poniedziałek, 16 marca 2015

Robin i jego pluszaki

Robin Lopez przez lata był postrzegany jako ten gorszy z braci bliźniaków. Musiał walczyć o swoją pozycję w NBA. Jego brat Brook z miejsca stał się gwiazdą Nets i dobrze rokującym centrem. Robin w Phoenix nie mógł pokazać pełni swojego potencjału. Po transferze do New Orleans Hornets jego gra zaczęła się zmieniać na lepsze. Zdobywał więcej punktów oraz zbiórek. Po jednym sezonie został jednak oddany do Portland, gdzie pozostał do dziś. Daje ogromne wsparcie LaMarcusowi Aldridgeowi i idealnie wpasowuje się w schemat gry Terry'ego Stottsa. Znakomicie zastawia się pod obydwoma koszami, udziela pomocy w obronie, walczy o każde posiadanie i dobija bezpańskie piłki. 

Ma jednak jeden bardzo dziwny fetysz: lubi robić krzywdę maskotkom drużyn przeciwnych. 

Dziś w nocy zaatakował po raz kolejny, a jego ofiarą stał się Raptor - ulubieniec kibiców z Toronto. 

Czy ten terror się kiedyś zakończy?



Co jest genezą tego, że Robin atakuje ludzi przebranych za pluszowe zabawki? Może to jakaś trauma z dzieciństwa? Może Brook przebierał się w Halloween za różnej maści stwory i terroryzował swojego bliźniaka zabierając mu cukierki i zamykał go w szafie? Jeżeli to prawda, to już wiem skąd Robin potrafi tak dobrze zastawiać się nogami w czasie obrony post-up. Kiedy podrośli to Robin szkolił Brooka, i dlatego center Nets jest tak podatny na kontuzje? Nie wiem, nie wnikam... 

Ale będąc bardziej poważnym: trauma z dzieciństwa to jest coś okropnego. Wy wszyscy wychowani w latach 90 tych zapewne znają z telewizji ekranizację powieści Stephena Kinga pod tytułem "TO", gdzie grupka dzieci przeciwstawia się swoim koszmarom, za które jest odpowiedzialna tajemnicza i okrutna siła. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie to, że ów stwór przybiera postać rozkosznego clowna o imieniu Pennywise. Scena gdzie chłopiec rozmawia z clownem ukrytym w studzience ściekowej po dziś dzień - pomimo blisko 30 lat na karku - wywołuje u mnie gęsią skórkę. Tim Curry odwalił kawał dobrej roboty jako aktor, a kolejną cegiełkę dołożyli charakteryzatorzy. Plotka głosi, że kiedy aktor był w pełni ucharakteryzowany, ekipa ze strachu unikała go na planie. Zatem widok jak pożera rękę dziecka i wciąga je do kanałów do dziś dnia mrozi mi krew w żyłach. Jeżeli coś takiego również przytrafiło się Robinowi, to jestem razem z nim w walce z tymi zamaskowanymi dziwolągami.

    
Jaka jest geneza walki pomiędzy Lopezem a maskotkami tego nie wie nikt. Nemezis Robina wydaje się Hooper - maskotka Detroit Pistons. Już od poprzedniego sezonu trwa walka pomiędzy tą dwójką. Prawdopodobnie poszło o przedrzeźnianie fryzury Robina, w czasie rozgrzewki obydwu zespołów na boisku w hali The Palce w 2013. Wówczas Hooper dumnie nosił perukę, która była podobna do "mopa" jakiego Lopez ma na głowie.Skończyło się na przyduszeniu maskotki i zabraniu peruki przez centra Portland. Od tego czasu, kiedy tylko Blazers grają w Detroit, Hooper stara się odegrać na Robinie. 

W obecnym sezonie, w grudniu, kiedy to Portland wizytowali Detroit, Hooper stojąc przy linii bocznej narysował karykaturę Lopeza. Zawodnik najpierw ją podpisał, a później zdzielił sztalugą Rumaka w głowę. Po wyjściu z szatni na Robina czekał ów rysunek z dopiskiem "nie waż się dorysować jak trzymasz moją głowę". To oczywiście nie powstrzymało Lopeza, który na przekór głowę dorysował. Wcześniej ponownie doszło do rękoczynów. 

By udowodnić swój potencjał jako artysta, Robin sam stworzył dzieło poniżej, czym po raz kolejny obraził maskotkę Pistons:


Jak widać, jest to Hooper w żeńskim wykonaniu. Może i jest to bardzo dziecinne, ale stanowi jakąś odskocznię od codzienności NBA. 

Coś jest nie tak z maskotką Pistons. Nawet gracze Brooklyn Nets, w zeszłym roku sprezentowali mu małe przekopanie podczas przerwy w meczu. Może trener Kidd dolał im coś do napojów? Alkohol jak wiemy powoduje agresję...


W sprawę zaangażował się Zach Lowe z serwisu Grantland, który stanął w obronie maskotek i za pośrednictwem Twittera, próbował nakłonić Robina do opamiętania się i zakończenia tej wojny. Dał mu do zrozumienia, że nie zna dnia ani godziny, kiedy nadejdzie sroga zemsta. Robin w odpowiedzi napisał, że jest gotowy walczyć z każdym i czeka na rywali. Sam Lowe wygląda jak pacynka którą porusza Bill Simmons, zatem jego sympatia do kolegów jest zrozumiała.

Zatem walka się rozpoczęła:

Lopeza próbował zaczepiać Stuff Magiczny Smok z Orlando jednak szybko wymiękł. Robin sponiewierał  trochę maskotkę Houston Rockets - miśka o nazwie Clutch. Ukrócił wygłupy Slamsonowi z Sacramento. Oślepił Kojota z San Antonio. Wszystko próbował ogarnąć Harry Jastrząb, maskotka Atlanty, jednak i on uległ środkowemu z Portland.

Ostatnią ofiarą Robina został Raptor - ulubieniec kibiców w mroźnym Toronto. Na filmie poniżej wyraźnie widać, że został do tego sprowokowany, przez maskotkę, która ponownie nabijała się z jego fryzury. W tle widać prowokatora Harry'ego.


Maskotki w tej lidze mają za zadanie, głównie rozbawiać publiczność w czasie przerw w spotkaniu. Widać, że zaczęły przekraczać swoje kompetencje i Robin jako samotny mściciel postanowił wymierzyć im sprawiedliwość i pokazać ich miejsce w szeregu. Ja go wspieram w tej walce i mam nadzieję, że i Wy stoicie po naszej stronie.

Jestem tylko ciekaw, kiedy do walki wejdzie Byk Benny - maskotka Chicago Bulls. Jak dla mnie jest to najbardziej niezrównoważona maskotka w lidze i jego potyczka z Lopezem byłaby bardzo ciekawa. 

Dodatkowo cieszę się, że Pelikany po proteście rodziców postanowiły odmienić wizerunek swojej maskotki - Pierre'a. Kiedy go pierwszy raz zobaczyłem, wszystkie wspomnienia odnośnie Pennywise'a powróciły ze zdwojoną siłą. Co za chory człowiek projektował to monstrum?


2 komentarze:

  1. Ciekawy artykuł. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie są to pluszaki dla nieco starszych osób, ale jak widać równie potrafią być słodkie. Akurat u mnie w domu teraz królują układanki edukacyjne https://modino.pl/edukacyjne-ukladanki i powiem szczerze, że ja także czasami lubię coś z nich ułożyć.

    OdpowiedzUsuń