloga, co mnie skłoniło, co zainspirowało i jak to miało w zamyśle wyglądać, a jak wyszło i czemu wyszło tak, a nie inaczej. 

Jeżeli nie interesuje Cię to drogi czytelniku pomiń ten wpis i oczekuj "31 palących pytań" które pojawią się jutro lub (co bardziej prawdopodobne)  w niedzielę. 

Poniżej grafika, która towarzyszy mi od pierwszego dnia działalności bloga, a którą możecie podziwiać jako awatar na moim Facebooku, oraz jako koronny klejnot mojego nagłówka. 




Sprawa z powyższym zdjęciem jest prosta jak budowa cepa: kiedy w końcu w mojej głowie wykrystalizował się pomysł na nazwę, wklepałem frazę "flagrant foul" w wujka Google i moim zaspanym wówczas oczom ukazał się właśnie ten obrazek. Tyson Chandler (jeszcze wówczas w Knicks) zatrzymuje brutalnie LeBrona Jamesa (jeszcze w Miami Cheat). Wybór mógł być tylko jeden i tak o to ten prosty obrazek ukradziony z sieci stał się moim talizmanem i znakiem rozpoznawczym. 

Wszystko zaczęło się leniwego popołudnia, kiedy to czytałem sobie popularne serwisy na temat NBA i zadałem sobie sprawę, że mogę to lepiej opisać. Od zawsze miałem ciągoty do pisania (pozdrawiam forum.metal.pl), co fachowo nazywa się chyba grafomaństwem o ile się nie mylę. Przysiadłem zatem uzbrojony w piwo i rozpocząłem proces tworzenia. Pierwotnie miałem pisać na platformie WorldPress, jednak po wyborze nazwy bloga brzmiącej "Ball Don't Lie" (odnoszącej się do okrzyku jaki wydawał z siebie Rasheed Wallace) przystąpiłem do pisania pierwszego artykułu. Na surowo, z marszu czyli tak jak jest najlepiej ze świeżym pomysłem w głowie. Jednak pojawił się problem. Polskie znaki takie jak: ą,ę,ć były wyświetlane jako inna czcionka niż jest ustawiona. Zapewne dla kogoś obcykanego w świecie HTML czy jak to się tam zwie nie stanowiło to problemu, ale dla mnie było barierą nie do przejścia. Tak więc tamten nazwijmy to "szkic" został wyrzucony do kosza, ja dopiłem piwo i spuściłem z tonu. Może to i śmieszne, ale takie pierdoły mają dla mnie wielką wagę. Sam teraz wyglądam jak zapuszczony żul z brodą w nieładzie i długich kudłach, ale samogłoski mają wyglądać tak jak reszta tekstu. Koniec i kropka.

Jednak kilka dni później czytając jeden z najbardziej poczytnych portali o NBA, doznałem lekkiego szoku. Sezon 2014/2015 zbliżał się wielkimi krokami, a ja zamiast podsumowań lub zapowiedzi czytałem o palcach LeBrona Jamesa. Napisałem w komentarzu czy jest taka możliwość by nie pisali o głupotach, tylko coś bardziej konkretnego? W odpowiedzi dostałem coś w stylu: jeżeli czujesz się na siłach - napisz coś sam. 

Mój pierwszy tekst o NBA został opublikowany w internecie. Było to oczywiście zapowiedź nowego sezonu dla Knicks. Jackson, Fisher, trójkąty i walka o PO. To były czasy. Spodobało mi się to tak bardzo, że chęć posiadania czegoś własnego narastała z wielką siłą. Dodatkowo elementem motywującym stały się komentarze pod artykułem. Okazało się, że wielu czytelników podziela mój punkt widzenia i woli czytać dłuższe wywody, niż coś rodem z koszykarskiego kozaczka. 

Tak o to powstało to co teraz czytacie. Poprzednia nazwa była już spalona, gdyż kojarzyła mi się z lekkim niepowodzeniem. Zatem 2 w kolejce był właśnie "Flagrant Foul". Po szybkim sprawdzeniu czy nie ma już czegoś takiego w internecie z przykrością stwierdziłem, że jest, ale chyba umarło śmiercią naturalną dawno temu. Zatem by nie robić siary dodałem do nazwy PL i tak to się ma do dziś. W zamyśle teksty miały być kąśliwe i obrazoburcze. Każdemu kogo nie lubiłem w lidze miałem zamiar wylać na głowę cysternę gówna. Jednak z czasem doszedłem do wniosku, że takie coś nie miałoby racji bytu i nie różniłoby się od portali kopiuj/wklej lub tych zajmujących się "plotkami na poważnie". Czytelnicy wracaliby tylko i wyłącznie po większą porcję wymyślnych bluzgów i chamskich tekstów. 

Stwierdziłem: będzie normalnie, ale po mojemu, jednak chciałem stanąć w opozycji do wszystkich portali, które karmiły nas szczątkowymi informacjami na temat NBA. Chciałem pisać coś obszerniejszego i co najważniejsze: autorskiego. Po roku jestem bardziej niż zadowolony z tego co osiągnąłem. 

Ale po kolei.

Zatem zrażony do WorldPressa postanowiłem dać szansę Bloggerowi, gdzie zostałem po dziś dzień. Szybki dobór kolorystyki, czcionki, tła oraz zdjęcia do stopki i jazda: pierwszy tekst został napisany i opublikowany. 

Radochę miałem ogromną, gdyż tego dnia powstały jeszcze 3 wpisy z czego 1 konkretniejszy o przyszłości Indiany. I w sumie pisanie tego tekstu dało mi najwięcej satysfakcji. Jak na tamte czasy był długi, i zawierał tylko i wyłącznie mój punkt widzenia. Wówczas chciałem mieć coś takiego chociaż dwa razy w tygodniu. Resztę dni miały wypełniać skróty, czy idiotyczne wpisy jak ten o Minnesocie z tego samego dnia.

Jednak szybko zrozumiałem, że ponownie nie różniłbym się od innych portali o NBA. Zatem postanowiłem: obszerniejszy tekst który będzie się ukazywać rzadziej, niż coś głupiego co każdy może zobaczyć na YouTube, lub na innych portalach. Tak to się zaczęło i kręci do tej pory. Próbowałem robić jakieś podsumowania miesiąca i trochę kopać w historii ligi. Z tego pierwszego zrezygnowałem chyba po 3 wpisach, z racji powtarzających się tych samych nazwisk. Z drugiego zrezygnowałem, gdyż odgrzewany kotlet smakuje dobrze max 2 razy. Od tego jest Wikipedia lub wujek Google by mieć szybki i łatwy dostęp do kazamatów gdzie ukrywane są zapiski z lat pradawnych, a obejrzenie kilku filmików w sieci nie czyni ze mnie znawcy. Zatem ukierunkowany na obecne wydarzenia pisałem dalej. 

Potrzebna była reklama. Zatem zgłosiłem się do Gwiazd Basketu - portalu dla którego napisałem wspomniany wyżej tekst o Knicks (już niektórzy przestali się śmiać?) z pytaniem czy nie chcieliby opublikować kilku moich tekstów. Dla nich wyświetlenia, a dla mnie reklama. Niektóre teksty były chętnie publikowane, inne nie, aż w końcu dostałem ofertę współpracy: 3 teksty na wyłączność w zamian za coś + reklamę. Zgodziłem się i pisałem 6 tekstów w tygodniu. 3 dla Gwiazd, 3 do siebie. Praca jaką wówczas miałem pozwalała na taki stan rzeczy. Siedziałem przy laptopie i pisałem o NBA. Jeżeli przyszło coś do zrobienia minimalizowałem okno z tekstem, robiłem to co miałem zrobić i wracałem do pisania. Dlatego na początku istnienia bloga było tyle teksów. Jednak los bywa złośliwy i taka praca się skończyła. Musiałem wówczas zrezygnować z pisania w jedno miejsce. Wybór był prosty: podziękowałem za współprace GB i cały swój czas poświęciłem na FFPL. 

Powodów rezygnacji (poza zmianą pracy) było kilka. Najbardziej irytowała mnie cenzura i "lekka kosmetyka" moich tekstów. Rozumiem, że każdy ma jakiś wizerunek i może nie chcieć publikować moich głupkowatych porównań i niesmacznych żartów. Szanuję to bo sam nie chciałbym, żeby mi ktoś pisał coś czego nie do końca chcę u mnie. Sam u siebie jestem redaktorem naczelnym, felietonistą i bumelantem. Zatem robię tu coś co chcę i tylko od jednej osoby zależy czy coś opublikuję czy nie. Tą osobą jestem ja sam, więc nie ma kłótni w redakcji.

Dlatego kiedy zgłaszają się do mnie młode blogi z prośbą o pomoc lub wsparcie piszę im zawsze: nic na siłę i piszcie to co uważacie i nie płyńcie zgodnie z obowiązującym nurtem. Swoją drogą to takie "prośby" są miłym smaczkiem łechczącym moje ego, ale zastanówmy się: czy ja jestem aż takim modelem do naśladowania? Moim zdaniem nie :) (pierwszy emotikon w historii FFPL. Pierwszy i ostatni. Historia się dokonała na Waszych oczach!) Nie czuję się żadnym guru czy też nie wiadomo kim na rodzimej scenie NBA. Piszę to co myślę i nie boję się swoich poglądów.  

Robię masę błędów stylistycznych oraz interpunkcyjnych. Dobrze, że przeglądarki mają wbudowane słowniki i jak widzę czerwony szlaczek pod słowem, to wiem, że coś się dzieje. Bo bez tego było jeszcze więcej literówek niż jest teraz. Jeżeli chodzi o styl pisania, to piszę tak jak mówię: szybko, dużo i chaotycznie. Najlepiej pisać, pisać i jeszcze raz pisać, aż się coś wyklaruje. W życiu dużo gadam i czasami mówię z sensem, zatem jest tu mnie 99%. Ten ostatni procent to przekleństwa, które moja Narzeczona stara się zwalczyć na wszelkie możliwe sposoby. Kochanie udało Ci się chociaż tutaj! Skoro o niej mowa to jest Matką Chrzestną tego bloga, bo to ona kopnęła mnie w 4 litery by to powstało, za co jeszcze raz: serdecznie dziękuję. Do pewnego czasu sprawdzała moje teksty w poszukiwaniu błędów. Zatem czułem się jak Stephen King, który zawsze daje swoją nową powieść swojej żonie Tabithie by jako pierwsza przeczytała i wydała osąd. Błędy poprawiała koncertowo, jednak nie ukrywała nigdy, że nie wie co ja tam napisałem. Szczerość to podstawa i cieszę się, że nie udaje na siłę znawczyni tematu byle tylko mi zaimponować. Wspiera moją pasję i wie najważniejsze rzeczy: Najlepszy zespół to Knicks, a najlepszym rozgrywającym na świecie jest Jason Kidd. 

Gdyby to komuś umknęło: porównałem siebie do Stephena Kinga. Megalomania 1000000% 

Ale wracając do porad dla młodych i chętnych: najważniejsze to oglądać mecze i mieć trochę pojęcia co się ogląda i na co zwracać uwagę. Do tego polecam wbić się na jakieś forum dyskusyjne, gdzie przypadkowi użytkownicy mają większą wiedzę, o NBA niż niektórzy redaktorzy razem wzięci. Link do takiego forum macie u mnie na stronie. Poszedłem tam zrobić sobie reklamę, a zostałem na dłużej, wiele się nauczyłem i poznałem świetnych ludzi. Do tego oni piszą tak jak jest i nie przykrywają gówna pudrem. Wiele się tam nauczyłem, a dyskusja z ludźmi, którzy się znają poszerza wiedzę bardziej niż przetłumaczony tekst z Grantlandu. Swoja drogą RIP dla tego serwisu. 

Koniec porad od dobrego wujka Przemka. Reszta jak coś to maila lub na jeden z dwóch portali społecznościowych jakie posiadam. Facebook to miejsce reklamy tekstów z tego bloga, oraz czasami krótkie wpisy na tematy bieżące w lidze. Czasami to jest jakieś zdjęcie lub film, bo wydaje mi się, że właśnie fb idealnie się do tego nadaje. Drugim jest Twitter, na którym jestem od niedawna. Mało popularny w naszym kraju, jednak jest to najlepszy i najszybszy sposób by dowiedzieć się co w trawie piszczy za oceanem. Dużo tam spamuje o Knicks, ale też o innych rzeczach. Z głupoty o kanapce z pomidorem i ogórkiem powstał pomysł, który zrodził tekst. Tak właśnie często wpadają mi pomysły do głowy: coś zobaczę i nagle dostaję oświecenia. Kanapka z pasztetem, pomidorem i ogórkiem? Wpis o "wojnie" PG w Houston. Nie siedzę i nie zbieram materiałów, tylko jeżeli mam coś do napisania to siadam i piszę, a pomysły wówczas przychodzą same.   

Starczy już o historii.

Co dalej z tym projektem? Do póki pisanie będzie sprawiać mi przyjemność teksty będą się pojawiać. Nie spuszczę z tonu i dalej to będą długie wpisy przyprawione szczyptą mojego zrytego humoru. Czy to dobrze czy to źle, pozostawiam Wam do oceny. Bez Was nie byłoby tego bloga, gdyż każde wyświetlenie, komentarz czy też polubienie motywują mnie do pisania jeszcze bardziej. Za co jeszcze raz Wam dziękuję. A w tym sezonie będzie o czym pisać, oj będzie!

Starczy już tego potoku słów. 

Z pozdrowieniem Redaktor Naczelny: Przemek O.


4 komentarze:

  1. Wielkie dzięki za wszystkie teksty które publikujesz, świetnie się czyta! :) No i oczywiście #ŁotyszMVP

    OdpowiedzUsuń