niedziela, 9 listopada 2014

Steve Nash czy $teve Ca$h?


Jego kariery w Dallas i Phoenix nie trzeba nikomu chyba przedstawiać. Jego trade do Lakers był małym zaskoczeniem. Idąc śladami takich zawodników jak Gary Payton czy Karl Malone chciał zdobyć swój pierwszy tytuł mistrzowski w barwach Lakers na "doczepkę", gdzie szykowała się drużyna zdolna do walki o najwyższe cele. Drużyna w której 2 krotny MVP ligi mógłby dołożyć kilka cegiełek pod nowy - mistrzowski - fundament. Ale po kolei.


Kiedy Lakers jednego lata pozyskali Nasha oraz Howarda wydawało się, że złapali pana Boga za nogi. Do spółki z Kobe Bryantem i Pau Gasolem mieli być faworytami do mistrzostwa ligi. Start rozgrywek pozbawił pracy dotychczasowego trenera Mike Browna, który osiągną bilans 1-4. Zespół na krótko przejął jego asystent Bernie Bickerstaff który odwrócił bilans poprzednika i osiągną linijkę 4-1. Zarząd chciał jednak trenera z wyrobionym nazwiskiem. Wybór padł na zasłużonego Mikea D'Antoniego (dobrego przyjaciela Nasha) który po sukcesach w Phoenix przeniósł się do Knicks, gdzie po 4 latach niepowodzeń został zwolniony. Jego ofensywny system gry przez lata z powodzeniem prowadził na parkiecie w Suns bohater tego teksu, co dawało fanom Lakers dodatkowych powodów do zadowolenia. Z czasem okazało się, że współpraca gwiazd w tym systemie nie do końca się układa. Osiągnęli bilans 44-38 i zajęli 7 miejsce premiowane awansem do rozgrywek posezonowych. Doznali porażki 4-0 z San Antonio Spurs, co zakończyło ich "cudowny" rok.



Dwight Howard nie przedłużył umowy z Lakers i wybrał ofertę Houston.

Steve Nash już wcześniej podpisał 3 letni kontrakt warty 27 mln dolarów. Co ciekawe w poprzednim sezonie rozegrał tylko 50 spotkań. Pomimo to zarząd Lakers dalej wierzył, że duet D'Antoni-Nash dalej może być produktywny.

Sezon 2013-2014 to tylko 15 spotkań rozegranych przez Kanadyjskiego rozgrywającego. Absencja spowodowana kontuzjami rzuciła cień na jego dalszą karierę. Lakers stracili również Kobe Bryanta po zaledwie 6 rozegranych spotkaniach. Bilans 27-55 spowodował zwolnienie D'Antoniego.

Podczas przygotowań do nowego sezonu Nash we współpracy z portalem Grantland nagrał dokument opowiadający o powrocie na prawdopodobnie ostatni sezon w jego karierze.

Poniżej pierwszy odcinek "The Finish Line". Resztę bez problemu znajdziecie na YT



Widać na nim było determinację i chęć zagrania po raz ostatni w najlepszej lidze świata oraz ile wysiłku włożył by przygotować swoje 40 letnie, wyeksploatowane do granic możliwości ciało na jeszcze jeden sezon.

Los jednak bywa niesprawiedliwy. Po zagraniu 2 meczy przedsezonowych, Nash na skutek dźwignięcia bagażu doznał kontuzji pleców która wyeliminowała go na resztę obecnego sezonu. Nie ogłosił oficjalnie końca kariery, co spowodowało burzę w mediach, dotyczącą jego zarobków. Za obecny sezon, w którym nie zagra ani jednej minuty zarobi przeszło 9 mln dolarów.

Wielu fanów stwierdziło, że powinien pozostawić tą sumę w kasie zespołu i odjeść na koszykarską emeryturę. Ale ilu z nas zostawiło by na stole gwarantowane 9 mln dolarów?

Oliwy do ognia dolała ostatnio publikacja filmu na jednym z portali społecznościowych należących do Nasha.Na filmie widać jak beztrosko gra sobie w golfa. Nie widać po nim śladu kontuzji, podczas uderzenia kijem w piłkę wygina podobno chore plecy i komentuje to wszystko z jego firmowym uśmiechem na twarzy.

To rozwścieczyło fanów na dobre. Zaczęli nazywać go oszustem i złodziejem.

Nash w odpowiedzi napisał otwarty list do fanów w którym próbował się wytłumaczyć z całego zajścia i podać powody dla których już nie może grać w koszykówkę.

Moja ocena tego całego show jest taka: Nash nie powinien publikować, żadnych tego typu zdjęć czy filmów w internecie. Co robi w zaciszu domowym jest jego prywatną sprawą. Będąc graczem tego formatu, dodatkowo w taki mieście jak Los Angeles musi liczyć się z konsekwencjami takich czynów. Przypomina mi to zdarzenie z innym graczem Lakers - Andrew Bynumem. Bynum po przenosinach do 76ers borykał się z kontują kolana. Pomimo to wybrał się na partyjkę kręgi, na której to kontuzjował drugie kolano. Wyczyn Andrew można tłumaczyć młodym wiekiem i brakiem dojrzałości. Co nakłoniło Nasha do publikacji tego na grania?

Nash moim zdaniem powinien teraz siedzieć na ławce Lakers na każdym meczu. Ubrany w garnitur powinien oklaskiwać kolegów z drużyny, przybijać "piątki" i kręcić ręcznikiem po udanych akcjach. Powinien być dobrym duchem na ławce, swoją modrością weterana dzielić się z młodszymi zawodnikami oraz dawać do prasy wywiady w których podkreślałby jaka to wspaniała organizacja. Wtedy chyba nikt nie miałby do niego pretensji o tak wysoką gażę.


Ale będąc bardziej dociekliwym i złośliwym można doszukać się innych przyczyn absencji Nasha w tym sezonie. Otóż podczas rozegrania prawie 1300 meczy w NBA Steve wykręcił sobie bardzo dobre statystyki. Średnie jego kariery to: 15 punktów, 9 asyst i 3 zbiórki. W najlepszych sezonach zdobywał po 19 punktów i 11 asyst na mecz. Więc teraz nasuwa się pytanie: jak by wyglądał ten sezon w liczbach, gdyby nie ta feralna kontuzja? Ograniczona liczba minut przełożyła by się na mniejszą ilość zdobywanych statystyk na mecz i obniżenie skuteczności. Co oczywiście pogorszyło by jego średnie kariery. Czy był to celowy zabieg przyszłego członka Hall of Fame? tego się raczej nie dowiemy nigdy...

Sam nigdy nie byłem fanem jego gry. Zawsze przed nim stawiałem Kidda, Stocktona, Paytona czy bardzo niedocenianego Kevina Jonhsona. Jego styl gry idealnie pasował do systemu "Run and Gun" który z takim powodzeniem wprowadzał D'Antoni w Phoenix Suns. Jestem ciekaw jak poradziłby sobie Nash w innym systemie, wymagającym bardziej poukładanej koszykówki niż słynne akcje 7 sekundowe.

Ale trzeba przyznać, że court vison miał bardzo dobry:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz