wtorek, 2 grudnia 2014

Krótka opowieść o tym jak Rumaki poczyniły odwet i zdobyły mistrzostwo

Łezka w oku się kręci jak raz na miesiąc oglądam pewne podsumowanie drogi przez Play-offs jaką musieli przejść gracze Mavs by wywalczyć pierwszy i jak na razie jedyny tytuł mistrzowski. Wspomniany filmik będzie na samym końcu tego tekstu, więc na razie proszę o chwilę cierpliwości.

Czemu zatem fan Knicks oraz Sonics interesuje się zespołem z Texasu? Otóż w jego barwach grał Jason Kidd, a gdzie on - tam i ja.

Ale po kolei. Po znakomitym sezonie regularnym 2009-2010 Dallas piastowało 2 miejsce na zachodzie z bilansem 55-27. Lepsi okazali się tylko Lakers, którzy później zostali mistrzami. Z przewagą swojego parkietu podejmowali San Antonio Spurs, którzy w 6 meczach odprawili ich z kwitkiem. Nie można powiedzieć, że nikt się takiego obrotu sprawy nie spodziewał. Dallas mają tendencję do grania znakomitego sezonu regularnego, po czym często podwija im się noga w PO ze słabszymi przeciwnikami.

Dla niektórych z tego składu była to ostatnia prosta na zdobycie wymarzonego tytułu.

Nastał czas odkupienia.



Zaczęło się od zmiany na pozycji centra. Matt Carroll, Erick Dampier oraz Eduardo Najera spakowali walizki i pojechali do Bobcats w zamian za Alexisa Ajianca oraz kluczową jak się później okazało postać Tysona Chandlera, która dopełniła obraz drużyny idealnej na którą złożyły się następujące składniki:

W roli rozgrywającego i zarazem mózgu całej drużyny wystąpił przyszyły członek Hall of Fame - Jason Kidd. Wybrany z 2 numerem w drafcie właśnie przez Dallas przeszedł długą drogę przez kilka zespołów, by w końcu powrócić do Mavs. Kidd w czasie "podróży" przez NBA był dwukrotnie w finałach, jednak za każdym razem trafiał na silniejszych przeciwników. Mający wiele sukcesów indywidualnych, pragnął tylko mistrzowskiego pierścienia. W wielu 37 lat notował statystyki na poziomie 8 punktów, 8 asyst i 5 zbiórek i znakomicie prowadził atak Dallas. Kiedy trener drużyny Rick Carlisle wręczał mu mistrzowski pierścień powiedział tylko jedno zdanie: "Basketball Genius" co chyba wystarczy za jakikolwiek opis tego gracza.

Dirk Nowitzki przez całą karierę był związany z klubem z Dallas, a zarazem jest jego główną gwiazdą. Również po zakończeniu kariery czeka go miejsce w HoF. Jest jednym z najlepszych PF w lidze. Jego firmowy rzut z wystawionym kolanem próbuje naśladować wielu graczy, jednak nikt nie potrafi używać tego manewru tak skutecznie jak Dirk. Główna opcja w ataku. Cierpliwy i inteligentny oraz praktycznie nie do zatrzymania w grze 1 na 1.
No bo niby jak można TO zatrzymać?



Najnowszy nabytek - Tyson Chandler - idealnie wypełnił lukę na pozycji podkoszowego. Twardy obrońca, który swoim pozytywnym nastawieniem potrafi zarazić nie tylko kolegów z drużyny, ale również i kibiców w AAC. Każdy alley-oop po podaniu od Kidda, każda dobitka zakończona dunkiem, każda zbiórka w ataku oraz potężny blok w obronie działały jak katalizator do dalszej - lepszej gry. Jeżeli Kidd był mózgiem tego zespołu, to Tyson był mocno bijącym sercem. Jeżeli ktoś zachwyca się krzykami Joakima Noah z Bulls, niech obejrzy zapisy z opisywanego sezonu Mavs. Wtedy uzna jedyną słuszną prawdę: Noah to tylko krzykacz.

Caron Butler był zawodnikiem wszechstronnym oraz drugim strzelcem zespołu. Niestety kontuzja kolana we wczesnej fazie RS wyeliminowała go z gry do końca sezonu.

Na pozycji SF występował Shawn "Matrix" Marion. Przydomku nabawił się podczas gry w Phoenix Suns gdzie był obok Steva Nasha oraz STATA główną postacią i wykonawcą woli "Run'and'gun" Mikea D'Antoniego. Tak jak Kidd również zwiedził kilka zespołów zanim trafił do drużyny Marka Cubana. Nieoceniony obrońca, który uwielbiał szybko biegać do kontry i kończyć akcję wsadem, zanim przeciwnicy zorientowali się co tak na prawdę się stało. Posiadacz jednego z najdziwniejszych rzutów w historii NBA.

Starterem na pozycji rzucającego obrońcy w zamian za Butlera był pozyskany rok wcześniej DeShawn Stevenson. Twardy obrońca z dobrą miarą za 3.

Pierwszym wchodzącym z ławki był Jason "JET" Terry. Były najlepszy rezerwowy ligi to 188 centymetrowy automat do zdobywania punktów. Czy z półdystansu, czy dystansu nie miało znaczenia. Kiedy rozgrzał nadgarstek, nie można go było zatrzymać. Kolejny obok Chandlera "twórca" pozytywnej atmosfery w drużynie. By wyrazić jak bardzo wierzy w zespół przed nadchodzącymi rozgrywkami, wytatuował sobie trofeum Larrego O'Briena na prawej ręce. Szalony wizjoner, który wówczas się nie pomylił.

Ławkę uzupełnili:
Jose Barea - mały wariat na pozycji rozgrywającego. Kiedy miał dzień potrafił w pojedynkę wygrać mecz, doprowadzając przeciwników do białej gorączki swoimi wjazdami pod kosz i rzutami za 3.
Brendam Haywood - center nastawiony na obronę. Miał dziurawe ręce, jednak kiedy przychodziło do obrony był odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu.
Peja Stojakovic - legenda drużyny z Sacramento. Jeden z najlepszych graczy rzucających za 3. W RS może nie pokazywał się z najlepszej strony, jednak jego doświadczenie przydało się w PO, zwłaszcza w potyczce z Lakers.

Tych oraz kilku innych zawodników, którzy nawet pomimo małej ilości minut na parkiecie znakomicie uzupełniali cały zamysł trenera Carlisle, który moim zdaniem zaraz po Popie jest najlepszym trenerem w lidze.

Sezon rozpoczął się jeszcze lepiej niż poprzedni. W listopadzie od meczu z Atlantą zapoczątkowali serią 12 wygranych pod rząd. Byli skupieni na celu jaki chcieli osiągnąć. Widać było pozytywną chemię w zespole oraz determinację. Był to najlepszy start sezonu w historii organizacji.

Serca fanów zamarły kiedy 28 grudnia kontuzji kolana doznał Dirk, a zaraz po nim 1 stycznia Caron Butler. Był to ogromny cios w ofensywę. O ile Wunder-Dirk powrócił do składu po opuszczeniu 9 spotkań, tak Butler pożegnał się z resztą sezonu.


Nie zmniejszyło to jednak zapału za jakim Drużyna, przez duże "D" rozegrała resztę sezonu i gładko awansowała do PO.

W pierwszej rundzie spotkali się z nieprzewidywalną drużyną z Portland. Dowodzeni przez LaMarcusa Aldridgea byli mieszanką młodości oraz doświadczenia. To drugie zapewniali jako PG  "Profesor" Andrew Miller, a na pozycji centra Marcus Camby. Dodając do tego przydatnego wtedy Geralda Wallacea oraz wchodzących z ławki - zdrowego Brandona Roya oraz Nicolasa Batum, stwarzali obraz drużny, z którą każdy musi się liczyć.
Dallas łatwo wygrało dwa pierwsze spotkania we własnej hali, i pewni siebie pojechali do Rose Garden dokończyć dzieła. Pierwszy mecz przegrali, i traktowali to jak normalną kolej rzeczy, jednak kiedy przyszło do meczu nr 4 byli zwarci i gotowi. W 3 kwarcie ich przewaga wyniosła 23 punkty i nie pozostało nic innego jak dowieść zwycięstwo do końca. Wtedy pokaz koszykarskiej gry pokazał Brandon Roy, który poprowadził Trail Blazers do wygranej 84-82. Zdawało się, że klątwa jaka ciąży na zawodnikach Dallas ponownie dała o sobie znać. Jednak już w meczu nr 5 nie było śladu po tak dotkliwej porażce. Mavs wygrali na własnym parkiecie 93-82 po czym dobili przeciwników na wyjeździe 103-96.

Pomimo wygranej Dallas moim bohaterem tej serii jest Brandon Roy, który samotnie poprowadził Portland do zwycięstwa w "przegranym" już meczu nr 4. Postać to wręcz tragiczna, która przez kontuzje musiała zakończyć przedwcześnie karierę. Tekst o tym znakomitym zawodniku pojawi się prędzej czy później. Czy to wzmianka w temacie "szpitala w Portland" lub jako bohater oddzielnego wpisu.


Tym samym Dallas awansowało do drugiej rundy, gdzie czekała ich przeprawa z ciągle panującymi mistrzami, którzy zmierzali po trzeci w kolejności tytuł - Los Angeles Lakers.

Lakers osiągnęli lepszy bilans i to oni mieli przewagę własnego parkietu w pierwszych dwóch spotkaniach. W meczu nr 1 zawodnicy Los Angeles wyprowadzili swój zespół na bezpieczne prowadzenie, jednak tak jak Dallas w serii z Portland odpuścili trochę, co niezwłocznie wykorzystali Mavs. Na 19 sekund przed końcem spotkania przy stanie 94-93 dla Lakers Pau Gasol faulował Nowitzkiego, który wykorzystał pewnie 2 rzuty wolne i dał jednopunktowe prowadzenie swojej drużynie. Później przejęcie po błędzie ponownie Gasola zaliczył Kidd i został faulowany. Trafił tylko jeden rzut wolny co dało prowadzenie dwoma punktami na 3 s przed końcem. Kobe Bryant próbował trafić jeszcze 3 z odległości 26 stóp, jednak chybił co dało wygraną Dallas.
W meczu nr 2 Mavs nie pozostawiło złudzeń, że ich poprzednia wygrana to był zwykły przypadek. Pokonali mistrzów 93-81 i powrócili na dwa mecze do American Airlines Center.
Mecz nr 3 przebiegał pod dyktando Lakers, którzy prowadzili przed rozpoczęciem 4 kwarty. Jednak to ostatnia kwarta należała do Mavericks, którzy wygrali tą odsłonę aż 32-20 a cały mecz zakończył się wynikiem 98-92 dla gospodarzy.
Frustracja i złość wzięła górę nad zawodnikami Lakers w 4 meczu serii, w którym to Terry oraz Stojakovic rozstrzelali przeciwników rzutami za 3. Terry wyrównał wówczas rekord NBA pod kątem trafionych rzutów za 3 w jednym meczu PO. JET trafił ich 9. Mecz zakończył się druzgocącą porażką mistrzów 122-86. Był to również ostatni mecz Phila Jacksona w roli trenera. Odgłos rozchodzący się po AAC "SWEEP LA" oraz okrzyki komentatora Mike Brenna "BANG!" oraz "ANOTHER ONE" za każdym razem kiedy JET lub Peja trafiali za 3 od zawsze będzie mi się kojarzył z mistrzowskim sezonem Mavs.
Chamskie faule graczy LAL wymownie przemilczę.


W finale konferencji Dallas trafiło na młody i zdolny zespół z Oklahomy.

Thunder mieli wówczas w składzie Russela Westbrooka, Jamesa Hardena, Kevina Duranta oraz Serga Ibake. Atletyczny i głodny sukcesu młody zespół który pokonał po drodze Denver oraz Memphis, a już za rok miał zagrać w finale ligi.

W meczu nr 1 Thunder nie potrafili znaleźć odpowiedzi na grę Dirka. Próbowali go kryć, wysokimi zawodnikami, niskimi zawodnikami, podwajać, jednak nie potrafili go zatrzymać. Dirk zakończył mecz z dorobkiem 48 punktów i pierwsza wygrana Dallas stała się faktem.
Mecz nr 2 wygrała jednak młodzież i rywalizacja przy stanie 1-1 przeniosła się do Cheasepeake Energy Arena - jednej z najgłośniejszych aren w NBA.
Mecz nr 3 to już pokaz doświadczenia przez weteranów Dallas. Marion, Kidd, Nowitzki oraz Terry zakończyli mecz z podwójną zdobyczą punktową i wyprowadzili Dallas na prowadzenie 2-1.
Mecz nr 4 przebiegał pod dyktando gospodarzy, którzy na 5 min przed końcem prowadzili 15 punktami. Lecz ten mecz to również kolejny popis Dirka który zakończył spotkanie z dorobkiem 40 punktów i dał prowadzenie 3-1 w serii, która ponownie przeniosła się do Dallas. Końcowy wynik 112-105.
Mecz nr 5 to kolejny pokaz wyższości doświadczenia nad młodością. Dallas po wyrównanym spotkaniu wygrało 4 kwartę dzięki fenomenalnej postawie Mariona i po raz 2 w historii awansowali do finału ligi, gdzie przeciwnikiem nie był byle kto.


Big 3 w Miami zostało utworzone przed tym sezonem tylko w jednym celu - wygrać całą ligę. Swoje talenty do Miami beach przeniósł LeBron James (nr 1 w drafcie 2003) oraz Chris Bosh (nr 4 w tym samym drafcie). Na miejscu był już Dwane Wade (nr 5 również w 2003) oraz grupka zadaniowców, którzy mieli wspomagać "Wielką 3" w zdobyciu mistrzostwa.
Po ciężkim starcie, machina z Miami zaczęła się rozkręcać i wywalczyła 2 wynik na wschodzie. W pierwszej rundzie PO łatwo poradzili sobie z awansującymi jeszcze wtedy do PO 76ers. W drugiej rundzie równie łatwo ograli Celtics. W finale konferencji spotkali się z Derrickiem Rose - ówczesnym MVP ligi - oraz jego Bulls którzy osiągnęli najlepszy wynik w całej NBA. Miami pokonało Chicago 4-1 i na ich drodze do zamierzonego celu stało tylko Dallas.


Dallas w czasie pierwszej swojej wycieczki do finałów, przegrali w 2006 właśnie z Heat, których poprowadził Dwane Wade do spółki z Shaqiem. To Miami wydawało się silniejsze i szybsze od tego z 2006. Szykował się zatem rewanż.

Pierwszy mecz odbył się w hali American Airlines Arena w Miami. Heat za sprawą "Big 3" oraz wspomagającego ich z ławki Mario Chalmersa łatwo wygrało mecz nr 1.
W meczu nr 2 Dirk grał z urazem palca lewej ręki, którego nabawił się w poprzednim spotkaniu. Pomimo obaw poprowadził Dallas którzy schodzili na przerwę prowadząc. Jednak za sprawą swoich 3 gwiazd Miami pewnie wysunęło się na prowadzenie i na 7 min przed końcem spotkania prowadziło 15 punktami, Jason Terry wspomina to tak:
"zostało 8-7 minut do końca, a oni już zaczęli świętować zwycięstwo, przybijać sobie piątki, Kiedy przechodziłem obok nich odezwał się we mnie duch mistrza i powiedział: nie teraz, nie w tym momencie"
"Popatrzyłem na JKidda oraz Dirka i tyko potrząsnąłem głową. Nie było słów na opisanie tego co wtedy czuliśmy"
"Popatrzyłem potem na Derrella Armstronga, który był tu z nami w 2006 i powiedziałem: "nikt nie lubi popisywania się! dalej!"
I faktycznie po przerwie na żądanie Dallas przeprowadziło jedn z najlepszych comebacków w historii finałów NBA i odprowadziło do remisu 90-90 na 57 sekund przed końcem spotkania. Po niecelnym rzucie Wadea za 3 Dirk zebrał piłkę i odpowiedział celnym rzutem za 3 i na 26 sekund przed końcem Dallas prowadziło 93-90. Miami wykorzystało ostatni czas i podaniu Jamesa do zupełnie niekrytego, stojącego w rogu boiska Mario Chalmersa był remis 93-93. Dallas po wznowieniu oddało piłkę do Dirka, który pięknym zwodem minął Bosha i zdobył łatwe punkty. Miami z braku przerw na żądanie próbowali rzutu z połowy boiska, jednak była to próba nieudana. Dallas w pięknym stylu wyrównało stan rywalizacji na 1-1.
Mecz nr 3 był niezwykle wyrównany i zakończył się zwycięstwem Miami 88-86. Dirk miał okazję do zremisowania, jednak przestrzelił rzut za sprawą dobrej obrony Udonisa Haslema. Miami objęło prowadzenie 2-1.
Mecz nr 4 przyniósł kolejne rewelacje odnośnie zdrowia Dirka. Najlepszy zawodnik Mavs nabawił się grypy. W całym meczu trafił tylko 6 z 19 rzutów z gry. Jednak pomimo złej formy gwiazdy zespołu, pozostali gracze stanęli na wysokości zadania i dzielnie walczyli o utrzymanie przewagi. Dirk pomimo choroby trafił kilka decydujących rzutów, czym zapewnił wygraną Dallas 83-86.
Przed meczem nr 5 świat obiegło nagranie, na którym to LBJ oraz Wade naśmiewają się z chorego Dirka.
Jak ktoś kiedyś powiedział "karma to suka", i ta przepowiednia sprawdziła się w stosunku do graczy z Miami, którzy przegrali mecz nr 5 112-103. Wade nabawił się podczas spotkania drobnej kontuzji biodra, jednak powrócił szybko na plac boju i nawet po mimo dobrej passy, nie byli w stanie zatrzymać Mavs. A ten rzut Terrego sprzed samego nosa LBJ jest wisienką na torcie tego spotkania



Dallas przybyło na mecz nr.6 do AAA z prowadzeniem 3-2 i brakowało im tylko jednego spotkania by zdobyć tytuł. Heat mieli nóż na gardle, jednak rozpędzonej maszyny jaką widzieliśmy w meczu nr 5 nie dało się zatrzymać. Dallas dało popis w 1 oraz 3 kwarcie i nie oddali prowadzenia już do końca.

Pierwszy tytuł w historii organizacji stał się faktem. Tak jak nagroda MVP finałów dla Dirka.


Ta drużna, która zdobyła mistrzostwo to jedna z najlepszych ekip jakie dane mi było oglądać, a ich droga do finałów oraz tryumf nad Heat, tylko to potwierdza. Lepszy występ w finałach zliczyli tylko San Antonio Spurs w zeszłym sezonie, którzy zniszczyli Miami i ich "Big 3", najdotkliwiej w historii finałów NBA.

Jeżeli ktoś kiedyś w Hollywood chciałby nakręcić film o drużynie koszykarskich weteranów na "ostatniej" prostej, którzy pokonują nową i niesprawiedliwą drużynę młodych talentów, scenariusz ma jak na tacy.

Szkoda tylko, że Mark Cuban - właściciel drużyny - przez swoje wizje nie utrzymał w składzie kilku ważnych elementów, przez co Dallas nie obroniło tytułu...

Przeżyjmy to jeszcze raz:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz