środa, 4 lutego 2015

San Antonio Spurs: czyli stary niedźwiedź mocno śpi

Drużyna Gregga Popovicha zdobyła mistrzowski tytuł w poprzednim sezonie. Tak tylko przypominam gdyby ktoś o tym zapomniał. W czasie "rzezi" jak lubię nazywać starcie Heat oraz Spurs w ostatnich finałach, pokazali wyższość drużynowej koszykówki nad zbieraniną gwiazd czym ułatwili kolejną "Decyzję" dla LeBrona Jamesa. Skład pozostał nie zmieniony i zaczęto spekulować czy są w stanie sięgnąć po tytuł rok po roku. Do tej pory nie udało się im tego dokonać w historii organizacji. 

Na chwilę obecną zajmują 7 miejsce na Zachodzie. W przypadku innego mistrzowskiego zespołu media zaraz zrobiłby nagonkę za słabe wyniki oraz rozczarowujący (znaczy: nie pasujący do obrońców tytułu) przebieg sezonu. Jednak w prasie cisza. Nie ma nikogo kto odważyłby się podnieść głos przeciw Spurs. 

Dlaczego?




Bo to są właśnie Spurs. Drużyna oparta na doświadczeniu oraz zespołowemu stylowi gry, który staje się coraz popularniejszy w NBA. Przykładem niech będą tegoroczni Hawks, których trener - Mike Budenholzer - podpatrywał mistrza Popa w akcji i wie jak te nauki wykorzystać dla dobra drużyny. Złośliwi twierdzą, że Mike  praktykuje sobie na Hawks by w przyszłości zstąpić Gregga. Ten sezon w Atlancie jak na razie pokazuje, że złośliwcy mogą mieć odrobinę racji.

Popovich wie jak utrzymać swoich zawodników na wysokim poziomie. Wie jak rotować składem. Wie czego oczekuje od poszczególnego gracza na parkiecie w danej chwili. I najważniejsze: wie ile jego gwiazdy potrzebują odpoczynku. 

Inni trenerzy zajeżdżają swoich podopiecznych (pozdrawiam Toma Thibodeau) w sezonie regularnym, nie myśląc o PO. Pop wie jak rotować minutami, oraz na jakie spotkania ma wystawiać poszczególnych graczy. Taka "chwila oddechu" od lat stanowi siłę Spurs. Zespół jest wypoczęty na fazę rozgrywek posezonowych i może podjąć walkę ze zmęczonymi rywalami. 

Kiedy w składzie posiada się takich zawodników jak Duncan, Parker oraz Ginobili to ich zdrowie oraz forma będzie stanowić o wyniku. Duncan ma 38 lat. Manu jest o rok młodszy, a pomimo to, kiedy dochodzi do gry o wysoką stawkę to oni są w samym centrum akcji. Talent oraz doświadczenie zawsze w cenie. Parker co prawda ma dopiero 32 lata jednak często trapią go kontuzje i również musi odpoczywać. Bez niego atak Spurs wydaje się niekompletny. 

Spa & Wellness w San Antonio, od lat zapewnia wysoki poziom gry. 

Jednak na samych "dziadkach" nie opiera się gra Spurs. Popovich posiada niezwykłą umiejętność wydobywania z graczy tego co najlepsze i często z niewypałów ligowych robi zawodników pierwszej piątki. Przykładem niech będzie Danny Green. Został wybrany z 46 numerem w drafcie 2009 przez Cleveland Cavaliers, którzy rok później zwolnili go bez żalu. 

Zawodnik podpisał kontrakt ze Spurs, którzy raz go zwalniali po czym ponownie podpisywali by zaraz odesłać go do D-League i tak w kółko. Pop jednak dał mu szansę i okazało się, że jego wyczucie do talentów działa bez zarzutu. Green zamienił Manu Ginobiliego w wyjściowym składzie, by Argentyńczyk wchodził jako lider drugiego garnituru. Jako starter dał się poznać jako znakomity obrońca i nieprzeciętny snajper za 3. Kogoś takiego każdy by chciał mieć w drużynie. Po tym sezonie będzie wolnym agentem, ale coś mi mówi, że zostanie w San Antonio.

Kawhiego Leonarda nie muszę przedstawiać. Zawodnik, który zatrzymał LeBrona Jamesa w finałach przez co dorobił się pseudonimu "King Slayer" oraz zdobył statuetkę MVP finałów. Kiedy Ostrogi oddawały za niego Georgea Hilla do Pacers, Popovich płakał w szatni. Teraz Leonard udowadnia, że wylane łzy szkoleniowca były zbędne. Spurs to sędziwy zespół i przebudowa jest nieunikniona. Kawhi ma być pierwszą gwiazdą zespołu na kolejne lata. Ostrogi musiały radzić sobie bez niego przez 17 spotkań. Od czasu kiedy powrócił na parkiet zaliczyli serię 6 zwycięstw w 8 meczach. Obroną niszczy przeciwników, a grę w ataku poprawia z meczu na mecz. Po tym sezonie będzie zastrzeżonym wolnym agentem, i nie widzę innej opcji jak maksymalny kontrakt. O tym czemu nie zaproponowali mu nowej umowy od razu pisałem w innym wpisie.

"King Slayer" czy można mieć fajniejszą ksywę?


Reszta składu dobrana jest z aptekarską dokładnością. Każdy zawodnik spełnia określoną rolę w ustawieniu Popovicha. Dlatego każdy właściciel patrzy z zazdrością na graczy pokroju: Patty'ego Millsa, Borisa Diawa, Tiago Splittera lub Coreya Josepha jednocześnie wiedząc, że pozbawieni opieki Popa nie będą tak produktywni jak są w Spurs. Wielokulturowość składu również ma znaczenie. Na 14 zawodników w zespole tylko 5 jest rodowymi Amerykanami. Reszta to zlepek talentu z całego świata, który jest wykorzystywany w 100%.

Z powodów jakie podałem wyżej, nikt nie odważy się wyśmiać ich obecnego statusu. Znając Popa podkręci odrobinę tempo przed All-Star Weekend, by Spurs przesunęli się w tabeli odrobinę wyżej. Podczas koszykarskiego święta odpoczną. Jednak nie wszyscy. Biedny Duncan dostał powołanie do rezerw Zachodu. Lecz pewnie wystarczy jeden telefon od Popovicha do Steve'a Kerra, by Tim powąchał parkiet bardzo krótko. Kerr dużo zawdzięcza trenerowi Ostróg, zatem z tym nie powinno być problemu.

Po przerwie ponownie będą wspinać się w górę tabeli, by zagwarantować sobie przewagę własnego parkietu. Na tydzień przed końcem zapewne spuszczą odrobinę z tonu, by wejść w rozgrywki posezonowe bardziej wypoczęci. Jak to się zwykło mawiać: "małymi korczkami do celu".

Co jednak z przyszłością organizacji? Mówi się o próbie ściągnięcia Marca Gasola lub LaMarcusa Aldridgea w czasie nadchodzącego lata. Duncan oraz Ginobili prawdopodobnie zakończą kariery i potrzebny jest ktoś do pomocy dla Leonarda oraz Parkera. Gracz inteligentny oraz potrafiący się poświęcić dla dobra drużyny. Obydwaj wspomniani panowie spełniają te kryteria z nadwyżką. Jednak nie ma się czym martwić na zapas. TD oraz ManuGino mogą zostać jeszcze na rok za groszowe umowy i stanowić wsparcie z ławki. W szatni obejmą rolę mentorów dla młodszych kolegów. Kto jak kto, ale oni się do tego idealnie nadają.

San Antonio dorobiło się w lidze pewnej renomy. Tak jak neony Nowego Jorku i Los Angeles przyciągają zawodników chcących być w centrum uwagi, tak wysoka kultura organizacji z Teksasu może skusić graczy, którzy chcą być częścią wspaniałej i poważnej instytucji z dala od zgiełku wielkich miast. 

Zatem "stary niedźwiedź mocno śpi" jednak zaczyna się wybudzać z tego snu. Drużyny się go boją i chodzą na palcach. Modlą się też by nie trafić na nich w PO, bo wiedzą, że tam są najgroźniejsi... 

2 komentarze:

  1. Kończy się pewna piękna historia NBA końcówki lat 90' :(
    Pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno Duncan uczył się pod okiem Admirała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nic nie trwa wiecznie. Dobrze, że zostaną wspomnienia :)

      Usuń