sobota, 6 grudnia 2014

Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta i zmiany w Knicks!

"Ho! Ho! Ho! wesołych świąt!"
Już to słyszycie prawda? Już ta przeładowana lampkami ciężarówka Coca-Coli jeździ po waszym umyśle niczym walec. Gdzie są te akumulatory, które ładują te świecidełka?
Już George Michael w każdym radiu opowiada historię jak w zeszłe święta oddał swoje serce, ale ta małpa na drugi dzień je oddała, a on już nie będzie płakał bo planuje je oddać komuś lepszemu. Powodzenia z tym, przecież w końcu okazało się, że wolisz chłopców...
Już pod centrami handlowymi armia sztucznych grubasów odzianych w czerwień, macha tym irytującym dzwonkiem. To czy rozdawanie ulotek? Sam nie wiem co jest bardziej irytujące.
Z witryn sklepowych kłują nas w oczy przeceny badziewia które nie sprzedało się przez cały rok. Teraz to jest okazja. Dla sklepu by nam ten szajs opchnąć za większe pieniądze - bo święta, a dla nas by mieć przekonanie, że kupiliśmy coś wartościowego za kosmicznie niskie pieniądze.
Ubieranie choinki. Nawet nie wspominajcie!
Czy wychodzi ze mnie mr. Grinch? Nie, bo bardzo lubię święta. Ale czasami coś co nie jest związane bezpośrednio z celebracją narodzin cieśli z Nazaretu, potrafi już na początku grudnia, a nawet i wcześniej zabić ducha świąt.
A o czym mówię? Ano o dyspozycji Knicks w tym sezonie.


Ostatniej passy już nie chcę nawet wspominać, ale ona trwa nadal i już zapisała się w historii organizacji. Krew mnie zalewa jak pomyślę, o najgorszym starcie w historii tego klubu. Bilans 4-17 i trzecie od końca miejsce na wchodzie. Niżej jest tylko oddział "tankowy" z Filadelfii oraz agonia strzelecka w Detroit.

Ale nie ma co się oglądać na tych niżej. Dziś w nocy przegrali jednym punktem z Hornets, którzy teraz dziarsko zajmują lokatę wyżej od Nowojorczyków.
We wspomnianym meczu formę odzyskał Melo. W meczu z Cleveland ciskał cegłę za cegłą, a te jego łatwe punkty były jak zwykle potrzebne. Dziś w nocy trafił 11 na 22 rzuty, 2-6 za 3 i wszystkie 8 prób z linii rzutów osobistych.
Wsparcia dla Melo w pierwszym składzie trudno było szukać. Shumpert od powrotu Calderona gra piach. Wcześniej trafiał trójki na przyzwoitym poziomie i siał zniszczenie na półdystansie. Teraz kiedy zostawi obrońcę na zasłonie zamiast stanąć w miejscu i oddać normalny rzut, zaczyna tworzyć jakieś fadeawaye niczym gorszy klon J.R Smitha. Skoro o tym drugim już mowa, to razem z Hardawayem Jr. zapewnili ofensywę z ławki. Cudowny jump shot Jasona Smitha również zaginął. Amare przeżywa mały renesans, ale tylko w ataku. Obrona w Knicks leży i kwiczy. Wczorajsza akcja Kemby Walkera , która dała zwycięstwo Hornets to sztandarowy przykład bierności STATA w obronie.



Żeby było śmieszniej NY mogło sfaulować, i skrócić czas na akację po wprowadzeniu piłki z linii bocznej. Ale zamiast tego otworzyli wrota prowadzące pod kosz i postawili znak z pierwszeństwem przejazdu czym przypieczętowali swoją porażkę.

Jeżeli te moje gorzkie żale czyta kołcz Fisher mam pytanie: gdzie w tym wszystkim był Dalembert? Czemu nie został wystawiony do obrony najważniejszej akcji w meczu? Czemu na boisku statystował w obronie Stoudemire?

Zawodnicy mieli świadomość tego, jak kiepscy mogą być w tym sezonie, jednak chyba nie przypuszczali, że aż tak bardzo. Widać, że złość rośnie w drużynie. Ale jak tu się nie złościć? Cały wczorajszy mecz przegrywali, a w ostatniej kwarcie dogonili i nawet przegonili o 1 punkt przeciwników, jednak zabrakło tych 4 sekund, by cieszyć się ze zwycięstwa i przerwać serię porażek. Potencjał jest, ale trzeba to jeszcze rozłożyć na cały mecz a nie ostatnie 12 min.

Melo podczas ostatniej absencji spowodowanej kontuzją pleców, w jednym z wywiadów stwierdził, że do samego końca mocno rozważał wybranie gry w Chicago. Patrząc na to co się teraz dzieje w Knicks, nie mam mu za złe, że zaczyna wątpić, czy podjął słuszną decyzję.



Na to wszystko z trybun patrzy niczym sęp prezes Jax. Minę czasami ma nietęgą, a Zen i inne tam wynalazki, chyba przestają powoli działać.
Zapowiedział, że zmiany nadejdą najprędzej pod koniec grudnia. Zatem pozostaje nam czekać i wierzyć, że razem z Fisherem mają jakiegoś asa w rękawie.

Chciałbym wstać, w dzień po świętach, obżarty pierogami i napojony kompotem, włączyć zasłużonego w bojach laptopa i sprawdzić na NBA.com, że coś tam się ruszyło w kwestii personalnej.
Pewny pozostania w drużynie może być tylko Anthony, gdyż jego świeży kontrakt zawiera klauzulę no-trade. Zatem bez jego zgody, Jackson nie może go nigdzie wysłać. Moim zdaniem czuć się bezpieczny może jeszcze najszybszy plemnik Tima Hardawaya, gdyż prezentuje dobry poziom z ławki.
Pewniakiem do odstrzału jest J.R Smith. Możliwe jest również poświęcenie Shumperta w parze ze schodzącym kontraktem któregoś z dwójki Amare/Bargnani (który nie zagrał jeszcze minuty w tym sezonie). Najlepszy obrońca w zespole zalicza mały dołek, ale jeszcze ma miesiąc na wykazanie swojej przydatności.

A kogo mógłby pozyskać? Do głowy przychodzą mi dwa nazwiska, które będą wolne po tym sezonie, i żeby nie odeszli za darmo jak "król z Ohio", trzeba ich przehandlować przed trade-deadline.

Pierwszy to wielkolud Greg Monroe z Detroit. Gra dobrze w cienkich jak barszcz Pistons. Jeżeli SVG nie odda Josha Smitha gdzieś indziej, to Monroe na 100% nie przedłuży z nimi kontraktu. J-Smoove gra piach i ma wysoki kontrakt, wiec odpada jako łakomy kąsek dla innych drużyn. A taki podkoszowy jak Monroe bardzo by się przydał w NY.

Drugim takim zawodnikiem jest Rajon Rondo. Ainge cwaniak, nie odda go za byle co. Ale nawet jeżeli by trafił pod strzechy MSG, to co dalej z Calderonem?


Teraz gdy to napisałem do głowy przyszedł mi taki koszmarny scenariusz: Jax do Pistons oddaje Shumperta + Bargnainego za Smitha. Potem opycha Amare + Hardawaya Jr. za Rondo i Geralda Wallacea. Bo Rondo i Smith to ziomki. A przyjaźń i zaufanie to chyba podstawa filozofii Zen.

Patrząc na historię ruchów transferowych w historii Knicks niczego nie można wykluczyć.

Głowa puchnie od rozmyślań nad przyszłością Knicks. Szkoda, że nie mam pod ręką świątecznego pieroga, by zakąsić owe troski...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz